Читать книгу Krew to włóczęga - James Ellroy - Страница 17

CZĘŚĆ I
TOTALNY ROZPIERDOL
10
(Los Angeles, 6.08.1968)

Оглавление

Mieszkanie na dziuplę wynajął umeblowane: trzy pokoje w skaju i zniszczonej szenili. Klimatyzacja działała. Kanapa rozkładała się w łóżko. Przestrzeni wystarczało. Dwight wyobraził sobie, że mógłby tu mieszkać w pełnym wymiarze.

Silver Lake. Zestaw biurowy opłacony przez Biuro na rogu Sunset i Mohawk. Szkoła fryzjerska, gejowski bar i na dole księgarnia porno.

Karen mieszkała o milę na północny zachód. To był dobry punkt do spontanicznych schadzek w ciągu dnia. Zarejestrował biuro pod nazwą Firma Zatoczka. Idealnie mdłe. Nawiązywało do mieszkania Karen na rogu Baxter i Cove.

Dwight się wprowadził. Włożył ubrania do szafy, ustawił kuchenkę przenośną i maszynkę do kawy. Podłączył dwie standardowe linie telefoniczne i bezpieczną szyfrowaną. Rozpakował wyposażenie inwigilacyjne. Zamknął w sejfie pudełko z pistoletami.

Był zjebany jak pies. Złapał nocny lot z DC. Siedział na miniaturowym fotelu. Nogi miał przyciśnięte do klatki piersiowej. Jego codzienny tylko-ten-jeden-drink i jedna tabletka zapewniły mu godzinę snu pełnego koszmarów.

Pan Hoover zaakceptował przekaz telegraficzny: sześćdziesiąt tysięcy gotówką do banku w centrum. To był jego budżet na pół roku. Koszty utrzymania, opłaty dla informatorów i rozmaite wydatki. OPERACJA BARDZO ZŁY BRAT w toku.

Dwight uruchomił klimatyzację i zrobił efekt igloo. Ach, LA w sierpniu – gorąco bez przerwy. Miał trzy widoki z okna, wszystkie na północ. Knajpa z taco, cholo, smog w pełnym wymiarze.

Pan Hoover nie liczył się z nim. Stary pedał wpadł w szał doszukiwania się błędów. Pogłoski w stereo: Grapevine i Wayne junior. Powiedział panu Hooverowi, że te sprawy są wyciszone. To był uspokajacz i opóźniacz. BAT wisiało nad Grapevine. Wysłał Freda Otasha do St. Louis, żeby to sprawdził. Umowę z Wayne’em w każdej chwili mógł szlag trafić. Wayne odmówił udostępnienia list nienawiści Wayne’a seniora. Podobnie doktor Fred Hiltz.

Wayne powiedział, że skończył z biznesem nienawiści. Doktor Fred chciał za dużo kasy. Dwight zameldował się wczoraj szefowi agentów specjalnych LA. Jack Leahy pojechał humorem po panu Hooverze, niemal brawurowo. Jack nazwał starego pedała „Amfetaminową Aneczką”. Dwight zarechotał i przypomniał sobie ich ostatnią rozmowę telefoniczną. Pan Hoover nabijał się, dąsał i podskakiwał. Panu Hooverowi daleko było do normalności. Pan Hoover wymienił wszystkich ludzi z Memphis, tylko żeby powiedzieć WIEM.

Dwight miał stracha. W igloo zrobiło się za zimno.

Rozejrzyjmy się po Czarnogrodzie.


Ślady po piwie słodowym znaczyły granicę. Po nich papierosy mentolowe. Piwo schlitz, colt .45, nigporty i koole. Asfaltowy konsumpcjonizm. Afro. Przylizane czarnuchy z twarzami białych i włosami czarnych.

