Читать книгу Trawers - Remigiusz Mróz - Страница 9

CZĘŚĆ PIERWSZA
7

Оглавление

Sygnał znów zmienił się na przerywany. Forst zaklął w duchu i odłożył słuchawkę. Była to już trzecia próba skontaktowania się z Osicą. Dawny przełożony należał jednak do osób, które z jakiegoś powodu zawsze miały problem z odbieraniem. Jakiś czas temu podinspektor ustawił sobie nawet głośny dzwonek gongu, by nie przegapiać przychodzących połączeń, ale najwyraźniej na niewiele się to zdało.

– Długo będziesz jeszcze próbował? – zapytał znudzony klawisz.

– Niedługo.

Strażnik westchnął, a potem przysiadł na starym krześle stojącym obok. Ziewnął, odgiął głowę, po czym zaczął dłubać w zębach. Wiktor na moment zawiesił na nim wzrok. Kandydat do rychłego wypalenia zawodowego, uznał. Ale to samo mógłby powiedzieć o jakimkolwiek innym funkcjonariuszu na Podgórzu.

Spróbował zadzwonić ponownie. Tym razem Osica w końcu podniósł słuchawkę.

– Najpierw spotkanie, teraz telefon… – mruknął na powitanie. – Niedługo pomyślę, że resocjalizacja naprawdę działa, Forst.

– Dzień dobry, panie inspektorze.

– Może dla ciebie.

Wiktor się rozejrzał. Była to dziwna uwaga, zważając na sytuację i miejsce, w których się znajdował. Mimo to zbył to milczeniem.

– Udało się panu dowiedzieć czegoś w sprawie, o której rozmawialiśmy?

– To znaczy?

Forst zaklął w duchu. To tyle, jeśli chodzi o to, czy Osica pokładał wiarę w jego słowach. Nie minęło wiele czasu, a zdążył zapomnieć. Więcej zasadniczo Wiktor nie musiał wiedzieć.

– W sprawie gąbki.

– Ach…

– Chyba pan nie zapomniał?

– Nie, oczywiście, że nie.

– A więc po prostu postanowił pan mieć to w dupie.

– Uważaj na słowa.

– Dlaczego? Nie jestem już pańskim podkomendnym.

– Nie. Ale jestem jedyną osobą, która może ci przysłać pieprzoną paczkę na święta. Nie zapominaj o tym.

Wiktor kątem oka dostrzegł, że klawisz się uśmiecha. Nie miał trudności z usłyszeniem rozmówcy, co specjalnie Forsta nie dziwiło, dźwięk ze słuchawki był bowiem dość głośny. Nie przejmował się tym. Dawno uznał, że prawo do prywatności w tym miejscu jest tylko oksymoronem.

– Mógłbym też przysłać ci coś na urodziny, ale nie wiem, kiedy wypadają.

– Ma pan wszystko w moich aktach.

– Do których nie zaglądam. Napawają mnie przerażeniem, że przez tyle lat miałem pod sobą takiego psychopatę.

Forstowi trudno było z tym polemizować.

– Interesuje mnie tylko jeden prezent, panie inspektorze.

– No tak…

– Dowiedział się pan czegoś?

– Niestety jeszcze nie.

– A zrobił coś pan, żeby się dowiedzieć?

Osica prychnął prosto do słuchawki.

– Za kogo ty mnie masz, Forst?

Wiktor milczał.

– Co?

– Nic nie powiedziałem.

– No właśnie. Co to ma znaczyć?

Forst musiał przez moment się namyślić. Potem przestąpił z nogi na nogę, nie czując się zbyt komfortowo w sytuacji, w której musiał okazać ogładę.

– Mam pana za porządnego człowieka – wydusił w końcu. – I osobę dotrzymującą obietnic.

– Słusznie.

– Więc…

– Więc czekaj cierpliwie na efekty. Skontaktuję się z tobą, jak tylko będę coś miał.

– W jaki sposób? Nie mam tu komórki, jak pan wie.

– Czekaj cierpliwie – powtórzył machinalnie Osica, jakby myślami był już daleko. – A teraz muszę kończyć. Mamy tutaj naglącą sprawę.

– Jaką?

– Tajemnica poliszynela.

Forst już otwierał usta, by uzmysłowić podinspektorowi, że to określenie nijak nie pasuje do tego, co chciał przekazać. Ostatecznie jednak były komisarz zamilkł.

– Będziemy w kontakcie – zapewnił Osica, a potem się rozłączył.

