Читать книгу Rodzanice - Katarzyna Puzyńska - Страница 20

KSIĘGA TRZECIA
Rozdział 12

Оглавление

W drodze do sklepu w Lipowie.

Wtorek, 30 stycznia 2018. Godzina 13.20.

Weronika Podgórska

Całe szczęście, że mieszkańcy Lipowa sumiennie odśnieżali chodniki przed swoimi domami, więc mimo wczorajszej zawieruchy można było bez problemu dotrzeć na piechotę do centrum wsi. Szosą też przejechała już piaskarka. Dobrze, że nie posypali solą, przebiegło Weronice przez myśl. Bajce trudno byłoby iść.

Suczka szarpnęła mocniej smycz. Pociągnęła Weronikę w bok, zwabiona jakimś zapachem. Podgórska o mało się nie poślizgnęła. Bolała ją ręka i bark. Będzie w końcu musiała poświęcić trochę czasu na tresurę. W przeciwnym razie źle się to skończy. Mała psotnica nie wykazywała żadnej agresji, ale była wesoła i aż nadto skora do zabawy. Przydałaby się odrobina dyscypliny.

Były już prawie na miejscu. Nowy szyld sklepu pysznił się nad drzwiami i przypominał, że nie króluje tu już Wiera. Leżący półksiężyc. Taki sam jak na naszyjnikach, które dostały od Joanny Kubiak. Lunule, symbol pełni księżyca i kobiecej mocy, jak powtarzała wielokrotnie dziennikarka.

Weronika wiedziała, że Joanna ma dobre chęci. Na pewno była też interesującą i wyrazistą osobowością. W tym roku miała skończyć siedemdziesiąt osiem lat, ale na oko można jej było dać co najmniej dwadzieścia lat mniej. A energii Podgórska mogła jej tylko pozazdrościć, mimo że była ponad czterdzieści lat młodsza od dziennikarki.

Ale Joanna bywała też trudna i, co tu się oszukiwać, męcząca. Bardzo lubiła wtykać nos w nie swoje sprawy. Mówiąc szczerze, Podgórska zwyczajnie jej nie lubiła. Wiedziała jednak, że dziennikarka jest kimś bardzo ważnym dla Grażyny i Agnieszki. Starała się więc swej niechęci nie okazywać.

Może po prostu była uprzedzona. Cały czas miała wrażenie, że Joanna to tykająca bomba zegarowa. Choćby wtedy, kiedy niby przypadkiem zjawiła się nocą na drodze i znalazła Daniela pijanego. To był cud, że zgodziła się tego faktu nie nagłaśniać, bo Podgórski już dawno nie byłby policjantem.

A potem wesele…

– Chodź, Bajka – rozkazała Weronika, porzucając te myśli. Nie chciała do nich wracać.

Wspięły się po schodach na tarasik przed sklepem. Ależ tu się zmieniło od czasów Wiery. Nie chodziło tylko o szyld z półksiężycem nad wejściem. W oknach wisiały wesołe zasłony w grochy. W środku nie było już pachnących ziół ani jutowych worków z towarami. Pojawiły się za to białe półki i słoiki z serwetkami. Sklep przypominał słodki salonik. Weronika uśmiechnęła się pod nosem. To też miało swój klimat, ale Wierze pewnie by się nie spodobało.

To znaczy tylko wystrój, bo Weronika była pewna, że przyjaciółka cieszyłaby się z nowych lokatorek. Agnieszka Mróz i Grażyna Kamińska z dziećmi. Obie starały się, żeby zwykły sklep stał się miejscem przyjaznym dla wszystkich kobiet. Zwłaszcza tych, które w jakikolwiek sposób zostały skrzywdzone.

Panie przychodziły na zakupy albo na przymiarki ubrań, które szyła Grażyna, a właściwie po to, by szczerze porozmawiać o tym, co leżało im na sercu. Najczęściej o mężczyznach. Weronika też z niejednego im się zwierzyła.

