Читать книгу Rodzanice - Katarzyna Puzyńska - Страница 8

KSIĘGA PIERWSZA
Rozdział 2

Оглавление

Dworek Weroniki w Lipowie.

Wtorek, 30 stycznia 2018. Godzina 12.00.

Weronika Podgórska

Weronika Podgórska wypuściła Kofiego na padok. Wystrzelił do przodu, rżąc radośnie, i pogalopował w stronę Lancelota. Kary koń tarzał się zapamiętale w śniegu. Zrobiły się prawdziwe zaspy. Aż trudno uwierzyć, ile napadało w nocy. I to przejmujące zimno, przed którym nie chroniła nawet najgrubsza kurtka.

Bajka zaszczekała głośno. Weronika odpięła karabińczyk i pozwoliła suczce pobiec za końmi. Nie był to może najlepszy pomysł, ale nie miała siły jej powstrzymywać. Pitbulka była rozbrykana i pełna energii. Przez cały spacer ciągnęła smycz tak, że Weronika miała wrażenie, że suczka urwie jej rękę.

Kiedy w drodze powrotnej nieoczekiwanie spotkały Klementynę, Bajka wpadła w prawdziwy szał radości. Weronika z trudem ją utrzymywała. Na szczęście Kopp nie była dziś szczególnie rozmowna. Wymieniły więc tylko uprzejmości i każda poszła dalej w swoją stronę.

Weronika uśmiechnęła się pod nosem. Klementyna babcią! Aż trudno było w to uwierzyć. Tatuaże, ogolona na łyso głowa i skórzana kurtka niezbyt pasowały do stereotypowego obrazu dobrotliwej babci. A jednak ekspolicjantka odnajdywała się w nowej roli całkiem dobrze.

– Bajka! – krzyknęła Podgórska, kiedy suczka podbiegła niemal pod kopyta Lancelota. – Wracaj!

Kary stulił uszy i zrobił groźną minę. Nie lubił psów. Igor to wiedział i zawsze omijał go szerokim łukiem. Bajka będzie jeszcze musiała się tego nauczyć.

Weronika westchnęła cicho. Minęło już tyle czasu, a ona nadal nie mogła pogodzić się z myślą, że złoty golden retriever nie wybiegnie z wesołym szczekiem na powitanie. Daniel próbował ją pocieszać, mówił, że pies zginął bohatersko, próbując jej bronić. Niewiele to pomagało. Igor nie żył, a obraz zakrwawionych wideł ciągle Podgórską prześladował. Budziła się w nocy zlana potem. Daniel przytulał ją wtedy i kołysał, jakby była małym dzieckiem.

A dwa miesiące temu kupił jej Bajkę. Przyniósł małe zawiniątko ukryte pod pazuchą. Bajka patrzyła na Weronikę wielkimi oczami nieco przestraszona. Nie przypominała groźnego pitbula, widywanego na zdjęciach czy w filmach. Miała wiecznie uśmiechnięty pyszczek. Weronika od razu ją pokochała.

Nie zmieniało to wcale faktu, że doskonale wiedziała, dlaczego Podgórski kupił jej psa. Wcale nie chodziło mu tylko i wyłącznie o to, żeby przestała rozpaczać po Igorze. Chodziło o coś, o co prosiła go od kilku miesięcy. Myślał chyba, że jak Weronika zajmie się malutkim psem, zapomni, czego tak naprawdę chciała.

– No i co? – zaśmiała się, kiedy Bajka podbiegła do niej przestraszona parskaniem Lancelota. – Chodź. Obejrzymy zdjęcia ze spaceru.

Weronika oparła się o płot padoku i wyjęła telefon z kieszeni. Z trudem odblokowała ekran. Szybka zbiła się wczoraj, kiedy Bajka z rozpędu wpadła na stolik nocny. Co gorsza, suczka chwyciła potem komórkę w zęby i podjęła próbę konsumpcji. Weronika odebrała jej telefon w ostatniej chwili. Gdyby nie to, zapewne już by nie działał. Trzeba będzie szybko pomyśleć o nowym.

Zaczęła przeglądać zdjęcia. Zima dawała się we znaki, zwłaszcza tu na wsi, ale trzeba było przyznać, że zasypany białym puchem las wyglądał cudownie. Wielkie czapy śniegu na gałęziach sosen. Tropy zwierząt prowadzące gdzieś w zarośla. Skrzypienie butów niosące się daleko. I ten zapach. Zapach zimy.

Poszły z Bajką nad Skarlankę. Zawróciły, zanim dotarły na mostek. Zima miała również swoje złe strony. Weronice wydawało się, że odmroziła sobie dłonie, zanim pokonały połowę planowanej trasy.

– Cholera – mruknęła pod nosem, kiedy ekran odmówił posłuszeństwa.

Potrząsnęła telefonem i znów go odblokowała. Tym razem zadziałał, wróciła więc do przeglądania zdjęć. Niedaleko mostku na Skarlance pstryknęła kilka fotografii sobie i Bajce. Przykucnęła, obejmując suczkę ramieniem.

– Zaraz…

Weronika wróciła do poprzedniego zdjęcia. Uśmiechały się obie do aparatu. W tle za ich plecami widać było mostek na Skarlance. Ktoś tam stał. Już samo to wzbudziło w Podgórskiej nieprzyjemne uczucie niepokoju. Wydawało jej się, że była w lesie sama.

Ale nie tylko to ją zaniepokoiło. Miała wrażenie, że zobaczyła ducha. I to dosłownie.

– Przecież ona nie żyje – szepnęła ni to do Bajki, ni do siebie. – Wiera nie żyje.

Przyjaciółka zmarła trzydziestego lipca dwa tysiące szesnastego roku. Rak płuc był nieubłagany, zabrał Wierę szybko. Zdecydowanie za szybko. Kończyli wtedy śledztwo w sprawie Nory. Daniel właśnie oświadczył się Weronice. Sklepikarka zasłabła dosłownie chwilę później. Karetka przyjechała niemal natychmiast, ale niewiele dało się już zrobić.

Wiera obudziła się jeszcze na moment w szpitalu. Nie zdołała już nic powiedzieć, ale Weronika pocieszała się myślą, że przynajmniej zdążyły się pożegnać. Nawet jeżeli nie wypowiedziały przy tym żadnych słów, tylko trzymały się za ręce.

Weronika powiększyła zdjęcie, choć z powodu popękanego ekranu potrzebowała na to kilku prób. Wiera z całą pewnością nie żyła. A jednak stała na moście. Plecami do aparatu. Długie ciemne włosy poprzetykane siwizną. Opierała się o barierkę i patrzyła na północ wzdłuż biegu Skarlanki.

Nie, to było niemożliwe, ale przecież aparat się nie mylił. Była tam. Dzisiaj. Nie tak dawno.

Rodzanice

Подняться наверх