Читать книгу Kwiaty nad piekłem - Ilaria Tuti - Страница 11
6
ОглавлениеW ciemnym pokoju projektor wyświetlał na ekranie zdjęcia z miejsca zbrodni.
Były to zbliżenia sinych rozchylonych warg; naczyń krwionośnych, które rozchodziły się pod skórą jak ujście rzeki; białej klatki piersiowej; ciemnych otworów na twarzy zamiast oczu.
Fotografie stanowiły podstawę ich pracy. Były jak plastelina, z której w końcu ulepią twarz mordercy i połączą ją z imieniem i nazwiskiem. Bo to profil zabójcy, czyli portret jego psychiki, prowadzi do tożsamości, nigdy na odwrót.
Teresa przyglądała się uważnie zdjęciom, zanurzona w fotelu między komendantem Ambrosinim a zastępcą prokuratora Gardinim. Choć łączyła ich przyjaźń, w pracy respektowali ścisły podział wyznaczonych im ról. Za nimi siedziała reszta zespołu.
Wrócili do komendy niedawno, przemarznięci do szpiku kości po wielu godzinach wizji lokalnej i zbierania dowodów. Praca dopiero się rozpoczęła i od tej chwili dzień zleje się z nocą w jedną całość.
Teresę piekły oczy ze zmęczenia, ale zachowywała czujność.
Kolejne fotografie, tym razem nietkniętej jeszcze przez człowieka przyrody. Spomiędzy roślinności wystawały tabliczki i miarki, które technicy kryminalistyki umieścili obok każdego śladu krwi, odcisków i gałęzi połamanych przez zwierzę w ludzkiej skórze.
I jeszcze ten najgorszy element makabrycznego repertorium: kukła zrobiona z zakrwawionych ubrań ofiary.
Teresa usłyszała, jak oddech zastępcy prokuratora Gardiniego robi się ciężki z przerażenia. Właśnie zdała sobie sprawę, że to nie jest „zwyczajne” morderstwo. Mieli do czynienia nie tylko z psychozą, ale z czymś o wiele groźniejszym, czego na razie Teresa nie potrafiła zdefiniować.
Z pewnością nie znajdzie odpowiedzi pośród najczęstszych motywów zbrodni. Ludzki umysł nie rodzi takiego koszmaru z zazdrości, zemsty albo dla pieniędzy. Fetysz krył w sobie o wiele bardziej złożone znaczenie. Przyciągał uwagę, bo miał wiele do powiedzenia.
– To chyba najbardziej niepokojący szczegół – wymamrotał komendant.
Teresa też tak uważała; na dodatek, gdy przyjrzała się uważniej kukle, dostrzegała coś więcej. Coś, czego nie potrafiła uchwycić, ulotny refleks, który pojawiał się na chwilę i gasł nagle, gdy tylko usiłowała znaleźć dla niego jakieś określenie.
– Coś nie tak? – zapytał zastępca prokuratora.
Nie odpowiedziała od razu, chciała, żeby jej przeczucia nabrały kształtów. Ale czekała nadaremnie. W końcu pokręciła tylko głową. Wolała nie wprowadzać innych w błąd i nie zdradzać swojego wrażenia – którego nie potrafiła umotywować – że gdyby nie okoliczności, w jakich znaleźli kukłę, oraz obecna na niej krew, strach na wróble wyglądałby dość infantylnie, a nawet zabawnie.
Jej uwagę przyciągnęły też oczy zrobione z jagód.
– Musimy się dowiedzieć, skąd zabójca je wziął – stwierdziła. – Nie widziałam ich w okolicy i nie sądzę, żeby były bez znaczenia.
Zastępca prokuratora kiwnął głową.
– Co mogą znaczyć? – zapytał.
Teresa nie była tego pewna, ale miała swoje podejrzenia.
– Zależało mu, żeby się pojawiły – powiedziała. – Jeśli totem przedstawia zabójcę, istotny jest kierunek, w którym patrzy.
Ale na co spogląda? Na umierającą ofiarę czy na pobliskie miasteczko?
Wcześniej, podczas oględzin, Teresa spostrzegła, że kukła skierowana jest tak, jakby wpatrywała się w dzwonnicę kościoła w Travenì, i ten szczegół wzbudził jej obawy.
– Brak ust sprawia, że kukła jest pozbawiona wyrazu – zauważył Gardini.
– W ten sposób zabójca ukrył swoje emocje – wyjaśniła. – Nie da się stwierdzić, co wtedy czuł: złość, strach, przerażenie, a może uniesienie.
Zastępca prokuratora głęboko zaczerpnął powietrza.
– Nie zostawił wskazówek co do motywacji, które skłoniły go do działania – wymamrotał.
– Nie chciał ich zostawić – poprawiła go Teresa. – Nie sądzę, żeby chodziło o zaniedbanie.
