Читать книгу Moich 12 żon - Olgierd Świerzewski - Страница 17

STELLA

Оглавление

Słońce zachodzące nad Oceanem Indyjskim różniło się tego wieczoru od słońca, które Stella Nboke zwykła podziwiać, wychodząc na krótki spacer przed rozpoczęciem dyżuru kierowniczki jadalni ośrodka wczasowego na plaży Diani. Tego wieczoru słońce niosło ze sobą energię pełną marzeń, jakby śpiewało pieśń, która rozpościerała się na tafli morza i docierała do jej duszy. Stella mogłaby przysiąc, że tarcza słoneczna zrobiła się o wiele większa niż zwykle, o wiele intensywniej mieniła się kolorami i dawała więcej ciepła niż zazwyczaj. Kobieta uznała to za szczęśliwy znak. Przymknęła na moment powieki i pozwoliła, by jej ciało odebrało energię płynącą z nieba i ziemi; potrzebowała tej energii, aby magia, której zamierzała użyć tej nocy, uczyniła z jej męża gwiazdę święcącą równie mocno jak te, jakie widziała na niebie poprzedniej nocy, gdy po raz pierwszy zawiesiła na swojej piersi amulet podarowany przez czarownika.

Stella od rana nie mogła się skupić na pracy, co nie uszło uwadze podległego jej personelu. Myśl, że jej mąż ma występować w programie telewizyjnym „Zostań gwiazdą”, napawała kobietę niebywałym szczęściem. Lubiła swoją pracę, lubiła życie, jakie wiedli w Mombasie, lecz to wszystko nie mogło się równać z możliwościami, jakie by się otworzyły przed Nathanielem, gdyby ktoś go docenił i dał mu szansę nagrania płyty. „Nie mam wątpliwości, że na pewno zobaczymy w Kenii niesamowity talent i odkryjemy gwiazdy…” – mówił szef programu „Zostań gwiazdą”; te słowa wydały się Stelli skierowane wprost do Nathaniela. I Nathaniel jej uwierzył. Zaczął przygotowania do eliminacji, a w jego rozmarzonej głowie piętrzyły się wizje sukcesu. Wzięli kredyt, aby opłacić lekcje śpiewu i tańca, zapłacić za kostium i bilet do Nairobi oraz dać kilka łapówek, które zapobiegłyby skreśleniu go z listy kandydatów, zanim otworzyłby usta na pierwszym przesłuchaniu. Lecz najważniejszym przedmiotem, mającym zagwarantować Nathanielowi sukces, stał się amulet kupiony u czarownika N’Kone w pewnej masajskiej wiosce, na skraju gór Aberdare. O istnieniu szamana Stella dowiedziała się od jednej z hotelowych pokojówek, której uzdrowił dziecko opanowane przez złe moce demona chemosita.

Korzystając ze wskazówek pokojówki, Stella w tajemnicy przed mężem odszukała wioskę, w której mieszkał N’Kone, i stanęła przed jego obliczem z mocnym postanowieniem zdobycia magicznego amuletu, który dałby jej moc uczynienia Nathaniela zwycięzcą teleturnieju.

– Córko, rozgniewasz demony, jeśli wykorzystasz amulet, by uczynić komuś krzywdę – ostrzegł ją czarownik, którego nagi tors zdobiły jedynie pióra strusia przywiązane do naszyjnika z nawiniętymi kośćmi zwierząt.

– Chcę sławy dla mojego męża – wyznała Stella.

– Jeśli ją otrzyma w darze od ciebie, będzie wiedział, co z nią uczynić? – spytał N’Kone.

– Jestem tego pewna – szepnęła Stella.

Czarownik spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem.

– Największym amuletem, jaki otrzymał od bogów, jesteś ty – rzekł poważnym głosem. – Twoja miłość jest wielka i czyni więcej magii niż cokolwiek innego.

– Muszę mieć pewność – nie ustępowała Stella. – Taka szansa się nie powtórzy. Zasłużył na nią. To najbardziej utalentowany człowiek, jakiego znam. Jego głos sprawia, że płaczę, a duchy naszych przodków doznają ukojenia.

Ponieważ Stella była chrześcijanką, zaraz po wizycie u czarownika N’Kone poszła na wszelki wypadek do spowiedzi, aby wyznać księdzu, że modli się do Jezusa o sukces dla męża, ale gdyby Jezus miał inne plany wobec Nathaniela, ona przygotowała swój mały plan B. Spowiednik nie był zachwycony opowieścią Stelli, lecz obiecał, że również pomodli się o powodzenie jej męża w konkursie.

Nathaniel przeszedł pomyślnie eliminacje i dostał się do finału, który miał się odbyć tego wieczoru.

Telewizor ustawiono w lobby hotelu. Ponieważ jadalnia nie miała bocznych ścian, a od lobby oddzielały ją jedynie ażurowe drewniane barierki, Stella mogła cały czas obserwować, co się dzieje na scenie w Nairobi. Gdy kobieta witała uroczym uśmiechem wchodzących gości, dostrzegła kątem oka Nathaniela, który ustawił się w świetle jupiterów. Nie czekając ani chwili, podwinęła swoją długą elegancką czarną suknię i pobiegła do lobby, gdzie nastawiła głośniej telewizor i władczym gestem uciszyła gości, którzy zastygli w zdumieniu niczym figury woskowe. Dookoła uniósł się głos Nathaniela. Był czysty jak górski potok, który na podobieństwo orła znad gór Ngong szybował ponad dźwiękami bębnów, symbolizującymi rytm ziemi, nad brzmieniem fletów, które stały się duchami Kenii. Tło, jakie w piosence czyniły afrykańskie instrumenty ludowe: dui, pembe czy kayamba, przywodziło na myśl małe, ubogie chaty wiejskie, sklecone z czegokolwiek, co mogłoby stanowić budulec, w których mieszkańcy Kenii układają się do snu, aby marzyć o lepszym jutrze. A dyskretne tony kalimby przypominały odgłos deszczu niosącego nadzieję na ponowne narodziny umęczonej słońcem ziemi. W tej pieśni zamknięta była cała Kenia z jej pięknem, trudem i niespełnionymi snami. W czasie występu męża Stella płakała; podobnie zachowywała się publiczność zgromadzona na widowni. Po zakończeniu show prowadzący, poruszony pięknem głosu Nathaniela, przyznał, że był to absolutnie magiczny występ nadający programowi „Zostań gwiazdą” zupełnie nowy wymiar. I nikt już nie wątpił, że tej upalnej nocy Nathaniel skradł serce całej Kenii, stając się inspiracją dla tysięcy ludzi pragnących odmiany życia, tak jak on tego pragnął. Stella daremnie czekała na jego telefon. Nie zadzwonił, choć czuwała do rana, aby powiedzieć mu, jak bardzo jest szczęśliwa i dumna. Może powinna była znaleźć się na widowni podczas występu, ale się na to nie zgodził; twierdził, że będzie go rozpraszała, gdyż całą uwagę musi skupić na występie. Wtedy uległa, lecz teraz, pełna dręczących ją obaw, czuła, że ogarniają ją panika i lęk o to, co przyniesie przyszłość.

Moich 12 żon

Подняться наверх