Читать книгу Białe róże z Petersburga - Joanna Jax - Страница 6

1905
2

Оглавление

– Tatiano Woronino! Tatiano Woronino, gdzie jest doktor? – zapytał zdyszany Pomiakin, wbiegając do mieszkania znajdującego się przy Samsoniewskim Prospekcie, nieopodal mostu Grenadierów.

Tatiana trzymała na rękach Miszę i nie odezwała się ani słowem. Wskazała jedynie brodą na stojącą w saloniku otomanę, na której spał Siergiej.

– Trzeba go obudzić, setki ludzi jest rannych. Car kazał strzelać do robotników, trzeba im pomóc. Opatrzyć rannych, zoperować… Niechże Tatiana coś zrobi – jęknął Pomiakin.

– A co ja mogę? – prychnęła. – Nie wiem, jak jutro do pracy pójdę. Miszą opiekowała się Raszkina, a Lenę odprowadzała do szkoły. Ale nie mam pojęcia, czy teraz zechce, jeśli jej mąż i syn na demonstrację poszli. Nie wiem, czy im coś się nie stało, a boję się wyjść z domu z dziećmi. Jak pan chce, to niech pan sam spróbuje.

– Tatiano Woronino, mnie to zajmie całe wieki, a muszę lecieć do innych. Proszę mu powiedzieć, że teraz już na pewno wybuchnie rewolucja. I on będzie nam potrzebny.

– Stiepanie Pomiakinie, mój mąż jest wrogiem rewolucji, chyba że wszczęłaby ją drobna szlachta, by przywrócić sobie przywileje – z westchnieniem odparła Tatiana.

– Niechże pani nie mówi takich rzeczy! Pani nie zna swojego męża, toż on jest rewolucjonista od czubków stóp aż po głowę – żachnął się.

Tatiana wiedziała jednak, że to Pomiakin nie znał zbyt dobrze jej męża, jeśli wygłaszał podobne opinie. A może jej mąż, żyjąc wciąż w świecie marzeń, potęgowanych przez moc alkoholu, sam nie wiedział, która droga byłaby właściwsza, by je spełnić? Niewykluczone, iż pewnego dnia doszedł do wniosku, że jeśli on niewiele ma, inni powinni mieć równie mało i ucieszyłby się z ich upadku równie silnie, co z odzyskania przez siebie rodowych dóbr. Tatiana nie chciała mu powtarzać – co czyniła, gdy nie pił tak wiele – że jego rodzina straciła majątek, bo jej męska część wykazywała nadmierną skłonność do gorzałki, gier karcianych i ładnych, choć pazernych kobiet.

Tatiana nie chciała przyznać się Pomiakinowi, że jej mąż, gdy jest pijany, wykazuje się wyjątkową brutalnością. Nieraz ją poturbował, a ostatnio nawet wyżywał się na dzieciach, bijąc je grubym skórzanym pasem, który nosił jego ojciec, gdy był grenadierem. Lena również wolała, by matka nie budziła ojca. Bała się go i jego razów. Ostatnio tak bardzo ją zbił, że nie mogła wysiedzieć w szkolnej ławce. Mamy wtedy nie było, bo nie wróciła jeszcze z pracy, ale później Lena nie pisnęła ani słowa, dzielnie znosząc ból pośladków, które następnego dnia po laniu zamieniły jej siedzenie w pejzaż przypominający niebo o zachodzie słońca, przykryte ciemnymi chmurami. Wiedziała, iż w sobotę matka zechce wykąpać ją w dużej balii i zapewne zauważy dowody frustracji swego małżonka, ale Lena była gotowa skłamać i zrzucić winę na własną głupotę, polegającą na nadmiernym upodobaniu do ślizgania się po zamarzniętej Newie. Obawiała się, że w przeciwnym razie mama będzie krzyczała na ojca i on wtedy zbije i ją.

Siergiej Woronin pracował z każdym miesiącem coraz krócej, za to coraz więcej przesiadywał w resursie, pijąc namiętnie mocne trunki i oddając się karcianym grom, z których to potyczek najczęściej wychodził bez jednej kopiejki. Mimo że Lena miała dopiero dziewięć lat, doskonale wiedziała, dlaczego przegrywał. Gra w karty wymagała czujności i sprytu, tymczasem odurzony alkoholem ojciec po prostu dawał się ogrywać. Z czasem, gdy w domu niekiedy brakowało nawet na chleb, a ona chodziła spać z pustym żołądkiem, matka postanowiła podjąć pracę.

