Читать книгу Zmowa - Dario Correnti - Страница 13

8 grudnia 1870

Оглавление

O świcie pola zasnute są mgłą. Dziewczyna idzie wzdłuż drogi, ale kiedy się odwraca i spogląda do tyłu, wszystko znika. Przed sobą także ma nicość, z każdym kolejnym metrem zdobywa nową przestrzeń. Kręci jej się w głowie, prawie traci orientację. Jej ojciec, który często pasie w górach krowy, lubi powtarzać, że gdy znajdziesz się wewnątrz chmury, nie wiesz już, czy wchodzisz, czy może schodzisz.

Silnie pachnie nawozem, a pokryta szronem trawa zdaje się raz żółta, raz czerwona. Po śnieżycy tu i tam pozostały białe grudy. W tym widmowym pejzażu przedmioty pojawiają się znienacka, aż można się przestraszyć. Co znajduje się tam, w dole? Zwierzę? Koń? Osioł? We mgle widać tylko wielki ciemny cień. Zbliża się do niego i rozpoznaje chatę ze słomianym dachem, w której ktoś trzyma narzędzia. A tam co jest? Idzie dalej, owinięta szalem, który chroni ją przed zimnem. Ach, to wóz.

Nie mogła zresztą wyruszyć później, choć w ciągu dnia, zwłaszcza w słońcu, droga do Suisio byłaby znacznie przyjemniejsza. To Dzień Niepokalanego Poczęcia, musi więc zdążyć do domu na tyle wcześnie, by pomóc mamie przygotować obiad. Dzisiaj podadzą mięso, ojciec specjalnie zabił kapłona. Wyjątkowo zjedzą coś więcej niż tylko samą polentę. W jej domu jest za dużo dzieci, nie sposób wszystkich wykarmić. Ją na szczęście przyjęła do siebie rodzina Ravasiów, która traktuje ją jak własną córkę.

Nie widziała rodziców od ponad miesiąca. Ale nie tylko tym jest podekscytowana: spieszy się i cieszy także dlatego, że na zabawie zobaczy swojego kuzyna. Kto wie, może się pobiorą? Chciałaby. Jest taki przystojny. Poza tym to najwyższy czas: skończyła już czternaście lat! Niedługo się zestarzeje. Na chwilę traci równowagę i potyka się o grudę śniegu. Prostuje się, poprawia sobie chustkę na głowie, zasłaniającą jej pół twarzy, i sprawdza, czy nie zgubiła portretu Piusa IX, który zawsze nosi na szyi. To prezent od babci, niech ją Bóg błogosławi. Nagle słyszy jakiś dźwięk.

Odwraca się, ale wszędzie wokół jest tylko mgła: z przodu i z tyłu, z prawej i z lewej strony. Rusza dalej, przyspiesza. Teraz jest już pewna, że słyszy kroki. Może to i lepiej, bała się, idąc całkiem pustą i cichą drogą. Unosi dłoń, by pozdrowić zbliżający się cień. Zna niemal wszystkich w Bottanuco, choć wychowała się w Suisio. Kiedy jednak widzi, że to Vincenzo Verzeni, mina jej rzednie. To dziwny człowiek. Cała jego rodzina jest dziwna.

Raz widziała, jak jego matka wije się na ziemi cała zaśliniona, jakby demon ją opętał. Przestraszyła się wtedy i wróciła pędem do domu. Na szczęście u Ravasiów był lekarz, który wytłumaczył jej, że demony nie mają ze sprawą nic wspólnego, a kobieta po prostu choruje na epilepsję i należy upuścić jej krew. Giovanna uwierzyła, ale za rodziną Verzenich nie przepadała tak czy inaczej.

Ledwie dzień wcześniej spotkała Marię Previtali, całą roztrzęsioną. Mówiła, że Verzeni napadł na nią i zaciągnął ją w ciemną uliczkę. Kazała jej uważać. Giovanna jednak jej nie uwierzyła. Dziewczyna dopiero co wyszła ze szpitala psychiatrycznego. Wymyśla sobie jakieś historie.

