Читать книгу #Nie bałam się o tym rozmawiać - Joanna Przetakiewicz - Страница 9
Kobiety mojego życia
ОглавлениеDzieciństwo wspominam z dużym sentymentem. Miałam przy sobie oboje rodziców. Bardzo mnie kochali, każde na swój sposób. Mama była wspierająca i czuła, tata surowy i poważny, ale razem dbali o to, aby niczego mi nie brakowało. Miałam też cudowną babcię i fantastyczną ciotkę Elę, młodszą siostrę mamy. Z perspektywy czasu dostrzegam, że kobiety ze strony mamy miały znaczący udział w kształtowaniu mojej osobowości.
Największą traumą z okresu dzieciństwa był dla mnie brak rodzeństwa. Już wtedy miałam silny gen przynależności do grupy, chciałam się przyjaźnić z całym światem. Każdego dnia zapraszałam przyjaciółki. Jadły u nas obiad, odrabiały lekcje i często nocowały.
W czasach, kiedy w Polsce półki sklepowe świeciły pustkami, moją idolką była ciotka Ela. Niezależna, zadbana, pewna siebie. Prowadziła własną firmę, co w tamtych czasach było rzadkością. Jej nigdy nie było wszystko jedno. Zawsze zwracała uwagę, aby dobrze wyglądać, wykwintnie jadać, bywać w eleganckich miejscach. W jej życiu wszystko musiało być zawsze najlepszej jakości. Zależało jej i na miłości, i na pięknych przedmiotach wokół, i na niezależności, i na drobnostkach. Bardzo ją kochałam, ale dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, w jak dużym stopniu jej historia wpłynęła na moje życie. Jak ważnym była dla mnie wzorem.
W moim domu ton narzucał ojciec. Zawsze poważny, skupiony. Wszystko zmieniało się w piątek, kiedy ruszałam z mamą z domu w centrum Warszawy, za miasto do cioci Eli. Mieszkała z drugim mężem, lekarzem, a także z moją babcią i jej bratem. U cioci czekał na mnie czarodziejski ogród, a z kuchni roznosiły się obłędne zapachy. A to świeżych rogalików ze smażonymi wiśniami, a to pysznych domowych frytek, robionych specjalnie dla mnie, niejadka. Ciocia marzyła o własnym dziecku, więc mnie uwielbiała. Razem z babcią witały mnie zawsze z otwartymi ramionami. Babcia zasługuje na osobną opowieść. Kiedyś nauczycielka, była na wskroś nowoczesna, pełna energii i wigoru, silna i władcza. Paliła papierosy i potrafiła zakląć jak szewc.
W ich domu zawsze królowała wielka dbałość o każdy szczegół. Gdy dostawałam kanapkę z jajkiem, była ona starannie obsypana świeżym szczypiorkiem z ogródka. Cięty nożyczkami, jak w restauracjach, zdobił także brzeg talerza z tą kanapką. Takie panowały tam zwyczaje.
Mama i ciocia uwielbiały mnie stroić, kupowały mi zagraniczne ubrania w komisach. Pamiętam, jak zostałam szczęśliwą posiadaczką lakierowanych kozaczków. Tak się cieszyłam, że spałam w nich w białej pościeli.
Mama zabierała mnie do krawcowej, która pracowała w Paryżu, w domu mody Christiana Diora. Potrafiła wyczarować na swojej maszynie do szycia niezwykle udane i szykowne kreacje. Nasiąkałam tymi inspiracjami.
Kiedy miałam dziewięć lat, ciocia zaszła w ciążę, ale nadal nosiła się elegancko: aż do porodu widywałam ją w szpilkach. Gdy urodziła córeczkę, dostałam na jej punkcie bzika. Mojej nowej siostrzyczki nie pozwalałam nikomu dotykać, sama ją przewijałam, kąpałam, uczyłam chodzić i godzinami się z nią bawiłam.
Wkrótce ciotka zamknęła firmę i poświęciła się wychowaniu córki. Tym samym stała się finansowo zależna od męża. Wujek jednak nie był w stanie utrzymać domu na dotychczasowym poziomie. Jak wielu polskich lekarzy w tamtych czasach, zaczął wyjeżdżać na tzw. saksy do Szwecji. Na miesiąc, dwa, trzy, potem na pół roku. W końcu oznajmił przez telefon, że zakochał się i zostaje tam na stałe. Ciotka z dnia na dzień stała się najbardziej nieszczęśliwą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałam. W ogóle przestała się uśmiechać. W jej oczach widziałam już tylko niedowierzanie, rozpacz i strach: „Co my teraz zrobimy? Co będzie, jak on o nas zapomni na zawsze?”. Jej pytania wryły mi się w pamięć. Myślę, że już wtedy zakodowałam w sobie potrzebę niezależności. Postanowiłam, że w moim dorosłym życiu nigdy do takiej sytuacji nie dopuszczę.
Po kilku latach wujek wrócił do domu. W Szwecji się rozwiódł, a w Polsce ponownie ożenił z moją ciocią. Ale ona tak zainfekowała się smutkiem i strachem, że do dzisiaj nie odzyskała radości życia. Mimo że potem całą trójką przeprowadzili się do Szwecji, gdzie wciąż mieszkają, ciocia nigdy nie wybaczyła mężowi, że porzucił rodzinę. Nie odnalazła się też za granicą i nie poczuła znowu szczęśliwa. Ich związek się nie odbudował. Stąd wzięło się moje przekonanie, że powiedzenie „Co nas nie zabije, to nas wzmocni” to mit.