Kiedyś, gdy ojciec nie pił tyle i wiodło im się całkiem znośnie, Tatiana Woronina uwielbiała układać bukiety z kwiatów i robiła to tak ładnie, że niekiedy proszono ją o zrobienie jakiejś wymyślnej wiązanki dla młodych par, których nie stać było na kupno takowej w kwiaciarni. Właściwie oprócz tego nie potrafiła nic, a do fabryki pracować iść nie chciała za żadne skarby świata. Po drugiej stronie Newy, przy Twerskiej, znalazła pracę u człowieka prowadzącego kwiaciarnię. I choć Andriej Dwerkin nie dostarczał kwiatów do carskiego pałacu, miał wśród klientów wielu arystokratów, a ci, podobnie jak car, nie musieli oszczędzać i życzyli sobie, aby w ich domach co kilka dni pojawiały się świeże kwiaty. Tak więc matka otrzymała pracę, o jakiej marzyła, chociaż widać było po jej twarzy, że ma poczucie winy, bo zostawiała swoje dzieci pod opieką obcych. Wolała jednak, by to oni zajęli się jej dziećmi niż wiecznie pijany mąż, który albo z fajką w ustach zasypiał na otomanie, albo z byle powodu sięgał po grenadierski pas swojego ojca. Siergiej Woronin stoczył się już tak bardzo, że pewnego dnia to na matce spoczął obowiązek utrzymania całego domu.

– Niechże pani go dobudzi, to ważne – odparł szybko Pomiakin, wyrywając Tatianę z zamyślenia o jej ciężkim losie, po czym pośpiesznie wyszedł z mieszkania Woroninów.

Lena patrzyła na matkę i wiedziała, że ta zastanawia się, co zrobić. Z jednej strony, bała się obudzić męża, z drugiej nie wiedziała, jak ten zareaguje, gdy dowie się, że był u niego Pomiakin, a ona odprawiła go z kwitkiem.

– Siergiej, wstawaj – powiedziała, delikatnie potrząsając go za ramię. – Potrzebny jesteś.

– Do czego? – burknął przez sen.

– Ludzi mordują na placu przy Zimowym. Jest wielu rannych, Pomiakin tu był. Trzeba im pomóc.

– Daj mi spokój, kobieto! Nic mnie to nie obchodzi! Niech ich wszystkich wybiją! – warknął i przekręcił się na drugi bok.

Tatiana nie podjęła kolejnej próby obudzenia męża. Córce także nie pozwoliła tego robić. Zabrała więc dzieci z saloniku i poszła do kuchni.

– Mamo, dlaczego nie uciekniemy od niego? – zapytała Lena, bo gdy jej matka usiadła przy stole, zamiast się z nimi pobawić, zaczęła płakać.

– Nie mamy dokąd, Lenko – wychlipała i otarła chusteczką oczy.

Potem wstała zza stołu i zaczęła przygotowywać dla nich kolację, składającą się jedynie z gotowanej kaszy. Lena patrzyła na przygarbioną matkę, która choć zupełnie młoda, zdawała się starzeć w zastraszającym tempie. Na jej zaplecionych w warkocz włosach pojawiły się siwe kosmyki, a na twarzy malował się głęboki smutek. Tam, gdzieś za rzeką, ludzie przeżywali piekło i opłakiwali zabitych przez Kozaków bliskich, oni zaś mieli piekło we własnym domu. Dziewczynka przyrzekła sobie, że pewnego dnia, gdy już dorośnie, będzie tak bogata, iż zabierze matkę i braciszka od tego zapijaczonego tyrana. Siergiej był jej ojcem i winna mu była szacunek, ale od kilku lat jedyne uczucie, jakie do niego żywiła, to nienawiść. Niekiedy bywała ona tak silna, że kiedy ojciec spał, zmożony alkoholem i wyczerpany wymierzaniem im razów, modliła się do złoconej ikony, wiszącej nad kanapą, aby Siergiej Woronin już nigdy więcej się nie obudził.

Białe róże z Petersburga

Подняться наверх