Читать книгу Człowiek zawsze kicha dwa razy. Masażysta też… - Agnieszka Dydycz - Страница 17
Wtorek, czyli tylko dla dorosłych
ОглавлениеNareszcie spotkałem się z moim przyjacielem, bardzo znanym autorem Kaziem, który pieści właśnie swój kolejny bestseller. Tym razem nie będzie to obyczaj, ale powieść sensacyjno-historyczna. Na razie książka jest w tak zwanych powijakach, czyli na etapie zbierania materiałów. Kazio umówił się ze mną na spotkanie, ale pod warunkiem że nie będę zmuszać go zdradzania szczegółów. Na tym etapie tworzenia on, autor, może mnie jedynie zachęcić i zanęcić…
– Znasz Krok Madame? – zapytał mnie Kazio, gdy już umawialiśmy się na konkretną wódkę.
– Czyj krok? – nie obczaiłem.
– Krok Madame, Marcinie, taką nową knajpę – wyjaśnił Kazio.
– Ale dlaczego krok? – nie rozumiałem.
– Nie krok, tylko Croque, Marcinie. Croque Madame! Języków uczyć się trzeba – skonkludował bezlitośnie Kazio i rozłączył się.
Gdy już udało nam się spotkać w tym „czymś tam” należącym do Madame, Kazio łaskawie uchylił mi rąbka tajemnicy.
– Marcinie, zamierzam stworzyć mistrzowskie studium fenomenu męskiej bezczelności w kontraście do bezgranicznej kobiecej naiwności – zarzucił przynętę.
– To znaczy? – muszę przyznać, że udało mu się mnie zaintrygować.
– Tobie mogę zdradzić małe co nieco, gdyż mam do ciebie, Marcinie, zaufanie. – Tu Kazio przerwał, by rozejrzeć się czujnie dookoła, a następnie konspiracyjnie pochylił się w moim kierunku. – Zachowaj jednak, proszę, te informacje tylko dla siebie! Piszę właśnie powieść o najjurniejszym ruchaczu wszech czasów.
– Słucham? – zapytałem zdumiony, bo słabo u mnie z wiedzą o światowych ruchaczach.
Kazio spojrzał na mnie z wyraźnym politowaniem.
– Marcinie, Marcinie… Zdecydowanie zbyt długo przebywałeś w tej swojej Ameryce. O Rasputinie moja powieść będzie.
– Myślałem, że to Casanova był największym… no wiesz, jebaką – próbowałem ratować honor.
– Ze swoimi stu dwudziestoma kobietami Casanova był jedynie prekursorem. Do tego w kategorii juniorów, że tak to ujmę sportowo – pouczył mnie Kazio. – Rasputin, Marcinie, miał kobiet co najmniej pięćset, i to jest dopiero klasa mistrzowska!
Mój zdumiony i lekko przerażony fejs musiał wystarczyć Kaziowi za cały komentarz, więc przyjaciel autor płynnie zmienił temat. A potem, równie płynnie, rewelacja goniła sensację, ale to dla mnie nic nowego. Tradycyjnie już spotkania z Kaziem obfitują w wysublimowaną strawę duchową i wyrafinowaną strawę cielesną. Niestety, tym razem ciała nie dane było mi nasycić, bo Kazio przechodzi właśnie okres wegański w swoim życiu. Ku rozpaczy swojej kobiety, Joanny. A tego konkretnego wieczoru – także i mojej. Okazało się bowiem, że choć Croque Madame brzmi zachęcająco, to w środku jest… po prostu yuck. Wegański, do tego w nachalny, siermiężny sposób. Nie jestem wybitnie mięsożerny, ale od czasu do czasu lubię sobie zjeść schabowego lub szynkę (z kruka czy z innego zwierzęcia). A soi i innych kiełków organicznie nie znoszę. I nie trawię, w dosłownym znaczeniu tego słowa…
Spędziłem więc wieczór głodny, sącząc szklankami wegański cydr, gdy w tym czasie Kazio zajadał się kotletem z sejtanu. Przyznam się, że wcześniej nie miałem nawet pojęcia o istnieniu tego czegoś. Pomiędzy kęsami Kazio opowiadał mi z przejęciem o głębokiej ideologii i humanitarnej filozofii weganizmu, współodczuwaniu ze słabszymi i z zależnymi od nas oraz o otwieraniu klatek. Ogólnie szacun, ale nie byłem w stanie współodczuwać na głodniaka. Już nie jeść, a żreć mi się chciało, z każdą minutą coraz bardziej!
Jednak piłem i słuchałem, ale… zbyt dobrze i zbyt długo znamy się z Kaziem, bo coś mi nie do końca pasowało. I oczywiście miałem rację!
Po piątej butelce cydru mój przyjaciel wyznał mi wreszcie, że ma już trochę dosyć. Męczą go zaparcia i gazy, nieustannie śni o schabowym, a do tego powinien uwolnić swoje papugi z klatki, a nie potrafi, bo za bardzo je kocha.
– Wiesz, Marcinie, ja szanuję wszystko, co żyje. I generalnie kocham stworzenia boże, chociaż niektórych się wyjątkowo brzydzę! Ale czyż my, ludzie, nie powinniśmy kochać ich mądrze, a nie bałwochwalczo? Czyż nie, Marcinie? – Spojrzał na mnie z nadzieją w zamglonych cydrem oczach.
– Tak, Kaziu, masz rację. Tym bardziej że niektóre stworzenia nie poradzą sobie bez nas – odpowiedziałem światle. – A inne z kolei zjedzą nas, jeśli my im tego wcześniej nie zrobimy.
I to był klucz do serca Kazia – Kazio popłynął. Że on żadnej klatki nie będzie otwierał, bo za bardzo kocha swoje Kazie… Że wolność mogłaby im tylko zaszkodzić, a poza tym na wolności niechybnie zginą śmiercią tragiczną! Kaziowi oczy zaszły łzami, a ja z trudem zrozumiałem jego opowieść o tym, jak to Joasia podarowała mu papugę. Młodą nimfę, a konkretnie samczyka o niezwykle dystyngowanych manierach angielskiego lorda. Kazio się wzruszył i nadał papudze najpiękniejsze z imion, czyli Kazimierz. Kazio i Kazimierz świetnie się rozumieli i byli samowystarczalni, do czasu gdy Joasia dokupiła Kazimierzowi (papudze) samiczkę. Radości i czułościom w klatce nie było końca, a Kazio (autor) poczuł się lekko odsunięty na bok. Jednak będąc wrażliwym artystą, zaakceptował potęgę miłości i teraz niecierpliwie czeka na młode.
– I z klatki ich nie wypuszczę! Po moim trupie! – spuentował po szóstej butelce cydru!
Pocieszyłem przyjaciela, że nie musi, a wręcz byłaby to zbrodnia, po czym zgodnie poszliśmy na tureckiego kebaba i polską wódkę.
PS To już chyba taka tradycja, że spotkania z Kaziem stymulują nie tylko moją duszę, lecz także ciało… Tym razem po raz pierwszy w życiu piłem wegański cydr i od razu obiecałem sobie, że po raz ostatni. Promise!
PS do PS A przynajmniej w takich ilościach…