On się zbliża, ona przyspiesza kroku. Nie może przecież wygonić go z ulicy. Ulice należą do wszystkich. On wita się z nią i pyta, dokąd się wybiera. Ona spuszcza wzrok. Odpowiada, że do Suisio. Nie chce się mu zwierzać. Ale nie potrafi nie zerkać na sierp, który ma ze sobą Verzeni. Czyżby zamierzał pracować w polu nawet w święto? Mógłby przynajmniej nim tak nie machać. Może zrobić jej krzywdę. Tymczasem Verzeni powłóczy nogą tuż obok niej, trzymając ostrze pomiędzy nimi, tak że omal dotyka jej spódnicy. W pewnej chwili Giovanna traci cierpliwość i po prostu mu to mówi:

– Trzymaj to ode mnie z daleka, inaczej potniesz mi spódnicę. Zabiję cię wtedy, bo to porządna suknia.

Dwa dni później w gospodarstwie Ravasiów panuje niepokój. Pani chodzi tam i z powrotem, szurając czarną spódnicą o podłogę. Wciąż powtarza mężowi, że to bardzo dziwne, że Giovanna jeszcze nie wróciła. Choć dziewczyna jest bardzo młoda, można na niej polegać. Zawsze robiła, co obiecała. A obiecała, że zostanie w Suisio tylko dzień. Żeby było jasne: kucharka pomoże jej zdjąć gorset, a uczesać się może sama, po prostu martwi się o dziewczynę, która jest dla niej jak córka. Martwi się, bo poprzedniego dnia chłop Battista Mazza wrócił do wsi biegiem i zaczął opowiadać, że w okolicy grasuje wilk. W wydrążonym pniu morwy widział wnętrzności jagnięcia. Pod wieczór pani Ravasio błaga męża, by wziął strzelbę i poszedł szukać dziewczyny razem z kilkoma rolnikami. Biedna dziewczyna, mój Boże. Sama, samiutka, zdana na pastwę bestii.

Giovanni Battista Ravasio nie musiał iść daleko. Znalazł ją pod wiatą w pobliżu gospodarstwa, leżącą nago na ziemi, jeśli nie liczyć pończochy wciąż wciśniętej na lewą nogę. Ciało jest przecięte na pół i pozbawione organów wewnętrznych. Usta są otwarte i pełne ziemi. Biegnie powiadomić pozostałych.

Zaczyna się procesja. Wszyscy chcą zobaczyć ciało. Ludzie szepczą między sobą. A więc te wnętrzności należały nie do jagnięcia, ale do Giovanny. A zatem to nie był wilk. Wszyscy zauważyli dziesięć szpil do włosów ułożonych na kamieniu. Co to za makabryczny rytuał? Jaki demon mógłby zrobić coś podobnego? Niewiele później w jednym z szałasów ktoś znajduje portret Piusa IX, który dziewczyna nosiła na szyi. Na słomianym dachu strzępy ludzkiej łydki. Ludzie rozchodzą się, żeby szukać innych przerażających elementów tych puzzli. Wszystkie latarnie oświetlają ciemne ulice Bottanuco i jeszcze ciemniejsze pola: zaczęło się okrutne poszukiwanie skarbu. Stary szewc razem z wnukiem znajdują ubrania pod snopem pszenicy. Jedna z kobiet podnosi chusteczkę na głowę ze śniegu pod kościołem w Bottanuco.

Nikt nie chce iść spać. Mężczyźni rozmawiają do późnej nocy. Najbardziej zaskakuje ich to, że podobna zbrodnia mogła zostać popełniona w miejscu tak bliskim uczęszczanej drogi, a do tego w dzień świąteczny, kiedy ludzie chodzą do kościoła. I to jeszcze pod otwartą strzechą, widoczną z daleka. Dziesięć szpilek ułożonych w geometryczną figurę musiało coś oznaczać. Przypominają jakiś ezoteryczny wzór. Czyżby morderca chciał zostawić jakąś wiadomość? Ale dlaczego?

Kobiety też szepczą. Krążą słuchy, że Giovannie usunięto genitalia. Ale co zrobiono jej wcześniej?

Vincenzo Verzeni idzie zobaczyć ciało jak wszyscy pozostali. Tylko trochę później, kiedy już przykryto je prześcieradłem. Do domu wraca ponury. Opowiada matce, że widok zrobił na nim wielkie wrażenie, tak że nie ma siły nic zjeść. Zresztą cała wieś jest poruszona. W okolicy nigdy nie widziano niczego takiego. Nawet wilki nie dopuszczały się podobnych czynów.

Zmowa

Подняться наверх