Читать книгу Moich 12 żon - Olgierd Świerzewski - Страница 14
NAD OCEANEM
Оглавление– Nie znużyłem cię moją opowieścią? – spytał Malcolm.
– Co? – mruknął O’Shea wyrwany z zadumy.
– Pytam, czy nie znużyłem cię moją opowieścią.
– Nie, nic a nic – zaprotestował O’Shea. – Chociaż nie mogę się doczekać opowieści o nich. Chciałbym usłyszeć o twoich żonach. Tak je nazywasz, prawda? Żonami? Intrygują mnie. Jak je poznawałeś?
– Zanim ci to opowiem, chcę, abyś poznał ich historie. Moja ścieżka przecięła się z ich drogami w jakimś momencie, ale przed tą chwilą one miały swoje życie. Może wtedy łatwiej ci będzie uwierzyć, że można kochać dwanaście kobiet jednocześnie.
– W to nie uwierzę – zaprotestował O’Shea. – Kochać można tylko raz, jedną kobietę, i to na całe życie.
– Mówisz to jako bezwzględny płatny morderca? – zakpił Malcolm.
– Z miłości zostałem tym, kim jestem – wyznał nieoczekiwanie O’Shea.
– Twoja historia wydaje mi się ciekawsza niż moja. – Malcolm był zaintrygowany. – Opowiesz mi o tym? – Starał się wyobrazić sobie, jak silne uczucie mogło pchnąć Seamusa O’Sheę do przyjęcia roli „cyngla” strzegącego mrocznych sekretów firmy Devlin McGregor, z którą on, Malcolm Starski, nieopatrznie związał swój los.
– Opowiesz mi? – powtórzył Malcolm.
– Mamy czas – wykręcił się od odpowiedzi O’Shea. – Najpierw chcę poznać twoją historię i zrozumieć, dlaczego ty i ja siedzimy w samolocie lecącym nad oceanem, w jaki sposób doszło do tego, że obudziłem się dziś rano z przekonaniem, że odbiorę ci życie, a pod wieczór znalazłem się w sytuacji, w której nas obu dzieli kilka godzin od śmierci. Na ile starczy nam paliwa?
– Cztery do pięciu godzin – odparł Malcolm, spoglądając na wskaźnik umieszczony na panelu.
– No właśnie. – O’Shea się zadumał. – Chyba musiałeś liczyć się z niebezpieczeństwem, jakie na siebie ściągniesz. Mm? Myślałeś o tym?
– Pociągała mnie myśl, że je spotkam, że wyrwę się z ciasnego świata, jaki dla siebie stworzyłem – wyznał Malcolm. – Wiem, że brzmi to tak, jakbym postradał rozum, ale to określenie jest bliskie rzeczywistości. Bo jak inaczej można nazwać poddanie się niewolniczej pracy w korporacji, w której każdego dnia dobrowolnie wystawiasz grzbiet na razy otrzymywane od szefa?
– No tak. Były tego warte? – O’Shea próbował zaspokoić swą ciekawość. – Mówię o kobietach. Były tego warte?
– Masz wątpliwości? – odpowiedział pytaniem na pytanie Malcolm.
– Pytam, czy poznanie ich wszystkich było warte życia.
– Tak. – Malcolm się uśmiechnął. – Nigdy nie miałem co do tego wątpliwości.
– Rozumiem. – O’Shea pokiwał głową, po czym spojrzał na leżący obok rewolwer i dotknął go opuszkami palców. Patrząc na pierwsze gwiazdy, których blask pojawił się na wieczornym niebie, zwrócił się znów do Starskiego: – Obaj zginiemy w tym samolocie?
– Zapewne – przyznał Malcolm.
O’Shea uśmiechnął się smutno.
– Opowiedz mi ich historię – rzucił, głęboko oddychając, jakby odpowiedź, jaką usłyszał, wcale go nie zdziwiła.
– Nie umiem opowiadać tak, aby właściwie oddać uczucia.
– Spróbuj – nalegał O’Shea. – Jak w Baśniach z tysiąca i jednej nocy; dopóki będziesz mnie intrygował swoją historią, a ja będę chciał słuchać, dopóty cię nie zastrzelę.
– To miło – rzekł kpiąco Malcolm. – Bardzo uprzejmie z twojej strony.
– Zaczynasz? – zniecierpliwił się O’Shea.
– A zrewanżujesz się opowieścią, dlaczego z miłości zostałeś zabójcą?
– W swoim czasie. A teraz mów.
– Zacznę od Soray – westchnął z uśmiechem Malcolm, któremu sprawiła przyjemność perspektywa opowiedzenia o ukochanych kobietach. – Tylko mi nie przerywaj głupimi pytaniami, na które zapewne nie znalazłbym racjonalnej odpowiedzi – zastrzegł z powagą w głosie. – Zgoda?
– Zgoda – odparł zaintrygowany O’Shea. – Zaczynaj. Która pierwsza? Soray?