Читать книгу Królowa Saby - Ewa Kassala - Страница 21

Rozdział II. CZAS WALKI I POKOJU. Księżniczka Makeda ma dziewięć lat
Królestwo Saby. Makeda ma 15 lat

Оглавление

Wiem kto, kiedy i jak podciął Makedzie skrzydła. Kto spowodował, że przez długie lata, a może nawet przez całe życie, poza jednym wyjątkiem, miała problem, by zaufać mężczyźnie.

Było tak:

Królestwo Saby od wieków miało granice dość ruchome. W zależności od tego, jak silny król sprawował władzę, mieliśmy, lub nie, kontrolę nad terenami po obu stronach Morza Czerwonego. Jeśli sojusze były trwałe i panował pokój, handel między Czarnym Lądem i wschodnim wybrzeżem należał do nas. Jeśli po zachodniej stronie mieliśmy wrogów, były problemy z przepływem towarów, a więc Saba miała mniej złota i innych dóbr pochodzących z tamtych terenów.

Przez wieki panowaliśmy nad rozległymi ziemiami po obu stronach morza. Kiedyś nasza armia i całe państwo było silniejsze nawet od Egiptu. Niektórzy nazywali nasze ziemie na zachodnim wybrzeżu Puntem, inni mówili na nie Kusz. Największym miastem i księstwem po zachodniej stronie było i jest Aksum.

Stolicą, z której król Nikal rządzi dwiema częściami kraju, jest Mariba. Leży po wschodniej stronie morza, na terenie, po którym suchą nogą, bez używania statków, można dotrzeć do Babilonu, Izraela i innych dalekich, znanych z bogactw i wielkiej kultury krajów.

Na lądzie zachodnim mamy ważnych sprzymierzeńców, formalnie podlegających Nikalowi. Są na tyle rozdrobnieni, że bez wsparcia Saby nie daliby rady przeciwstawić się Egiptowi, więc trzymają z nami sojusz. Nikal musi dbać o dobre stosunki z władcami z tamtych terenów, bo od tego zależy nasze bogactwo i możliwość handlowania ze światem. Z tamtych ziem pochodzą bowiem dostarczane z całego Czarnego Lądu towary pożądane przez bogatych królów: skóry egzotycznych zwierząt, złoto, elektron i najlepszej jakości mirra, cenniejsza niż złoto. Statki transportują je na naszą stronę morza, a stąd kupcy rozwożą je dalej. To źródło naszego bogactwa i potęgi. Dlatego dbamy o tamte terytoria, a książęta z zachodnich terenów mają wpływy w pałacu.

Dlaczego o tym mówię? To ważne dla mojej opowieści, bo to właśnie syn najbogatszego księcia Aksum, Den, był tym, który złamał serce Makedy. A miało to poważne następstwa polityczne. Zachowanie Dena, zranione uczucia księżniczki i ugodzenie w jej miłość własną, co wielu może wydawać się nieprawdopodobne czy wręcz niemożliwe, w konsekwencji wywołało wojnę. Tak, mówię to z pełną odpowiedzialnością: to, co wydarzyło się między dwojgiem młodych ludzi, naprawdę doprowadziło do wojny.

I o tym właśnie chcę opowiedzieć.

***

Den był starszy od Makedy tylko o trzy lata. To niewiele, ale w tak młodym wieku taka różnica bywa znacząca.

Poznałam go niemal od razu, gdy zamieszkałam w pałacu. Jego ojciec bowiem był częstym gościem króla, a on mu towarzyszył. Rzadko, ale zdarzało się, że była też z nimi matka Dena, cicha, potulna kobieta, w pełni podporządkowana mężowi.

Den był chłopcem bystrym, ruchliwym, wesołym i bardzo przejętym tym, że jako jedyny syn, obejmie kiedyś władzę po swoim ojcu. Starał się spełniać oczekiwania rodziców i swoje dziecięce wyobrażenie o byciu młodym księciem. Starałam się go polubić, jednak od pierwszej chwili coś mnie w nim niepokoiło. Nie wiedziałam co. Może zbyt pewny siebie wzrok? Może wyższość, z jaką patrzył na moją podopieczną? A może coś innego, czego nie potrafiłam w tamtym czasie określić. Jak się okazało, przeczucie mnie nie myliło. Ale po kolei.

Makeda i Den spędzali ze sobą niemal każdą wolną chwilę. Coś, jakieś niewidzialne nici, przyciągały ich do siebie od najwcześniejszego dzieciństwa. Sprawiali wrażenie, jakby byli dla siebie stworzeni. Im byli starsi, tym bardziej ich wzajemna sympatia rosła. Wyglądało na to, że jego rodzice i król Nikal patrzyli na to z życzliwością. Wielokrotnie słyszałam, jak książę Set komentował, że może za kilka lat dzieci stworzą piękną parę. I, gdyby tak się stało, byłoby to z korzyścią dla obu stron. Nikal miałby zapewniony spokój i życzliwość w zachodniej części królestwa, a młody Den, jako małżonek córki króla, stałby się najpotężniejszym władcą po zachodniej stronie Morza Czerwonego.

Dziecięcy związek, a później młodzieńcza przyjaźń, miały więc i przyzwolenie, i wszelkie dane ku temu, by rozkwitać.

Czas mijał szybko. Ani się obejrzałam, a Makeda z uroczej dziewczynki przeistoczyła się w pewną swoich talentów, umiejętności i wdzięków młodą kobietę.

Nie przeczę, że miałam spory udział w tym, jaka była. Oczywiście bardzo dużo zawdzięczała królewskiej krwi swoich rodziców. Mówiono, że po matce dostała wygląd i inteligencję, a po ojcu odwagę i nieugięty charakter. Nie znałam jej matki, ale powiedziano mi, że ma po niej, poza urodą, także niezależność i kobiecą mądrość. Mnie natomiast zawdzięczała znajomość ksiąg, języków, astronomii i sztuk walki. Nauczyłam ją też cenić swoją wartość, wiedzieć, czego chce i potrafić to umiejętnie komunikować światu. Pokazałam jej, jak dbać o zachowanie balansu między potrzebami ciała i ducha. Wydawało mi się, że kiedy stała się kobietą, a Pani Księżyca obdarowała ją miesięczną krwią, była w pełni samodzielna, mądra, zdystansowana i odpowiedzialna, czyli przygotowana do życia. Jednak nie do końca tak było.