Związek z Danielem, po początkowej fazie euforii, przeżywał wzloty i upadki. Zwłaszcza ostatnio, kiedy Podgórska poczuła, że jest gotowa zostać matką. Jedyną odpowiedzią Daniela na to było kupno psa i unikanie tematu.

Najwięcej przejść miała oczywiście Grażyna. Przez lata tkwiła w traumatycznym małżeństwie z Kamińskim. Z zaklętego kręgu przemocy domowej wyrwały ją nieoczekiwanie wydarzenia z zeszłej jesieni. I Joanna. Gdyby nie dziennikarka, kto wie, jak by to się potoczyło. Grażyna nadal ukrywałaby siniaki pod makijażem.

Weronika miała wyrzuty sumienia, że sama nic wcześniej nie zrobiła. Może stąd też się wzięła jej niechęć do Joanny. Dziennikarka pokazała im wszystkim czarno na białym, że woleli przymykać oczy na cudze nieszczęście. A wystarczyło ruszyć palcem, żeby pomóc gnębionej kobiecie.

Podgórska otworzyła drzwi sklepu. Mimo że minął już ponad rok od śmierci Wiery i bywała tu regularnie, nadal czekała na dźwięk dzwoneczków. Wiera zawiesiła je w progu, żeby oznajmiały przybycie kolejnego klienta. Słyszała je, nawet będąc w swoim mieszkaniu nad sklepem. Teraz już ich nie było, a drzwi otwierały się niemal bezszelestnie na naoliwionych zawiasach. Nawet najmniejszego skrzypnięcia, które Wiera tak lubiła.

– Ciocia Weroniczka!!!

– Bajunia!

Dzwoneczków i skrzypienia nie było, ale była za to gromadka dzieci Grażyny. Cztery dziewczynki rzuciły się w stronę Bajki, żeby się przywitać. Suczka zareagowała na to z wielkim entuzjazmem.

– Cześć, ciotka.

Najstarszy syn Grażyny miał piętnaście lat i wyraz ciągłej powagi na twarzy. Nie było to nic dziwnego. Jego dzieciństwo w domu Kamińskich nie należało do najłatwiejszych. Może dlatego najlepiej odnajdywał się w komiksach. Zwłaszcza tych o Batmanie. Teraz też czytał kolejny.

Wszyscy mówili na niego Bruce. Jak Bruce Wayne, miliarder, który nocami przemierzał Gotham City w stroju nietoperza. Weronika znów się uśmiechnęła. Ileż się nasłuchała o wyższości filmów Nolana i Burtona nad najnowszymi produkcjami.

– Cześć, Bruce. Gdzie mama i Agnieszka?

– Na zapleczu.

Weronika zostawiła Bajkę pod opieką dziewczynek i poszła do pokoju z tyłu. Mieszkanie znajdowało się nad sklepem, ale zaplecze też zostało odremontowane. Grażyna zrobiła tu pralnię i szwalnię. Mimo zimy na zewnątrz, w pomieszczeniu pachniało intensywnie kwiatami. Kamińska uwielbiała spryskiwać tkaniny perfumami.

– Cześć – rzuciła Kamińska. Cięła właśnie jakiś materiał wielkimi krawieckimi nożycami. – Co słychać?

Od czasu, kiedy zamieszkała w sklepie, Grażyna bardzo się zmieniła. Odżyła i wypiękniała. Cienkie włosy zaczęła kręcić na wałki, malowała się delikatnie. Nie wyglądała już jak bojąca się własnego cienia kobieta, którą była jeszcze rok temu.

– Zastanawiałam się, czy Joanna przyjechała? – zapytała Weronika.

– A skąd to pytanie?

Weronika tak długo przyglądała się zdjęciu, które zrobiła na spacerze z Bajką, że w końcu zrozumiała swój błąd. Na moście nad Skarlanką nie stała Wiera. To było niemożliwe. Przyjaciółka nie żyła. To był ktoś bardzo do niej podobny.

