Читать книгу Krew to włóczęga - James Ellroy - Страница 10

CZĘŚĆ I
TOTALNY ROZPIERDOL
3
Dwight Holly
(Waszyngton DC, 16.06.1968)

Оглавление

CZARNUCHY:

W restauracji się od nich roiło. Pan Hoover przeliczył ich pobieżnie. Dwight śledził ruchy jego gałek ocznych. Kolorowi kelnerzy, kolorowi lobbyści, kolorowy as bejsbolu. Stary pedał słabował. Siorbał swoją zupę jak parkinson. Stracił na wydajności, mózg ciągle pracował, serce biło na dźwięk słowa NIENAWIŚĆ.

Restauracja Harveya, środek miasta, wielki ruch w porze lunchu. Bardzo modny punkt. Liczne ruchy gałek ocznych.

– Czy Wayne junior zabił Wayne’a seniora? – spytał pan Hoover.

– Tak, proszę pana, zabił.

– Proszę rozwinąć.

Dwight odsunął od siebie talerz.

– Carlos Marcello przekupił policję Las Vegas i koronera hrabstwa Clark. Zatłuczenie na śmierć zakwalifikowano jako atak serca.

Pan Hoover się uśmiechnął.

– Udar uprawdopodobniłby aspekt golfa.

Dwight zapalił papierosa.

– Nie zapytam o dalsze szczegóły, proszę pana. Pochwalę tylko pańskie źródła.

– Kapitan Bob Gilstrap i porucznik Buddy Fritsch dokonali oględzin miejsca zbrodni. Mieli świadomość animozji pomiędzy Tedrowem ojcem a Tedrowem synem, a obaj funkcjonariusze są dłużnikami pana Marcella.

– Pan Marcello to cudowny przyjaciel społeczności stróżów prawa w Nevadzie, proszę pana. Na Boże Narodzenie rozsyła wspaniałe kosze prezentowe.

Pan Hoover się rozjaśnił.

– Naprawdę?

– Tak, proszę pana. Podwójne dna skrywają żetony do kasyna i banknoty studolarowe.

Pan Hoover promieniał.

– Czy wie pan może o udziale juniora w którejś z ostatnich operacji w Memphis?

Dwight mrugnął okiem. Słowa nie pisnę. Pan Hoover ułamał kawałek tosta i przegonił kelnera.

– Pan jest elokwentnym człowiekiem, Dwight. Rozumie pan swoich słuchaczy i gra pan przed nimi niezrównanie.

– Staję na wysokości zadania, panie Hoover. To wszystko.

Czarnuch w gotowości odszedł. Czarnuch kelner podlizywał się bejsboliście. Pan Hoover zrezygnował z docinków, a skupił się na czarnuchach. Miał siedemdziesiąt trzy lata. Cuchnący oddech. Krwawiące skórki. Żył na lekach nasercowych i podskórnych zastrzykach z amfetaminy. Doktor Humorek codziennie aplikował iniekcje.

Klik – wrócił. Klik – skupił się.

– Nasze inne zabójstwa. Te głośniejsze, które mają większe szanse inspirować gadki szmatki.

Dwight zdusił papierosa.

– Ray i Sirhan to psychopaci, proszę pana. Ich zeznania potwierdzają paranoję, a amerykańska opinia publiczna nauczyła się dopatrywać manii wielkości u zabójców. Będą gadki szmatki, ale z czasem zastąpi je powszechna obojętność.

– A co z Tedrowami? Mamy w tym jakiś udział? Upewnij mnie w swój najciemniejszy sposób.

– Śmierć seniora nie jest ani trochę podejrzana – powiedział Dwight. – Owszem, prowadził dla nas operacje klanowe, ale to nigdy nie wyszło na jaw. Owszem, rozpowszechniał broszury nawołujące do nienawiści, ale nigdy nie miał tyle posłuchu, co nasz kumpel od nienawistnych broszur, Fred Hiltz. Owszem, miał przejąć robotę Warda Littela dla Howarda Hughesa, co może dać powód do spekulacji. Owszem, moim zdaniem junior weźmie tę robotę. Nie, moim zdaniem żaden z tych aspektów nie wpłynie w znaczący sposób na ujawnienie naszej roli.

Pan Hoover nadział ostatni kawałek swojego tosta. Ręka mu drżała. Kilku wędrujących między stolikami polityków wybałuszyło na niego oczy.