Gdy Makeda miała piętnaście lat, przykuwała wzrok wszystkich, którzy znajdowali się w jej towarzystwie. Była smukła i sprawiała wrażenie delikatnej, a jednak z każdego jej ruchu przebijała siła. Jej sylwetka zdradzała umiejętność walki, jazdy konnej i dużą sprawność ciała. Miała twarde mięśnie, a zarazem poruszała się z taką gracją, jakby unosiła się w powietrzu. Długie włosy, miękko opadające na ramiona, tworzyły wokół jej głowy niezwykły welon, falujący przy każdym ruchu. Miała duże czarne oczy, pięknie wykrojone usta i mały, lekko zadarty nos. Wyglądała jak księżniczka z opowieści, które wieczorami opowiadają dzieciom mamy lub nianie. A równocześnie była najtwardszą, najbardziej zdecydowaną i najinteligentniejszą dziewczyną, jaką spotkałam w życiu. Wiedziała czego chce, była zdyscyplinowana, potrafiła podporządkować się nawet najbardziej rygorystycznemu porządkowi dnia, jaki jej proponowałam, jeśli jasno widziała cel i się z nim utożsamiała. Gdy wiedziała, co jest na końcu drogi, potrafiła nią iść bez względu na wysiłek i koszty, które musiała ponosić. Była konsekwentna i wytrwała. A przy tym niezwykle wrażliwa i zwrócona ku duchowej stronie życia.

Ucząc ją i kształcąc, doradzając królowi, jakich wybrać dla niej nauczycieli, zawsze miałam przed oczami wizję, w której Makeda zasiada na tronie. Pamiętałam, że opiekuję się przyszłą królową i to na mnie spoczywa obowiązek właściwego przygotowania jej do rządzenia.

Dotychczasowe życie Makedy dzieliłam na dwie części. Najpierw była dziewczynką, która miała senne wizje. Była mądra i odważna, ale przy tym delikatna i absolutnie ufna.

Pierwszy etap skończył się, gdy Pani Księżyca uczyniła ją kobietą. Od momentu, gdy zaczęła się u niej pojawiać comiesięczna krew, nocne wizje całkowicie ustały, a ona weszła w czas twardego stąpania po ziemi. Chłonęła wiedzę jeszcze bardziej niż wcześniej, uczyła się i rozwijała każdego dnia. Towarzyszyła ojcu w wyprawach, razem z braćmi jeździła na polowania, brała udział w naradach królewskich, co prawda nie mogła zabierać na nich głosu, ale już samo przysłuchiwanie się było dla niej cenne. Odwiedzała świątynie, kopalnie, wizytowała wielką tamę, dzięki której chłopi mogli uprawiać ziemię i uzyskiwać pokaźne plony. Była w ciągłym ruchu. To był czas, w którym wciąż jeszcze ufała większości ludzi, ale coraz częściej zdawała sobie sprawę, że życie ma wiele barw, a prawda najczęściej leży pośrodku. Zauważała, że rzadko ktoś jest wyłącznie dobry albo wyłącznie zły, a nurt rzeki to nie tylko to, co widzimy na powierzchni. Jednym słowem: dojrzewała.

Ten etap jej rozwoju zakończył się dość gwałtownie i nie był przyjemny. Oznaczał bowiem dla niej podcięcie skrzydeł mocy, które miała od urodzenia.

Bo przecież, jak mówi Pani Księżyca: Każda z nas ma skrzydła. Niektóre mniejsze, inne – większe, w różnych kształtach i kolorach. Czasem nie zauważamy nawet, że je mamy, ale rodzimy się z nimi. Każda z nas. Dostajemy je od naszych matek, babć i kobiet, które dają nam wsparcie.

Skrzydła Makedy podciął książę Den. A było to tak:

Rodzice Dena i on sam przebywali od kilku dni w pałacu w Maribie. Między królem Nikalem a księciem Setem od pewnego czasu nie układało się najlepiej. Szło o kwestie związane z handlem mirrą. Spór narastał. W pewnym momencie na szali została położona także małżeńska przyszłość Makedy. Ojciec Dena chciał widzieć ją jako synową w swoim pałacu, a Nikal odsuwał ten temat, tłumacząc się jej zbyt młodym wiekiem.

Byłam pewna, że król jest mocno zaniepokojony rozwojem zdarzeń, gdy dostałam od niego polecenie, bym była czujna bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej i nie odstępowała księżniczki na krok, póki w pałacu przebywa Den i jego rodzice. Czułam, że ma to związek z nagłą śmiercią młodego księcia Siraha wiele lat wcześniej, której wciąż nie udało się wyjaśnić. Czyżby król podejrzewał, że była to sprawka Seta? Moja intuicja też podpowiadała mi, że powinien być on pierwszym podejrzanym w tej sprawie, ale przecież nie miałam na to żadnych dowodów, więc milczałam. Byłam pewna, że prędzej czy później, dowiemy się, kto stał za morderstwem.

Den miał wówczas osiemnaście lat. Nie był już chłopcem, ale młodym, silnym, sprawnym mężczyzną.

Pewnego wieczoru, po wystawnej kolacji Den zaprosił Makedę na przechadzkę po mieście. Szłam kilka kroków za nimi. Wraz ze mną, nieoficjalnie i w przebraniach, towarzyszyli mi wojownicy z drużyny króla. Nie wiedziałam, czego możemy się spodziewać i czego obawiał się Nikal. Tym bardziej moja czujność była wzmożona. Młodzi długo spacerowali, rozmawiali, śmiali się, wyglądało na to, że jest im ze sobą dobrze jak zawsze. Nic niepokojącego nie wydarzyło się w czasie całego wieczoru. Byłam jednak pewna, że nie powinnam tracić czujności. Nikal miał na pewno ważne powody, gdy kazał mi nie odstępować księżniczki na krok.

