Читать книгу Krew to włóczęga - James Ellroy - Страница 30
CZĘŚĆ I
TOTALNY ROZPIERDOL
23
(Chicago, 26.08.1968)
ОглавлениеŻabojad podał Crutchowi ciasteczko haszyszowe. Ich kierowca był gliną. Na służbie. Przejazd przez strefę rozruchów w Chicago wróżył nieustanny odlot.
To był pomysł Mesplède’a. Wpadł na Crutcha w holu. Crutch opowiedział się za. Bowen siedział w areszcie. Buzz pracował na podsłuchu. Pooglądać Historię, pewnie.
Mesplède kazał mu się trzymać z dala od Wayne’a Tedrowa – „Powinieneś nie żyć, mon ami”. Crutch się zgodził. Mesplède ponownie podkreślił swoje zasługi: „Może pewnego dnia cię poproszę, żebyś podsłuchał Wayne’a”. Crutch się zgodził. Historia ciągle go odnajdywała: „Najpierw Miami, teraz to”.
Chłopcy z czerwonymi flagami. Dziewczęta bez staników. Gliniarze z kipami. Nimfowate laski rzucające bukiety na Gwardię Narodową.
Gliniarz za kierownicą sunął Old Crow. Radiowóz miał klimę. Mieli pokaz, a unikali nocnego upału.
Uliczne burdy. Ciskane kamienie/pałowanie. Długowłose dzieciaki całe zakrwawione. Dzieciak bez oka. Dzieciak trzymający w ręku zęby.
– Przyznam, że wojna jest niepopularna – powiedział Mesplède. – Przyznam, że z natury się przeciąga, ale nigdy nie przyznam, że jest absolutnie konieczna.
Crutch wyglądał przez okno. Hipis pokazał mu fucka. Hipiska błysnęła cyckami.
– Donald – odezwał się Mesplède. – Wierzysz w wolną Kubę?
– Tak, szefie, wierzę.
– Wierzysz, że perfidia Zatoki Świń domaga się ciągłej reakcji?
– Tak, szefie, wierzę.
– Wierzysz, że Fidela należy obalić i że piąta kolumna, która wspiera reżim, powinna ponieść najsroższą karę?
– Wiesz, że tak, szefie.
Gliniarz za kierownicą miał przenośne radio. Mesplède sięgnął nad fotelem i wcisnął „play”. Gliniarz za kółkiem przeskakiwał po stacjach i znalazł countrową. Wieśniacki tenor śpiewał „Uwielbiam flagi i wódkę z kukurydzy. Pacyfki i trawka to nie dla mnie”.
Mesplède skrzywił się z obrzydzeniem i przełączył stację. Dysharmonijny jazz – aaaa, oui. Crutch skrzywił się z obrzydzeniem. Brzmiało to jak symfonia rozwalonej skrzyni biegów. Haszteczko poszło mu do głowy. Kolory na zewnątrz się zmieniły. Pojawiły się pasma i rozdwojone obrazy.
Gliniarz za kierownicą skręcił w boczną ulicę. Zniknęła głównouliczna akcja. Małe piętrowe domki, całe ciemne i śpiące.
Mesplède wyłączył radio. Gliniarz za kierownicą zjechał na bok i stanął. Crutch widział poszczególne przedmioty zdwojone i strojone. Mesplède wysiadł i gestem nakazał Crutchowi zrobić to samo. Crutch wysiadł i wypróbował chodnik. Zdwojenia i strojenia się ujedniły. Chodnik podparł jego rozluźnione członki.
Podążył za Mesplède’em. Podeszli do drzwi zatęchłej chałupki. Mesplède sforsował zamek. Crutch podziwiał jego biegłość – dwa obroty wytrychem nr 4.
Weszli do środka. Było całkiem ciemno. Hałas wiatraka zagłuszał ich kroki. Crutch ruszył prosto do KOBIET w swojej głowie.
Podążył za Mesplède’em. Szum wiatraka przybrał na sile. Doszli do korytarza i ruszyli nim. Przystanęli w progu. Mesplède pstryknął włącznik. Światło padło na dwóch Latynosów śpiących w wąskich łóżkach.
Pokręcili się trochę. Jeden zagderał.
– Komuniści i zdrajcy Kuby – powiedział Mesplède. – Zabij ich, proszę, dla mnie.
Wybuchła skrzypliwa muzyka. Wybuchły i zgasły kolory. Crutch poczuł w dłoni coś zimnego. Crutch zobaczył, jak Latynosi rozsnuwają się w dwoistości i troistości.
Drugi Latynos zagderał. Obaj Latynosi otworzyli oczy i spojrzeli na wejście. Obaj Latynosi rzucili się do nocnych stolików.
Crutch podniósł broń i wymierzył. Pojedyncze obrazy się zespoiły. Wystrzelił z zamkniętymi oczami. Uderzenie poderwało automat. Zasypał łóżko. Słyszał huki tłumika. Czuł krew z zamkniętymi oczami. Otworzył oczy i zobaczył dwóch mężczyzn bez twarzy próbujących krzyczeć.