– Władza. Taki był motyw juniora?

– Znam go całe życie, proszę pana. Myślę, że najlepszym określeniem byłoby: „w pełni uzasadniona nienawiść”.

Asfaltowy kaznodzieja objął polityków. Krążyły rechoty i poklepywanie. Koleś nosił kowbojki i garnitur duchownego. Dwight go rozpoznał. Prowadził telewizyjne akcje dobroczynne na rzecz jakiejś choroby koksów i jakiegoś lewackiego gówna.

– Książę Bobby i Martin Lucyfer King – powiedział pan Hoover – odeszli, zostawiając niepocieszonych ludzi o wątpliwym morale i dostarczając zdrowym psychicznie pożądanej ulgi. Operacja Czarny Królik nie przyniosła rezultatów, na które liczyliśmy, i toksyczne kłęby czarnego nacjonalizmu wyraźnie gęstnieją. Chciałbym uznać Partię Czarnych Panter i Zjednoczonych Niewolników za potencjalne cele programu sabotażowego. Myślę o Cointelpro2 w pełnym wymiarze. W Los Angeles działają również dwie mniej znane kliki, które też będą wymagać wnikliwego badania. Proszę zwrócić uwagę na ich drastyczne nazwy: Sojusz Czarnego Plemienia i Front Wyzwolenia Mau Mau.

Dwight dostał gęsiej skórki.

– Mam informatora w LA. Polecę z nią pogadać.

– Nią, Dwight? Poufny informator Biura numer cztery tysiące trzysta sześćdziesiąt jeden?

Dwight się uśmiechnął.

– Tak, proszę pana. Gdybyśmy potrzebowali wtyczki, ona zna każdego obłudnego lewaka w niewoli.

– Wszyscy lewacy powinni znajdować się w niewoli.

– To prawda, proszę pana.

– Zajedź też do Las Vegas. Oszacuj zdrowie psychiczne Wayne’a Tedrowa juniora.

– Dobrze, proszę pana.

– Mau Mau to była afrykańska sekta kanibali bez konkretnych pretensji. Rżnęli pawiany i zjadali własne młode.

– Tak, proszę pana, słyszałem o nich.

– Twoja wiedza mnie nie zaskakuje. Jesteś moim posłusznym zbirem z Yale.


Mieszkał w pokojach hotelowych. Wędrowni agenci mieli służbowe mety w całym kraju. On lubił Statlera w LA i Sheratona w Chicago. Mayflower w DC był podróbą Ritza. Obsługa hotelowa chlała, instalacje syczały, łóżko skrzypiało.

Akta bieżących spraw i bilety na samolot leżały na biurku. Pan Hoover przysłał je w trakcie lunchu. Pantery/Mau Mau/Plemię. Tego chciał Pan Hoover. Jego samolot do LA odlatywał za dwie godziny.

Dwight wypolerował buty, wyczyścił pistolet i popodciągał się na drążku. Gówniane zajęcia koiły mu nerwy i pozwalały pić jednego drinka wieczorem. Taki drink wyluzowywał. RFK miał hopla na punkcie Carlosa. To był jego mokry sen. Sirhan Sirhan praktycznie się ślinił. Nigdy wiarygodnie nie zidentyfikował Otasha. Jimmy Ray wpadł na Heathrow. Bieda z ekstradycją się przeciągnie. Jimmy będzie mówił – to było pewne. Otash go urobił. Historia Jimmy’ego wyjdzie na fantazję białego nędzarza.

Pete wytrzyma. Otash wytrzyma. Dojdzie powszechne przekonanie o samotnym świrze. Pan Hoover zbędzie wszelkie pytania odbiegające od tej koncepcji. Jedynym niepewnym elementem był dzieciak.

„Znam go od urodzenia, proszę pana”.

A jego tata i mój tata, i Indiana należały do przeszłości.

Jego tatą był „Tatko” Holly, nowobogacki aktywista i promotor Klanu. Tatko Holly wzbogacił się na wciskaniu klanowego kiczu w złotych dla Klanu latach dwudziestych. Tatko spłodził nieślubnych synów Dwighta i Lyle’a i odesłał Louisę Dunn Chalfont do Kentucky. Dwight i Lyle dorastali w ośrodkach Klanu. Tatko nienawidził Żydów, papistów i czarnuchów i rozumiał, że Klan to chłam.

