Читать книгу Krew to włóczęga - James Ellroy - Страница 26

CZĘŚĆ I
TOTALNY ROZPIERDOL
19
(Los Angeles, 25.08.1968)

Оглавление

Listy:

Subskrybenci nienawistnej poczty, uczestnicy nienawistnych spotkań, miłośnicy nienawistnych komiksów.

Powiązania z:

Kartotekami przestępców, listami z Wydziału Komunikacyjnego, listami grup wywrotowych.

Powiązania z:

Nienawistną literaturą. Przykładowe egzmeplarze. Całe gówno nienawiści do białego człowieka. Czarni zadymiarze powiązani z tymi wszystkimi pierdolonymi listami.

Dwight pracował w dziupli. Utworzył stosy papierów z zasobów doktora Freda i kopii dokumentów z Policji LA i Wydziału Komunikacji Kalifornii. Nienawiść, nienawiść, nienawiść. Wielkie stosy papierów. Himalaje nienawiści.

Siedział w tym od wypadu do Las Vegas. Zaczął z kartotekami biura wywiadu policji miejskiej. Szukał gliniarzy Murzynów z doświadczeniem infiltracyjnym. Nie znalazł. Wrócił więc do listy subskrybentów. Zabezpieczył papier i przetrzebił papier i zbudował półki, żeby zatrzymać na nich papier. To było polowanie na nazwisko Murzyna. Znajdź czarnego króliczka nienawiści. Skaptuj go, zmuś lub podstępnie zwab – i naucz go, jak znowu nienawidzić.

Zalew nazwisk wciągał. Nienawistna literatura i nienawistne zdjęcia budziły rechot. Biali mężczyźni mieli małe fiutki, czarni mężczyźni mieli wielkie fiuty, diaspora wielkości fiuta określała czarną historię. Żydowscy lekarze rozsiewali anemię sierpowatą. Audrey Hepburn urodziła czarne dziecko Jima Browna. Lawrence Welk był tak naprawdę czarny. Count Basie był tak naprawdę biały. John Glenn był pierwszym czarnym astronautą na świecie.

Dwight szukał nazwiska. Od A do Z i z powrotem. Małe gówno, jak kamyk, który powoduje całą lawinę. U, V, W, X, Y, Z i z powrotem do A.

Arthur Atkinson był czarnym nazistą. Willis Barrett subskrybował magazyn „Polowanie na białasa”. Ricky Tom Belforth subskrybował „Chcę czarnego. Białe dziewki wyją o Prawdziwego Mężczyznę!”. Bistrip, Blair, Blake, Bledsoe – chwila, a co to?

Marshall E. Bowen/5652 South Denker, Los Angeles. Subskrybent antyżydowskiego traktatu nienawiści w latach 1965–1966.

Nazwisko wydało mu się znajome. Dwight zajrzał do list z WK pod B. Jest: Marshall Edward Bowen/czarny/1,80 m/80 kg/ur. 18.05.1944. Nr prawa jazdy 08466. Poprzedni adres: 8418 South Budlong. Akta WK: weryfikacja przed przyjęciem do Akademii Policyjnej Los Angeles, 11.03.1967. Aktualny adres, bingo! Również 5662 South Denker.

Nieprawidłowość. Niewłaściwość. Subskrybent nienawistnych traktatów przeciwko białej rasie, potencjalny gliniarz LA.

Tak, i chyba jeszcze gdzieś widział to nazwisko.

Dwight sięgnął po listy wywrotowców. I znowu bingo! Oto ponownie nazwisko Marshalla E. Bowena.

Na spotkaniach czarnych muzułmanów. Na naradach Ligi Czarnego Węża. Uuuu, a to dopiero zły brat. Bardzo, bardzo zły brat!

Dwight zadzwonił do Policji Los Angeles. Znał faceta w kadrach. Facet po cichu zapodawał poufne dane. Dwight poprosił go do telefonu i przedstawił sprawę Marshalla Bowena. Składał podanie do policji w marcu 1967. Dostał się?

Facet powiedział, że sprawdzi. Dwight czekał przy telefonie sześć minut. Facet wrócił, cały podjarany. I bingo po raz trzeci: Marshall E. Bowen dostał się do Policji Los Angeles.

