Читать книгу Białe róże z Petersburga - Joanna Jax - Страница 16
1913
4
ОглавлениеAleksander Fiodorowicz wiedział, że powinien tego popołudnia odwiedzić Annę Pawłownę. Tak jak powinien to zrobić poprzedniego dnia, ale wciąż szukał pretekstu, by tego nie uczynić. I zupełnie nie wiedział dlaczego. Nie widzieli się przez kilka tygodni, więc powinien, stęskniony, pobiec do niej zaraz po powrocie z manewrów w Carskim Siole, ale jedyne, na co się zdobył, to wysłanie jej listu, że jest już po szkoleniu i niebawem do niej zawita. A tymczasem siedział w gabinecie ojca i czytał kolejny raz Córkę kapitana Puszkina.
Usłyszał ciche pukanie i do pokoju weszła Katia. Odkąd wyszła za mąż, przebywała głównie w Moskwie, ale od miesiąca bawiła w Petersburgu, w domu swojej matki.
– Sasza… – powiedziała cicho. – Jesteś bardzo zajęty?
Odłożył książkę, uśmiechnął się do siostry i powiedział zupełnie szczerze:
– Wcale, Katiu. Chciałabyś porozmawiać?
– Tak, braciszku.
– W takim razie opowiadaj. Czyżbyś przestała lubić męża i uciekła od niego do Petersburga? Mnie możesz powiedzieć. – Roześmiał się.
– Nieee. – Machnęła ręką. – Raczej uciekłam od swojej teściowej. Eugeniusz pojechał z synem hrabiego Jakowlego do Afryki, polować na słonie, a ja musiałam znosić humory jego matki. Od biedy wolę już znosić humory mojej. Martwię się raczej o ciebie.
– O mnie? – zdziwił się.
– Myślę, że ty nie kochasz Anny Pawłowny…
– To tak bardzo widać? – zapytał ze smutkiem w głosie. – Nie wiem, co czuję. Nie wiem, co ze mną… Przecież Anna od dziecka jest mi bliska i zawsze uważałem, że jest najpiękniejszą kobietą na świecie. Oczywiście zaraz po tobie, siostrzyczko.
– Słodki pochlebca. – Roześmiała się. – Jakże mi ciebie brakuje w Moskwie… Co się dzieje, braciszku?
Aleksander westchnął i opowiedział Katii o Lenie. Nie miał komu się z tego zwierzyć, a potrzebował osoby, która wyleje mu na głowę kubeł wody. Najlepiej lodowatej.
– Nie jesteś już moim słodkim małym braciszkiem, którego woziłam w Mikołajewie w drewnianym wózku, ale dorosłym mężczyzną. Jeśli jednak chcesz mojej rady, to ci jej udzielę. Idź do tej swojej kwiaciareczki, przekonaj się, czy od miesięcy żyjesz jakąś chorą ułudą, czy w istocie ta kobieta coś dla ciebie znaczy. Nie dręcz się, braciszku, i nie dręcz Anny.
– A jeśli okaże się, że moje serce bije mocniej na jej widok, a ona mnie odrzuci?
– Jestem pewna, iż możesz zdobyć serce każdej kobiety, ale jeśli w istocie ta dziewczyna nie będzie zainteresowana, przynajmniej dowiesz się, że nie masz na co liczyć i będziesz żył dalej. Najgorsza jest niepewność. To ona sprawia, że zachowujesz się dziwnie i wyglądasz na nieszczęśliwego. Chciałeś zwalczyć w sobie pewne uczucia, nie udało się. Teraz czas na radykalne kroki, póki nie jest za późno, bo gdy ożenisz się z Anną, już nie będzie odwrotu.
– Mama dostanie ataku serca, jeśli zechcę się związać z jej kwiaciarką – westchnął.
– Niewątpliwie, bo gdzież ona znajdzie drugą z tak zręcznymi palcami? – Katia puściła do niego oko.