Tatko doszedł do pozycji Wysoko Postawionych Cyklopów. Tatko sprzedawał klanowe ciuchy na zamówienie, klanowe ciuchy dla dzieci i ekskluzywne ciuszki dla psów. Tatko stał się bogaty. Koniunktura lat dwudziestych umocniła jego pozycję. Scenariusz z gwałtem i samobójstwem nim wstrząsnął. Jego mentor Grand Dragon zgwałcił w pociągu młodą kobietę. Ona się zabiła, wypijając rtęć. O tej historii pisano wszędzie. Wściekła krytyka pozbawiła Klan przychylności. Wspierający Klan politycy byli masowo usuwani. Tatko szukał nowych możliwości i ostro inwestował w akcje. Jego bogactwo rosło aż do Czarnego Czwartku.

Dwight miał wtedy dwanaście lat. Lyle dziewięć. Stracili swój wielki dom w Peru w Indianie i przenieśli się do Pipidówy. Tatko zaczął ich ignorować. Tatko znalazł protegowanego: młodzieńca o nazwisku Wayne Tedrow. Wymyślali plany na szybkie wzbogacenie się i handlowali rozprawami o nienawiści. Tępi Indianowcy kapowali teksty w komiksach i wygwizdali Franklina Dwulicowego Rosenfelda. Wayne Tedrow spłodził syna z miejscową dziewczyną jakoś tak w trzydziestym czwartym. Wayne junior był błyskotliwym dzieckiem z zamiłowaniem do chemii. Dwight od początku dokuczał mu jak młodszemu bratu/synowi.

Tatko Holly kopnął w kalendarz w trzydziestym dziewiątym. Zmogła go marskość wątroby. Wayne senior wychowywał Wayne’a juniora w Peru. Puścił kantem swoją żonę i poślubił tancerkę Janice Lukens. Dwight i Lyle chwytali się gównianych zajęć i jakoś skończyli college. Dwight poszedł na prawo do Yale. Lyle na prawo do Stanforda. Wayne senior przeprowadził się z rodziną do Nevady i zrobił majątek na nienawiści i nieruchomościach. Dwight wstąpił do marines, dostał przydział i zabijał Japońców na Saipanie. Lyle wstąpił do marynarki wojennej, dostał przydział i zabijał Japońców na okrętach. Dwight wstąpił do FBI w czterdziestym szóstym. Lyle wstąpił do policji w Chicago w czterdziestym siódmym. Utrzymywali kontakt z Tedrowami.

Wayne junior pilnie studiował i przeżywał burzliwą młodość. Służył w 82. Powietrznodesantowej w połowie lat pięćdziesiątych i skończył chemię. Dwight pracował w FBI i coraz lepiej się rozumiał z panem Hooverem. Niemal się wykończył na początku pięćdziesiątego siódmego. Pan Hoover dał mu krótki okres, aby odpoczął. Lyle odszedł z chicagowskiej policji. Pan Hoover dał mu zadanie na pełny etat.

Zbliż się do Martina Luthera Kinga. Zinfiltruj i skorumpuj Konferencję Przywódców Chrześcijan Południa.

Lyle starał się, jak mógł. Lyle’owi się nie udało. Lyle’owi się nie udało, bo w zasadzie lubił Martina Luthera Kinga i ponieważ Martina Luthera Kinga nie można było powstrzymać.

Wayne junior wstąpił do policji Las Vegas. Dwight przeniósł się do Federalnego Biura do spraw Narkotyków. Pracował w okręgu Nevada Południowa i spotykał się z Wayne’em seniorem. Życie Wayne’a juniora implodowało w Dallas. W wyniku wielkiego polowania na czarnucha. Wayne junior sczyścił trzech kunta-kintów, w sprawie których Dwight prowadził śledztwo. Owszem, przejmował się tym dzieciakiem. Ale żadnych ustępstw ze względu na stare przyjaźnie. Lepiej nie wkurzać agenta Dwighta C. Holly’ego.

Ruszył za Wayne’em juniorem. Interweniowali Ward Littell i Pete Bondurant. Wayne junior wywinął się z kunta-kintów. Ward i Pete pociągnęli za sznurki na Dwighta i zawarli słaby rozejm. Dwight został szefem działu śledczego w Biurze Nevada Południowa. Nie zabawił tam długo. Praca go nudziła. Pan Hoover zwabił go z powrotem do FBI.