Skończył akademię w czerwcu 1967. Przydzielony do służby patrolowej na Wilshire. Obecnie nadal na Wilshire. Sprawność fizyczna klasy A.

Marshall, ty łobuzie.

Albowiem:

Subskrybowałeś nienawistną literaturę. Chodziłeś na komunistyczne spotkania. Brachu, to bardzo, bardzo brzydko. Mogliby ci się dobrać do czarnej dupy i wywalić cię z policji.

Albowiem:

Ci, którzy cię weryfikowali, spierdolili sprawę i pominęli twoją nienawistną przeszłość. Lewicowi wrogowie białych w trybie przyspieszonym wylatują z policji.

Brzydki, brzydki chłopiec. Przydatny, szantażowalny, z-roboty-wywalalny. Już ja ci się dobiorę do tej czarnej dupy.

Dziewięć sygnałów. Otash odebrał opryskliwie:

– Kto tam?

– Dwight, Freddie.

– O kurwa – powiedział Otash. – Nie mów. Grapevine.

Dwight się roześmiał.

– BAT się zwija pierwszego. Myślę, że wtedy będziemy musieli pojechać.

– A trzydziestego spotykamy się z Wayne’em?

– Zgadza się. I myślę, że wcześniej powinniśmy się spotkać we dwóch, ty i ja.

Otash westchnął.

– Wayne jest na to gotowy?

– Tak myślę – powiedział Dwight.

– Jezu, Wayne junior. Nie możesz na niego liczyć, nigdy nie powinieneś na niego liczyć.

Dwight zapalił papierosa.

– Mam pytanie o policję z LA.

– Słucham.

– Proces weryfikacji. Patrzę na kolorowego dzieciaka o nazwisku Bowen. Chodził na spotkania komuchów i w zeszłym roku dostał się do Policji LA. Powiedz mi, jak to gówno z komuchami mogło się przecisnąć przez sito.

Otash ziewnął.

– Ja znam tego Bowena. On był wtyką Clyde’a Dubera. Clyde go spreparował i wpuścił do paru grup czerwonych.

– Freddy, jesteś boski. Nie ma to jak biały człowiek.

– Nie jestem biały – odparł Otash. – Jestem, kurwa, Libańczykiem.

Marshall Bowen, jesteś zły, bardzo zły.


Clyde wskazał na ścianę. Dwight obejrzał zdjęcia. Dotyczyły napadu na opancerzoną furgonetkę. Spalone ciała, poplamione atramentem banknoty, szmaragdy. Wielki gliniarz tarmoszący dwóch czarnych.

Dwight kichnął. W biurze Clyde’a było arktycznie. Duże fotele wywoływały senność.

– Tamta sprawa – powiedział Clyde. – To takie moje hobby. I tak właśnie poznałem Marsha.

– Niewiele o tym wiem. Jack Leahy przez jakiś czas prowadził to z ramienia Biura.

– Zgadza się. Sprawa wciąż nierozwiązana, a poplamione atramentem banknoty od czasu do czasu ciągle się pojawiają w getcie. Czasami policja zabiera się za ludzi obracających tymi banknotami, tak żeby nie wyjść z wprawy. Tak właśnie było z Marshem. Nieświadomie puścił dwie dychy, a tu ups, Scotty Bennett.

Dwight ziewnął. Powieki mu opadały. Ten cholerny fotel był wymarzony do spania.

– Nie przerywaj sobie.

Clyde wypuścił kółka dymu.

– Więc Scotty dopadł Marshalla i naciskał na niego, a Scotty B. naciskający to naprawdę niemiły widok. Marsh zadzwonił do kumpla, a ten kumpel do mnie. Wyciągnąłem Marsha z tego gówna ze Scottym i zrobiłem z niego infiltratora. Wpuściłem go w kilka poronionych lewicujących grup i grup kolorowych, a Marsh był cholernie dobrą wtyczką. Uwielbia akcję, więc złożył podanie do policji i dostał się pomimo protestów Scotty’ego.

Dwight ziewnął.

– Opowiedz mi o jego poglądach politycznych. Nie może być lewicowcem ani białofobem, bo policja by go nie przyjęła.

