Читать книгу Wolność emocjonalna - Judith Orloff - Страница 21
Medytacja jako sposób na doświadczenie wolności emocjonalnej
ОглавлениеKiedy osiągamy spokój, zaczyna nas ogarniać poczucie wolności. Medytacja jest jedną z najbardziej rozpowszechnionych technik wyciszenia. Przez tysiąclecia była wykorzystywana w najróżniejszych tradycjach – od tradycji zen, aż po judaizm – jako środek do osiągania wewnętrznego spokoju. Byłam wniebowzięta, kiedy na okładce magazynu „Time” zobaczyłam tytuł głównego artykułu Medytacja w ujęciu naukowym. W końcu mistycyzm Wschodu i medycyna Zachodu zaczynają łączyć swoje koncepcje. Kombinacja ta znajduje zastosowanie tu i teraz, nie jest to jakaś całkowicie abstrakcyjna dziedzina. Jestem wielką zwolenniczką medytacji, codziennie ją praktykuję i polecam ją swoim pacjentom. Już wielokrotnie zdarzało się, że nawet w najbardziej szalonych i emocjonalnych sytuacjach byłam dzięki niej w stanie zachować spokój. Jeżeli przestaję medytować, choćby nawet przez krótki czas, czuję się poirytowana i bardziej przytłoczona zgiełkiem i zamieszaniem tak charakterystycznymi dla współczesnego świata.
Medytacja wycisza umysł i przeprogramowuje biologię (ma także korzystny wpływ na duchowość i moc energetyczną, ale tym zajmiemy się nieco później). Wspaniała technika obrazowania pozwoliła zdemistyfikować medytację, ujawniając zmiany zachodzące w mózgu, odpowiedzialne za odczuwanie spokoju. Najbardziej zaskakujące jest odkrycie, że regularna medytacja powoduje trwałe zmiany w mózgu, przyczyniając się do rozrostu ośrodka odpowiedzialnego za integrowanie myśli i emocji. W wyniku takich zmian stajemy się lepiej przystosowani do skutecznego radzenia sobie ze stresem. Spieszę poinformować, że proces ten zachodzi bardzo szybko. Już po kilku minutach medytacji stwierdza się wzmożona aktywność fal alfa, czyli fal mózgowych świadczących o rozluźnieniu.
Miałam okazję pracować z pacjentem, który był wręcz książkowym przykładem osoby potrzebującej medytacji. Będziemy go nazywać Pan C. Miał trzydzieści lat i był bardzo utalentowanym czarnoskórym raperem. Ale był uzależniony od przypływu adrenaliny. Jego utwory zajmowały szczytowe miejsca na listach przebojów. W moim odczuciu był to jeden z nielicznych raperów, którym faktycznie zależy na wysyłaniu w świat pozytywnego przesłania. Kiedy jego brat zmarł w wyniku przedawkowania heroiny, Pan C całkowicie odstawił narkotyki i alkohol. Szanowałam go za odmowę sprzedania się w zamian za wychwalanie w utworach gangsterki, strzelaniny i prochów. Podczas naszego pierwszym spotkania stwierdziłam, że Pan C jest uosobieniem wszystkiego tego, co określa się mianem cool – miał na sobie workowate spodnie, baseballówkę założoną daszkiem do tyłu i ciemne okulary z lustrzanymi szkłami. Szybko zrozumiałam, że w istocie jest obgryzającym paznokcie, zagryzającym zęby i zmagającym się ze zgagą kłębkiem nerwów. Skierował go do mnie internista, stwierdzając u niego liczne symptomy świadczące o silnym oddziaływaniu stresu – Pan C był ofiarą swoich własnych hormonów stresu.
Wykorzystując metody energopsychiatrii, starałam się nakłonić Pana C do obniżenia tempa i uspokojenia się. Zaproponowałam mu medytację. Na początku się żachnął: „Bez przesady. Przecież to mnie otępi, to nudne. To strata czasu, która nic nie daje”. Postanowił pokazać mi, jaki z niego twardziel (za późno: wiedziałam już, że jest grzecznym i potulnym synkiem mamusi, a jednocześnie swego rodzaju Robin Hoodem dla dzieciaków z południowo-wschodniego Los Angeles).