Późnym wieczorem, gdy już prawie spałam, usłyszałam pukanie. Ktoś stał pod drzwiami komnaty Makedy. Mój pokój przylegał do jej sypialni. W każdej chwili mogłam stawić się na jej wezwanie. Wystarczyło, żeby uderzyła w którykolwiek z gongów ustawionych tak, że zawsze były na wyciągnięcie jej ręki. Jakiś czas temu umówiłyśmy się, że będę jej towarzyszyć tylko wtedy, kiedy mnie wezwie. I tego się trzymałam. Makeda była już w takim wieku, że czasami potrzebowała być sama. W komnacie przeznaczonej do pracy zawsze ktoś jej towarzyszył, ale sypialna była jej prywatną, odizolowaną od świata przestrzenią, do której nawet ja starałam się wchodzić tylko wówczas, gdy wyrażała takie życzenie.

Pukanie stało się natarczywe.

– To ja, Makedo… – Usłyszałam stłumiony głos Dena, a zaraz potem jej kroki.

– Co tu robisz? – zapytała zdziwiona, gdy otworzyła drzwi.

– To jedyne miejsce, w którym możemy porozmawiać bez świadków.

– Ależ to moja sypialnia! Nikt z zewnątrz tu nie bywa – zaprotestowała, jednak na tyle słabo, że najwyraźniej uznał to za zaproszenie.

– Dlatego właśnie przyszedłem. Tu nikt nam nie przeszkodzi – wyjaśnił i z odgłosów kroków domyśliłam się, że wchodząc, ominął ją, wciąż jeszcze w zaskoczeniu stojącą przy drzwiach. – Zamknij, musimy porozmawiać.

– Co jest aż tak pilnego, żebyśmy musieli mówić o tym w środku nocy i na tyle niezwykłego, że nie możemy mieć świadków?

Byłam gotowa w każdej chwili wkroczyć do akcji. Makeda musiała mieć tego świadomość, bo głośno i bardzo wyraźnie oznajmiła, jakby adresując te słowa specjalnie do mnie:

– Wiesz o tym, że gdy tylko zechcę, natychmiast zjawi się tu moja ochrona? Może to się stać w każdej chwili.

– Ale tego nie chcesz? – zapytał niemal niewinnie.

– Jesteś moim przyjacielem, masz inne prawa niż wszyscy.

– Dziękuję. Porozmawiamy zatem?

Z odgłosów wynikało, że usiedli na krzesłach przy wykuszu okiennym. Makeda wiedziała, że gdy znajduje się właśnie w tamtym miejscu, mogę swobodnie ją obserwować z mojego pokoju przez wąską przerwę między framugą drzwi a ścianą. Kiedyś, ze śmiechem, nazwałyśmy tę szparę oknem bezpieczeństwa. Wtedy każda z nas miała nadzieję, że nigdy nie będzie trzeba z niego korzystać. Jednak stało się inaczej. Przydało się. Stojąc pod drzwiami, miałam pewność, że moja pani, dzięki świadomości tego, że jestem tak blisko, czuje się bezpiecznie.

– Z czym przychodzisz?

– Jesteśmy razem od zawsze – oznajmił, a jego głos stał się jeszcze pewniejszy niż wcześniej. – Twój ojciec i moi rodzice od początku patrzyli na nasz związek z aprobatą. Razem bawiliśmy się, gdy byliśmy dziećmi, a gdy zaczęliśmy dojrzewać, nasza sympatia zmieniła się w poważne uczucie. Uważam, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Masz już tyle lat, że można zacząć myśleć o nadchodzącym ślubie. Moi rodzice sądzą, że nie powinniśmy zwlekać z oficjalnym ogłoszeniem. To wzmocni i króla Nikala, i potęgę mojego rodu. No i korzystnie wpłynie na handel z Egiptem, Syrią, a nawet z dalekim Izraelem. Niech świat się dowie, że będziesz moją żoną, że królestwo Saby urośnie w jeszcze większą siłę, a dzięki złączeniu rodzin, nasz sojusz będzie tak mocny, że nikt nie ośmieli się podjąć jakiegokolwiek handlu z Czarnym Lądem bez naszej zgody i pośrednictwa.

Makeda słuchała w milczeniu i czasami zerkała w moją stronę, jakby chciała się upewnić, że jestem i czuwam.

– Jako moja żona, zamieszkasz po zachodniej stronie Morza Czerwonego i staniesz się panią księstwa, którego jestem dziedzicem. Jesteś córką Nikala, będzie to więc dla wszystkich jasny znak, że jego bogactwa, a co najważniejsze – armia, są i będą dla nas wsparciem. Już jesteśmy potężni, ale z tobą u boku staniemy się najmocniejszą dynastią na tamtych terenach. Urodzisz dużo dzieci. Kto wie, co jeszcze dobrego szykują dla nas bogowie?

Widziałam, jak z każdym jego słowem, coraz bardziej rozszerzały się jej oczy. Była zdumiona. Gdy skończył, wyprostowała się i przemówiła po królewsku, tak jak jej ojciec w czasie audiencji:

– Den, od najmłodszych lat darzyłam cię uczuciem – rozpoczęła. – Wiesz, że miałam dwóch braci, synów mojego ojca z jego pierwszą żoną. Podziwiałam ich i darzyłam szacunkiem od zawsze, ale obaj byli ode mnie znacznie starsi i pewnie dlatego nie miałam z nimi zbyt bliskiego kontaktu. Jak również wiesz, Sirah zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. – Makeda uczyniła potrójny znak Pani Księżyca, oddając cześć zmarłemu bratu. – Wyrastałam w cieniu ich obu. Gdy oni już świetnie jeździli konno, ja dopiero zaczynałam uczyć się chodzić. Ty w tym czasie byłeś zawsze obok mnie: silny, dzielny, mądry. Pokazywałeś i tłumaczyłeś mi świat. Od kiedy pamiętam, wszystko robiłeś doskonale. Chciałam być taka jak ty. Marzyłam, by ci dorównać. Byłeś dla mnie wzorem. I zawsze gorąco cię kochałam – powiedziała i zamilkła.

