Читать книгу #Nie bałam się o tym rozmawiać - Joanna Przetakiewicz - Страница 16

Trzech chło­pa­ków, zwie­rzaki i ja

Оглавление

Zacho­wy­wa­łam się wtedy jak robot. Nie zanie­dby­wa­łam żad­nych obo­wiąz­ków, wszystko robi­łam na sto pro­cent. Poziom adre­na­liny w moim orga­ni­zmie się­gał zenitu. Wie­dzia­łam, że muszę liczyć tylko na sie­bie i nie mogę zawieść synów ani firmy.

Pamię­tam jeden trudny moment. Wyda­rzył się w oko­li­cach roz­wodu i prze­pro­wadzki, gdy na par­kingu pod nowym miesz­ka­niem wsia­dłam do auta. Ruszy­łam szybko w kie­runku kli­niki. Myślami byłam zupeł­nie gdzie indziej. Usły­sza­łam jakiś dziwny hałas, a potem samo­chód jechał jakby w zwol­nio­nym tem­pie. Zupeł­nie się tym jed­nak nie przej­mo­wa­łam. Trzy­ma­łam mocno kie­row­nicę, cisnę­łam gaz i myśla­łam o setce rze­czy do zro­bie­nia na już. Kiedy wysia­dłam z auta przed kli­niką, z prze­ra­że­niem odkry­łam, że przód auta przy­po­mina har­mo­nijkę: zgnie­ciona maska, znisz­czona bla­cha. Zorien­to­wa­łam się, że gdy rusza­łam, musia­łam zaha­czyć błot­ni­kiem o beto­nowy słup. Nie mogłam pojąć, jak to moż­liwe, że tego nie zare­je­stro­wa­łam. A jed­nak. To poka­zuje, w jakim stre­sie musia­łam funk­cjo­no­wać i jak bar­dzo zagłu­sza­łam emo­cje.

Wyda­wało mi się, że w nowym miesz­ka­niu natych­miast odżyję, ale to nie stało się tak szybko. Pamię­tam, jak raz przy­snę­łam na kana­pie w ciągu dnia, co ni­gdy mi się nie zda­rza. Obu­dzi­łam się zlana potem i prze­ra­żona: co dalej ze mną, z dziećmi, co z nami będzie?

O tym, że w moim związku źle się działo, wie­działa tylko garstka naj­bliż­szych. Zna­jomi nie mogli uwie­rzyć, że wynio­słam się z dziećmi z domu pod War­szawą do wyna­ję­tego miesz­ka­nia i zło­ży­łam pozew o roz­wód. Nie obar­cza­łam nikogo swo­imi pro­ble­mami. Jeden z przy­ja­ciół mojego męża wyznał mi, że mąż długo nie mógł uwie­rzyć, że ode­szłam „do nikogo”. Naj­ła­twiej byłoby prze­cież powie­dzieć, że się zako­cha­łam, że ktoś mnie oma­mił, że stra­ci­łam głowę. Ale skoro kobieta z trójką dzieci wynosi się do wyna­ję­tego miesz­ka­nia, to znak, że w mał­żeń­stwie nie było dobrze.

Na nogi pomo­gli mi sta­nąć bli­scy: rodzina i przy­ja­ciele. Naj­star­szy syn powie­dział do babci: „Mam nadzieję, że po roz­wo­dzie mama będzie w końcu szczę­śliwa”. Cała trójka zro­zu­miała moją decy­zję, nie bun­to­wali się prze­ciwko wypro­wadzce z domu. Mia­łam oczy­wi­ście wiele obaw o to, że syno­wie tracą dzie­ciń­stwo, być może też poczu­cie bez­pie­czeń­stwa, które wynika z posia­da­nia obojga rodzi­ców, że stają się zbyt szybko doro­śli. Dla­tego sta­ra­łam się im to wyna­gro­dzić. Kupi­łam każ­demu po wyma­rzo­nym zwie­rzaku: jeden dostał jam­nika, drugi tchó­rzo­fretkę, trzeci myszo­skoczka. Posta­no­wi­łam w ten spo­sób prze­kie­ro­wać ich uwagę na opiekę nad pupi­lami, zapro­po­no­wać im coś nowego, przy­jem­nego. Ale nie pytaj­cie, jaki w domu był har­mi­der. Trzech chło­pa­ków, trzy zwie­rzaki i ja.

#Nie bałam się o tym rozmawiać

Подняться наверх