Niewykluczone, że i ty jesteś jak Pan C – przekonany, że potrafisz jednocześnie osiągać sukcesy i zachowywać spokój. Możesz mieć trudności z przyjęciem nieatrakcyjnego obrazu człowieka rozluźnionego i skupionego na sobie, otoczonego wonią paczuli – jest to przecież zupełne przeciwieństwo wydajnego działania, z którym tak bardzo chciałbyś się utożsamiać. Właśnie dlatego należy z uwagą śledzić najnowsze odkrycia w dziedzinie biologii odnoszące się do kwestii medytacji. Wiele osób żywi zupełnie mylne przekonania na temat medytacji – ich podejście zmienia się dopiero wtedy, gdy zrozumieją, że w stanie uspokojenia znacznie łatwiej jest kierować swoim zabieganym życiem. Przedstawiłam Panu C odkrycia neurobiologów potwierdzające, że codzienna medytacja ma korzystny wpływ na zdolność do koncentrowania uwagi. Mój pacjent miał nie najlepsze zdanie na temat wszystkiego tego, co sam zaliczał do kategorii „New Age” – przemówiły do niego natomiast argumenty biologiczne. Owszem, był artystą, lecz był również pragmatykiem. Na przykładzie wielu moich pacjentów stwierdziłam, że przedstawienie naukowego uzasadnienia stosowania danej techniki wyraźnie ułatwia jej zaakceptowanie. Do tej pory Pan C potrafił tylko motywować się do dalszych działań. Moim zadaniem było pokazać mu, jak można po prostu być w spokoju. Poczucie dyskomfortu może mieć działanie motywujące – to właśnie ono skłoniło Pana C do wypróbowania metody, którą jeszcze chwilę wcześniej uważał za śmieszną.
Na początek poleciłam Panu C przeprowadzenie krótkiej medytacji, którą za chwilę opiszę. Powiedziałam mu również, że w dalszej kolejności będziemy zajmować się także innymi technikami medytowania. Spokój jest dla niektórych stanem zupełnie obcym, dlatego lepiej przystosowywać się do niego powoli. Osobie uzależnionej od ciągłego przypływu adrenaliny może być trudno wysiedzieć w bezruchu choćby kilka sekund. Przez kolejnych kilka tygodni uczyłam Pana C podstaw medytacji. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że można się aż tak wiercić, kręcić i drapać, tyle chrząkać i mrugać oczami. Pan C przypominał psa, który nie może znaleźć sobie wygodnej pozycji. Odnosiłam wrażenie, że ustanowił rekord świata w wierceniu się, jednocześnie uznawałam tego typu reakcje za naturalny element procesu uczenia się. Każdy początkujący adept medytacji zachowuje się niespokojnie w mniejszym lub większym stopniu. Po pewnym czasie Pan C nauczył się siedzieć spokojnie przez sześćdziesiąt sekund, potem nawet przez całe trzy minuty. Takie krótkie sesje medytacyjne powtarzał kilka razy dziennie. Coraz lepiej radził sobie z rozładowywaniem stresu poprzez wprowadzanie się w stan spokoju. Mój pacjent, typ macho, który zawsze stara się wszystko kontrolować i tak dobrze radzi sobie w prawdziwym świecie, stwierdził z zaskoczeniem, że dzięki medytacji zyskuje wrażenie jeszcze większej kontroli, tym razem nad samym sobą. Dzięki temu poczuciu zaczął odnosić jeszcze większe sukcesy w świecie zewnętrznym.