Dwight pojechał na południe. Jego federalna bryka przyciągała przerażone spojrzenia i wywoływała uśmieszki. Było gorąco. Smog wisiał nisko. Mnóstwo bardzo złych braci krążyło po ulicach. Uliczny jazz i gra w kości na parkingach. Mnóstwo siatek na włosach. Mnóstwo fedor i podobnych kapeluszy na przylizanych włosach. Mnóstwo patroli na ulicach.

Przejechał pod siedzibą Panter. Z daleka widział mural na zewnątrz. Dwa czarne koty wypruwały wnętrzności z krwawiącej różowej świni. Świnia miała na sobie odznakę z napisem „Faszystowski gnębiciel”. W tle widniała Ostatnia Wieczerza. Huey Newton robił za Jezusa. Eldridge Cleaver i Bobby Seale za głównych apostołów. Pozostali mieli na sobie T-shirty z hasłem „Uwolnić Hueya”.

Siedziba ZN była zamknięta. Strażnicy przy drzwiach nosili okulary przeciwsłoneczne i czarne berety. Otaczali hi-fi stojące na chodniku. Sprzęt pluł jazgotem. Bongo wybijały rytm. Dwight usłyszał „Wybić białe robactwo”.

Dość. Dwight ruszył na zachód. Sojusz Czarnego Plemienia miał biuro na rogu Czterdziestej Trzeciej i Vernon. Na drzwiach widniały dwie czarne pięści, pistolety i gliniarze jako białe świnie z małymi fiutkami. Front Wyzwolenia Mau Mau – cztery przecznice na południe. Mural kanibalski – biali gliniarze krzyczący w wielkich garach, czarni kolesie doprawiali ich i mieszali.

Dość. Przewodniczący Mao spotyka się ze śpiewakiem Mikiem, obejmuje ich Ramar z Dżungli. Dwight ruszył na zachód. Minął Bank Powszechny Południowego Los Angeles. Przypomniał sobie notatki z akt. To podobno pralnia pieniędzy.

Karen miała wykłady na USC. Podjechał tam na czuja i trafił na koniec jej zajęć. Dzieciaki miały długie włosy i były zaniedbane. Zobaczyły jego szary garnitur, pas z bronią i krzyknęły ze strachu. Sala wykładowa była wielka. Karen została na podium. Dwight wskoczył na scenę. Karen podniosła wzrok i się uśmiechnęła.

Pocałowali się nad podium. Kilku studentów zauważyło to i powiedziało: „Hę?”. Karen podniosła slajd do światła. Dwight spojrzał na niego. To był pan Hoover około roku 1952.

– Nie mów. Znowu uczysz o czarnej liście.

– Nie mów, że twoim zdaniem to było usprawiedliwione.

– Nie mów, że nie pomogłem niektórym twoim czerwonym kumplom odzyskać pracę.

– Nie mów, że się nie odwzajemniłam.

Dwight się uśmiechnął.

– „Jak-Mu-Tam” jest w mieście?

– Tak.

– Kiedy wyjeżdża?

– Jutro rano.

– A więc jutro wieczorem?

– Owszem, kusząca propozycja.

Siedli na podium, majtając nogami w powietrzu. Byli wysocy. Ich stopy dotykały podłogi. Karen wyciągnęła papierosa i zapaliła.

– Jednego dziennie, tak?

– Tak. I tylko jak jesteśmy razem.

– Nie jestem pewien, czy ci wierzę.

– No dobra. Od czasu do czasu po śniadaniu.

Dwight dotknął jej brzucha.

– Bardziej widać.

Karen dotknęła siebie.

– To Eleanora.

– A jeśli to chłopiec?

– To wtedy Jak-Mu-Tam albo Dwight.

– I jesteś pewna, że to nie moje?

– Skarbie, to nie jest niepokalane poczęcie, a ciebie nie było w pobliżu pojemnika.

Dwight podciągnął nogi i położył się na podium. Ziewnął. Przez ułamek sekundy miał zawroty głowy.

– Jak spałeś? – spytała Karen.

– Gówniano.

– Koszmary?

– Tak.

– Jakieś straszliwe czyny aprobowane przez Biuro, które chciałbyś wyznać?

