Читать книгу Królowa Saby - Ewa Kassala - Страница 22
Rozdział II. CZAS WALKI I POKOJU. Księżniczka Makeda ma dziewięć lat
Królestwo Saby. Czternaście dni później
ОглавлениеKról Nikal po naradzie, na której podjął decyzję o wojnie z Setem, wysłał posłańców do podległych sobie księstw z pytaniem, ilu żołnierzy może przysłać każde z nich. Niemal wszyscy przywieźli obietnice wysłania wojsk na każde żądanie króla. Jedynie władca Puntu nie odpowiedział jednoznacznie. Przekazał informację, że jego wojska toczą wojny na południu, nie jest więc w stanie wesprzeć króla. Jednak wysłał Nikalowi hojne prezenty, by nie wywołać jego gniewu.
Punt był mniej związany z Sabą niż inne księstwa, potrzebował też mniej królewskiej opieki. Między Puntem a Egiptem, przed którym drżały wszystkie księstwa w dolinie Nilu, leżała bowiem kraina Aksum i Nubia, które stanowiły dla tego księstwa swoisty bufor bezpieczeństwa. Wprawdzie potężny sojusznik, król Saby, był potrzebny księciu Puntu, ale nie czując bezpośredniego zagrożenia ze strony Egiptu ani najwyraźniej ze strony księcia Seta, ten sam książę samymi darami chciał przekonać króla o swojej lojalności.
Nikal podliczył siły. Miał dwudziestotysięczną armię, dodatkowo książęta z zachodniej strony morza obiecali wysłać w sumie kilka tysięcy ludzi. A Set mógł dysponować, razem z najemnikami, najwyżej piętnastoma tysiącami żołnierzy. Więc jeśli nie zdradzą go książęta, a książę Puntu nie stanie po żadnej ze stron, uważał, że przewaga była zdecydowanie po jego stronie. Miał też lepsze uzbrojenie. Wiedział, że jego łuki z nowym naciągiem, są w stanie przebić skórzane tarcze wojowników Kuszu, że jego miecze i topory wykonane z żelaza nie będą pękać w walce, tak jak wykonane z brązu miecze wojowników ich wroga.
– Wygramy tę wojnę – pomyślał król. – Zaczynajmy, w imię bogów!
W pałacu panowała napięta, ale radosna atmosfera. Od ogłoszenia decyzji króla o wojnie nie minął tydzień, a armia była gotowa do wymarszu.
We wskazanym przez kapłana Sethona dniu, na rozkaz króla, dwadzieścia tysięcy wojowników pod wodzą generała Tesfy wyruszyło w stronę zatoki. Armia miała ze sobą trzysta koni i drugie tyle wielbłądów. Planowano, że dotarcie do wybrzeża zajmie dziesięć dni.
Król ze świtą, Tomaj i Makeda z Wielką Kapłanką i Seszep, mieli wyruszyć dopiero za pięć dni, aby dotrzeć do zatoki w tym samym czasie co żołnierze.
Na wodzie unosiły się okręty. Już z oddali było widać las pojedynczych masztów ze zwiniętymi żaglami. Na pokładach szerokich, pękatych kadłubów krzątali się wprawni żeglarze, a na lądzie widać było mrowie wojowników przygotowanych do wejścia na okręty.
Do małego portu Adulis, leżącego na drugim brzegu Morza Czerwonego, do którego zmierzali, przy spokojnym morzu, lekkim wietrze i rozwiniętych żaglach, powinni dopłynąć maksymalnie w dwie doby.
Flotylla liczyła sto okrętów transportowych, na co dzień używanych w Sabie do celów handlowych, i cztery okręty wojenne. Ten, na którym miał płynąć Nikal był nie tylko najnowszy, ale też najbardziej okazały. Wprawdzie, tak jak pozostałe, był to jednomasztowy okręt żaglowy z jednym rzędem wioseł, ale żagle miały kolor złota, kajuty dziobowe były wyłożone kobiercami, a umeblowanie było godne króla.
Na dany znak okręty odbiły od brzegu, kierując się na zachód. Początkowy zgiełk i hałas wywołany wypłynięciem i trzaskaniem wioseł ustępował. Jeden po drugim okręty rozwijały żagle i morze zaczęło wyglądać jak ukwiecona na biało łąka. Lekkie podmuchy wiatru wypełniły żagle.
Makeda, stojąc na pokładzie, spoglądała wokół. Była dumna z armii, statków i z ojca. Czuła, jak bardzo kocha Sabę, która była według niej najwspanialszym krajem świata.
Podróż trwała rzeczywiście krótko. Sprzyjające wiatry wiejące ze wschodu na zachód pozwalały płynąć okrętom szybko, niemal bez użycia wioseł.