Opuściła głowę, jakby zastanawiała się, czy powinna jeszcze coś dodać. Po chwili ponownie się wyprostowała i spojrzała mu prosto w oczy:

– Zawsze cię kochałam. I będę kochać.

Uśmiechnął się promienne i wypuścił powietrze z płuc. Poczuł ulgę.

Jednak ona nie skończyła jeszcze tego, co miała do powiedzenia.

– Zawsze będę cię kochać jak brata!

Zerwał się z krzesła.

– Jak brata? – zawołał wzburzony. – Co ty mówisz? Chcę, żebyś była moją żoną! – Ukląkł przed nią. – Nie siostrą! Razem stworzymy wielką dynastię. To nasza misja! Wiem o tym, od kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy.

– Niemożliwe – zauważyła przytomnie. – Byliśmy wtedy małymi dziećmi.

– Chcę, żebyś była moją kobietą. Jesteś mi przeznaczona – oznajmił i podniósł się z kolan.

– Przeznaczona? Przez kogo? – Zaplotła ręce na piersiach.

– O naszym życiu decydują bogowie. Oni chcą, żebyś była moja.

– Twoja? Oni chcą? Skąd to wiesz?

– Od kapłanów. Już dawno powiedzieli o tym mojemu ojcu.

– Dawno?

– W chwili, gdy się urodziłaś. Nasz związek jest zapisany w gwiazdach. Nie przeciwstawisz się temu. Będziesz moją żoną, chcesz czy nie. Taka jest wola bogów.

– Usiądź – poprosiła spokojnie. – Coś ci powiem.

Westchnął głęboko i ponownie wypuścił z płuc powietrze, wydymając usta, by pokazać, że swoje i tak wie.

– No dobrze, mów – powiedział ugodowo, wciąż nie wierząc, że to, co usłyszał, mogło być prawdą.

– Zdradzę ci moją wielką tajemnicę. Powiem ci coś, o czym nie wie prawie nikt.

Zadrżałam, bo wiedziałam, jakie słowa zaraz padną. W pierwszym odruchu chciałam otworzyć drzwi i to przerwać. Jednak coś mnie powstrzymało. Jakaś siła sprawiła, że znieruchomiałam. Pomyślałam, że Pani Księżyca miała w tym swój udział, więc podporządkowałam się jej woli.

– Daj mi słowo, że nigdy, przenigdy nie powiesz o tym nikomu – zażądała Makeda.

– Wiesz przecież, że potrafię dochowywać tajemnicy. Myślisz, że kiedykolwiek zdradziłem komuś nasze sekrety?

– Nasze dziecięce tajemnice to była zabawa. Teraz chcę powiedzieć ci coś, o czym nie może dowiedzieć się absolutnie nikt. Są sytuacje, kiedy milczenie jest stokroć bardziej wartościowe od złota. W tym wypadku jest od niego cenniejsze nieskończenie.

– Zadziwiasz mnie, Makedo. – Widząc jej powagę, uspokoił się i nadstawił uszu.

– To sprawa wagi państwowej. Od tego zależą losy dynastii. Więc musisz mi przyrzec na wszystkich twoich bogów!

– Czczę różnych bogów, ale jak wiesz, najważniejszy dla mnie i mojej rodziny jest Almakah16.

– Przysięgnij zatem na niego!

– Cóż to za tajemnica, że mam przysięgać aż na Almakaha?

– To tajemnica, której nie mogę zdradzić nikomu – ściszyła głos. – Obiecałam to ojcu. On obawia się, że gdyby ktoś się o tym dowiedział, mogłoby to doprowadzić nawet do wojny.

Den skłonił się w jej stronę. Miał już pewność, że za chwilę dowie się o czymś bardzo ważnym. Co być może będzie znaczące dla przyszłości jego rodu.

– Nie powiem nikomu – przyrzekł.

– Przysięgnij na Almakaha – wyszeptała.

Sytuacja zrobiła się napięta, czas stanął w miejscu. Dena słuchała nie tylko Makeda i stojąca za drzwiami Seszep, ale także bogowie, a szczególnie Almakah, którego imię zostało wezwane.

– Przysięgam na Almakaha, że nikomu nie powiem tego, o czym teraz usłyszę – powiedział cicho, ale powoli i wyraźnie. – Klnę się na mojego boga. A jeśli złamię tę przysięgę, niech spotka mnie zasłużona kara.

Makeda skinęła głową z powagą. Wiedziała, że jeśli Den złamie przysięgę, kara go nie ominie.

– W dzieciństwie miewałam widzenia – rozpoczęła, układając złożone dłonie na udach.

Den pozwolił jej mówić. Był wykształcony, a przez swoich rodziców i nauczycieli przygotowany do sprawowania władzy w przyszłości. Dobrze wiedział, że są sytuacje, które wymagają bezwzględnego milczenia. Uznał, że ta do takich właśnie należy.

– Miałam wizje. Działo się to zawsze we śnie. Do pewnego czasu nie umiałam rozróżniać snu od jawy. Wydawało mi się, że każdy człowiek ma podobnie. Że wszyscy potrafią patrzeć na rzeczywistość tak jak ja. Że gdy śpią, dowiadują się, co wydarzy się w przyszłości. Myślałam, że nie tylko ja widzę obrazy i potrafię spojrzeć na wydarzenia, które jeszcze nie zaistniały. Pewnego razu powiedziałam o tym ojcu. Najpierw nie zrozumiał, o co mi chodzi, ale że zawsze słuchał mnie uważnie, wypytał o wszystko dokładnie. Kapłanka Pani Księżyca powiedziała mu, że mam niezwykły dar. I że trzeba mnie szczególnie chronić. Wspólnie uznali, że nikt nie powinien o tym wiedzieć. I tak jest. Moją tajemnicę zna mój ojciec, Wielka Kapłanka i ja. No i teraz ty.