Clyde odpalał papierosy jeden od drugiego.

– Jakich poglądach politycznych? To gracz. Żyje, żeby grać, i tylko gra się liczy, a jedyne pojeby, które nie wiedzą, że to gra, to te bogate prawicowe świry, które płacą mi, żebym umieszczał wtyczki. To kopalnia złota. Ściągam siedemdziesiąt pięć tysięcy rocznie z Freda Hiltza i Charliego Torona.

Dwight przetarł oczy.

– Ja właśnie zrobiłem interes z doktorem Fredem.

– Mój chłopak Don Crutchfield właśnie dla niego łazi teraz za jakimś mormońskim zasrańcem w Chicago.

– Lewicowym mormonem?

– Prawicowym mormonem, jebaką, który wsadzał jednej piździe, której wsadzał Fred. Jezu, nie pytaj. To już trwa całe lato i na razie jestem na tym zarobiony trzydzieści dwa tysie.

Dwight podniósł słuchawkę telefonu na biurku. Clyde kiwnął głową zachęcająco. Dwight zadzwonił do kadrowego w Policji LA. Kadrowy ciągle miał pod ręką akta Marsha Bowena. Dwight poprosił o aktualną rozpiskę służby. Kadrowy powiedział, że Bowen jest w Chicago, gdzie odwiedza chorego ojca.

Clyde wypuścił kółka dymu aż pod niebo. Dwight odłożył słuchawkę.

– Jest w Chicago, a ja nie mogę się stąd wyrwać. Możesz tego swojego Crutchfielda poprosić, żeby za nim pochodził? Chcę coś o nim wiedzieć, zanim do niego uderzę.

– Pewnie, ale chętnie bym się dowiedział, co jest grane.

– Pan Hoover chce zamieszać trochę gówna czarnuchom.


Zjedli kolację przy telewizorze. Relacja przedkonwencyjna zajmowała cały czas antenowy. Wyglądało to jak parada upiorów. Burmistrz Daley wyglądał na kosmicznie wkurzonego. Hubert Humphrey wyglądał na z góry przegranego. Kamera pokazała długowłose dzieciaki zebrane przed halą. Wyglądały złowrogo. Gwizdały na szeregi gliniarzy z prewencji. Gliniarze wyglądali jak gargulce.

Karen patrzyła w skupieniu. Dwight jadł. Dina rysowała w książeczce do kolorowania.

Zawsze rysowała choppery i radiowozy. Doprowadzało to Karen do szału.

Materiał filmowy truł. Hasła upiorów brzmiały, jakby je zmiksowano. Kamera przejechała po buczących Murzynach. Jedna kobieta pochłaniała frytki.

Wayne siedział nad Tahoe. Był panem Naciągaczem. Drakula i Farlan Brown to intryganckie elfy. Pan Naciągacz to wypróbowany współpracownik. Przedstawienie musi trwać. Przezwyciężył swój ostatni bambusowy galimatias i występował.

Materiał filmowy truł. Dina kolorowała uśmiechniętego psa i rysowała mu kły. Karen ściskała mu kolano i starała się nie palić.

Tłusty Murzyn wygłaszał mowę ku czci doktora Kinga. Erupcja konfabulacji. Światła przygasły do pokazu slajdów. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Kinga. Dwight zamknął oczy. Puls mu przyspieszył. Kilka razy odetchnął głęboko i próbował się pozbierać. Karen pochyliła się nad nim.

– Ostatnio jesteś niespokojny.

– Ciągle mam przejebane ze snem.

– Kiedy jesteś niespokojny, ja też jestem niespokojna.

Dwight otworzył oczy.

– Nie bądź, dobra?

Karen się uśmiechnęła.

– Powiedz mi, jak to zrobić, dobra?

Dwight wcisnął guzik na pilocie. Telewizor się wyłączył. Dina tego nie zauważyła. Karen przesunęła dłoń po jego nodze.

– Powinnam być w Chicago.

– Jezu, kochanie.

– Mam ochotę powysadzać jakieś faszystowskie posągi.

– Chciałbym to zobaczyć.

– Może będę miała dla ciebie informatora. To kobieta, ma na imię Joan.

Krew to włóczęga

Подняться наверх