Читать книгу Trawers - Remigiusz Mróz - Страница 3
CZĘŚĆ PIERWSZA
1
ОглавлениеWiktor Forst nie odrywał wzroku od strzykawki. Umieścił końcówkę igły przy żyle, zaciskając gumową opaskę nieco mocniej. Potem powoli przycisnął tłok i obserwował, jak ciemny płyn znika z przezroczystego korpusu.
Ledwo komisarz wypuścił opaskę spomiędzy zębów, kompot dostał się do krwiobiegu, wywołując poczucie błogości, spokoju i odprężenia. Forst zamknął oczy, mając wrażenie, jakby po ciężkim, długim dniu w końcu wziął gorącą kąpiel. Ułożył się na więziennej pryczy i zatopił w idyllicznym upojeniu.
Efekt ten stanowił jedną z największych zalet heroiny, jednak dla Forsta ważniejsze było to, że narkotyk tłumił ból. Zupełnie i bezwzględnie. Migrena, która towarzyszyła Wiktorowi, od kiedy pamiętał, znikała w okamgnieniu. Żaden inny środek nie działał na niego w taki sposób, w dodatku dzięki niemu Forst nie myślał o tym wszystkim, przez co trafił do więzienia.
Początki były trudne. Nigdy wcześniej nie próbował nawet marihuany, nie mówiąc już o dawaniu sobie w żyłę. Towar przemycono mu w sztyfcie Old Spice. Zaskakujące, ile można było w nim zmieścić. Pierwsza przesyłka zawierała trochę kompotu, dwumililitrową strzykawkę i pięć igieł jednorazowych. Wszystko było starannie owinięte folią i umieszczone tuż pod częścią kosmetyczną.
Forst szybko zabrał się do roboty, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Miał do odsiedzenia dwadzieścia pięć lat, wyczerpał drogę odwoławczą i nie mógł liczyć na przedterminowe warunkowe zwolnienie. Mógł za to mieć nadzieję, że dzięki heroinie na dobre zapomni o wszystkich swoich problemach. Przede wszystkim o migrenie, ale także o bólu, którego istnienia nie był nawet świadomy.
Wymiotował, niemal tracił przytomność, żałował, że podjął taką, a nie inną decyzję. Każdy kolejny raz był jednak błogosławieństwem. Wiktor w końcu przestał myśleć o Oldze Szrebskiej, jej grobie na Powązkach, Bestii z Giewontu i człowieku, którego zabił na Ukrainie. Człowieku, przez którego trafił za kratki.
Przypuszczał, że przeszłość już go nie dogoni. Nie tutaj, nie teraz, gdy wreszcie znalazł sposób, by raz na zawsze odciąć się od wszystkiego.
Był w błędzie. I przekonał się o tym, kiedy dostał którąś z kolei przesyłkę. W paczce znajdowało się kilka rzeczy niebudzących podejrzeń – trochę jedzenia, pasta do zębów, szczoteczka i gąbka do mycia. Jedzenie i pasta zostały skrupulatnie sprawdzone, natomiast żaden ze strażników nie zainteresował się gąbką. Przynajmniej nie na tyle, by zobaczyć niewielkie nacięcie, dzięki któremu do środka włożono parę porcji kompotu.
Forst czekał na przesyłkę z niecierpliwością, ale kiedy tylko odwinął folię z gąbki, natychmiast zapomniał o tym, co znajduje się w środku. Zapach uderzył go jak obuch. Znajomy, stanowczo zbyt znajomy. Surrealistyczny, jakby pochodzący z zupełnie innego świata.
Przez chwilę wmawiał sobie, że to nieprawda, że się pomylił. Ostatecznie jednak nie miał wątpliwości. Gąbka została skropiona perfumami Kenzo Amour. Takimi samymi, jakich używała Olga.
Umysł wzbraniał się przed implikacjami tego odkrycia, ale kiedy początkowy szok minął, Forst zrozumiał, że Bestia z Giewontu jeszcze z nim nie skończyła.