– Nie w tej chwili.

Karen rzuciła papierosa i wyciągnęła się obok niego. Dotknął jej włosów. Policzył ciemne plamki w jej oczach.

– Jakieś nowe?

– Nie.

– Oczy człowieka zmieniają się z wiekiem. To absolutnie normalne, więc nie powinieneś się tym gryźć.

– Ja się gryzę wszystkim.

Karen dotknęła jego włosów.

– Nic ci nie zarzuciłam. Po prostu skomentowałam.

Dwight przysunął się bliżej. Ich głowy się zetknęły. Poczuł szampon migdałowy.

– Znajdź mi tego informatora. Kobietę. Poprowadzę ją i mojego infiltratora i nie poznam ich ze sobą.

– Pomyślę.

– Zrobiłabyś coś dobrego. Oba te ugrupowania są niezinfiltrowane, co oznacza, że mają wszelką swobodę robić paskudne gówna.

Karen zamyśliła się trochę.

– Wymiana?

– Pewnie.

– W przyszłym tygodniu jest tu wiec.

– Antywojenny?

– Tak.

– Nie mów. Chciałabyś, żebym ściągnął ekipę od zdjęć.

– Ściągniesz?

– Pewnie. Zadzwonię do Jacka Leahy’ego.

Karen położyła się na plecy i się przeciągnęła. Dwight dotknął jej brzucha. Wydało mu się, że poczuł kopnięcie Eleanory.

– Kochasz mnie? – spytał.

– Pomyślę – odparła Karen.


Siedzieli w gabinecie. Dwight nalegał. Tam nie było sztuki nienawiści. Reszta Domu Nienawiści szarpała mu nerwy.

– Sto tysięcy – powiedział doktor Fred. – Plus mała przysługa i może pan przejrzeć moje listy.

Dwight ziewnął.

– Jaka przysługa?

– Pomoże mi pan znaleźć tę kobietę. Oskubała mnie na czternaście patyków i spłynęła.

Dwight wzruszył ramionami.

– Niech pan zadzwoni do Clyde’a Dubera. On to załatwi.

– Załatwił. Pracuje dla mnie taki jego drętwy dzieciak. Teraz jest w Miami, ale nie wiem, czy aby nie jest gówno wart. Daj pan spokój, Dwight. Gotówka i jedna mała przysługa.

Dwight pokręcił głową.

– Dziesięć gotówką, funt kokainy. Doskonałej jakości. Będzie pan miał odlot życia, dopóki pana nie zabije.

Zadzwonił telefon. Doktor Fred odebrał, mruknął coś i słuchał. Dwight słyszał brzęczenie. Brzmiało to jak nagrywana rozmowa z Biura.

Doktor Fred kiwnął na niego głową. Dwight chwycił telefon. Brzęczenie przygasło, teraz słyszał nosowy głos z Oklahomy. Dzwoniący powiedział:

– Dwight, tu Buddy Fritsch. Mam tu totalny rozpierdol i lepiej, żebyś przyjechał.


Mały samolot zawiózł go na lotnisko McCarran. Taksówką dojechał do centrum i na komendę. Buddy zaszył się w swoim biurze. Był trochę napruty. Chodził. W jednej popielniczce paliły się trzy papierosy.

Dwight zatrzasnął drzwi i zamknął je na klucz. Buddy stanął i zauważył go.

– Naciskał mnie ten facet z prokuratury. Miał odcisk palca Janice. I rządził. Dobra, zaproponował mi pieniądze, ale i tak nie miałem wyjścia. Mogłem tylko wydać mu Wayne’a i…

Dwight chwycił go oburącz. Dwight rzucił nim przez biurko i walnął nim o segregator. Dwight ściągnął klimatyzator ze ściany i rzucił mu na plecy. Dwight trzy razy kopnął go w jaja.

– Wkurzyłeś mnie przy okazji Wayne’a seniora i teraz znowu to robisz.

Krew to włóczęga

Подняться наверх