Lyle zabił się w sierpniu sześćdziesiątego piątego. Było to nieco podejrzane. Pracował z nim wtedy Ward Littel. Ward rozsiewał ból wszędzie dokoła i czasami pomniejszy ból wyrastał do fatalnego w skutkach. Lyle Dunn Holly, zmarły w wieku czterdziestu pięciu lat. Pijak, hazardzista i babiarz. Uczuciowy dupek, który rozmienił się na drobne.

Doktor King i pan Hoover rozmienili się na jeszcze drobniejsze. Pieprzony niedźwiedź grizzly kontra chihuahua. Doktor King był bezwzględnym komuchem. Pan Hoover był bezwzględnym konserwatystą. Doktor King z upodobaniem ruchał kobiety. Pan Hoover kolekcjonował antyki i stare fotografie. Historia z radością powitała przybycie doktora Kinga. Historia zatrzasnęła panu Hooverowi drzwi przed nosem. Spreparował Operację Czarny Królik i próbował dosłownie wszystkiego.

Podsłuchów, nagrań, włamań, wymuszeń, anonimów. Śledzenia. Oszczerczych artykułów. Insynuacji, przymusu, infiltracji, prowokacji, propagandy, zastraszania. Czarny Królik trwał trzy lata. Najważniejsi związani z nim ludzie mieli przydomki królicze. Doktor King był Czerwonym Królikiem. Dwight był Błękitnym Królikiem. Lyle – Białym Królikiem, do czasu. Czerwony Królik miał pedalskiego doradcę o pseudonimie Różowy Królik. Wayne senior był Królikiem Ojcem. Operacja przypominała klatkę wściekłego królika i zamieniła się w pozbawiony perspektyw totalny rozpierdol. Doktor King kwitł w miarę, jak pan Hoover wiądł. Doktor King miał tę swoją bambusowo-kwiecistą sztuczkę „Mam marzenie”. Pan Hoover powiedział Dwightowi, że on z kolei ma marzenie, którego w ogóle nie wyraża słowami. Pozostał w sferze marzeń. Błękitny Królik spełnił to marzenie w Memphis. Błękitny Królik oglądał wynikłe z tego zamieszki na żywo w telewizji. Błękitny Królik zobaczył małą kolorową dziewczynkę zabitą przez zbłąkaną kulę.

Dwight podciągnął się w sumie pięćdziesiąt razy. Cały się spocił, bolały go mięśnie. Wziął prysznic, ubrał się i spakował. Wyjął swój anonimowy zestaw czekowy.

Jeden przekaz pieniężny i jedna koperta. Trzysta dolarów dla pana George’a Diskanta w Nyack w stanie Nowy Jork.

Dwight wypisał czek, zakleił kopertę i starł odciski palców.


Samolot odleciał z Dulles z opóźnieniem. Dwight jadł solone orzeszki i czytał okólniki o czarnych bojownikach.

Czarne Pantery. Chwytliwa nazwa, fajna maskotka. Założone w sześćdziesiątym szóstym. Członkowie – byli więźniowie i niezadowolone czarnuchy. Mnóstwo spotkań, dużo szumu, niewątpliwy wzrost radykalnych nastrojów. Nienawiść do policji. Sławni „bracia” Eldridge Cleaver, Huey Newton i Bobby Seale. Retoryka typu: „Świnie precz!”. Nękanie gliniarzy – bez ofiar śmiertelnych. Strzelanina w Oakland w Kalifornii 28.10.1967 – ofiary śmiertelne.

Huey Newton ranny. Jeden policjant zabity. Śledztwo w toku.

Pantery nienawidziły Zjednoczonych Niewolników. To czarnuchy łamane na ględzenie. ZN mieli chwytliwe motto: „Gdziekolwiek jesteś, tam jest ZN”.

Strzelanina ze skutkiem śmiertelnym – 6.04.1968 – dwa dni po Memphis. Znowu Oakland – to centrum nienawiści do białasów. Pantery nazwały to zasadzką. Gliny nazwały to inwigilacją taktyczną. Jedna Pantera została zabita. Eldridge Cleaver został ranny. Przypis: brat Cleaver był karany za gwałt.

Dwight przerzucił kilka kartek. W większości wielkich miast policja miała akta na Pantery i umieściła wśród nich czarnych informatorów. Zbiórki żywności, programy edukacyjne, rebop czarnej kultury. Szybko rosnące liczby, prestiż, poparcie pomniejszej gazety.

Instynkt: „Pantery są zbyt znane, żeby działać pełną parą”.

