Читать книгу Kalifornijczyk - Alicja Manders - Страница 5
2
ОглавлениеZamszowe pudełeczko miało nie więcej niż pięć centymetrów średnicy. Stało na dębowym stole w pubie Wielorybnik, popularnej wśród miejscowych knajpie z widokiem na ocean i molo Waszyngtona. Rob wziął je do ręki i wybałuszył oczy.
Michael siedział naprzeciwko na drewnianym zydlu i wiercił się niemiłosiernie. Była to najmniejsza, najdroższa i najłatwiejsza do zgubienia rzecz, jaką kiedykolwiek kupił. Wszyscy wiedzieli, że oświadczyny kiedyś nastąpią, lecz Rob naiwnie myślał, że obaj mają na to jeszcze kilka lat. Życzył Michaelowi jak najlepiej, ale oczami wyobraźni widział, jak najlepszy przyjaciel zmienia się w lekko otyłego faceta w kraciastej koszuli i sportowych sandałach.
– Stary, nie wiem, co powiedzieć – wybąkał, po czym z wysiłkiem przełknął ślinę. Szybko się jednak opamiętał. – Gratuluję!
Z braku bardziej wylewnych słów, jakie odpowiadałyby okazji, rozejrzał się po patio w poszukiwaniu kelnerki. Stała tuż obok, obsługując parę spieczonych na raka turystów.
– Dwa razy tequila!
– Jeszcze nie ma południa – zaśmiał się Michael. Wskazał na zegar ścienny w kształcie tuńczyka, ale ostatecznie nie zaprotestował.
– Marta niczego nie podejrzewa?
Przyjaciel pokręcił głową, po czym rzucił okiem na kilkudniowy zarost Roba.
– Wyglądasz jak śmierć.
– Nie oglądasz wiadomości? – obruszył się. – Mieliśmy nad ranem cztery stopnie w skali Richtera. Epicentrum w Santa Monica.
– Słyszałem w radiu, że to dobrze. Mniejsze wstrząsy to podobno zawór bezpieczeństwa, który odracza coś większego. Ewentualnie…
– Ewentualnie zmiecie nas trzydziestometrowa fala od strony Pacyfiku – przerwał mu Rob. – Pieprzą bez sensu.
Kalifornijczycy reagowali na widmo trzęsienia ziemi w różnoraki sposób. Jedni negocjowali z agentem, próbując zbić horrendalną cenę polisy ubezpieczeniowej. Inni robili zapasy butelek z wodą, wysoko proteinowych batoników i baterii. Rob należał do trzeciej kategorii, niestety wyjątkowo popularnej wśród rodowitych mieszkańców południa stanu. Nie miał dziewczyny, a jego rodzice mieszkali w Costa Mesa, według ostatnich doniesień już poza regionem sejsmicznym. Sądził, że w razie katastrofy potrzeba mu będzie o wiele więcej niż migdałowy batonik i latarka. Dlatego nie robił w kierunku przygotowań absolutnie nic.
Mgła ustąpiła już zupełnie. Zaraz za Wielorybnikiem rozciągała się szeroka plaża, nad którą górowały jedynie równo rozmieszczone wieże ratowników. Większość okolicznej zabudowy powstała w latach siedemdziesiątych i miała charakter nieco zaniedbanych domków plażowych. Do tej pory Venice uniknęła losu bardziej luksusowej Santa Monica, której krajobraz coraz częściej dekorowały wielopiętrowe apartamentowce.
Z głośnika leciała mało znana piosenka Boba Dylana o pełnym przygód życiu autostopowicza, który uciekał do jednego z północnych stanów po przegranej w pokera. Kilka miesięcy wcześniej artyście przyznano Nagrodę Nobla, którą z typowym dla siebie brakiem zainteresowania jakąkolwiek uroczystością i ściskaniem dłoni zupełnie zignorował.
