Читать книгу #Nie bałam się o tym rozmawiać - Joanna Przetakiewicz - Страница 18
Było mnie na niego stać
ОглавлениеJan nie był playboyem, więc jego zainteresowanie mną było dowodem na to, że dzieje się coś poważnego i szybko znaleźliśmy się na tzw. językach. Nie potrafiliśmy udawać, że nic nas nie łączy. Nocami godzinami rozmawialiśmy przez telefon. W ciągu dnia potrafił do mnie dzwonić kilkanaście razy. Nie mogliśmy się nagadać. Jedna z życzliwych mi osób ostrzegała: „Asiu. Nic z tego nie będzie, tylko skandal. Tobie, matce trójki dzieci, na pewno ten związek zaszkodzi. Nie macie szans, zobaczysz. Jak on cię rzuci za parę miesięcy, będziesz przegrana”.
Słuchałam uprzejmie, ale nic nie było w stanie nas zatrzymać. Pomyślałam, że skoro jestem niezależną finansowo singielką, mam trójkę dzieci, dobre wykształcenie, własny biznes, to stać mnie na podjęcie takiego ryzyka, jak związek z Janem.
Znajomy prawnik z Poznania zadzwonił do Jana i powiedział mu, żeby nie myślał, że jestem byle podlotkiem, którym można się pobawić, a potem rzucić, że mam swoją pozycję, szacunek i ambicje. Jan sam mi o tym opowiedział.
Dobrze pamiętam chwilę, w której poczułam się przy nim bezpieczna jak nigdy dotąd. Przytulił mnie mocno i pocałował z czułością w czoło. To był dla mnie cudowny gest troski, szacunku, miłości. Pierwszy raz po traumie rozwodu, po latach samotności. Oboje ryzykowaliśmy. Sytuacja była trudna i niewiele osób nam sprzyjało, ale poczułam się tak, jakbym znalazła się pod skrzydłem anioła. Zrozumiałam, że uczucie między nami jest silne i głębokie, a Jan traktuje mnie bardzo poważnie.
Wiem, że targały nim różne emocje, był przecież poważanym mężem, ojcem, prezesem firm. Miał wyrzuty sumienia, czuł, że być może krzywdzi bliskich. Ale nie będę o tym mówić w jego imieniu. Chcę tylko podkreślić, że był dobrym człowiekiem.
Choć do biznesu podchodziliśmy poważnie, w wolnych chwilach bywaliśmy niefrasobliwi. Cieszyliśmy się esencją życia. Bardzo mi to odpowiadało. Mam w sobie dużo z dziecka, nie chcę być zbyt praktyczna czy realistyczna i mam nadzieję, że taka pozostanę. Jan doceniał szczególnie to, że miał we mnie partnerkę w cieszeniu się każdą chwilą. Oboje temperamentni, emocjonalni, bardzo się uzupełnialiśmy.
Żyliśmy tak, jakby nazajutrz świat miał się skończyć. Podróżowaliśmy, pracowaliśmy, załatwialiśmy sprawy, cieszyliśmy się sobą. Wszystko robiliśmy w gigantycznym tempie i niczego na pół gwizdka. Biorąc pod uwagę nasze temperamenty, nic dziwnego, że w którymś momencie „wypaliliśmy się”. Nurek powiedziałby, że zabrakło dekompresji.
To były piękne, niezwykłe lata. Dzięki Janowi pokochałam Londyn, który stał się na długi czas naszym domem. Do tej pory mam tu swoje miejsce na ziemi.
Z czasem jednak Jan zmienił się nie do poznania. Nie miał siły cieszyć się tym, czego doświadczaliśmy. Coraz częściej bywał znużony, źle się czuł.
Rozstaliśmy się bez wielkich awantur. Do końca jego życia zachowaliśmy dobre relacje. Byliśmy w stałym kontakcie.
Po rozstaniu rzuciłam się w wir obowiązków zawodowych ze zdwojoną mocą. Praca związana z moją wielką pasją pomagała osiągnąć życiowy balans.