Zeszłego lata Biuro prowadziło gównianą operację Cointelpro. Cel: wywołać tarcia pomiędzy Panterami a ZN. Kilku agentów z San Diego puściło w obieg standardową propagandę. Pantery nazywały ZN debilnymi flakami. ZN nazywało Pantery schabowymi czarnuchami.

Instynkt: „ZN było zbyt znane, by działać pełną parą”.

Notatka do pana Hoovera: nie zwiększać nacisku na Pantery ani ZN. Status quo bieżących operacji. Z czasem oba ugrupowania zdyskredytują się.

Dwight przerzucił kartki. Trafił na strony o Sojuszu Czarnego Plemienia i Froncie Wyzwolenia Mau Mau. Były to organizacje krzykliwe, dziwaczne i zdecydowanie przestępcze.

Czarnogród LA. Konkurencyjne kampanie promocyjne. Stopniowo rosnąca liczba członków. Oba ugrupowania: „Rzekomo zabiegają o sprzedaż narkotyków w celu finansowania swojej działalności”.

Brak informacji o umieszczeniu informatorów. Nazewnictwo jak z Amosa i Andy’ego. „Lord Wysoki Komisarz”, „Minister Propagandy”, „Władca Wszechafryki”. Zebrany wywiad o głównych graczach:

Przygłup czterokrotnie aresztowany za prochy. Pedalski kelner z dwoma wyrokami za napad z bronią w ręku. Zdolny szuler/kapłan voodoo. Oszust karciany z listą zarzutów grubości książki telefonicznej. Gwałciciel działający z pobudek politycznych. Karierowicze, oportuniści, niedoszli członkowie Czarnych Panter. Błazny o zamiłowaniu do dziwactwa i rzezi.

Dwight dostał gęsiej skórki. Dwight szarpał za swój uczelniany pierścień i czytał kolejne kartki.

Kolejne nazwiska, daty i miejsca. Kolejne szczegóły o rozróbach SCP/FWMM. Notatka od sierżanta policji w Los Angeles, Roberta S. Bennetta: – „Jeśli chodzi o napad na furgonetkę opancerzoną i zabójstwa z 24.02.1964, pogłosek o udziale SCP i FWMM nie można potwierdzić”.

Agitacja uliczna. Walki na pięści, narzekania na pijanych kierowców, nękanie Myszki Miki. Pedalski kelner stręczył drag queenów. Oszust karciany stręczył swoją żonę na pokrycie długów hazardowych. Władca Wszechafryki miał księgarnię z pornografią i rżnął kózkę sąsiada.

Jego gęsia skórka przybrała na sile. Znacznie. Nerwy mu się napięły. Wcześnie zamówił swojego jednego wieczornego drinka. No to teraz siadamy wygodnie i zabieramy się za Karen.

Poufny informator Biura nr 4361 – Karen Sifakis. Ur. 1.02.1925, Nowy Jork. Ukończyła Yale, prof. historii, wywrotowiec, kwakierka, lewaczka.

Wziął ze sobą jej akta. Uwielbiał zdjęcia z inwigilacji i portrety z kartoteki. Karen w 1949 na balandze u Paula Robesona. Karen pod Sing Sing – właśnie wykonano wyrok na Rosenbergach. LA, 12.03.1961 – Karen na wiecu antyatomowym. Jego ulubione – Karen modli się spokojnie, kiedy gliniarze z Berkeley pałują wszystkich dokoła niej.

Uczyła historii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Barbara. Jej mąż był lewackim prawnikiem w Żydowym Jorku. Dwa tygodnie w miesiącu spędzał na zachodnim wybrzeżu. Nie dymali się od czterech milionów lat. Byli ciągle razem z jakichś niejasnym komuszych powodów i ze względu na dwuletnią córkę. Karen gardziła przemocą. Karen konstruowała bomby, wysadzała pomniki i zawsze pilnowała, żeby nie stała się krzywda żadnemu człowiekowi ani psu. Działała z bezpośrednim przyzwoleniem agenta Dwighta C. Holly’ego.

Coś za coś. Pozwolił jej zniszczyć jingoistyczny posąg. Jej kumpli aktywistów regularnie wyciągał z gówna. Kablowała na czerwonych, którzy przekroczyli jej niski próg tolerancji na krzywdę fizyczną. Teraz, w wieku czterdziestu trzech lat, była znowu w ciąży. To była jakaś robota typu spust do słoika/probówka, wymagająca udziału mężulka. Karen Sifakis – Jezu Kurwa Chryste.

