Читать книгу Kwiaty nad piekłem - Ilaria Tuti - Страница 16

11

Оглавление

Austria, 1978

„Patrz, obserwuj, zapomnij”.

Tak brzmiała reguła Szkoły. Niepisane przykazanie, które najstarsi spośród personelu przekazywali nowo przybyłym. Panna Braun objaśniła je Magdalenie tak cicho, że prawie szeptem, jakby się bała, że pogwałci świętą tajemnicę. Ale w tym miejscu zawieszonym pośród skalistych szczytów tajemnic było o wiele więcej.

Magdalena szła za przełożoną po korytarzach, które wiły się jak labirynt. Kobieta oprowadziła ją po zapuszczonym budynku i poinstruowała o czekających ją obowiązkach. Szkolenie, które już przeszła, było dość dziwne: cały czas spędziła zamknięta w jednej sali, przepisując na maszynie niezrozumiałe odręczne notatki, nie miała więc jeszcze okazji zobaczyć nic więcej prócz ścian refektarza i czekającego na nią wieczorem dormitorium.

Jak się domyśliła, w Szkole pracowało niewiele osób: dyrektor, którego spotkała tylko raz, w dzień przyjęcia, opiekunka Braun, dwóch wielozadaniowych członków personelu, kucharka oraz Marie, pomywaczka, z którą Magdalena dzieliła pokój. Ale Marie była niema i podczas długich wieczorów spędzanych na lekturze tylko kilka razy obdarzyła ją nieśmiałym i chyba odrobinę przestraszonym spojrzeniem. Magdalena zrezygnowała z zagadywania jej i ograniczyła się do porannego „dzień dobry” i wieczornego „dobranoc” przed zgaszeniem świateł.

Nie każdy nadawał się, by zamieszkać w tak odosobnionym miejscu. Ale, co najważniejsze, o przyjęciu do Szkoły decydowała przede wszystkim cecha właściwa nielicznym – dyskrecja. Milczenie należało zachować przez całe życie.

Tę pracę znalazła Magdalenie ciotka, na dodatek w bardzo trudnej dla jej rodziny chwili.

„Szkoła ma wielkie oczekiwania co do ciebie. Nie rozczaruj jej”, mówiła panna Braun, gdy wchodziły po zniszczonych schodach. Kroczyła z przodu, wyprężona, z plecami prostymi jak belki krzyża, który spoglądał na nie z antresoli. Purpurowe promienie zachodzącego słońca wpadały przez ażurowe okno, rzeźbiły smutne oblicze Chrystusa i rozpalały krew wypływającą z przebitego boku. W tym świetle korona cierniowa rzucała na ścianę ogromny, zdeformowany cień.

Jak macki potwornego stworzenia – pomyślała Magdalena i wtuliła się w wełniany golf.

Panna Braun zawsze mówiła o Szkole jak o żywej i rozumnej istocie, jakby jej mury miały oczy i uszy. Szkoła słuchała i oceniała. Ta sugestywna personifikacja długo napawała Magdalenę przerażeniem.

W końcu dotarły na pierwsze piętro, gdzie znajdował się żłobek – Gniazdo. Wyglądał na opustoszały, tak wielka panowała tu cisza. Ciała kobiet poruszyły powietrze, które sprawiało wrażenie, jakby od stuleci stało w bezruchu, wykorzystując upływający czas, by wchłonąć życie i historie istot, które się przez to miejsce przewinęły. Miało swój ciężar i Magdalena go czuła, na żołądku, w gardle. Dusiło ją, zapierało dech w piersiach.

„Patrz, obserwuj, zapomnij”.

To oznacza, że nic, co dzieje się w Szkole, nie może wyjść poza jej mury. Braun powiedziała, że czasami będzie świadkiem pozornie dziwnych praktyk. Powinna obserwować ich skutki i skrupulatnie odnotowywać je w zeszycie, który otrzymała wraz z ubraniem roboczym.

A potem o wszystkim zapomnieć. O wszystkim.

Magdalena patrzyła, jak opiekunka wyciąga z kieszeni pęk kluczy, wkłada jeden do zamka i nieruchomieje.

– Będziesz się troszczyła o ich higienę i karmienie, ale nigdy, przenigdy nie wolno ci ich przytulić albo zwrócić się do nich choćby jednym słowem – przykazała. – Kontakt fizyczny ma być ograniczony do niezbędnego minimum.

Magdalena przytaknęła głową. Zastanawiała się, czy podopieczni cierpią na jakąś szczególną chorobę, ale nie śmiała o to zapytać.

– I uważaj na obiekt pod numerem trzydziestym dziewiątym – kontynuowała przełożona.

Konsternacja Magdaleny przerodziła się w zaniepokojenie.

– Dlaczego? – spytała w końcu.

Panna Braun odwróciła głowę i odpowiedziała, patrząc przez jedno z okien na jezioro.

– Sama zrozumiesz. – Potem skinieniem głowy kazała jej założyć kaptur, który trzymała w ręce. Jednocześnie opuściły białe zasłony na twarz.

– I pamiętaj – dodała cicho, zanim nacisnęła klamkę. – Patrz, obserwuj, zapomnij.

Kwiaty nad piekłem

Подняться наверх