Wiktor skarcił się w duchu za to, że dał się zaskoczyć. Właściwie powinien spodziewać się, że Edmund nie będzie skłonny przyjąć jego wersji. Kto byłby? Mieli akt zgonu Olgi, wielu ludzi widziało ją martwą, z monetą w ustach. Jeszcze więcej uczestniczyło w pogrzebie. Tylko szaleniec mógłby uwierzyć, że jeszcze żyje.

Forst poczuł, że lekko uniosły mu się kąciki ust. Tak, tylko szaleniec.

Wrócił do otwartej celi, zastając tam kilku współwięźniów. Słysząc kroki, podnieśli wzrok, ale szybko go odwrócili, gdy przekonali się, kto przyszedł. Wiktor zajął swoją pryczę, sięgnął po Chandlera i zaczął czytać.

Nie mógł się jednak skupić. Czy rzeczywiście był jedyną osobą, która wierzyła, że Olga żyje? Jeśli tak, to siłą rzeczy był też jej jedyną nadzieją. Osica zawiódł, a oprócz niego nie było się do kogo zwrócić.

Leżał z otwartą książką na podkulonych nogach i się zastanawiał. Mógłby skontaktować się z prokurator, która go tu wsadziła. Podczas apelacji widział w jej oczach jakąś zmianę. Musiała uświadomić sobie, że przeholowała z zarzutami. Czy to jednak wystarczyłoby, by mu uwierzyła?

Nie, z pewnością nie. Gąbka nasączona perfumami i krótki list byłyby dla niej niewystarczającymi dowodami, by podjąć decyzję o ekshumacji. Poza tym szybko zauważyłaby objawy brania heroiny. I w przeciwieństwie do Osicy natychmiast poinformowałaby władze aresztu śledczego.

Forst zamknął książkę i odłożył ją na bok. Jeszcze przez moment się namyślał, po czym w końcu sięgnął do skrzynki po list, który ostatnio otrzymał. Wyszedł z celi i poczekał, aż nadejdzie strażnik. Poprosił o spotkanie z kimś z personelu obsługi.

W przeciwieństwie do członków pionu ochrony ci ludzie byli bardziej skorzy do rozmów z więźniami. Wiktor szybko został przyjęty do jednego z gabinetów. Klawisz upewnił się jeszcze, czy może zostawić osadzonego bez nadzoru, a potem wyszedł na korytarz.

– Chodzi o korespondencję – zaczął Forst. – Dostałem niedawno list i interesuje mnie nadawca.

Za biurkiem siedział starszy mężczyzna o twarzy pokrytej licznymi zmarszczkami. Siwe włosy miał w zupełnym nieładzie – widać było wyraźnie, na którym boku spał tej nocy. W pomieszczeniu roztaczał się zapach tanich perfum i potu. Wiktorowi przemknęło przez głowę, że dawno nie widział tak zaniedbanego faceta. Ale czego innego można się było tutaj spodziewać? Mężczyzna funkcjonował w świecie właściwie pozbawionym kobiet. Świecie, w którym inni faceci myli się raz w tygodniu i nikogo nie obchodziło, jak kto wygląda.

– Nie wiesz, kto nadał list?

– Nie. Na kopercie nie było informacji.

– A w treści?

Forst pokręcił głową.

– To dziwne.

– Być może – przyznał Wiktor. – Z drugiej strony w tym miejscu mało co mnie jeszcze dziwi.

Pracownik Służby Więziennej przez moment patrzył na niego badawczo. Każdy z nich wiedział, kim jest były komisarz, niektórzy darzyli go nawet niejaką sympatią, w przeciwieństwie do strażników. Podczas głośnego procesu udało mu się zyskać zaskakująco szerokie grono zwolenników – szczególnie wśród skrajnych prawicowców, którzy doceniali egzekucję dokonaną na ukraińskim zbrodniarzu.

Dla reszty imponujące mogło być jedynie to, że udało mu się obalić pozostałe zarzuty. Nie wykazano dowodów na jego związek z Bestią z Giewontu czy Synami Światłości. Uniewinniono go od zabójstwa Agaty Osicy, córki dowódcy. Znaleźli się tacy, którzy ze względu na to z nim sympatyzowali, nawet mu kibicowali. Od czasu do czasu dostawał listy wyrażające wsparcie.

Mimo to w mediach czasem pojawiał się jako ten, który miał coś wspólnego z serią zabójstw w Tatrach. Nie każdy wierzył, że Forst nie współdziałał z mordercą.

– Pogróżki? – spytał pracownik, wyrywając go z zamyślenia.

– Nie.

– Tak przypuszczałem. Jesteś jednym z niewielu, którym nie grożą.

– Słucham?