Den był poruszony tym, co usłyszał, ale w równym stopniu zadziwiło go, że było coś, o czym nie wiedzieli szpiedzy jego rodziców, a z tego powodu także on sam.

– No dobrze – stwierdził ugodowo i najłagodniej jak potrafił. – Rozumiem, że w dzieciństwie miałaś widzenia. Żałuję, że jako przyjacielowi nigdy mi o tym nie powiedziałaś. Przeboleję to jakoś, przynajmniej spróbuję. Ale powiedz mi, dlaczego uważasz, że z tego powodu nie możesz być moją żoną?

Makeda wyprostowała się.

– Otóż dlatego, że nie jesteś mi przeznaczony!

– Kapłani Almakaha twierdzą, że jestem.

– Nie jesteś! Mam pewność.

– A skąd wiesz, kto będzie twoim wybrankiem? – zniecierpliwił się.

– Widziałam go.

– Kto to jest?

– Widziałam go w snach.

Den roztropnie zamilkł, choć było widać, jak bardzo nie podoba mu się to, co usłyszał.

– Widziałam go. Nie raz. Wiem, że gdy będę królową, mam się do niego udać. Karawana będzie długo w męczącej podróży, ale dotrę szczęśliwie i wrócę z wielkim skarbem. Ten mężczyzna jest mi przeznaczony. Na niego mam czekać – zamilkła, a po chwili dodała: – Nie zasiądziesz ze mną na tronie.

Milczał. Porządkował myśli. Było widać, że zastanawia się, czy dobrze zrozumiał to, co usłyszał i jak powinien zareagować. Szczególnie zaintrygowało go ostatnie wypowiedziane przez nią zdanie. Ujął jej dłoń.

– Miałaś wizję, że będziesz królową?

– Tak. I nikomu nie mogę o tym mówić.

– Żaden z twoich braci nie zasiądzie na tronie?

– Na tronie Saby widziałam siebie.

– Będziesz królową?

– Będę. Ale nikomu nie można o tym mówić. Nawet tobie. Złożyłeś przysięgę na Almakaha, pamiętaj!

– Mężczyzna, do którego masz się udać, będzie twoim mężem?

– On da mi wielki skarb.

– Chcesz powiedzieć, że z powodu dziecięcego snu nie zostaniesz moją żoną? – Wstał gwałtownie, zaciskając pięści.

– To było widzenie, a nie zwykły sen! – zaprotestowała z gniewem i również się podniosła.

Stali naprzeciwko siebie. Był od niej wyższy o głowę, dobrze zbudowany, silny. Ich wzburzone oddechy były tak głośne, że wyraźnie słyszałam je tam, gdzie stałam. Byłam pewna, że Makeda już żałowała, że przed momentem zdradziła mu swoją tajemnicę. Jednak było za późno, by to zmienić.

– Będziesz moja, chcesz czy nie – zawołał.

Chwycił jej nocną suknię i z impetem rozdarł na dwie części.

– Co robisz!? – zdążyła krzyknąć.

Stała przed nim naga i bardziej zdziwiona, niż przerażona jego zachowaniem. A on dysząc, złapał ją za głowę całkowicie ją unieruchamiając, z jakąś przedziwną zajadłością i wściekłością wpił się w jej usta. Okładała go pięściami i kopała, usiłując przy tym krzyczeć.

– Nie będę twoja! Ani niczyja! Należę do siebie! Tylko do siebie! Wynoś się! – Szarpała się.

Chciałam ruszyć na pomoc, ale umówiłyśmy się kiedyś, że w razie niebezpieczeństwa, gdyby nie dała rady uderzyć w gong, miała mnie wezwać, podnosząc rękę z palcem wskazującym w górę lub trzykrotnie tupiąc nogą. Albo po prostu mnie wołając. Nie dała żadnego z tych znaków, mimo że wiedziała, iż jestem obok. Czekałam więc, obiecując sobie, że jeśli sytuacja stanie się jeszcze bardziej niebezpieczna, wkroczę.

– Wynoś się – kolejny raz zawołała przez zaciśnięte zęby, wyrywając się wreszcie z jego uścisku. – Precz! – Wskazała mu drzwi.

Stała wciąż naprzeciw niego, z pogryzionymi wargami i śladami otarć na przegubach rąk. Spod przymrużonych powiek patrzyła na niego z odrazą. Cała się trzęsła, ale panowała nad sobą. Byłam z niej dumna.

– Wynocha – powiedziała już spokojniej, wciąż wskazując ręką drzwi.

Wtedy on, zamiast zrobić, co mu kazała, rzucił się na nią jak tygrys na zdobycz, przewracając ją na podłogę. Wszystko nastąpiło tak szybko!

– Hemet! – Usłyszałam jej wezwanie. – Seszep!

Byłam przy niej natychmiast. Dopadłam go i kopnęłam z całej siły. Nie spodziewał się ataku. Był zaskoczony. Przetoczył się i zwinął z bólu. Wiedziałam, że nie mogę mu dać nawet najmniejszej chwili na zebranie sił. Wszystko działo się błyskawicznie. Docisnęłam go kolanem i przyłożyłam nóż do gardła. Leżał bez ruchu. Obserwowałam jego ręce. Nie mogłam dopuścić, by ponownie zaatakował, bo mogłoby wydarzyć się nieszczęście. A tego nie chciałam. Dziedzic największego sojusznika Nikala nie mógł zginąć czy choćby zostać zraniony w pałacu w Maribie, bez względu na to, co byłoby tego powodem.

Kiedy uznałam, że Den ochłonął, pozwoliłam mu wstać.

– Spróbuj powiedzieć komukolwiek o tym, co tu się wydarzyło, to cię zabiję, czarna wiedźmo – wysyczał przez zęby.

– Spróbuj powiedzieć komukolwiek o tym, co powiedziała ci Makeda, to osobiście wyrwę ci serce. – Patrząc mu w oczy, wyszczerzyłam groźnie zęby.

Równocześnie nacięłam sobie po zewnętrznej stronie skórę nadgarstka i powoli zlizałam krew, która stamtąd wypłynęła. Obserwował, co robię.

