Читать книгу #Nie bałam się o tym rozmawiać - Joanna Przetakiewicz - Страница 12
Marzenia mają moc
ОглавлениеMarzenia, szczególnie te wypowiedziane na głos, mają wielką moc i się spełniają. Warto więc w nie wierzyć, ale warto też przemyśleć, czego tak naprawdę pragniemy.
Ja, w dniu moich osiemnastych urodzin, wypowiedziałam głośno, że chciałabym mieć minimum trójkę dzieci i własną firmę, najlepiej jeszcze na studiach. Wszystko szybko się spełniło. Ale najpierw trafiłam na korytarze Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
Jeszcze w liceum szykowałam się na ten kierunek studiów. Nic zaskakującego. Pochodzę z prawniczej rodziny. Poza tym, to idealny kierunek dla dziewczyny z tzw. „dobrego domu”. Kiedy znalazłam się na wydziale, nagle zobaczyłam inne, „amerykańskie”, czyli w domyśle lepsze życie. Piękne dziewczyny, przystojni chłopcy, wszyscy świetnie ubrani, wyróżniający się na tle ówczesnej szarej polskiej rzeczywistości. Ich spojrzenia, twarze budziły we mnie zainteresowanie i uśmiech. Już wiedziałam: to jest mój świat. Postanowiłam, że będę aplikować.
Mojego przyszłego męża poznałam jeszcze w liceum. Był we mnie bardzo zakochany. Nie odwzajemniałam tych uczuć, ale jego starania sprawiły, że nabrałam sztucznego poczucia bezpieczeństwa, którego potrzebowałam po trudnych przejściach miłosnych. To był, starszy ode mnie o trzynaście lat, bardzo inteligentny, przystojny chłopak ze świetnej rodziny. Wybrałam się z nim na studniówkę, zaczęliśmy planować wspólną przyszłość. Niestety, cztery lata wagarowania dały o sobie znać i za pierwszym razem nie dostałam się na studia. Najgorsze, że oblałam z polskiego, z którego przecież byłam dobra.
Tuż po maturze zamieszkałam z przyszłym mężem. Oznajmiłam rodzicom, że chcę się przekonać, jak to będzie. On, trzydziestodwulatek, marzył o założeniu rodziny, ja dopiero testowałam dorosłość i samodzielność.
Po dziewięciu miesiącach, bez żadnego wyraźnego powodu, w rodzaju zdrady czy awantury, spakowałam się i wróciłam do rodziców. Partnerowi wyjaśniłam, że nie kocham go tak bardzo, jak on mnie. Wtedy przekonałam się, jak zakochany mężczyzna może walczyć o kobietę. On tak się starał i zabiegał o mnie, był tak cierpliwy i konsekwentny, że uległam. Wróciłam i przyjęłam oświadczyny.
Pierwszy rok z narzeczonym przeznaczyłam w dużej mierze na naukę. Do kolejnego egzaminu na studia podeszłam przygotowana w stu procentach. Zostałam studentką prawa na UW.
Po pierwszym roku urodziłam pierwszego syna, po trzecim drugiego, a tuż po dyplomie, trzeciego. Realizowałam się w pełni jako studentka, matka, ale też jako bizneswoman. Przez kilkanaście lat małżeństwa byłam szczęśliwą kobietą, choć najmniej w roli żony. Miałam za to szereg innych zadań, które dawały mi frajdę i satysfakcję.
Skupiłam się na nauce i rozwoju. Studia uwielbiałam. Do dziś pamiętam fantastycznych wykładowców, często jeszcze przedwojennych wybitnych znawców prawa. Z licealistki, która uciekała z lekcji i nie dbała o stopnie, nagle stałam się pilną studentką, regularnie zdobywającą nagrody dziekańskie i rektorskie za osiągnięcia w nauce.
Moi trzej synowie przychodzili na świat w wakacje. Choć tego akurat nie zaplanowałam, dzięki temu nie opuściłam żadnego egzaminu. Nie pomyślałam nawet, aby wziąć urlop dziekański. Bardzo pomogli mi rodzice i jestem im za to wdzięczna. Poza tym, byłam samowystarczalna. Dziś wiem, że aż za bardzo.