Adulis było dużą wsią rybacką, którą dzięki bezpiecznemu położeniu w zatoce, chętnie wykorzystywano do rozładunku i załadunku towarów.
Wojsko szybko opuściło okręty. Część żołnierzy nieprzywykłych do podróży morskich nie czuła się dobrze i z radością poczuła ziemię pod stopami. Konie i wielbłądy, schodząc po prowizorycznych trapach, także sprawiały wrażenie, że robią to chętnie.
Był wieczór, słońce zachodziło. Wymarsz do Aksum zaplanowano na rano.
Żołnierze rozpalili na plaży ogniska i położyli się spać. Nawet oficerowie nie rozbijali namiotów, tylko rozłożyli się blisko ognia. Noce w tej okolicy, o tej porze roku, bywały zimne. W ciągu dnia świeciło ciepłe słońce, a już wieczorem wydychane powietrze zamieniało się w widoczną gołym okiem parę. Tej nocy żołnierzy grzały jednak nie tylko ogniska, ale emocje przed czekającą walką.
Król przez wiele godzin naradzał się z generałem Tesfą, Aszenafim i czterema wyższymi oficerami. Przy stole zasiadł też książę Tomaj. Makeda wiedziała, że w czasie omawiania ostatecznych przygotowań i strategii ataku, ojciec nie zgodzi się, żeby była razem z nimi, w obawie, że mogłaby, nieproszona, zabrać głos. Przycupnęła więc w kącie namiotu, starając się, żeby nikt jej nie zauważył. Widzieli ją wszyscy, ale w związku z tym, że król udawał, że nie wie nic o obecności córki w miejscu narady, inni zrobili to samo.
Makeda słuchała, patrzyła i uczyła się.
Narada trwała kilka godzin. Dzięki wywiadowcom było wiadomo, że książę Set ustawił swoje wojsko w szerokim wąwozie prowadzącym przez ostatnie pasmo górskie przed stolicą. Jego wojsko liczyło dwanaście tysięcy żołnierzy, nie miało koni ani wielbłądów. Sąsiedni książęta, do których wcześniej Nikal wysłał posłańców, nie darzyli Seta szacunkiem. Bali się go, więc mając do wyboru poparcie Seta czy lojalność w stosunku do znacznie silniejszego Nikala, wybrali władcę Saby.
***
Wojsko Nikala ruszyło z Adulis długą kolumną. Na czele, na stu koniach i stu wielbłądach, jechała grupa zwiadowców. Za nimi podążała kolumna złożona z piechurów, łuczników i procarzy. Długi pochód zamykali jeźdźcy na koniach i wielbłądach, uzbrojeni we włócznie i miecze.
Żołnierze armii Nikala mieli miecze, groty włóczni i strzały z żelaza. Nieśli ze sobą skórzane tarcze ze skór oryksów. Synowie bogatszych rodów mieli tarcze żelazne, znacznie cięższe i odporniejsze na ciosy. Nieliczni, głównie oficerowie, na tuniki mieli założone zbroje z płatków żelaza, jednak większość żołnierzy zadowalała się skórzanymi tunikami i kamizelkami.
Kolumna szybkim marszem zbliżała się do Aksum. Król, który w towarzystwie generała Tesfy, dowódcy Aszenafiego oraz Tomaja i Makedy jechał w jej środku, wiedział o czekających w wąwozie wojskach Seta. Wąwóz był dogodnym miejscem dla broniących, a trudnym dla atakujących. Nie miał jednak wyboru: Aksum było otoczone wysokimi górami, a nieliczne prowadzące do niego drogi wiodły przez wąwozy.
W trzecim dniu marszu, w godzinach południowych, długi wąż wojsk króla wkroczył do wąwozu. Straż przednia już z daleka zauważyła żołnierzy broniących wejścia. Kolumna zatrzymała się.
Dla wszystkich było jasne, że wkrótce dojdzie do spotkania wojsk.
– Radźcie, jak najlepiej zaatakować – rozpoczął wieczorną naradę Nikal. Wiemy, że jest ich dwanaście tysięcy i że są słabo uzbrojeni. Nas jest dwa razy tyle, ale w wąwozie nie możemy zaatakować całą potęgą. Jak najłatwiej ich pokonać, jak otworzyć drogę do Aksum?
– Królu, myślę, że łucznicy i procarze muszą wspiąć się w nocy na okoliczne góry, tak by strzelając, mogli dosięgnąć dna wąwozu i razić przeciwnika. – Generał Tesfa wiedział, gdzie przyjdzie im stoczyć bitwę i wielokrotnie już omawiał z oficerami możliwości ataku. – Piechota, z włóczniami, toporami i mieczami pójdzie do boju na wprost. Konie i wielbłądy niech zostaną z tyłu, w tym wąwozie nie wykorzystamy ich siły. Ja i oficerowie pójdziemy w pierwszym szeregu, ty, królu, z księciem Tomajem i księżniczką Makedą obserwuj, jak na króla przystało, z właściwej odległości. Jeśli będzie nam potrzebna pomoc, przyślemy posłańca.