– Przysięgam na Panią Księżyca i na własną krew, że wyrwę ci serce! – warknęłam. – A ja, wierz mi, nigdy nie łamię przysiąg.

***

– Tak wyglądało całe zajście, mukarrib – hemet Seszep zakończyła relację z nocnych zdarzeń w komnacie Makedy.

– W świetle tego, że dziś jeszcze przed wschodem słońca książę Set z żoną i synem w pośpiechu opuścili pałac, przypuszczam, że powinniśmy przygotować się na nadciągające kłopoty – westchnął Nikal.

– Wyjechali?

– Książę zostawił przeprosiny i wiadomość, że bardzo pilne sprawy wzywają go do domu.

– Hm… Królu, jak zamierzasz zareagować na to, co spotkało Makedę?

– Zobaczymy, co knuje Set, ale wydaje mi się, na ile znam jego dążenia, że wkrótce będziemy mieli wojnę.

– Wojnę? Sprawy wyglądają aż tak źle?

– Set od dawna szukał pretekstu, by książęta mnie opuścili, bo marzy o koronie. Informacje o tym, co próbował robić, żeby zebrać zwolenników, jak podjudzał ludzi i próbował ich przekupywać, docierają do mnie od lat. Jest zbyt przebiegły, żeby wystąpić przeciwko mnie wprost, w każdym razie dotychczas nie mógł tego uczynić, ale przypuszczam, że teraz sytuacja wyda mu się sprzyjająca.

Na czole Nikala pojawiły się kropelki potu. Działo się tak, gdy nie był pewny, jak postąpić, czyli rzadko.

– Z twojej opowieści wynika, że Den dowiedział się, że nie ma szans na rękę Makedy. Przypuszczam, że natychmiast podzielił się tą informacją z ojcem. Wyobrażam sobie jego wściekłość, bo wygląda na to, że nawet ich najlepsi szpiedzy, którzy mają swoich ludzi w pałacu, nie wiedzieli o wizjach Makedy.

– O tym wiedzieliśmy tylko ty, panie, i ja… – Seszep upewniła się, czy król nie zdradził tego sekretu komuś jeszcze.

– No i Makeda. – Roześmiał się gorzko. – A przynajmniej tak było do wczoraj. Od dziś nasz sekret jest wiedzą powszechną.

– Musimy obmyślić, jak zachować się w tej sytuacji.

– Ich wyjazd nie był ucieczką przed moim gniewem. Set chce jak najszybciej dotrzeć do książąt.

– No tak. – Seszep wiedziała, co ma na myśli król.

– Powie im, że byli przeze mnie mamieni, bo moja córka nie poślubi Dena ani żadnego z ich synów! Przekaże im informację o wizjach Makedy, powie, że trwają od dzieciństwa, a więc od dawna wiem, jaką drogę przeznaczyli jej bogowie. Jest, niestety, prawdopodobne, że poczują się urażeni moim brakiem zaufania do nich i staną po jego stronie.

– Co zamierzasz zrobić, królu?

– Miarka się przebrała. – Poklepał się po udzie. – Natychmiast zwołam radę książąt i wyjaśni się, kto jest po stronie Seta, a kto po mojej. I w zależności od sytuacji albo będziemy się bronić, albo będę zmuszony ruszyć zbrojnie na zbuntowane księstwa.

– Aż tak?

– Niestety. Zastanawiam się teraz, czy nie powinienem jego wyjazdu potraktować jak ucieczki? Co prawda, jak mówisz, Makedzie na szczęście nic się nie stało, jednak może powinienem od razu ruszyć przeciwko Setowi, nie czekając na zdanie książąt? Od dawna podważa mój autorytet, a to, co zrobił jego syn, wymaga pomsty, to pewne.

– Każda twoja decyzja będzie słuszna, mukarrib. – Seszep wiedziała, że wkrótce, bez niczyjej rady, król jak zawsze sam zdecyduje co dalej.

– Dziękuję, bardzo mi pomogłaś. – Roześmiał się odrobinę ironicznie, ale pogodnie.

– Nie śmiałabym radzić komuś tak doświadczonemu. Wiem tylko jedno – dodała – nie czas na debaty. Masz szansę uderzyć w Seta i wygrać chociażby przez zaskoczenie. Taka sytuacja nieszybko się powtórzy.

Ku jej zdziwieniu bezradnie rozłożył ręce.

– Chyba się starzeję, ale czuję, że potrzebna mi rada. Nie wiem, jaką powinienem podjąć decyzję – westchnął i pokręcił z niedowierzaniem głową. – Hemet Seszep, masz na mnie dziwny wpływ, powodujesz, że mówię, co myślę. A przecież nie powinienem.

– Może Dan miał rację, mówiąc, że jestem wiedźmą. – Roześmiała się.

– Obojętnie jak nazwał cię syn Seta, jesteś mądrą kobietą. – Spojrzał na nią z podziwem, po czym machnął ręką, dziwiąc się, że pozwala sobie na tak nietypowe dla siebie zachowania i wracając do swojego codziennego tonu, rozkazał: – Idź czym prędzej do Hendake i powiedz, żeby tu przyszedł razem z doradcami. Chcę, żebyś ty też była na tym spotkaniu.

***

W komnacie Nikala stawili się: eunuch Hendake – zaufany króla i zarządzający jego pałacem, generał Tesfa – dowódca wojsk, Sethon – najwyższy kapłan Illumkuha, Wielka Kapłanka Pani Księżyca i Seszep. Na życzenie króla, w naradzie mieli też wziąć udział dwudziestodwuletni następca tronu – książę Tomaj i księżniczka Makeda.

Komnata króla należała do jednej z większych w pałacu. Potężniejsza od niej była tylko sala tronowa, w której Nikal przyjmował gości, wydawał przyjęcia i organizował duże narady z podległymi mu książętami, którzy w takich wypadkach byli zapraszani na tyle wcześniej, żeby każdy z nich zdążył dotrzeć. Rządzili księstwami położonymi po obu stronach Morza Czerwonego, a do wysuniętych najdalej z nich trzeba było podróżować czasami nawet dziesięć albo i piętnaście dni.