Poznali się w Yale. Była jesień 1948. On był żółtodziobem u federałów, ona studentką Smith College/Yale. Dwie godziny rozmawiali w pubie. Obalili flaszkę szkockiej, zjarali paczkę szlugów i mieli niezatarte wrażenia. On rozumiał ją w lot. Ona rozumiała go w lot. Że to było wzajemne, dowiedział się dopiero trzy lata temu.

LA, sierpień 1965. Zamieszki w Watts – szczyt szalonego czarnego gówna. Pan Hoover osłupiał. Zamówił akta na temat wszystkich profesorów college’ów, którzy podpisali proasfaltową petycję. Dwight miał cały tydzień papierkowej roboty. Znalazł nazwisko Karen. Zdjęcie Karen. Kurwa – to ta wysoka ruda Greczynka z Yale.

Poszukał trochę. Dowiedział się, że Karen napisała pracę doktorską o Klanie w Indianie. Często się w niej pojawiał Walter „Tatko” Holly.

Przeprowadził kilka rozmów. Dowiedział się, że jakieś klanowe błazny z Indiany zlinczowały dziadka Karen, greckiego imigranta. Było to w roku 1922. Tatko Holly prowadził klavernę dwa hrabstwa na południe od miejsca linczu.

Poszukał jeszcze trochę. Wyciągnął akta Karen z Centralnego Archiwum FBI. Usunął dane o jej aresztowaniach za udział w marszach protestacyjnych w dziewięciu miastach. Stanął na głowie, by jej dziadek doczekał się spóźnionej sprawiedliwości.

Jeden z tych facetów od linczu miał neonazistowskiego wnuka. Dwight wyśledził go w więzieniu okręgowym w Ohio. Koleś był niezłym gnojem. Dwight załatwił mu przeniesienie na piętro z samymi czarnuchami. Asfalty zgotowały mu lanie wszech czasów.

Poleciał do LA i zapukał do drzwi Karen. Rozpoznała go po siedemnastu latach. Powiedział jej, co zrobił, że jest synem Tatka Holly’ego. Spytała go, dlaczego to zrobił. Powiedział, że chciał jej dać coś, czego nikt inny dać jej nie mógł.

Zaprosiła go do środka.

Poczynili ustalenia.

Włamał się do jej domu. Przeczytał jej pamiętnik. Czule opisuje swojego kochanka podlizującego się faszystom.

Zawsze mu mówi: „Jesteśmy zbyt ostrożni, by złożyć siebie w ofierze”. On zawsze jej mówi: „Jesteśmy zbyt wysocy i przystojni, by przegrać”. Czasami on wybudza się z koszmarów, a ona tuli go wtedy w ramionach.

Samolot podskoczył. Włączyły się światełka nakazujące zapięcie pasów. Dwight zanotował w aktach:

„SCP i FWMM najpewniejsi. Sprawdzić policyjne akta i listę subskrybentów nienawistnych listów (przesyłki lewicowe, białofobiczne) w poszukiwaniu tropów nt. ewentualnej wtyki (akta Wayne’a seniora/dr Freda Hiltza)”.

Podskoki ustały. Samolot schodził do lądowania. Szeroka połać światła. Jezu, LA pięknie wyglądało.


W sypialni było gorąco. Klima nawaliła i zrobiło się duszno. Przepocili pościel aż do materaca. Karen nazwała to saunaseksem. Dwight pocałował jej wilgotne włosy, jeszcze bardziej rude w tym błyszczącym stanie.

Mąż wrócił na wschód. Miał nazwisko, ale Dwight nigdy go nie wypowiedział. Dina była w przedszkolu. Mieli trzy godziny.

Karen położyła się na plecach. Była w trzecim miesiącu ciąży. Trochę było widać. W niektórych miejscach odrobinę się wypełniła.

Przeciągnęła się. Chwyciła się wezgłowia i wygięła w łuk. Dwight położył dłoń na jej brzuchu i powoli ją opuścił. Wtoczyła się na niego. Położył na niej nogę i przyciągnął blisko.

– Jesteś pewna, że to nie moje?

– Tak. To była cała procedura, a nie odnotowano twojej obecności w pobliżu pojemnika.

Dwight się uśmiechnął.

– To dziewczynka.

– Niekoniecznie.