Muzyka była jeszcze jednym powodem tego, że Wielorybnik bił na głowę konkurencję. Grali wszystko, od Pink Floyd po Pearl Jam, zatrzymując się gdzieś przed Smashing Pumpkins, bo był to bar plażowy i nikt nie chciał tracić dobrego humoru.
Wypatrując kelnerki, Rob zauważył burzę blond loków, teraz z trudem przeciskającą się między stolikami. Nick Upchurch, o połowę głowy wyższy od przeciętnego mężczyzny, od samego wejścia skupiał na sobie spojrzenia siedzących przy barze kobiet. Udawał, że nie ma o tym pojęcia, ale iskierki tańczące w oczach olbrzyma świadczyły o czymś zupełnie innym. Przysiadł się do stołu, tylko nieznacznie potrącając stojące na nim szklanki. Od razu zauważył zamszowe pudełko i energicznie poklepał Michaela po plecach.
– Ten z szafirem? Dobry wybór, mniej ostentacyjny niż diamenty. Pasuje do nowoczesnej biżuterii.
– Zaraz, skąd o tym wiesz? – zapytał Rob.
– Potrzebowałem pomocy kogoś, kto ma doświadczenie w kupowaniu błyskotek – wyjaśnił Michael.
– Przecież to banalnie proste – odparł Rob. Chociaż wybór pierścionka nie interesował go w najmniejszym stopniu, poczuł ukłucie zazdrości. Nick mógł być niewiarygodnie atrakcyjnym synem znanego chirurga plastycznego, ale to Rob grał rolę pierwszego skrzydłowego Michaela.
– Niekoniecznie. To test, który weryfikuje twój dobry gust. Jeśli kupisz badziewie, wyjdziesz na frajera – tonem znawcy zaoponował Nick.
Rob usiłował sobie przypomnieć, ile razy świętował już zaręczyny Nicka. Prawdopodobnie zliczyłby je na palcach jednej ręki, szczególnie gdyby ominął początkującą piosenkarkę z Wirginii i kupiony jej spontanicznie pierścionek ze sklepu z zabawkami. Rozstali się, kiedy przyjaciel rzucił studia medyczne na rzecz filmu. Rodzinna fortuna pozwalała mu na szukanie szczęścia w zawodzie aktora, ale poza udziałem już jakiś czas temu w reklamie piwa przełom w jego karierze jeszcze nie nastąpił.
Rob zawiesił oko na atrakcyjnej kelnerce. Nieziemski wręcz biust przykrywał podkoszulek promujący wegetarianizm, więc łatwo znalazłby punkt zaczepienia. Inteligentną odzywkę miał już na końcu języka, kiedy na stole zawibrował telefon. Skrzywił się na widok lakonicznej wiadomości ze znajomego numeru. Zauważył także nieodebrane połączenie od matki, ale ta rozmowa mogła poczekać.
– Będę musiał jechać do studia.
– W sobotę? – zapytał Michael dla porządku. Jako dźwiękowiec pracował głównie przy serialach i sam nigdy nie wiedział, kiedy zadzwoni telefon.
– Kryzys w stacji edycyjnej – odpowiedział Rob, nie spuszczając wzroku z telefonu. Wiadomość pochodziła z samej góry.
Podniósł się z krzesła, zupełnie zapominając o tequili. Nick zniknął z pola widzenia, zapewne dotrzymując towarzystwa jednej z opalonych turystek. Według wszelkiego prawdopodobieństwa opowiadał jej wyssane z palca plotki z gabinetu ojca, jakie każdy szanujący się lekarz powinien zabrać ze sobą do grobu.
Nie był to pierwszy raz, kiedy wiadomość ze studia stawiała pod znakiem zapytania plany nie tylko Roba, ale i jego rodziny oraz przyjaciół. Przed wyjściem uregulował rachunek za cały stolik, nieco łagodząc poczucie winy. Na końcu wyboistej drogi musiała czaić się nagroda, która zrekompensuje zapomniane urodziny i nieodebrane telefony. Szczególnie te od rodziców, od tygodnia odsyłane prosto do poczty głosowej.