Читать книгу Królowa Saby - Ewa Kassala - Страница 4
Rozdział I. SNY O TRONIE. Księżniczka Makeda ma pięć lat
Królestwo Saby. Mariba 1
Оглавление– Będziesz jej towarzyszką i opiekunką – powiedział król Nikal. – Od teraz twoje życie, całą siebie, wszystko co wiesz i umiesz, w co w swej łasce wyposażyła cię Pani Księżyca, poświęcisz księżniczce. Masz obowiązek ją chronić, dbać o nią i otaczać opieką. Jest największym skarbem naszego królestwa. Od dziś będziesz z nią, aż do końca twoich dni. Z tego obowiązku mogę zwolnić cię tylko ja, ona sama albo śmierć. Nikt inny, ani nic innego.
Byliśmy w królewskiej komnacie. Nikal siedział na szerokim, drewnianym krześle, wyściełanym jagnięcą skórą. Klęczałam trzy, może cztery łokcie od niego. Moje czoło niemal dotykało kamiennej, gładkiej podłogi.
– Królu, to dla mnie zaszczyt – wyszeptałam tak cicho, że chyba mnie nie usłyszał.
Ze zdenerwowania miałam ściśniętą krtań. Nigdy wcześniej nie widziałam króla ani nie byłam w pałacu. Czułam się oszołomiona tym, co działo się wokół mnie. Jednak w mojej głowie wybuchała przywracająca mnie do porządku myśl, że nie mogę drżeć przed nikim, nawet przed królem, mam być przecież hemet księżniczki Makedy. Tak zdecydowała Pani Księżyca. A jej woli nikt nie śmiał się sprzeciwiać. Mimo że byłam najdzielniejszą z dzielnych, a przy tym Widzącą, przed potężnym Nikalem, słynącym z twardej ręki, na krótką chwilę straciłam pewność siebie, której na co dzień mi nie brakowało. Szybko przełknęłam ślinę i już znacznie głośniej i pewniej, unosząc przy tym głowę, powtórzyłam:
– To dla mnie honor i wielki zaszczyt, mukarrib2.
– Dostaniesz wszystko, czego potrzebujesz. – Słowa, które padły z moich ust, były dla niego oczywiste, więc przyjął je bez komentarza. – Zamieszkasz z księżniczką w jej komnacie. Od dziś będziesz nie tylko jej główną opiekunką, ale jej cieniem.
– Królu, stanie się zgodnie z twoim życzeniem – mój głos już w pełni odzyskał siłę. – Taka jest też wola Pani Księżyca.
– Wielka Kapłanka przysłała mi ciebie, zapewniając, że jesteś stworzona do roli, którą wyznaczyła ci twoja Pani. A że bogowie zawsze wiedzą lepiej od nas, pozostaje mi z pokorą, ale i radością, przyjąć jej decyzję. Wiem, że doskonale wypełnisz swoje obowiązki. Masz skórę szlachetnie czarną jak heban, jesteś silna i drapieżna. Masz zęby w kształcie ostrych grotów, jeśli więc będzie trzeba, zabijesz. A przy tym jesteś mądra. Urodziłaś się, by być i kapłanką, i wojowniczką. Twoja przełożona zapewniła mnie, że z pełnym zaufaniem mogę powierzyć ci opiekę nad Makedą. Wierzę jej. – Poklepał się po udzie, uznając, że tę część rozmowy mamy już za sobą.
W dniach, które nadeszły, szybko zauważyłam, że tak sygnalizował załatwienie sprawy i chęć przejścia do kolejnej.
– A więc wszystko jasne – stwierdził. – Teraz wstań, usiądź bliżej mnie, bo od dziś jesteś jedną z nas… – Dłonią wskazał mi niski taborecik stojący blisko tronu. – …i opowiedz mi o tym, co dokładnie widziałaś.
Pomyślałam, że w tym właśnie miejscu siadywała Makeda, kiedy rozmawiała z ojcem. Zastanawiałam się, jak się czuła, mając przed oczami jego potężne stopy obute w żołnierskie, skórzane sandały na grubych podeszwach, masywne łydki i kolana, osłonięte płótnem prostej tuniki. Czy się bała? Nie podnosiłam głowy. Król słynął z porywczości. Kapłanka nakazała mi bezwzględne posłuszeństwo wobec niego. Nie wiedziałam, jak mógłby zareagować, gdybym ośmieliła się spojrzeć mu prosto w oczy.
– Popatrz na mnie! – rozkazał, jakby wyczuł moje obawy.
Podniosłam wzrok. Patrzyłam na niego pewnie i bez bojaźni. Domyślił się, że wcześniej nie zrobiłam tego ze względu na świątynne wychowanie, nakazujące nigdy nie patrzeć bezpośrednio na osobę wyżej postawioną, zwłaszcza na króla.
– Będziesz blisko mojej córki, a więc także i mnie – tłumaczył spokojnie. – Pozwalam ci na większą poufałość, gdy jesteśmy sami. Wtedy w mojej obecności możesz stać i siedzieć, a także patrzeć mi w oczy.
– Dziękuję, mukarrib – doceniłam wyróżnienie.
– Jak masz na imię?
– Nadano mi imię Seszep-dua3, co znaczy Światło Jutra, ale kapłanki nazywały mnie zawsze Seszep, albo po prostu hemet.
– Po egipsku hemet to kapłan albo też rzemieślnik, czyż nie?
– Tak, to słowa pochodzące z kraju faraonów. Brzmią podobnie, bo i kapłan, i rzemieślnik, jako uświęceni mocą duchową, są narzędziami w rękach bogów. Tak jak każdy z nas.
– Pewnie wiesz, co mówisz – skwitował. – Jak chcesz, żeby się do ciebie zwracać?
– Hemet Seszep, mukarrib.