– Dziewczynki są mniej kłopotliwe. Każdy osobnik płci męskiej, którego byś urodziła, oznaczałby dla mnie problemy. Do emerytury w kółko bym mu tylko czyścił akta i wyciągał go z więzienia.

Karen zapaliła papierosa.

– Dina wysadzi Mount Rushmore. Już to po niej widać.

– Dina wyjdzie za republikanina. Wiesz, skąd to wiem? Zawsze prosi, żebym jej pokazał odznakę.

– Mój kolega potrzebuje pomocy. Jest teraz prześwietlany przed objęciem posady, a był na czarnej liście od pięćdziesiątego pierwszego do pięćdziesiątego czwartego. Przewodniczący komisji weryfikacyjnej go nienawidzi i nie zawaha się tego wykorzystać przeciwko niemu.

Dwight wybuchnął śmiechem.

– Myślałem, że wszyscy profesorowie college’ów są wspaniałomyślnymi komuchami, że są ponad takie gówna.

– Ja tak, ale oni nie.

– Usunę jego akta albo coś tam przerobię. Powiedz mi, czego potrzebujesz.

Karen wypuściła kółka dymu. Trafiły na zimne powietrze i się rozproszyły. Dwight wziął jej papierosa i zgasił.

– Palenie szkodzi ciężarnym.

– Jednego dziennie i tylko jak jesteśmy razem.

– Potrzebuję pomocy.

– Słucham.

– Pewnie będę prowadził operacje Cointelpro wobec kilku czarnych bojówek. Sam znajdę wtyczkę, ale może będę potrzebował pomocy przy znalezieniu informatora.

Karen pocałowała go w szyję i przesunęła palcem po bliźnie po nożu na ramieniu.

– Dlaczego miałabym ci pomagać w takich rzeczach? Podaj mi powód i wyjaśnij, jak się to ma do naszej umowy.

Dwight przytknął swoją głowę do jej. Ich oczy prawie się zetknęły. Ten dziwny niebieski, cały w ciemne cętki – takie cholernie greckie.

– Bo oni sprzedają prochy i zarabiają na protestach społecznych. Bo to gnoje, które znęcają się nad kobietami. Bo skaptują mnóstwo łatwowiernych czarnych młodzieńców drżących z podniecenia, żeby zrobić jakieś szalone gówno, które nieodwracalnie zniszczy im życie, a ostateczny zysk społeczny, który wytworzą przez swój udział w tym interesie, sprowadzi się do zera.

Karen go pocałowała.

– Dobra, pomyślę.

– Tym razem mam rację. Możesz mi pomóc i zrobić coś dobrego.

Karen zagryzła wargę. Dwight pocałował ją i przerwał jej zagryzanie. Porozumiewali się telepatycznie. Karen wypowiedziała ich kredo.

– Nie będę już komentować lichwiarskiej natury naszego związku, żeby nie wyjść na faszystowską kolaborantkę i nie uciec od ciebie z krzykiem.

Jak na zawołanie, idealnie we właściwym czasie, od razu pocałunek. Bardziej niż kamienna twarz, mniej niż radosna.

Dwight dostał ataku śmiechu. Karen zatkała mu usta. Przygryzł lekko jej dłoń, więc musiała ją zabrać. Wskazała jego ubrania. Z marynarki wypadła mu książeczka czekowa.

– Te anonimowe czeki. Nigdy mi nie powiedziałeś, po co to.

– Mówiłem, że je wysyłam.

– Powiedziałeś mi tylko tyle i nic więcej.

– Ty jesteś taka sama.

– W ten sposób jesteśmy ze sobą bezpieczni.

Ich twarze były blisko siebie. Karen przysunęła się tak blisko, że ich oczy się zamknęły.

– Zrobiłeś coś straszliwie złego. Nie spytam, ale powinieneś wiedzieć, że ja wiem.

Dwight zamknął oczy. Karen je pocałowała.

– Kochasz mnie? – spytał Dwight.

– Pomyślę – powiedziała Karen.

2

COINTELPRO (ang. Counter Intelligence Program) – dosł. Program Kontrwywiadowczy; program FBI pierwotnie (1955) obmyślony do infiltracji Komunistycznej Partii Stanów Zjednoczonych, obejmujący często nielegalne działania agentów przeciwko rozmaitym organizacjom uznawanym za aktualne zagrożenie dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych.

Krew to włóczęga

Подняться наверх