Król rozważył w myślach wszystkie za i przeciw.
– Plan jest dobry. Tak zrobimy. Bitwę zaczniemy wczesnym rankiem. A teraz niech żołnierze wypoczną, dajcie im telli, tedżu17 i dużo mięsa, niech posilą się przed bitwą.
– Królu… – Tomaj zaczekał, aż w namiocie pozostał tylko Nikal, Tesfa i Aszenafi. – Pozwól mi towarzyszyć generałowi. Mam już dwadzieścia dwa lata i chcę walczyć.
Wszystkie oczy zwróciły się w stronę króla. Starszy syn zginął, jedynym następcą był Tomaj. Czy powinien zgodzić się, by szedł walczyć? Szczególnie, że wizje Makedy i Seszep dawały wiele do myślenia. Obawiał się o jego życie, ale z drugiej strony czuł dumę, że ten dzielny, waleczny chłopak jest jego synem. Powiedzenie „nie” przy słuchających ich dialogu generałach, osłabiałoby go w ich oczach. Przecież w armii walczą młodzieńcy, którzy ukończyli szesnaście lat. Jutro mogą zginąć. Czy ma więc prawo zabronić księciu walczenia razem z nimi?
– Generale, powierzam ci następcę tronu, księcia Tomaja – zdecydował wreszcie król. – Niech jutro walczy u twego boku.
Tomaj uderzył się pięścią w klatkę piersiową, tak jak czynili to żołnierze, i widać było, że gdyby mógł, podskoczyłby z radości.
Nikt nie zauważył, jak bardzo posmutniała siedząca cicho w kącie Makeda.
Ranek przywitał wszystkich słońcem. Armie stanęły naprzeciw siebie. Set miał lepszą pozycję, bo zwężający się wąwóz nie pozwalał rozwinąć się siłom Saby. Obie strony dobrze o tym wiedziały.
Wojsko Seta, uzbrojone w miecze i topory z brązu, włócznie, łuki i proce, ubrane było w ciemne tuniki z grubego materiału, a piersi i plecy żołnierzy chroniły duże kawałki twardej, niewyprawionej skóry antylop i zebr. Z tych skór zrobione też były tarcze. Nie była to armia mogąca zwyciężyć w otwartym boju, jednak mogła bronić dostępu do drogi w wąwozie przez długi czas. Żołnierzami dowodził osobiście Set, mając u boku swojego syna, Dena.
Na rozkaz generała Tesfy, piechurzy ruszyli szeroką ławą. Na początku włócznicy, za nimi łucznicy i procarze, a potem żołnierze uzbrojeni w miecze i topory. Szybko okazało się, że plan generała nie powiódł się w pełni: łucznicy i procarze, którzy weszli na zbocza gór w nocy i poukrywali się, byli za daleko, by skutecznie strzałami i kamieniami razić wroga. Ich pociski nie dolatywały do broniących wylotu wąwozu.
Generał zaatakował więc wprost. Lepsze i nowocześniejsze uzbrojenie dawały przewagę wojskom Nikala. Tym razem strzały łuczników z łatwością przebijały skórzane tarcze i kaftany żołnierzy Aksum, a uderzenia żelaznych mieczy łamały miecze z brązu. Ginęli żołnierze. Szybko zastępowali ich kolejni, z dalszych szeregów.
Generał Tesfa początkowo tylko obserwował walkę i wydawał rozkazy, ale widząc silny opór, sam rzucił się do walki, siekąc przeciwników mieczem. Tomaj poszedł za jego przykładem. Jednym cięciem zabił włócznika zamierzającego się na generała, przewrócił drugiego. Obrona słabła, ale wciąż, w krzyku lub bezgłośnie, ginęli żołnierze obu stron.
W pewnym momencie zwycięstwo przechyliło się znacząco na stronę Saby, a szeregi żołnierzy Seta topniały. Jednak gardziel wąwozu była dalej niezdobyta, a droga do stolicy zamknięta.
Wreszcie pojawił się książę Set z synem. Widać było, że chcą wzmocnić ducha walki wśród swoich.
Książę Tomaj, widząc Dena, rzucił się w jego kierunku. Wprawdzie dzieliło ich jeszcze kilka szeregów żołnierzy, ale Tomaj na to nie zważał. Ubrany w srebrną zbroję z żelaznych łusek, z mieczem w ręku i rozgrzany dotychczasową walką i swoimi zwycięstwami, chciał dopaść tego, który planował zhańbić jego siostrę i zabrać koronę jego rodowi. Rozdając mieczem razy na wszystkie strony, zbliżył się do Dena. Ten, poznawszy go, krzyknął na żołnierzy stojących między nimi, a gdy się rozstąpili, przyjął walkę.