– Niech tak będzie. – Powtórnie klepnął się po udzie. – Zatem hemet Seszep, opowiedz mi dokładnie o twoim widzeniu. Po kolei, ze szczegółami. Chcę wiedzieć wszystko.
Zamknęłam oczy i wróciłam do tamtego dnia.
– Siedziałam nad wiecznym źródłem, panie. Długo w nie patrzyłam. Gdy byłam już gotowa, rozsunęłam zasłonę czasu…
– Jak?
Uklękłam przed nim tak samo, jak tamtego dnia przed źródełkiem, pochyliłam się tak jak wtedy, a następnie powoli i delikatnie wykonałam gest, jakbym rozsuwała dłońmi nieruchomą powierzchnię tafli.
Król pokiwał głową.
– Co zobaczyłaś?
– Ujrzałam Makedę siedzącą na tronie, stojącym w wielkiej sali po brzegi wypełnionej ludźmi. Był złoty, potężny, imponujący. Prowadziły do niego niskie schodki, a po ich dwóch stronach stały potężne złote lwy. Tuż obok Makedy stali Wielki Kapłan Illumkuha i Wielka Kapłanka Pani Księżyca. Widziałam tam również siebie.
– A moi synowie? Co z Sirahem i Tomajem?
– Nie było ich tam.
– Domyślam się, że mnie też nie było?
– Makeda została królową, ponieważ ty, mukarrib, umierając, przekazałeś jej władzę.
– Powiedz coś więcej.
– Co?
– Kiedy to było?
– Czekają cię jeszcze długie lata rządzenia. Twoja córka zasiądzie na tronie jako dorosła kobieta. Mówiłam ci, że widziałam tam też siebie, miałam sporo siwych włosów.
– Dlaczego żaden z moich synów nie zostanie królem? Co ma się wydarzyć? Umrą, zginą w walce? Wyjadą?
– Nie wiem, panie. Nie widziałam ich za zasłoną czasu.
Król zamilkł i zamknął oczy. Próbował ułożyć sobie w głowie to, o czym mu powiedziałam. Nie wiem, na ile mu się udało. Trwał chwilę w zadumie, po czym wyprostował się i klasnął w dłonie.
– Czas, żebyście się poznały. Przyprowadź księżniczkę! – rozkazał, gdy w drzwiach niemal natychmiast pojawiła się służąca.
Po chwili ją zobaczyłam. Wydawało się, jakby w pomieszczeniu słońce pojawiło się osobiście. Makeda miała w sobie tyle światła, że zmrużyłam oczy. Nie weszła do komnaty, ale do niej wbiegła, a wraz z nią radość, dziecięcy szczebiot i świeżość. Wiedziałam, że ma pięć lat. Była smukła, giętka, ruchliwa. Miała znacznie jaśniejszą skórę, niż jej ojciec i długie, ciemne, lekko kręcone włosy zebrane na karku w węzeł. Piękne, czarne, bardzo wyraziste oczy patrzyły inteligentnie. Była śliczna.
Stanęła na środku i z rozbrajającą dziecięcą dystynkcją, po królewsku skinęła głową ojcu i mnie na przywitanie. Uśmiechała się przy tym czarująco, lustrując wzrokiem komnatę. Gdy stwierdziła, że poza królem i mną nie ma nikogo, podskoczyła radośnie, podbiegła do ojca i wskoczyła mu na kolana.
Gdy patrzyłam na jej długie szczupłe ręce i nogi, na jej zwinne i szybkie ruchy, stanęły mi przed oczami leopardzice Wielkiej Kapłanki. Makeda miała ich grację, pewną jeszcze nieporadność ruchów, ale też uśpioną siłę i drapieżność.
– Jak dobrze, że jesteś! – zawołała, przytulając się do ojca.
Było dla mnie jasne, że takie sceny zdarzają się między nimi często. Na pewno się go nie bała, jak mi się wcześniej wydawało. I o ile w trakcie rozmowy z władcą miałam wątpliwości co do rodzaju emocji, jakie we mnie wzbudzał, w tamtym momencie go polubiłam. Ktoś, kto tak traktował córkę, musiał być dobrym człowiekiem.
Nie wydawał się zaskoczony jej zachowaniem. Objął ją mocno, a ona z zadowoleniem usadowiła się wygodnie.
– Dobrze, że i ty już jesteś z nami, hemet Seszep. – Odwróciła głowę w moją stronę.
Gdy tylko weszła do komnaty, podniosłam się z krzesełka i stanęłam w pobliżu tronu.
– Nie mówiłem ci, jak nazywa się twoja nowa opiekunka – zdziwił się Nikal. – Rozmawialiśmy, że przybędzie wysłanniczka Pani Księżyca, by stać się twoją towarzyszką i opiekunką. Mówiłem ci, że to kapłanka, która ma dar widzenia, ale na pewno nie podałem ci jej imienia. Sam przecież go nie znałem.
– Ojcze, widziałam hemet w snach. Wiem, że się pokochamy.
Makeda wyciągnęła do mnie rękę.
– Od dziś zawsze będziemy już razem. Na dobre i na złe – oświadczyła radośnie.
A gdy uklękłam przed nią i pocałowałam jej małą rączkę, dodała:
– Czeka nas wiele trudnych chwil. No… rzeczywiście sporo – mówiła, jakby przypominając sobie to, co wie, ale widząc moją minę, szybko dodała na pocieszenie, że tych dobrych będzie zdecydowanie więcej.
2
Tytuł władców królestwa Saby, oznaczający „kapłan-książę” lub „król” (przyp. aut.).
3
Tłumaczenie własne z hieroglifów egipskich prof. Andrzeja Ćwieka z Uniwersytetu A. Mickiewicza w Poznaniu (przyp. aut.).