Przygotuj się na wyprawę śladami Pana C. Zacznij przygotowywać biologiczne podłoże wyzwolenia. Posłuży temu przedstawione ćwiczenie medytacyjne. Na jego wykonanie potrzeba zaledwie trzech minut, w ciągu których można wprowadzić się w stan wewnętrznego spokoju (jeśli – podobnie jak Pan C – masz problem, żeby usiedzieć w miejscu przez trzy minuty, zacznij od kilku sekund, a potem stopniowo wydłużaj czas trwania medytacji). W razie potrzeby ustaw sobie stoper lub budzik – chodzi o to, abyś nie przekroczył wyznaczonego czasu. Kiedy już nabierzesz biegłości, będziesz mógł medytować dowolnie długo, na razie jednak lepiej nie przesadzaj. Chodzi o to, abyś się skoncentrował i zaobserwował pierwsze rezultaty. Zobaczysz, jak szybko pozbędziesz się napięcia. Medytować możesz w chwilach szczególnego zdenerwowania lub w dowolnym momencie, kiedy będziesz chciał się wyciszyć. Rozpocznij od jednej sesji dziennie, stopniowo zwiększając ich liczbę do dwóch lub trzech w ciągu dnia.
Wskazówka emocjonalna.
Pierwszy tajnik w praktyce – przeprogramuj biologię swoich emocji
Przeprowadź trzyminutową sesję medytacyjną i obniż poziom odczuwanego stresu
1 Znajdź wygodne i ciche miejsce. Załóż coś wygodnego i usiądź w wygodnej pozycji w miejscu, w którym nie będą przeszkadzać ci telefony, pagery ani ludzie. Najlepiej jest usiąść na kanapie, krześle lub poduszce w pozycji wyprostowanej – taka pozycja utrudnia zaśnięcie. Możesz usiąść ze skrzyżowanymi nogami lub wyprostować je przed sobą. Twoja pozycja powinna być możliwie jak najbardziej relaksująca.
2 Skoncentruj się na oddechu, wycisz swoje myśli. Zamknij oczy i zacznij koncentrować się na oddechu. Kolejne wdechy i wydechy powinny stanowić jedyny przedmiot twojej świadomości. Prędzej czy później w twojej głowie pojawią się pewne myśli – powinieneś sobie wówczas wyobrazić, że to jedynie chmury, które przepływają po niebie. Zwróć na nie uwagę, ale nie wydawaj żadnych opinii na ich temat. Pozwól im powolutku odlecieć i ponownie skoncentruj się na oddechu. Utrzymuj się w stanie spokoju, przez cały czas koncentrując się na procesie oddychania.
3 Wdychaj spokój, wydychaj stres. Doświadczaj zmysłowych wrażeń związanych z przepływem wdychanego i wydychanego powietrza. W klatce piersiowej i nozdrzach powinieneś czuć coś w rodzaju chłodnej bryzy. Znajdź przyjemność w zagłębianiu się w hipnotyczny rytm oddechu, który Budda określał jako wdychanie i wydychanie umożliwiające uniesienia. Poczuj, jak z każdym powolnym oddechem wdychasz spokój (na przykład w postaci słodkiego letniego zapachu jaśminu), a wydychasz stres. Wdychaj spokój, potem wydychaj stres. W rezultacie uwalniasz się od wszelkiej negatywności. Twoje ciało się rozluźnia, wyciszając swoją biologię. Zanurzasz się w poczuciu bezpieczeństwa, którego źródłem jest bezruch. Przez cały czas koncentruj się na oddechu i spokoju, tylko i wyłącznie na spokoju.
Jest to proste ćwiczenie medytacyjne, które stanowi pierwszy krok do nawiązania doskonałych relacji z własną biologią. Medytuj w ten sposób, a nauczysz się zwiększać wydzielanie endorfin i kontrolować swoją reakcję „walcz lub uciekaj”. To kluczowe biologiczne korzyści płynące z medytacji. Zdobycie umiejętności neutralizowania stresu będzie miało bardzo pozytywny wpływ na twoje ciało. Poczujesz, jak opuszcza cię napięcie, a z twoich ramion znika dotychczasowy ciężar.