Читать книгу Rodzanice - Katarzyna Puzyńska - Страница 9
KSIĘGA PIERWSZA
Rozdział 3
ОглавлениеPlaża w Rodzanicach.
Wtorek, 30 stycznia 2018. Godzina 12.15.
Młodsza aspirant Emilia Strzałkowska
No to mamy przyczynę zgonu – stwierdził doktor Koterski. Nie skomentował niefrasobliwości Kamińskiego, ale rzucał policjantowi niezbyt zadowolone spojrzenia. – Ta cała krew to właśnie stąd.
Młodsza aspirant Emilia Strzałkowska przypatrywała się pojedynczej ranie w brzuchu Michaliny Kaczmarek.
– Jest pan pewien, że to jest przyczyna śmierci? – zapytał Kamiński.
Paweł mówił poważnym tonem. Może odechciało mu się nareszcie idiotycznych żarcików. Emilia przewróciła oczami. Rychło w czas. Współpraca z grupą mężczyzn bywała męcząca. Choćby z powodu ich ciągłych przepychanek ukrytych za żartami. Dawno nauczyła się je ignorować. A przynajmniej się starać.
– Wypowiem się po sekcji.
– Niech już doktor da spokój. A tak na oko? – nie odpuszczał Kamiński.
– Na oko to dziadek umarł czy jakoś tak – oznajmił Koterski z szerokim uśmiechem na pulchnej twarzy. – A poważnie: istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak. Ktoś ją dźgnął.
Koterski nie przypominał ani trochę ponurego patologa z książek czy filmów. Był zawsze wesoły i uśmiechnięty. Zdaniem Strzałkowskiej bardziej wyglądał na nauczyciela niższych klas szkoły podstawowej. Może nawet na wychowawcę w przedszkolu. Bez trudu mogła go sobie wyobrazić wśród dziecięcych rysunków i zabawek. W miejscu zbrodni pasował jakby mniej. Ale od dawna wiedziała, że pozory mogą mylić. I to bardzo.
– Ta rana na głowie to nie od noża? – pytał dalej Kamiński.
Patolog pokręcił głową.
– Zdecydowanie nie. Na głowie jest rana tłuczona. Zadana tępym narzędziem. Nożem na pewno nie.
– A kamieniem? – nie odpuszczał Paweł.
– Nie mogę tego wykluczyć.
Przez chwilę nikt nic nie mówił. Wiatr zdawał się przybierać jeszcze na sile. W powietrzu unosił się zapach, który zawsze kojarzył się Emilii z zimą. Dym z kominów. Musiał dochodzić ze wzgórza, z Rodzanic.
– Pojedyncza rana – odezwał się Marek Zaręba. – Sprawca wiedział, co robi.
– Albo sprawczyni – dopowiedziała Strzałkowska. Nie przepadała za Klementyną Kopp, ale w jednym zdecydowanie się z byłą komisarz zgadzała. Nigdy niczego za wcześnie nie zakładać.
– Kobieta mogła ją zajebać? – zapytał znów Kamiński.
Emilia zerknęła w jego stronę. Był dziś szczególnie dociekliwy.
– Myślę, że nie możemy tego wykluczyć – przyznał medyk sądowy. – Dziewczyna jest wysoka, ale szczupłej budowy. Zresztą niczego nie możemy teraz wykluczyć. Ma na sobie kurtkę, więc nie mogę stwierdzić z całą pewnością, ale nie widzę innych ran. To wygląda, jakby się nie broniła.
– Może ją zaskoczył – zastanawiał się Podgórski.
Emilia zerknęła na niego.
– Albo zaskoczyła.
Daniel podkreślił ostatnie słowo chyba tylko po to, żeby zagrać jej na nosie. Zapalił papierosa. Strzałkowska miała ochotę znowu coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Niech Podgórski się truje, jak chce. To już nie była jej sprawa.
Jak zanieczyści miejsce zbrodni, to też on będzie miał kłopot. Skoro już byli skazani na prowadzenie tej sprawy razem, to przynajmniej będzie się starała trzymać od niego jak najdalej. Już dawno to sobie postanowiła.
Nie zamierzała być tą trzecią. Z tym koniec. Miłość to głupota. A inne sprawy… Zerknęła na Kamińskiego. Cóż. Z innymi sprawami radziła sobie całkiem nieźle.
– Naprawdę kobieta mogła to zrobić? – jeszcze raz zapytał Paweł.
– Już powiedziałem, że tak – roześmiał się Koterski.