Pałac był rozległy i wysoki. Prapradziad króla wzniósł go z równo ciosanych bloków kamiennych i drewna, głównie akacjowego, bo tego nie tykały robaki. Czas nie imał się grubych murów. Każdy przybywający książę znajdował w pałacu gościnę. Mieszkali tam też niektórzy doradcy i zaufani króla. Część z nich miała w Maribie własne domy, ale usytuowane w niedalekiej odległości od pałacu. Tak więc w każdej chwili mogli stawić się na wezwanie władcy.

Tak było i tym razem.

– Sprawy wymagają pilnych decyzji, dlatego was zwołałem – rozpoczął król, gdy zajęli wskazane im miejsca.

Nie bez wzburzenia opowiedział, co wydarzyło się w nocy, kończąc informacją o nagłym wyjeździe Seta.

Po jego słowach zapanowała cisza.

– Ktoś coś powie? – Spojrzał na nich zdziwiony.

Byli poruszeni tym, co usłyszeli.

– Królu, księżniczka Makeda ma wizje? – Odważył się rozpocząć kapłan Sethon.

– Miałam je do czasu pierwszej miesięcznej krwi. – Niepytana Makeda poprawiła się na krześle. – Król uważał, że nie ma potrzeby opowiadania komukolwiek o snach małej dziewczynki – uzupełniła, bo czuła, że powinna usprawiedliwić ojca w ich oczach.

Wiedziała, że nie tylko mogą poczuć się urażeni, że nie zostali poinformowani o czymś tak niezwykłym, ale mogą uznać to za brak zaufania ze strony króla.

– Uznałem, że lepiej nikogo nie obarczać tymi informacjami. Nawet was.

Król nie miał w zwyczaju tłumaczyć się przed nikim, ale w nowej sytuacji uznał, że powinien wyjaśnić sprawę do końca. Nadchodziły ciężkie czasy i wiedział, że będzie potrzebował ich wsparcia.

– Król postąpił słusznie, nie informując nas o wizjach księżniczki – wsparła go Wielka Kapłanka. – Nie chodzi o brak zaufania, ale o to, że jak każdy z nas wie, im mniej osób zna tajemnicę, tym większa szansa, że nie ujrzy ona światła dziennego.

Król nie wiedział, że hemet informowała Wielką Kapłankę o wszystkim, co dotyczyło księżniczki, a więc także o jej wizjach. Obie były związane ślubem tajemnicy i miały pewność, że to, co sobie mówią, pozostaje wyłącznie między nimi.

Makeda, od kiedy okazało się, że ma wizje, znajdowała się pod opieką Pani Księżyca, a więc Wielka Kapłanka wiedziała o wszystkim, co jej dotyczyło i miała wpływ na wychowanie i rozwój dziewczynki, bo Seszep nie tylko informowała ją o wszystkim, ale też konsultowała większość decyzji.

– Przepraszam, ale to wyłącznie przez moją lekkomyślność sprawy przybrały taki obrót – przyznała ze skruchą Makeda. – Naprawdę sądziłam, że Denowi mogę zaufać, od zawsze był moim najbliższym przyjacielem.

– Księżniczko – generał Tesfa, którego córka była w podobnym wieku, co Makeda, uznał, że czas zabrać głos – prędzej czy później i tak doszłoby do konfliktu. Książę Set dążył do niego od dawna. Wybacz, ale jesteś młoda i bardzo wielu kwestii, szczególnie wojskowych i politycznych, nie rozumiesz. One są dość skomplikowane.

– Czego nie rozumiem? – Makedę oburzyła dobroduszność generała. – Że Set wolałby być królem niż księciem? Że podburza innych, żeby przeciwstawili się ojcu? Czy może nie rozumiem, że Den chciał mnie wykorzystać i miałam być dla niego jedynie narzędziem w drodze po władzę? Rozumiem to, tak samo, jak to, że byliśmy szpiegowani i podsłuchiwani. Powiem więcej, rozumiem nawet to, że śmierć mojego brata, dawno temu, nie była przypadkowa. Mało? To, że mam dopiero piętnaście lat i jestem dziewczyną nie znaczy, że nie myślę!

– Księżniczko, nie chciałem cię urazić. – Poruszony jej wybuchem generał, poderwał się z krzesła.

– Siadaj, Tesfa – uspokoił go król. – Makeda ma królewski temperament.

Jego słowa nie brzmiały jak tłumaczenie, ale były pochwałą córki i tak właśnie zostały przez obecnych odebrane. W tym momencie Makeda uzmysłowiła sobie, że użyła niewłaściwego tonu do przedstawienia swoich racji i spokojniej dodała:

– W tym, co się wydarzyło, jest bardzo dużo mojej winy, przepraszam. Wiem, że sporo powinnam się jeszcze nauczyć. Dziękuję wszystkim za wyrozumiałość.

Wtedy odezwała się Seszep.

– Makeda nie jest niczemu winna, generał ma rację. Książę Set tylko czekał na odpowiedni pretekst. I oto się nadarzył. Bądźmy mądrzy i uprzedźmy jego ruchy.

– Hemet ma rację – podjął książę Tomaj.

Dotychczas tylko się przysłuchiwał, ale było widać, że siedzi jak na rozżarzonych węglach i najchętniej natychmiast, zamiast politykować, wyruszyłby do walki.

– Uważam, że powinniśmy popędzić za Setem i uderzyć, zanim zdąży porozmawiać z książętami. Obiecuję, że jako brat Makedy, za zniewagę, której doświadczyła, osobiście dopadnę Dena!

– Zagroziłam mu, że jeśli zdradzi tajemnicę księżniczki, własnoręcznie wyrwę mu serce – spokojnie i trochę jakby do siebie, powiedziała Seszep. – Więc, książę, wybacz, ale jestem pierwsza w kolejce!

Tomaj złapał za rękojeść noża, który nosił za pasem.

– Jestem gotowy do walki! – zawołał, podrywając się z krzesła.

