Читать книгу #Nie bałam się o tym rozmawiać - Joanna Przetakiewicz - Страница 15

Koniec etapu

Оглавление

Apli­ka­cja rad­cow­ska zaj­mo­wała mi bar­dzo dużo czasu. Gdy ją skoń­czy­łam, w moim życiu poja­wiła się luka do natych­mia­sto­wego zago­spo­da­ro­wa­nia. Nie chcia­łam tego nagle daro­wa­nego mi czasu spę­dzać z mężem. Poczu­łam się jesz­cze bar­dziej samotna. Wie­dzia­łam już także, że nie chcę pra­co­wać w kan­ce­la­rii. Zawód praw­nika nie miał nic wspól­nego z tym, który poka­zują ame­ry­kań­skie filmy, jakich naoglą­da­łam się w mło­do­ści. To było prze­kła­da­nie papie­rów, kurz, szare kory­ta­rze. Moje wyobra­że­nia nijak miały się do rze­czy­wi­sto­ści. Zro­zu­mia­łam, że nad­szedł czas na pod­su­mo­wa­nia i decy­zje.

Gdy zasta­na­wia­łam się, czego mi w życiu bra­kuje, nie mia­łam wąt­pli­wo­ści: bli­sko­ści, tro­ski, poczu­cia bez­pie­czeń­stwa i dowo­dów miło­ści. W maga­zy­nie „Zwier­cia­dło” natra­fi­łam na wywiad z pewną tera­peutką. Zna­la­złam w nim dia­gnozę moich pro­ble­mów mał­żeń­skich: obse­syjna zazdrość powo­du­jąca roz­jeż­dża­nie się emo­cjo­nalne, spa­dek zaufa­nia itp. Wydar­łam stronę z wywia­dem, a po jakimś cza­sie umó­wi­łam się z tera­peutką na wizytę.

Od progu oznaj­mi­łam: Nie przy­szłam roz­wa­żać, czy mam się roz­wieść. Już zde­cy­do­wa­łam się, że to zro­bię. Pro­szę mi pomóc zro­bić to mądrze, bo mam trójkę małych dzieci i nie chcę ich zra­nić.

Na koniec pierw­szej sesji tera­peutka popro­siła, abym napi­sała na kartce wszystko to, co chcia­ła­bym zro­bić z moim mężem. Mogły to być nawet banalne czyn­no­ści, jak choćby jedze­nie śnia­da­nia. Tydzień póź­niej wró­ci­łam do niej z białą, nie­za­pi­saną kartką. Niczego już nie chcę z nim robić, wyja­śni­łam.

Tera­peutka uświa­do­miła mi, że roz­wód wcale nie jest koń­cem życia, jak uważa wiele kobiet. Nie należy trak­to­wać go jako porażkę, tylko jako koniec pew­nego etapu. Już samo takie podej­ście jest uwal­nia­jące.

Usta­li­ły­śmy, że posta­ram się roz­stać z mężem moż­li­wie jak naj­bar­dziej spo­koj­nie. Wciąż mam w pamięci jej słowa: „To nie jest pani wina. Przy­szła pani do mnie jako klientka, ale jeśli z powodu roz­wodu obar­czy się pani wyrzu­tami sumie­nia, to ta droga będzie dużo dłuż­sza i bar­dziej skom­pli­ko­wana, a pani z klientki sta­nie się moją pacjentką”. Za każ­dym razem tak ze mną roz­ma­wiała, że wycho­dzi­łam z poczu­ciem, że kolejny ciężki kamień spadł mi z serca.

Posta­no­wi­łam wypro­wa­dzić się z dziećmi, a dom zosta­wić mężowi. Mie­li­śmy tak skon­stru­owaną inter­cyzę, że teo­re­tycz­nie to on mógł stra­cić wię­cej. Ale stało się na odwrót. Nie chcia­łam zostać w tam­tym miej­scu ani dnia dłu­żej. Mąż zbu­do­wał mur, który jesz­cze bar­dziej spo­tę­go­wał moje marze­nie o wol­no­ści i roz­po­czę­ciu nowego etapu.

Zapla­no­wa­łam krok po kroku. Całe nowe życie mia­łam dobrze prze­my­ślane. Wyna­ję­łam i urzą­dzi­łam miesz­ka­nie, synów zapi­sa­łam do nowych szkół, ale ponie­waż skoń­czył się rok szkolny, wysła­łam ich na obozy waka­cyjne. Prze­pro­wadzkę urzą­dzi­łam pod ich nie­obec­ność. Zabra­łam tylko biurka synów, zabawki, ubra­nia, książki i parę oso­bi­stych przed­mio­tów. Wszystko zmie­ściło się w małym aucie dostaw­czym. Męża powia­do­mi­łam dwa tygo­dnie przed wypro­wadzką.

#Nie bałam się o tym rozmawiać

Подняться наверх