– Do innych przychodzą różne listy. Jak ktoś zabił nienarodzone dziecko, piszą ci od ojca dyrektora. Jak ktoś poszedł siedzieć za zabójstwo na tle homofobicznym, przypominają o sobie ci od prezydenta Słupska czy innych… U ciebie był spokój.

– To pan przeglądał moją korespondencję?

– Czasem. Jak akurat byłem w robocie – przyznał mężczyzna i pociągnął nosem. – Ostatnio nie, byłem na chorobowym. Pierdolony mróz. – Wskazał na okno i się skrzywił. – A teraz wygląda na to, że masz spokój, cofnięto decyzję o cenzurze listów.

– Tak.

– W porę, co? Akurat wtedy, kiedy potrzebujesz się czegoś dowiedzieć.

Forst skinął głową.

– Jest szansa, żeby ustalić, kto to przysłał?

– Szansa zawsze jest – odparł mężczyzna. – Wszystko zapisujemy tu skrupulatniej niż u żyda. Pokaż no ten list.

Wiktor wyciągnął pogiętą kopertę i położył na biurku. Rozmówca założył okulary, charknął i przysunął sobie list.

– Stempel z Chełma.

– Zgadza się.

– Dlaczego akurat stamtąd? Masz tam jakąś rodzinę, znajomych?

– Nie.

– Nieślubne dziecko?

– Akurat tam nie.

Pracownik aresztu podniósł wzrok, przez moment patrzył na Forsta, a potem podrapał się po nosie i wrócił do analizowania koperty. Wiktor doskonale zdawał sobie sprawę, dlaczego wiadomość pochodziła z Chełma. To w tamtejszym szpitalu Bestia z Giewontu zaatakowała Olgę. Był to kolejny prztyczek.

– Dobra… mamy tu numer, więc zaraz to sprawdzę.

Rozmówca podniósł się, a potem podszedł do wąskiej metalowej szafki – tutejszego odpowiednika elektronicznej bazy danych, która zapewne funkcjonowała także w analogicznych ośrodkach w innych krajach.

Wiktor czekał cierpliwie, podczas gdy mężczyzna przerzucał kolejne teczki, raz po raz przesuwając palcem pod nosem. W końcu wyjął odpowiedni dokument, przejrzał go, po czym schował na miejsce i zasunął szufladę.

– Nie ma nadawcy.

– Słucham?

– Nie wpisano. Dostaliśmy ten list pocztą, dokładnie tak, jak dostałbyś go, będąc na wolności. Tylko od nadawcy zależy, czy wpisze się w lewym górnym rogu.

Mężczyzna usiadł na swoim miejscu i podsunął Forstowi kopertę. Wiktor spojrzał na nią okiem dochodzeniowca. Stanowiła materiał o niemal zerowych walorach dowodowych. Gdyby od razu zapakował ją do woreczka i nie pozwolił, by ktokolwiek jej dotykał, być może na coś by się zdała. Teraz jednak mógł zgnieść ją i wyrzucić do kosza.

– Coś jeszcze?

– Nie – odparł Wiktor, po czym podniósł się i skierował do wyjścia.

Zanim mężczyzna zdążył wezwać klawisza, Forst był już na korytarzu. Nie miał zamiaru tracić czasu, było wiele do zrobienia. Wprawdzie prowadzenie śledztwa zza murów więzienia nie należało do najłatwiejszych rzeczy, ale nie było niemożliwe.

Mógł tylko dziękować losowi czy sędziemu, że trafił na Podgórze. Dzięki temu nie miał problemu z poruszaniem się po terenie zakładu. Mógł dzwonić, kontaktować się ze światem zewnętrznym, a trzy razy w miesiącu można też było go odwiedzać.

Niektórzy więźniowie mieli jeszcze lepiej. Ci najmniej groźni dostawali przepustki, pozostali pracowali w terenie pod okiem konwojentów. On jednak należał do grupy, która nie mogła liczyć na takie udogodnienia.

Gdyby nie ucieczka z Czarnego Delfina, być może byłoby inaczej. Po tamtej spektakularnej akcji każdy rozsądny naczelnik musiał jednak patrzeć na niego co najmniej podejrzliwie.

Forst czasem myślał o możliwościach ucieczki. Początkowo wychodził z założenia, że skoro udało mu się opuścić rosyjski odpowiednik amerykańskiego supermaxu, tym bardziej powinno powieść się tutaj. Potem doszedł jednak do wniosku, że tam więźniów trzymało głównie przekonanie o tym, że znajdują się na samym końcu świata – nawet więc gdyby uciekli, nie mieliby dokąd pójść. Była to fikcja, ale jakże skuteczna.

