Читать книгу Zmowa - Dario Correnti - Страница 9
11 grudnia
ОглавлениеZanim uda się na komendę policji w Bergamo, musi skoczyć do Bonate Sotto, by spotkać się z Rosą, siostrą swojej żony. Nie, żeby był z nią szczególnie związany, chodzi raczej o jej męża, który pracuje w policji sądowej. Giorgio jest bystry, mógłby mu pomóc.
Za każdym razem, gdy mija niektóre miasteczka, ściska mu się serce. Wydają mu się klaustrofobiczne. Zanim jeszcze Marina go rzuciła, długo się o to kłócili. Ona nie chciała mieszkać w Mediolanie, a on nie wyobrażał sobie życia w dwupiętrowym domku z ogródkiem. Koniec końców spodobało jej się, a jakże. Może gdyby jej posłuchał i gdyby przeprowadzili się na tę oddaloną od cywilizacji prowincję – dowolne miejsce w Lombardii – nie zakochałaby się w młodym finansiście. To dzięki niemu, jak mówiła, naprawdę poczuła, że żyje w mieście. Nie dzięki mężowi, który całe dnie spędzał w redakcji.
Rozpoznanie domku Rosy pośród dwudziestu takich samych nie było łatwe. Może lepiej do niej zadzwonić.
– Och, Marco! Co robisz przed moim domem? Widzę cię z okna.
– Naprawdę? A ja myślałem, że się zgubiłem. Mogę wejść na kawę?
Besana parkuje. Znów zaczął padać śnieg, szybko więc biegnie do bramy. Mocno tupie na wycieraczce z napisem „Welcome”.
Rosa obejmuje go na powitanie, przeczesuje mu włosy, żeby strzepnąć z nich płatki śniegu.
– Cóż za niespodzianka! Przyjechałeś z powodu zabójstwa tej Rumunki?
– Zgadłaś.
– Chodź, chodź. Kevin jest jeszcze w szkole. Jadłeś obiad?
Besana kręci głową. Odkąd został sam, na kolację często je mrożone tagliatelle z grzybami albo kurczaka z papryczką. Podgrzewać dziesięć minut. Niemal wzrusza go myśl o posiłku zrobionym w domu.
– Ja też nie. Chodź, przygotuję ci makaron z tym, co mam w lodówce.
– Dziękuję.
Jego była szwagierka ma ładną twarz, podobną do Mariny, ale zrobiła się ogromna. Żyje po to, żeby jeść. Z mężem rozmawiają już tylko o restauracjach, do których warto pójść. Besana nie znosił jeździć do nich na weekend, bo zawsze wracał cięższy o dwa kilo.
– Może być carbonara?
– Wow – odpowiada, krocząc przez salon udekorowany etnicznymi meblami. Jakby ten pieprzony segment pod Bergamo był domem kolonialnym na Bali czy w Malindi.
– W zeszłą niedzielę widziałam twojego syna – mówi Rosa, wchodząc do kuchni.
– To masz szczęście – odpowiada Besana.
– Nie mów tak. – Rosa szybko nakrywa do stołu, na którym leżą wciąż brudne po śniadaniu podkładki pod talerze, z zeschłym płatkiem kukurydzianym w rogu i plamą z marmolady pośrodku.
– Marina zawsze coś wymyśli, żeby nie pozwolić mi się z nim spotkać – mówi Besana.
– To nieprawda, to nie jej wina. – Kobieta nalewa olej na patelnię, by podsmażyć na nim boczek. – Jacopo jest już duży i woli spędzać weekendy z przyjaciółmi. To normalne, ma przecież siedemnaście lat.
– Może i tak – odpowiada Besana, otwierając lodówkę, jakby był u siebie.
– Szukasz piwa? Trzymam je w bawialni na dole.
Besana nie znosi bawialni, ale jest gotowy na wszystko, byle zdobyć piwo.
Po powrocie do kuchni widzi, że Rosa ubija jajka, a stół jest nakryty dla trzech osób.
– Właśnie dzwonił Giorgio, wróci na obiad. Cieszy się, że cię zobaczy.
Besana promienieje. Wspaniale. Nie musi nawet prosić o pomoc. Może udawać, że przyjechał tu, żeby się z nimi spotkać, bo temat i tak się pojawi. Koniec końców wiadomo, czemu się tu znalazł. Giorgio z pewnością zapyta go, nad czym pracuje.
– Miałem wielką ochotę na carbonarę – mówi.
– A ja mam ochotę z tobą pogadać – odpowiada Rosa, odwracając się. – Tak rzadko cię widuję.
– Dużo pracuję – mamrocze.
– Wiem, wiem. Ale chciałam do ciebie zadzwonić. Wiesz, martwię się trochę o Marinę. Nie wydaje mi się szczęśliwa z tamtym gościem.
Besana wzrusza ramionami.
– Może się z nią spotkasz? Pod dowolnym pretekstem… na przykład żeby pogadać o wakacjach Jacopa.
Besana kręci głową, nie ma ochoty o tym rozmawiać.
– Komunikujemy się już tylko przez SMS-y – odpowiada.