Читать книгу Kalifornijczyk - Alicja Manders - Страница 10
7
ОглавлениеStres zaczynał powoli odbijać się na zdrowiu Michaela. Ucisk w żołądku nie ustępował od spotkania w Wielorybniku, chociaż pierścionek był głęboko schowany na dnie szafy. Miał już nawet pomysł, jak się do tego zabrać, ale ostatnio szydził z niego cały świat.
Zaledwie tydzień wcześniej nadęty sąsiad spod trójki oświadczył się narzeczonej na pokładzie samolotu lecącego na Malediwy. Zrobił to z dyskretną pomocą stewardesy, która czekała na nich z szampanem i truflami w czekoladzie. Teraz cała ulica miała go za bohatera, a zamieszczone w internecie zdjęcia biły rekordy popularności.
Michael nie był nawet pewien, czy Marta lubi trufle, a na myśl o oświadczynach w miejscu publicznym oblewał go zimny pot. Ze zgrozą pomyślał, że ten prywatny moment od pewnego czasu stał się własnością całego świata.
Szedł główną ulicą Pasadeny, która kiedyś była nudnawym miasteczkiem – sypialnią dla położonego kilka kilometrów dalej Betonowego Wzgórza, a teraz pękała w szwach od kafejek z żywnością organiczną i mikropiwiarni. Miało to swoje złe strony. Los Angeles, ściśnięte pomiędzy Pacyfikiem a pasmem górskim San Gabriel, powoli wypychało klasę średnią na obrzeża, w stronę pustynnej Doliny San Fernando. Michael raz jeszcze przekalkulował w myślach cenę domu w najbliższej okolicy i z wysiłkiem przełknął ślinę.
Zbliżała się pora lunchu. Mijały go młode pary z małymi dziećmi i wypielęgnowanymi psami o rodowodzie bardziej zawiłym niż całe drzewo rodzinne Michaela. Kobiety przeważnie nosiły dopasowane spodnie do jogi, faceci wybierali szorty i pastelowe polówki. Był to szczególny gatunek, który w tygodniu siedział za biurkiem jednego z banków w Centrum, a z nastaniem weekendu przeobrażał się w wysportowane zwierzę plażowe. Wielu z nich wyglądało, jakby właśnie skończyli trening na siłowni. Michael pomyślał, że jeśli każdy z tych troglodytów umiał uklęknąć na jedno kolano i wydusić z siebie cztery słowa, to nie mogło to być aż takie trudne.
Trzy miesiące wcześniej zarezerwował stolik w japońskiej restauracji Naka, o której dowiedział się ze znanego programu kulinarnego. Miejsce było tak wykwintne, że nie miało nawet szyldu, a szczelnie zasunięte żaluzje uniemożliwiały jakikolwiek wgląd do wnętrza lokalu. Jedynie rząd luksusowych samochodów zdradzał, że za bambusowym płotem mieściło się coś wartego uwagi.
Michael niejasno pamiętał, że szef kuchni był ekscentrykiem, ale nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego wyciągnął taki wniosek. Marta nie przykładała wagi do markowych ubrań i kosmetyków, ale uwielbiała dobrze zjeść i od dawna marzyła o wizycie w Naka, chociaż czas oczekiwania na stolik wynosił pół roku. Był czwartek i do daty rezerwacji zostały dwa dni.