Na Podgórzu jednak podejście było realistyczne. Patrzono osadzonym na ręce, pilnowano ich, ale nie katowano, nie doprowadzano do stanu, w którym ucieczka byłaby jedyną możliwością. Mało kto w ogóle o niej mówił.

A z pewnością nie Forst. W jego przypadku byłoby to zupełnie bezcelowe. Stał się na tyle rozpoznawalny, że nie zdążyłby dobiec do Wisły, a pojawiłyby się wokół kamery stacji telewizyjnych. Inna sprawa, że po prostu nie wiedział, jak uciec z kilkunastoosobowej celi.

Przeludnienie polskich więzień stanowiło prawdziwy atut systemu penitencjarnego. W Delfinie z trudem dogadał się z jednym współosadzonym. Tutaj nie wyobrażał sobie, by wszyscy zgodzili się na podjęcie próby.

– Załatwiłeś, co chciałeś? – burknął klawisz, prowadząc go do celi.

– Jeszcze nie.

– A co planujesz?

– Tego też jeszcze nie wiem.

– Lepiej, żeby to było dobre.

Forst spojrzał na strażnika.

– Czekają na ciebie na wolności.

– Co takiego?

Klawisz wywrócił oczami, jakby nie dowierzał, że naprawdę musi mu cokolwiek tłumaczyć.

– W NSI dziś rano mówili, że przydałby się komisarz Forst. Chyba raczej sobie kpili, ale kto ich tam wie…

– O czym ty mówisz?

– O Bestii. Wróciła, nie wiedziałeś?

Wiktor poczuł, jak zasycha mu w gardle. Zaraz potem pojawiło się uczucie swędzenia we wszystkich miejscach, gdzie ostatnio wbijał igłę. Zatrzymał się w pół kroku, a strażnik natychmiast zamarł i sięgnął po pałkę. Można było z nimi porozmawiać, niektórzy robili to nawet na przyjacielskiej stopie, ale kiedy tylko zdarzało się coś, co wykraczało poza normę, cała uprzejma fasada nagle znikała. Klawisz zgromił go wzrokiem, a potem wskazał w stronę celi.

– Ruszaj się.

Forst skinął głową i wykonał polecenie.

– Nic… nic nie wiedziałem – podjął. – Pojawiła się kolejna ofiara?

– Ta, znaleźli ją dziś w nocy.

– Gdzie?

– Na jakiejś polanie. Po drodze na Czerwone Wierchy.

– Na jakiej wysokości?

– A to ma znaczenie? – odbąknął strażnik. – Zresztą co ja jestem, informacja kryminalna? Chcesz wiedzieć, włącz sobie TVN24 albo NSI. Macie przecież telewizor.

– Nie oglądam.

– Więc najwyższa pora zacząć. Zostaw te książki i zainteresuj się życiem.

Forst przez moment miał ochotę strzelić mu po gębie za takie dyrdymały. Książki były życiem. Przynajmniej dla niego.

– Skąd wiedzą, że to Bestia? Znaleźli monetę?

– No.

Korciło go, by zapytać jaką, ale wiedział, że niczego więcej się nie dowie. I tak zbliżył się już do granicy cierpliwości klawisza. Wrócił do celi w milczeniu, a potem bodaj po raz pierwszy zaczął rozmowę ze współosadzonymi.

Udało mu się dowiedzieć tylko tyle, ile przekazały media. Ofiarą był około trzydziestoletni mężczyzna, rzekomo do tej pory niezidentyfikowany. Policja ani prokuratura nie potwierdziły, by w ustach zmarłego odnaleziono monetę. Nieoficjalnie jednak taka informacja krążyła.

Forst wyjął kilka niezbędnych rzeczy ze skrzynki i usiadł na pryczy. Zaczął od wstrzyknięcia sobie dawki kompotu, to było najważniejsze, jeśli chciał zostać przy zdrowych zmysłach. Więźniowie nie interesowali się tym, co robi, a on już po chwili docisnął tłok strzykawki do końca.

Położył się, czując, jakby oplatały go ramiona pięknej kobiety. Uśmiechnął się do siebie i zamknął oczy. Kompot działał natychmiast, to był jego niewątpliwy plus. Wiktor słuchał swojego oddechu, odpływając coraz bardziej.

Wiedział, że musi zacząć robić listę tego, co będzie mu potrzebne. Przede wszystkim komórka, o którą nie powinno być trudno. Oprócz tego dostęp do Internetu. Potem zacznie działać. Rozpocznie dochodzenie.

Zapomniał o nowej ofierze Bestii. Zanurzając się w błogości, myślał jedynie o tym, jak odnaleźć Szrebską. I jak wyciągnąć ją z opresji, samemu będąc za kratkami.

Trawers

Подняться наверх