Читать книгу Poniewczasie - Wit Szostak - Страница 9

5 stycznia

Оглавление

Poprawiłem poprzednie wpisy. Cyzelowanie, szukanie szyku, płynność, podfałszowywanie tonu; wsłuchiwanie się w melodię. Po co? Bez poprawek było prawdziwiej. Było, jak było, zatrzaśnięte świadectwo minionego dnia. Wieczorny zapis w pliku, potem sen, nie można nic zmieniać. Ale zmieniam, ulepszam, szlifuję. Dla kogo? Sam tego potrzebuję? A może wstyd przed innymi, niecyzelowane zawstydza?

Pojawiają się inni, zawsze są jacyś inni. Inny nie wie jeszcze, że jest inny. Nie wie, że piszę coś, co poprawiam, by nie czuć przed nim wstydu. Inny nie wie, że jestem. Kim jest inny? Dlaczego mu ulegam?

Każde zdanie, szeptane sekretnie samemu sobie, zostaje podsłuchane, czuję podsłuchującego za plecami, ktoś zagląda przez ramię. To przed nim poprawiam się, wygładzam fałdy. Liczyłem, że dziennik będzie ucieczką. Pisany dla siebie, prywatnie. Od pierwszego zdania jest publiczny. Każde słowo jest publiczne, każdy dom otwarty na oścież. A może tym innym będę ja za kilka lat?

Zajrzę z nostalgią do zapomnianego pliku lub przejrzę porzucony wydruk. Będę inny, niż jestem. Starszy, głupszy, mądrzejszy, bardziej łysy. Może chory. Może biedny. Może rozwiedziony, bezdomny, nieszczęśliwy. Może spełniony. A może zwyczajnie nieistotny, ustawicznie nieuzasadniony.

Zapomnę siebie z teraz, poczytam o innym sprzed lat. Inny ja o innym sobie. Może właśnie taka własna inność wystarczy? Może każe mi poprawiać to przeczucie swego własnego, przyszłego spojrzenia, które nieuważnie omiecie te słowa? Czy będę pamiętał o tym przeczuciu jako inny?

Nie będę, ale przeczytam.

Bohater ma biurko ustawione tyłem do drzwi. Każde wejście innego, nawet ciche i bose, odrywa go od pisania. Unosi ręce nad klawiaturą, gubi słowa, nie ma siły na napomknienia. Wie, że za plecami stoi inny, choć inny zapewne nie podczytuje. Czuć spojrzenie, którego się nie widzi, spojrzenie, które dopiero będzie. Nawet jeśli nie ma tego spojrzenia, jeśli nie istnieje jeszcze ten, który będzie spoglądał, to spojrzenie kwestionuje. Pisanie jako wieczne usprawiedliwianie się, przebąkiwanie o własnej zasadności.

Podglądam takiego bohatera, widzę jego skulone plecy, które naciąga na monitor, chcąc zakryć sobą słowa. Zaczynam go czuć, słyszeć cichy syk uchodzenia.

Word zastąpił syk szykiem. Słowo za słowo. Cichy szyk uchodzenia. Cichy szyk uchodzenia. Dobry tytuł. Do przemyślenia.

Poniewczasie

Подняться наверх