– Ruszajmy, nie ma na co czekać – podchwycił generał i również wstał. – Wojska, jak zawsze, są w pełnej gotowości. Możemy wyruszać nawet jeszcze dzisiaj.

– Wysłuchajmy jeszcze głosu rozsądku – powstrzymał ich król. – Kapłanko?

Generał i książę ponownie usiedli i jak wszyscy pozostali, skierowali głowy w jej stronę. Skinęła królowi w podziękowaniu. Była kobietą, u której uroda szła w parze z mądrością i doskonale wiedziała, jakie wrażenie robi na ludziach, w tym także na królu. Prawą ręką obejmowała wysoką laskę zwieńczoną srebrnym berłem symbolizującym Panią Księżyca. W sytuacjach oficjalnych zawsze miała ją przy sobie, jakby czerpała z niej moc. Lekko zacisnęła na niej palce, jednocząc się myślami z boginią.

– Mówimy o możliwej wojnie – zaczęła spokojnie. – Ale czy aby na pewno jej chcemy? Czy zastanowiliśmy się nad jej skutkami? Nasze wojska przepłyną na drugą stronę morza, uderzą na Seta, wielu zginie. Pamiętajmy, że po tamtej stronie będą walczyć także nasi poddani. Chcemy tego? Może najpierw byłoby lepiej dowiedzieć się, czy Set ma szansę zrealizować swoje złe zamiary? Kto za nim stanie, kto go poprze, jakie ma siły? Przecież wszystko, o czym mówimy, to jedynie domniemania.

– Kapłanko, z najwyższym szacunkiem dla twojej wiedzy, znajomości świata i doświadczenia – odezwał się milczący dotychczas Hendake. – Nasi wywiadowcy od lat donoszą o działaniach Seta. Możemy mieć niemal pewność, że uczyni wszystko, by doprowadzić do wojny. Pierwsze co zrobił, gdy tylko Den przekazał mu słowa księżniczki Makedy, to wysłał gońców do książąt, żeby przekazać im wiadomość. Oczywiście, dzięki naszym staraniom, większość z nich nigdzie nie dotarła, jednak ku mojemu ubolewaniu, niektórym to się udało. Grozi nam, jeśli nie wojna, to na pewno bunt, być może wypowiedzenie posłuszeństwa lub próba oddzielenia się od Saby księstw z zachodniej strony morza.

Twarz Wielkiej Kapłanki najczęściej nie zdradzała żadnych emocji. Jednak tym razem pojawił się na niej smutek.

– Pani Księżyca ostrzega, że ta wojna może nam przynieść duże straty – powiedziała, zaciskając palce na srebrnej lasce.

– Wiesz coś więcej? – zaniepokoił się Nikal, który zawsze liczył się z jej zdaniem.

– Nie – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Wiem tylko, że wielu zginie i popłyną łzy.

Król wstał.

– Wysłuchałem waszych głosów. Dziękuję. Wiem, co sądzicie. Set od dawna jest wrzodem na ciele Saby. Już czas się go pozbyć. Mamy z nim same kłopoty.

Zebrani zgodnie pokiwali głowami.

– Królu, zastanów się jeszcze. – Wielka Kapłanka nie zamierzała ustąpić tak łatwo. – Jesteśmy silniejsi, mamy zdecydowanie więcej i lepszego wojska, bogowie są po naszej stronie. Jednak wygrajmy w inny sposób. Ta wojna przyniesie nam straty. Możemy utracić lądy za morzem, ale co najgorsze, poleje się krew.

– Możemy wreszcie zyskać spokój i uwolnić kraj od knowań Seta. – Generał był gotowy do walki. – Ta wyprawa może dać nam pokój na bardzo długie lata.

– Kapłanko, na każdej wojnie są straty, taki jest świat. – Było widać, że król podjął już decyzję. – W najgorszym razie, stracimy zachodnią część Saby, ale jak sama mówisz, jesteśmy od nich lepsi pod każdym względem, ryzyko jest więc małe. Pozbywając się Seta i jego zwolenników, sprawimy, że Saba wejdzie w nowy etap historii.

– Oby tak się stało. – Kapłanka podniosła wzrok w stronę nieba, a na jej czole, bez udziału jej woli, pojawiły się bruzdy.

– Generał ma rację – podsumował król, klepiąc się po udzie. – Nie dyskutujmy dłużej. Tesfo, zarządź wymarsz wojsk i spraw, by żołnierze jak najszybciej dotarli do wybrzeża, a okręty były w pełnej gotowości do wypłynięcia. Wyruszamy na wojnę! Pod moją nieobecność zarządzanie Sabą przekazuję Sethonowi. – Król spojrzał na kapłana. – Hendake będzie twoją prawą ręką.

– Kiedy wyruszamy? – Makeda była podekscytowana niemal tak samo, jak mężczyźni.

– Księżniczko, ty zostajesz – nieznoszącym sprzeciwu tonem ostudził jej zapał Nikal. – Będziesz pod opieką Wielkiej Kapłanki i hemet Seszep.

– Nie ma mowy. Muszę tam być! – Poderwała się na równe nogi. – Tomaj jedzie z tobą?

– Oczywiście. – Jej brat nie miał wątpliwości. – Jestem następcą tronu i mężczyzną.

– Muszę tam być – powtórzyła Makeda, wiedząc, że do jej ojca trafiają jedynie mocne argumenty wypowiadane zdecydowanym, ale spokojnym tonem. – Chcę być przy tym, kiedy Dena spotka zasłużona kara.

Król zawahał się, ale tylko przez moment.

– Dobrze – zdecydował. – Ale będzie ci towarzyszyć nie tylko Seszep, ale też Wielka Kapłanka. Kapłanko, zechcesz uczynić nam ten zaszczyt?

– Kiedy wyruszamy? – odparła zapytana.

16

S.H. Selassie, Bóstwo Saby ALMAKAH, The Establishment of the Ethiopian Church, w: The Church of Ethiopia, Addis Abeba 1997.

Królowa Saby

Подняться наверх