Joanna Kubiak ze swoimi wciąż czarnymi, poprzetykanymi tylko siwizną włosami z tyłu bardzo sklepikarkę przypominała. Dlatego Junior Kojarski niechcący zdradził się, że wie o liście. Pomylił dziennikarkę z matką, kiedy stała odwrócona do niego plecami. Weronice dziś przydarzyło się dokładnie to samo.

Tak, na moście nad Skarlanką stała Joanna. To było jedyne logiczne wyjaśnienie. Mimo to pozostawała dziwna, zupełnie nieracjonalna nadzieja, że może jednak Wiera w jakiś sposób wróciła. Weronika postanowiła przyjść do sklepu i sama sprawdzić. Nawet jeżeli to zakrawało na głupotę i naiwność.

– Wydaje mi się, że ją dziś widziałam – wyjaśniła i opowiedziała Grażynie o zdjęciu, które zrobiła rano na spacerze.

Kamińska pokręciła głową.

– Nie, raczej nie. U nas jej w każdym razie nie ma i nic nie wiem, żeby planowała przyjazd. Niby po co? Nic się nie dzieje. Zapytamy Agnieszkę, jak wróci. Poszła się przejść. Bruce’a postawiłam za ladą, a ja szyję dla ciebie sukienkę w stylu lat pięćdziesiątych. Podobną do tej ze ślubu. Tylko niebieską. Do twoich rudych włosów będzie idealnie pasowała. Chcesz zobaczyć?

Weronika skinęła głową. Grażyna odnalazła się w szyciu. Sprawiało jej to wyraźną radość. Początki nie były idealne, ale Weronika i tak postanowiła, że to Kamińska uszyje jej suknię ślubną. Efekt niespodziewanie okazał się piorunujący. Przynajmniej tak twierdził Podgórski. Póki nie wypił odrobinę za dużo i nie zdemolował połowy remizy.

– I co? Daniel się zgodził? – zapytała Kamińska, drapując materiał na Weronice. – Tu upniemy… Będziecie się starać o dziecko?

Weronika westchnęła.

– Nie wiem. Miesiąc temu powiedział, że pomyśli. Dwa miesiące temu też. Trzy też. Cały czas odwleka decyzję. Dziś to by było możliwe i…

– Nie martw się. Wszystko się jakoś ułoży – pocieszyła ją Kamińska. – Masz trzydzieści trzy lata. W tych czasach kobiety i po czterdziestce rodzą.

– Tylko że ja nie chcę czekać. Chciałabym to zrobić teraz. O niczym innym nie myślę.

Weronika poczuła, że to wynurzenie zabrzmiało żałośnie. Zrobiło jej się głupio.

– Nie wiem, o co chodzi – dodała mimo to. Musiała się wygadać. – Powiedziałam mu, że nic nie będzie musiał robić. Zupełnie nic. Oprócz samego aktu oczywiście. Resztą zajmę się sama. Nawet nie kiwnie palcem.

Grażyna poklepała ją pocieszająco po ramieniu.

– W końcu na pewno zrozumie, jakie to dla ciebie ważne. Mężczyźni mają to do siebie, że czasem nie od razu to do nich dochodzi.

W tym momencie trzasnęły drzwi od zaplecza. Agnieszka Mróz otrzepała buty ze śniegu na wycieraczce.

– Weronika?

W głosie dawnej służącej Kojarskiego słychać było dziwną nutę. Jakby nie była zachwycona, że widzi Podgórską. Weronika poczuła żal. Pozwalała im tu mieszkać, mimo że nie płaciły czynszu. O pozostałych opłatach nie wspominając. Choć odrobina entuzjazmu by się przydała.

– Przed chwilą wyjęłam to ze skrzynki – poinformowała Mróz, pokazując im pojedynczą kartkę papieru. – List. Chyba wszystko zaczyna się od początku!

Rodzanice

Подняться наверх