– Co cię skłania do takiej hipotezy?
– Pedanteria, z jaką przygotował całą scenę. Pewnie wielokrotnie ją sobie wyobrażał. I chciał, żebyśmy zastali ją w określonym stanie. Nie zapominajmy o pułapkach. To perfekcjonista.
– Czyli doprowadził nas do pewnego miejsca, a potem ukrył swój pierwotny zamysł.
Teresa przytaknęła.
– Zastanawiam się, czy brak nosa też jest jakimś podświadomym zatajeniem – powiedziała. – Organ bardziej czuły niż wzrok, ściśle powiązany z libido…
– Jaki z tego wniosek?
Teresa potarła oczy. Nie proszono jej tylko o słowa: często chodziło o odważne prognozy, które mogły przerodzić się w późniejsze oskarżenie. W najgorszym przypadku – tak jak teraz – o kierunek śledztwa.
– Za wcześnie na wnioski – odparła.
Gardini nie odpuszczał.
– Powiedz mi tylko, co przypuszczasz – nalegał, dobitnie artykułując słowa. Jego głos brzmiał uprzejmie, ale pojawiła się w nim nuta niecierpliwości.
– Nie chcę zamykać śledztwa na żadną ewentualność – odpowiedziała tym samym tonem, w ogóle nie patrząc na kolegę.
Zastępca prokuratora przysunął twarz do jej ucha.
– Tak się nie stanie – obiecał. – Będziemy brali pod uwagę każdy trop, dopóki uznasz to za konieczne.
– Nie jestem jasnowidzem – wysyczała Teresa, bacząc, żeby reszta widowni jej nie słyszała.
– Nikt tak nie twierdzi – wtrącił się komendant. – Ale zawsze trafiasz w dziesiątkę. Albo prawie zawsze. Dlatego naciskamy.
Westchnęła. Nigdy nie zrozumieją, o co tak naprawdę proszą.
– Na razie jestem w stanie naszkicować dość ogólnikowy portret psychologiczny – powiedziała. – Jeśli ukrycie narządów zmysłu nie było przypadkowe, może tu chodzić o silnie wycofaną osobowość, która cierpi na zaburzenia seksualności. Ale za wcześnie na jakiekolwiek pewniki – dodała na koniec.
Kolejne zdjęcia przedstawiały zegarek ofiary, który wisiał na patyku służącym za przegub, i zapięty był tarczą do środka. Teresa nie miała pojęcia, co to mogło oznaczać.
– Co z oczami ofiary? – zapytał komendant cicho, szczypiąc palcami wąsy. Teresa zauważyła, że ani na chwilę nie przestał ich maltretować.
– Nie znaleźliśmy ich – odparła. – Może winne są ptaki. A może zabójca zabrał je ze sobą jako trofeum. Oczy posiadają silną wymowę symboliczną. Odkrywają świat, obserwują, oceniają – wyjaśniła, gestykulując. – Patrzą i pożądają. Może spojrzały na coś, do czego nie miały prawa? Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy. I coś w tym jest, bo zabójcy często zakrywają je swoim ofiarom, żeby nie czuć na sobie ich wzroku. Żeby nie stracić chęci do odebrania komuś życia.
Gardini odwrócił się w jej stronę. Teresa wyczuła jego wątpliwości.
– Trofea? Symbole? Nie mówimy tu o seryjnym zabójcy.
Teresa wzruszyła ramionami, nie odrywając oczu od slajdów, które zmieniały się jeden za drugim.
– W tym zabójstwie jest coś patologicznego – zauważyła. – A to każe mi przypuszczać, że nie motyw jest w nim najważniejszy.
– Zgadzamy się, że psychoza odegrała tu znaczącą rolę, ale…
– Nie o to chodzi.
– A o co?
Teresa nie chciała tego zdradzić, jeszcze nie teraz. Bo skoro czynnik psychiczny jest tu tak istotny, jak sugerowałby to rodzaj agresji, to jak wyjaśnić stopień zorganizowania widoczny w pozostałych elementach?
Albo jesteś kompletnym popaprańcem, albo wyrachowanym i pedanteryjnym zbrodniarzem. Jedno z dwóch.
– Dowiemy się więcej po rozmowie z patologiem – ucięła. – Wezmę ze sobą nowego, tego inspektora.
Komendant zgodził się skinięciem głowy.
– Zamierzasz go pomęczyć? – zapytał cicho, z lekkim uśmieszkiem, który natychmiast opanował.
Teresa spojrzała ukradkiem na Mariniego. Stał oparty o ścianę. Widać było, że próbował doprowadzić ubranie do ładu, ale samo mydło i woda nie wystarczyły, żeby przywrócić mu godną prezencję.
– Tylko tyle, ile trzeba – odparła, obracając się z powrotem w stronę ekranu.