Читать книгу #Nie bałam się o tym rozmawiać - Joanna Przetakiewicz - Страница 10
Pierwsza miłość
ОглавлениеJuż w pierwszy w życiu związek weszłam z silną potrzebą niezależności. Miałam czternaście lat, skończyłam właśnie szkołę podstawową. Chłopak był o cztery lata starszy i szykował się do matury. Ten związek mnie ukształtował na całe życie, nauczył walczyć o siebie. Każdej dziewczynie życzę takiego na start.
Wpadliśmy na siebie na ulicy i nie mogliśmy oderwać wzroku. Okazało się, że jesteśmy sąsiadami. Mój wybranek był szkolnym idolem, miał swój zespół rockowy i jeździł na motorze. Niezależny, przystojny, męski i bardzo wysoki. Na pierwszej randce, w co pewnie trudno uwierzyć, wypowiedziałam tylko kilka słów. Byłam nieśmiała i zawstydzona. I tak bardzo zakochana, że… nie zdałam z pierwszej do drugiej klasy liceum. Przez cały rok byłam zajęta tylko moim chłopakiem. Na lekcjach matematyki zameldowałam się trzy razy, a na geografii – dwa. Albo wagarowałam, albo siadałam na przerwie z papierosem i czekałam, aż on podjedzie motorem pod szkołę.
O ile jako dziecko prezentowałam styl księżniczki: suknie z komisu i od krawcowej, kokardy i lakierki, o tyle w liceum przeszłam modową przemianę na rockmankę z pazurem: podarte obcisłe dżinsy pobazgrane napisami, kuse koszulki, skórzane kurtki, buty na obcasach. Jeśli zakładałam szpilki, to do spodni dresowych. Dzisiaj tak się nosi, ale wtedy to była modowa rewolucja. Mimo że nie należałam do grzecznych uczennic, miałam szczęście, bo wszyscy w szkole mnie lubili: i uczniowie, i nauczyciele. Starałam się być miła dla każdego. Pomagało mi również to, że byłam bardzo dobra z języka polskiego. Z innych przedmiotów nie miałam szans zyskać porządnych ocen, ponieważ zbyt rzadko bywałam w szkole, a żeby dostać dobre stopnie w klasie biologiczno-chemicznej, do której chodziłam, należało posiedzieć nad książkami.
Już w pierwszej klasie dyrektorka szkoły, która zresztą też mnie lubiła, musiała wezwać moich rodziców. Oznajmiła im, że pierwszy raz w historii szkoły zdarza się, aby pierwszoklasistka była prowodyrką w łobuzowaniu. Ubierałam się inaczej niż koleżanki, miałam starszego rockowego chłopaka, opuszczałam lekcje, paliłam papierosy. Na szczęście nadrabiałam na innych polach: prowadziłam szkolne apele i gale, śpiewałam w chórze, recytowałam. Wychowawczyni, polonistka, uważała, że powinnam zostać aktorką. Co jakiś czas wysyłała mnie na castingi.
Raz trafiłam na zdjęcia próbne do filmu pt. „Kronika wypadków miłosnych” w reżyserii Andrzeja Wajdy. Miałam do odegrania dwie sceny z młodziutkim Olafem Lubaszenko. Kandydatek były setki, ale nie przejmowałam się tym. Jedna scena, na peronie, miała wydźwięk komediowy, a druga, w której bohaterka rozważa samobójstwo, należała do dramatycznych. Musiałam zagrać skrajne emocje. Po zdjęciach podszedł do mnie Andrzej Wajda i powiedział: „Na popełnianie samobójstwa z miłości, to ty się nie nadajesz, ale świetnie zagrałaś część komediową. Masz talent. Powiem ci też, że masz wzrok czterdziestoletniej kobiety”. Miałam wtedy siedemnaście lat.
Andrzej Wajda zaproponował mi, żebym dołączyła do grupy, którą wraz z zespołem przygotowywał do egzaminów w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Powiedziałam mu szczerze: Mistrzu, szkoda miejsca. Wiem, że wiele dziewcząt o tym marzy, ale ja nie mam aktorskiej pasji. Nigdy tych słów nie żałowałam. Kocham kino, ale jako widz. Już wtedy miałam poczucie, że wiem, czego chcę, a czego nie.
Czasami dla zabawy brałam udział w pokazach Mody Polskiej. Raz defilowałam u boku słynnej modelki, Małgosi Niemen. Kilka razy wystąpiłam w sesjach fotograficznych, znalazłam się nawet na okładce magazynu „ITD”. Ale o takim życiu też nie marzyłam. Bardziej ciągnęło mnie w rejony, które dawały mi poczucie sprawczości. Czasami żartuję, że jako nastolatka nie miałam żadnych wartościowych zainteresowań. Miałam za to sporo wolnego czasu i wiele pomysłów, które wykorzystałam dopiero po latach, gdy z czasem bywało krucho.