Читать книгу Oskar i Lucynda - Peter Carey - Страница 11

Оглавление

7

Stetoskop

Taboret miał trzy nóżki i stał pod pochyłą, pękającą ścianą facjatki, w której sypiał Oskar. Pomieszczenie to umeblowano nader skąpo – żelazne dziecinne łóżeczko, szmaciany dywanik i lampka naftowa stanowiły całe wyposażenie. Była to jednak izba sucha, a drewniane bale stropu wydzielały przyjemny aromat. Taboret zrobiono z devońskiego dębu i choć drewno miało pierwotnie kolor ciemny, przez dwieście lat dłonie mieszkańców domostwa wypolerowały na odcień miodowy górną część nóżek, za którą chwytano go przy przesuwaniu, podnoszeniu i ustawianiu na miejscu.

Rankami Oskar stawał wyprostowany na taborecie i podnosił wysoko nocną koszulę, by ojciec mógł przyłożyć mu do klatki piersiowej stetoskop. Nigdy nie spytał, dlaczego do tej czynności potrzebny był taboret, nie zadał takiego pytania nawet wtedy, kiedy zaczął już kwestionować różne ojcowskie praktyki. Po prostu wchodził na taboret. Zadzierał flanelową koszulę, a ojciec opukiwał go uważnie, jak młody i niemający jeszcze doświadczenia student, którego poproszono, by stwierdził, czy martwy chrząszcz daje jeszcze oznaki życia. Odbywało się to zaraz po przebudzeniu Oskara – pierwsze zajęcie w rozpoczynającym się dniu i chłopiec jeszcze miał pełny pęcherz. Czasami, ale nie zawsze, penis pozostawał w stanie wzwodu. Niezainteresowany, czemu tak się dzieje, Oskar nie zastanawiał się nad tym faktem.

Kiedy unosił skraj koszuli, ojciec przypatrywał się uwłosieniu, jakie pojawiło się wokół genitaliów syna. Przypatrywał się temu okiem przyrodnika, choć nie bez dodatkowego zaniepokojenia. Nie podobały mu się te nikłe jeszcze, jasne włoski. Wraz z ich pojawieniem się nadchodziły życiowe problemy.

Taboret był w użytku także nocą, kiedy Oskar już spał, a oczy Theophilusa słabły ze zmęczenia, palce zaś drętwiały od pióra. Jego gabinet (w którym również Oskar pobierał nauki) znajdował się na wprost, po drugiej stronie schodów. O drugiej w nocy Theophilus zdejmował buty i w żółtych, gustownych skarpetkach wślizgiwał się do pokoiku chłopca. Stawiał przy łóżku taboret, siadał na nim i słuchał odgłosów synowskiego oddechu.

Rankami zaś wysłuchiwał ich przez stetoskop. Oskar miał płuca czyste, zawsze czyste i Theophilus mógłby powiedzieć sobie: „Brzmią czysto jak dzwon” – ale nie przyniosłoby mu to uspokojenia, gdyż Bóg go ostrzegał, że z chłopcem dzieje się coś złego. Być może ów ostrzegawczy głos nie pochodził od Boga, ale poniechajmy tej sprawy. Moglibyśmy znaleźć inne słowa na to wszystko, co obaj Hopkinsowie (ojciec i syn) nazywali Bogiem, Theophilus wszakże ów głos uznawał za sygnał od Pana. Stanowił wytwór ojcowskiego lęku, wyobraźni lub cóż tam jeszcze chcecie, ale dla Theophilusa sprawa była jasna. Ten chłopiec miał taką samą klatkę piersiową jak jego siostra, a w snach Theophilusa odżywało wspomnienie bulgotania płynu w jej małych płucach.

Przysiadał przy łóżku syna i podciągał puchową kołdrę, aż jej skraj dosięgał brody chłopca. Potem odsuwał kołdrę i z uśmiechem, na przekór swemu niepokojowi, pozostawiał przez chwilę syna odkrytego, śpiącego we flanelowej, białej nocnej koszuli. Oddech chłopca pachniał ciepłym mlekiem. Nic nie wskazywało na to, by jego umysł pozostawał w stanie niepokoju; Oskar wierzył teraz bowiem, że ojciec się myli, nie tylko w kwestii puddingu, ale także w innych sprawach.

Theophilus natomiast nie żywił najmniejszych wątpliwości co do swego dotychczasowego życia; niepokoiło go natomiast to, co teraz następowało. Obawiał się, że syn zostanie „opętany”. Błagał Boga, by do tego nie dopuścił, ale nie otrzymywał żadnej odpowiedzi. Zniesie wszystko, co Bóg mu ześle, zniesie i takie próby, jakim Pan poddał Hioba. Bóg odebrał mu córeczkę Sarę, synka Percy’ego, ukochaną żonę. Nie był przygotowany na owe ciosy, a jednak je wytrzymał. Nie ma rzeczy nie do zniesienia. Lwie pazury, męczeństwo świętych – wszystko, co sam zniósł, było zaledwie ukąszeniem pchły wobec wieczności.

Uważał się za człowieka słabego i przewrażliwionego.

Chwilami pragnął ułożyć się przy synu i objąć go, zanurzyć nos w jego czysto umytej czuprynie, zamknąć go w klatce chroniącej przed wszelkim złem, ale uważał, że byłoby to oznaką wybujałej pychy i aroganckiego zawłaszczenia.

Gdyż Oskar został już ofiarowany Bogu, był jednym z wybranych. Odsłonięto przed nim tajemnicę zbawienia duszy, należał do Chrystusa i nie pochłonie go nigdy piekielny ogień. Uzyskał całkowite zabezpieczenie.

Kiedy Theophilus rozpamiętywał ową myśl, opuszczało go napięcie, mięśnie ramion i klatki piersiowej rozluźniały się, oddech zaś stawał się głębszy i bardziej równomierny. Oczyma wyobraźni widział, jak jego krew robi się czerwieńsza i bardziej dotleniona. Zaciskał pięść i wyczuwał mrowienie tej krwi w naprężonych palcach.

Jakichże cudów dokonujesz, Panie.

Theophilus pochylił się nad synem, ucałował powietrze nad jego czołem i wyślizgnął się z pokoju na palcach, stąpając z tą wyszukaną gracją, której mężczyźni pokroju Hopkinsa, zazwyczaj szorstcy i stanowczy w postępowaniu, używają dla wyrażenia swych najtkliwszych uczuć.

Oskar i Lucynda

Подняться наверх