Читать книгу Trawers - Remigiusz Mróz - Страница 11
CZĘŚĆ PIERWSZA
9
ОглавлениеTym razem Iwo Eliasz musiał odwiedzić kilka sklepów. Robił duże zakupy, co najmniej na tydzień. Wprawdzie nie przypuszczał, że będzie nieobecny aż tak długo, ale nie chciał, by lokatorka zmarła z głodu. Nie po to tyle nad nią pracował, żeby stracić ją w tak niefrasobliwy sposób.
Zdarzało się już, że jej poprzedniczki nie wytrzymywały, a jemu nie udawało się w porę zapobiec tragedii. Za każdym razem obiecywał sobie, że więcej do tego nie dopuści. Ich inwencja jednak rosła w tempie wykładniczym – im bardziej je upadlał, tym bardziej pomysłowe się stawały. Przynajmniej do pewnego, krytycznego momentu. Po jego przekroczeniu mógł być pewien, że wszystko będzie w porządku.
Tak było w przypadku tej lokatorki. Znajdowała się już na bezpiecznym gruncie, zżyła się z nim, może nawet z trudem wyobrażała sobie powrót do normalnego świata. Przygotowana przez niego piwnica stała się jedynym miejscem, w którym czuła się bezpieczna.
Eliasz szedł do domu z plecakiem wypchanym zakupami. Cieszył się z perspektywy, która go czekała. Chciałby podzielić się tym z lokatorką, ale wiedział, że nie powinien za bardzo się otwierać. Jeszcze nie. Najpierw ona musi zrobić jeszcze kilka kroków, a potem on wyciągnie do niej rękę, pozwoli na prawdziwe zbliżenie.
Kiedy wszedł do piwnicy, akurat ścierała kurze. Przez chwilę patrzył na jej spokojne, jakby robotyczne ruchy.
– Muszę na jakiś czas wyjechać – powiedział.
Przestała ścierać i obróciła się do niego. Zobaczył w jej oczach strach. Pomyślał, że to miód na jego serce – w końcu, po tak długim czasie, ona naprawdę nie wyobrażała sobie życia bez niego.
– Dokąd?
– Na Ukrainę.
– Co będziesz tam robił?
– Mam kilka rzeczy do załatwienia.
– W sprawie…
– Nie przejmuj się tym – uciął czym prędzej. – Potem muszę odwiedzić jeszcze kilka miejsc.
– Ale…
– To nic niebezpiecznego – zapewnił ją. – Po prostu trzeba domknąć pewne sprawy z przeszłości.
– Związane z Forstem?
Kiedy usłyszał to nazwisko, natychmiast się w nim zagotowało. Nie dlatego, że żywił wobec komisarza antypatię. Było bowiem wręcz przeciwnie. Iwo Eliasz wyjątkowo cenił tego człowieka, w pewnym stopniu traktował go jak przyjaciela… nie, nie jak przyjaciela. Jak członka rodziny. Jak brata.
Tym większy zawód sprawił mu, kiedy pozwolił, by wszystko potoczyło się w taki sposób. Został pokonany, zanim gra na dobre się rozpoczęła. Trafił na Podgórze i gnił tam jak zwyczajny kundel, jeden z tych, którzy nie potrafili w odpowiednim momencie podjąć właściwej decyzji.
Iwo zaklął pod nosem i pokręcił głową.
– Nie denerwuj się, nie chciałam…
– Zamilcz.
Zrobiła, jak kazał. Niemal pożałował, że tak szybko wykonała polecenie. Chętnie rozładowałby emocje, które zaczynały w nim wzbierać.
Forst. Dlaczego musiał okazać się taki słaby? Iwo wcześniej był przekonany, że wybrał komisarza, który naprawdę stanie na wysokości zadania. Miał wszystkie niezbędne cechy, odpowiednią determinację i…
Nie. To, co miał, się nie liczyło. Ważniejsza była druga strona medalu. Prawdziwym atutem Forsta było to, że nie miał nic do stracenia.
Eliasz się uśmiechnął.
– Jesteś już daleko myślami.
– Tak – przyznał.
– Wracasz w góry?
Podszedł do niej i wziął ją za rękę. Naprawdę chciał podzielić się z nią wszystkim, co planował. Na tym etapie nie był jednak jeszcze na to gotowy. Problemem nie było ryzyko – lokatorka była tutaj zamknięta i nie miała żadnych szans, by opuścić piwnicę. Kłopot tkwił w barierach, jakie miał Iwo.
Czasem zastanawiał się nad tym, skąd się wzięły. Przez większość czasu starał się jednak o tym nie myśleć. Był lepszy od innych. Bardziej wartościowy od szarej masy. Miał misję i skrupulatnie ją wykonywał.
Jakąś cenę musiał zapłacić.
– Kiedy będziesz z powrotem?
– Najwyżej za tydzień – powiedział, a potem odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia.
Lokatorka cofnęła się tak, jak wymagały tego zasady. Eliasz otworzył drzwi, a potem obejrzał się przez ramię.
– Uważaj na siebie – powiedziała.
Skinął jej głową, po czym wyszedł na korytarz. Zamknął obydwa zamki, przeszedł na górę, a tam zaryglował drugie drzwi. Klucze upchnął do kieszeni. Czuł podniecenie na samą myśl o tym, co zamierzał zrobić.
Przeszedł do swojego pokoju i zaczął się pakować. W tle słyszał telewizor. Na antenie NSI trwała relacja o ofierze odnalezionej pod Czerwonymi Wierchami. Nie było to zbyt precyzyjne określenie, ale Iwo nie spodziewał się wiele po dziennikarzach, którzy lansowali teorię, jakoby Bestia z Giewontu powiesiła się pod słowackim Szatanem.
Nie mogli być dalej od prawdy.