Jego siostra miała rację. Zachowywał się jak człowiek, który czegoś bardzo pragnie, a jednocześnie boi się o to zawalczyć. Było w tym coś jeszcze… Dotychczas to zawsze on był panem sytuacji. Doskonale panował nad swoimi emocjami i choć zawsze był w stosunku do dam szarmancki, nigdy im nie ulegał, gdy nie miał na to ochoty. W pełni się kontrolował i było mu z tym nader wygodnie. Nie musiał się martwić, że pewnego dnia skończy w klinice Kriukowa, lecząc się na nerwy po utracie ukochanej kobiety. Z Leną było inaczej. Wiedział, co powinien zrobić wtedy, gdy spotkał ją na Orłowskiej, a jednak uczynił coś zupełnie innego. Zdawał sobie sprawę, że gdy zmiękło mu serce i pomógł jej bratu, na tym powinien poprzestać, zamiast pchać się nocą na zaplecze jakiejś kwiaciarni. I był pewny, że nie powinien myśleć od kilku miesięcy o Lenie Siergiejewnie, bo to oznaczało, iż traci kontrolę nad własnymi poczynaniami. Jednocześnie zaś pragnął ze wszystkich sił, by podobna noc, jaką przeżył, trzymając Lenę za rękę, znowu się powtórzyła. Może oprócz obecności jej rannego brata.
Zerwał się z fotela i kazał Wołodii przygotować powóz, a pół godziny później zamiast na Jekatierinowski Prospekt ruszył w kierunku Twerskiej. Nie czuł już lęku ani niepewności. Był gotów zmierzyć się z dziwnymi uczuciami do ciemnookiej Leny Siergiejewny.
– Cóż takiego Aleksandra Fiodorowicza sprowadza w nasze skromne progi? – zapytał Andriej Dwerkin i uśmiechnął się, jednak Aleksander wyczuł, iż uśmiech kwiaciarza nie był zbyt szczery.
– Chciałem sprawdzić, jak zdrowie Miszy Woronina i jak miewa się jego siostra.
– Miszy jeszcze nieco dokucza ta paskudna rana, ale Lena ma się zupełnie dobrze – odparł Dwerkin.
– A zastałem ją? – zapytał Aleksander, rozglądając się.
– Niestety, Aleksandrze Fiodorowiczu. Lena pojechała z kwiatami na wyspę Wasilewską. Pewnie wróci dopiero pod wieczór, bo to kawał drogi.
– Hm… A kiedy ją zastanę?
Dwerkin skubnął sumiastego wąsa i nagle wypalił:
– Trudno powiedzieć. Nie dalej jak tydzień temu oświadczyłem się Lenie i zostałem przyjęty.
Aleksander zbladł i przez chwilę nie mógł wydusić z siebie słowa. Zatem jego przeczucie, że między Dwerkinem a młodziutką Leną jest coś więcej niż tylko zawodowa znajomość, go nie myliło.
– Winszuję zatem – wydukał. – I proszę przekazać powinszowania Elenie Siergiejewnie.
– Dziękuję, Aleksandrze Fiodorowiczu, i przesyłam niskie ukłony Annie Pawłownie. A państwo kiedy planują ślub? – brnął Dwerkin, bacznie przyglądając się gościowi.
– Myślę, że wiosną przyszłego roku – bąknął Aleksander i pożegnawszy się z Dwerkinem, wyszedł z kwiaciarni.
Zacisnął zęby i wsiadł do powozu. Jego niewinna, słodka Lena właśnie zaręczyła się z mężczyzną, który, chociaż zacny, mógłby być jej ojcem. Jego idealna Lena okazała się taka, jak wiele innych, które wychodzą za mąż dla poprawienia sobie bytu. Żałował tylko, że to nie on był tym człowiekiem. Potem jednak doszedł do wniosku, iż podobny wstrząs bardzo mu się przydał, bo gdyby pokochał Lenę Siergiejewnę i oddał jej swoją duszę, a ona wyszłaby za niego dla pieniędzy, chyba palnąłby sobie w łeb.