– A Michalina nie mogła sobie tego zrobić sama?
– A coś ty się tak nagle przejął, Paweł? – mruknął Daniel, wydmuchując przed siebie kłąb papierosowego dymu.
Lód zatrzeszczał pod ich nogami. Emilia spojrzała tęsknie na brzeg. Marzyła, żeby wreszcie schronić się przed przenikliwym wiatrem.
– Zrzuciłbyś trochę kilogramów, bo inaczej kurwa zatoniemy wszyscy – odciął się Kamiński. – Lód zaraz pęknie.
Podgórski faktycznie przytył ostatnio. Emilia też to zauważyła. Brzuch rysował mu się wyraźnie pod kurtką. Przypominał teraz dawnego siebie. Choć dłuższa niż kiedyś broda sprawiała, że jego twarz wydawała się szczuplejsza. Odwróciła wzrok.
– Na zimę parę kilo tu i tam się przydaje – zaśmiał się Koterski. – Sam coś o tym wiem. A wracając do pytania, samobójstwa oczywiście nigdy na takim wczesnym etapie nie można wykluczyć, ale powiem tak: samobójcy z reguły odsłaniają fragment ciała, gdzie chcą się zranić. Tu narzędzie przeszło przez bluzę. Ale ważniejsze: jeżeli dziewczyna sama by się zabiła, raczej nie przykryłaby się potem kocem. Nieprawdaż?
Kamiński kiwnął głową. Nie wyglądał na zadowolonego.
– Może była pod wpływem – rozważał Marek Zaręba, jakby nie słyszał całej rozmowy. Był całkowicie skupiony na martwej dziewczynie. – Pijana albo wzięła narkotyki? Może była po prostu nieprzytomna, jak jej to zrobił. Dlatego się nie broniła.
– Tego tu teraz wam nie powiem. Dziś wieczorem mam dyżur, więc zrobię sekcję. Wtedy się dowiemy.
– No i mamy chyba narzędzie zbrodni – odezwał się Podgórski. – Tu pod ciałem.
Emilia zrobiła kilka kroków w tamtą stronę. Faktycznie przy ciele leżał nóż. Był częściowo przykryty połą kurtki. Podgórski wyjął torebkę na dowody i sięgnął po narzędzie. Technicy planowali chyba jeszcze wrócić na lód. W przeciwnym razie by go nie zostawili.
– Logo firmy Juniora Kojarskiego – powiedział policjant.
Wielkie stylizowane logo JK rzucało się od razu w oczy. Jakiś czas temu Junior Kojarski rozkręcił biznes związany z produkcją noży. Zapewne jeden z wielu, który należał do jego rodzinnego konsorcjum.
A może nie? Mówiło się, że odkąd wybuchła afera z anonimowym listem dwa lata temu, z Kojarskim nie jest najlepiej. Żył samotnie w wielkiej rezydencji, a biznesem zarządzała z Warszawy jego żona. Może było w tym ziarno prawdy, bo jakiś miesiąc temu Junior sam chodził po wsi i sprzedawał te swoje noże. Twierdził, że to wyjątkowa kolekcja. Kiedy Emilia mu otworzyła drzwi, prawie go nie poznała, widząc drżące ręce, zapadniętą twarz i rozbiegane oczy. W niczym nie przypominał butnego bogacza, którym był kiedyś.
Z tego wszystkiego Strzałkowska kupiła od Juniora nóż, mimo że miała wrażenie, że mocno przepłaca. Nie była nawet pewna, do czego mogłaby go używać. Do kuchni był zbyt duży i nieporęczny. Dlatego niezbyt się przejęła, kiedy w pewnym momencie gdzieś się zapodział. Tylko że teraz patrzyła na dokładnie identyczny.
– Na ostrzu jest krew – poinformował Daniel. – A przynajmniej tak mi się wydaje. Ziółek będzie musiał to sprawdzić. Pasowałby do tej rany?
– Wypowiem się po sekcji – powiedział żartobliwym tonem Koterski. – Ale na oko tak.
Wszyscy się zaśmiali, jednak Strzałkowskiej wcale nie było do śmiechu. To oczywiście mógł być przypadek. Kojarski wspominał co prawda, że to kolekcja limitowana, ale przecież na pewno wyprodukował więcej niż jedną sztukę każdego modelu. Na pewno, powiedziała sobie w duchu Strzałkowska.
Ale nie mogła przestać myśleć o tym, że dokładnie taki sam nóż zniknął z jej kuchni. I to całkiem niedawno.