Читать книгу Zmowa - Dario Correnti - Страница 18
13 grudnia
ОглавлениеBesana od dawna nie przeżył chwili triumfu. Artykuł jest cytowany wszędzie: w internecie, w telewizji.
– Cóż, inni nie użyli wyobraźni – mówi, jak zwykle autoironicznie.
Choć nie ma grosza przy duszy, a żona wciąż narzeka, że spóźnia się z alimentami, zaprasza na obiad całą redakcję wiadomości. Co prawda, na menu lunchowe w stałej cenie (risotto po mediolańsku albo rostbef plus napój plus kawa), ale to nieważne, i tak brzmi świetnie, zwłaszcza w czasach umów solidarnościowych1.
– Litr wina domowego dla wszystkich – zamawia.
Jedna z koleżanek od razu zaczyna się krygować.
– Ja nie piję do obiadu.
Besana odwraca się, precyzyjny i zadowolony z siebie.
– Skarbie, rzeczywiście pokazami mody możesz się zajmować także na trzeźwo, to nic nie zmienia.
Wszyscy wybuchają śmiechem. Kiedy przesadnie nie zawraca dupy, jest dość lubiany. Nikt nie wie, ile wymyśla, ale wszyscy wiedzą, kiedy mówi prawdę. Kierownik działu – trzydziestoletni chłopak, który wcale nie cieszy się ze swojej pozycji, bo aspirował do polityki, więc awans w prasie był dla niego równie przyjemny, jak zwolnienie – proponuje toast.
– Za Marca! Za jego tekst online, który doczekał się dwustu dwudziestu tysięcy lajków! Jeśli chodzi o liczbę sprzedanych egzemplarzy, wciąż znajdujemy się nad przepaścią, dlatego musimy się cieszyć z cholernych darmowych lajków, no ale trudno. W końcu to tam jest przyszłość naszego zawodu. Niech żyją lajki!
Besana już prawie zmienia zdanie na jego temat. W sumie to dobry chłopak.
– Zdaje się, że toast wzniesiemy we dwóch – mówi do Roberta, nawet z pewną czułością. – Wszyscy pozostali zamówili colę zero. Ale to dobrze, w końcu to twoje strony. Przecież mogłeś powiedzieć, że cała ta historia o dziewiętnastowiecznym mordercy to kompletna bzdura, a jednak mi zaufałeś.
Roberto się uśmiecha.
– Przez ciebie musieliśmy czekać ze złożeniem gazety do północy, ale przynajmniej dałeś nam dobry tekst, który wszyscy podchwycili – przyznaje.
Besana odzwyczaił się od komplementów. Może i nadaje się już na złom – choćby dlatego, że opłaca się to firmie – jest jednak częścią historii dziennikarstwa śledczego, która wciąż trzyma się na własnych nogach. Przynajmniej póki nie jest pijany. Jednak od wielu lat – odkąd zmieniło się dziennikarstwo albo, bardziej ogólnie, odkąd zmieniła się gospodarka – nikt nie mówi mu już „powodzenia”, kiedy wysyła tekst. Nawet nie wie, czy doszedł do redakcji. Nikt nie potwierdza otrzymania maila.