Читать книгу Krew to włóczęga - James Ellroy - Страница 21

CZĘŚĆ I
TOTALNY ROZPIERDOL
14
(Miami, 10.08.1968)

Оглавление

Dym i ogień. Czarnuchy nie chciały przestać. Wystrzały, syreny i świetlny szoł o czwartej nad ranem.

Crutch wjechał na parking Avisa. Siadło sprzęgło w jego wynajętym wozie. Skrzynia biegów się rozwaliła. Samochodem szarpało. Zadzwonił wcześniej. Facet w recepcji powiedział: w dupę z zamieszkami. Niech pan zaraz przyjeżdża.

Dym i ogień. Bagienny upał. Pomarańczowe niebo obramowane jasnym fioletem.

Samochodem rzuciło i zgasł na stacji benzynowej. Crutch wysiadł i się przeciągnął. Oszołomiły go upał i opary. Głowa go bolała. Non stop siedział przy podsłuchach. Był na nogach Bóg wie jak długo…

Ktoś go pchnął. Albo coś. Zatoczył się z powrotem do wozu. Głową uderzył o dźwignię zmiany biegów. Ramionami o deskę rozdzielczą. Ktoś go przyszpilił. Albo coś. Był cały czarny. Albo było.

Nagle kolano na jego plecach. Nagle pistolet wbity w twarz. Z tłumikiem i odciągniętym kurkiem.

– Dlaczego śledzisz Wayne’a Tedrowa? Mów szczerze. Ściemnianie sprawi, że umrzesz śmiercią straszliwszą.

Francuski akcent. Żabojad. Żab-couture całe w czerni.

– Powtarzam. Dlaczego śledzisz Wayne’a Tedrowa?

Crutch usiłował się modlić. Słowa mieszały mu się w głowie. Moczowody mu się napełniły. Wytrzymał. Pomógł ciężar ciała tamtego. Przypomniał sobie swój amulet – łapkę zajęczą i tajemną wiedzę Kościoła luterańskiego.

– Powtórzę.

Kiszka stolcowa też mu się napełniła. Wytrzymał. Pomógł ciężar ciała tamtego. Otworzył usta. Pisnął i wydobył jakiś dźwięk. Bóg albo jakiś inny niewidzialny pojeb zesłał mu słowa. Zobaczył swoją matkę. Usłyszał „Doktor Fred”, „Howard Hughes”, „Wtyka w Grapevine”, „Milion dolarów”. Usłyszał „martwa kobieta”, „kobieta z blizną po nożu”, „zielone kamienie”. Usłyszał „Niech mnie pan nie zabija” sześć miliardów razy w ciągu sześciu sekund.

Zamknął oczy. Napełniły mu się kanaliki łzowe. Wytrzymał. Pomogło zagryzanie języka. Sześć miliardów lat minęło w ciągu sześciu sekund. Zobaczył swoją matkę i Danę Lund sześć miliardów razy. Próbował modlitw i odgrzebywał hymny.

Ciężar zniknął. Zacisnął moczowody, kiszkę stolcową i kanaliki łzowe i wytrwał w suchości. Pachniało brandy. Zapach mocno dotknął jego warg. Otworzył usta. Odchylił głowę i upił łyk. Gardło mu się ścisnęło. Otworzył szerzej i płyn przepłynął. Otworzył oczy i zobaczył Żabojada.

– Byłem już wcześniej skłonny do litościwych ustępstw. Musisz utwierdzić mnie w przekonaniu o celowości twojego młodzieńczego uporu i potencjale potulności.

Crutch przeczołgał się na siedzenie pasażera. Serce dalej mu łomotało. Spocił się od stóp do głów. Żabojad wyciągnął się na fotelu kierowcy. Uszczknął z piersiówki i podał ją Crutchowi. Crutch golnął brandy i wyjrzał przez okno. Dymu, syren i oddziałów prewencji było jeszcze więcej – czarnuchy po prostu nie chciały przestać.

– Może cię poproszę, żebyś przekazywał mi informacje – powiedział Mesplède.

Crutch kiwnął głową – tajes, tajes, tajes.

Piersiówka krążyła między nimi. Wręcz synchronicznie. Patrzyli nieruchomym wzrokiem, a Żabojad mówił. Tylko o KUBIE. O le grand putain Fidelu Castro i Sprawie Kubańskiej Wolności. O zdradzie JFK w Zatoce Świń. O polityce ustępstw LBJ wobec komuchów. O zniewieściałym dostosowaniu się Ameryki i Karaibów do zalewu Czerwonego Jeziora. O dzielnych ludziach gotowych umrzeć, żeby postawić tamę Czerwonej Fali.

Piersiówka krążyła. Przemowa się ciągnęła. Crutch miał największy w życiu zamęt w głowie.

Krew to włóczęga

Подняться наверх