Miecze obu się skrzyżowały. Mimo różnicy lat, Den miał osiemnaście, a Tomaj dwadzieścia dwa, siły były podobne. Inna tylko była wściekłość i chęć zemsty. Tomaj wyćwiczony przez mistrzów fechtunku, trafił na godnego przeciwnika. Den odpierał ataki i sam napierał. Nie zważali na toczący się bój wokół nich, byli zapatrzeni tylko w siebie i swoje miecze. Zresztą żołnierze, wiedząc, kim są walczący, nie zamierzali im przeszkadzać.
Zmagania książąt się przedłużały. Siły powoli ich opuszczały. Czując to, Tomaj zaatakował z furią i uderzył z całej siły. Miecz Dena odskoczył do tyłu, odsłaniając go całego. Drugie cięcie Tomaja dosięgło celu, jego miecz przeciął aż do kości ramię Dena i głęboko zranił bok w miejscu pomiędzy połówkami zbroi. Den padł na wznak. Dla Tomaja to była chwila triumfu. Oto jego wróg leżał pokonany u jego stóp. Mając go rannego i w niewoli, łatwo będzie wymusić na jego ojcu poddanie się. Był z siebie dumny.
Nie zdążył się odwrócić i odnaleźć wzrokiem generała, któremu chciał się pochwalić zwycięstwem, gdy świsnęła strzała i trafiła go w szyję. Grot przebił krtań. Ogarnęła go ciemność.
Generał walczący kilkadziesiąt metrów dalej widział chwałę Tomaja. Już cieszył się w myślach, wiedząc, że może to zakończyć walkę i spowodować kapitulację Seta. Tym bardziej przeraził go widok strzały w krtani księcia. Spojrzał w miejsce, skąd nadleciała. Zobaczył człowieka z blizną, który z krzaków za niewielką skałą przyglądał się, chcąc się upewnić, czy jego strzał był śmiertelny.
Nie zważając na wrogów, generał rzucił się w kierunku rannego księcia. Rozpacz dodawała mu sił. Gnał, nie zważając na wycofujących się w popłochu żołnierzy Aksum, którzy unosili ze sobą niewykazującego oznak życia Dena.
Na polu bitwy pozostawał tylko konający Tomaj. Gdy generał dobiegł do niego i przy nim ukląkł, uśmiechnął się z dumą.
– Zabiłem Dena. To koniec wojny – wyszeptał i wydał ostatnie tchnienie.
Tesfa przerwał bitwę. Wprawdzie odnieśli zwycięstwo, zginęło ponad cztery tysiące żołnierzy Aksum, a oni stracili najwyżej tysiąc swoich, ale on czuł się przegrany. Nie żył bowiem ten, który był przyszłością Saby, którego król powierzył jego opiece. I nic już nie mogło tego zmienić.
Król, obserwujący zajście z wysokości, złapał się za serce. Jego twarz stężała. Wcześniej skrytobójczą śmiercią zginął jeden syn, teraz tracił drugiego. Wpatrywał się w odległą sylwetkę Tesfy. Gdy generał podniósł się z klęczek, król miał pewność, co się wydarzyło. Zawalił mu się świat.
Mimo że wojna była wygrana, zarządził odwrót.
Żołnierze, którzy zasmakowali zwycięstwa i liczyli, że ich następny postój będzie w Aksum, przyjęli rozkaz króla z goryczą, ale i zrozumieniem. Tym większym, że lotem błyskawicy wojsko obiegła wieść, że syn Seta najprawdopodobniej przeżył cios zadany mu przez księcia Tomaja.
Kolumna wracała drogą, którą przyszła. O ile jednak wcześniej był to radosny marsz, powrót wyglądał jak kondukt żałobny. Rozpacz króla, który nie odzywał się do nikogo, była zrozumiała dla wszystkich. Makeda, której żal i boleść była podobnie wielka, nawet nie próbowała pocieszać ojca, rozumiejąc, że nic nie zmniejszy jego cierpienia.
Jechała tuż za ojcem. Po swojej lewej miała Seszep, a po prawej Wielką Kapłankę. Wszystkie trzy dosiadały koni.
– Jeśli Den rzeczywiście żyje, dopadnę go! – wycedziła Seszep przez zęby. – Już dawno powinnam go zabić.
– Wrócę tu kiedyś i odbiję Aksum – twardo stwierdziła Makeda, nie oglądając się za siebie.
Wielka Kapłanka była pewna, że tak się stanie. Jednak nie odezwała się ani słowem.
17
Tella – niskoprocentowe piwo, tedż – wino miodowe (przyp. aut.).