Читать книгу Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8 - Remigiusz Mróz - Страница 10

Rozdział 1
Wachlarz
7
Skwer Tarasa Szewczenki, Mokotów

Оглавление

Paderborn siedział na jednej z ławek przy posągu ukraińskiego poety, rozglądając się nerwowo. Wyszedł z pobliskiego budynku prokuratury okręgowej tylko na moment – i wyłącznie dlatego, że w głosie Chyłki była powaga, której nie mógł zignorować.

Joanna znała go na tyle, by wiedzieć, jak przykuć jego uwagę. Był solidnym prokuratorem, częstokroć przedkładał ogólnie pojęte dobro nad doraźne korzyści zawodowe i jeśli mogła liczyć na pomoc kogokolwiek, to właśnie Olgierda.

Podniósł się z ławki, kiedy razem z Oryńskim szybkim krokiem do niego podeszli. Chyłka przykładała komórkę do ucha, po raz ostatni próbując połączyć się z Awitem. Ten jednak z jakiegoś powodu nie odbierał jej telefonów.

Popatrzyła bezradnie na smartfona, a potem wrzuciła go do torebki i wyjęła paczkę papierosów. Jeszcze zanim zapaliła pierwszego, posłała surowe spojrzenie Paderbornowi.

Normalnie zaczęłaby od luźnej, uszczypliwej uwagi na powitanie. Tym razem jednak od samego początku miała zamiar dać mu do zrozumienia, że sytuacja jest wyjątkowa.

– Potrzebujemy twojej pomocy – rzuciła.

Olgierd schował ręce do kieszeni wyprasowanych w kant garniturowych spodni.

– Jeśli chcecie wzajemnie się oskarżać o naruszanie miru domowego, złóżcie zawiadomienie – odparł. – Ja w wasz związek nie mam zamiaru…

– To poważna sprawa, Pader.

Dopiero teraz w jego oczach pojawiła się ciekawość. Brakowało w nich jednak czegoś, co świadczyłoby, że traktuje ich niespodziewaną prośbę o spotkanie z odpowiednią atencją.

– O co chodzi? – spytał.

Joanna rzuciła okiem na zegarek.

– Za czterdzieści minut Kabelis musi wyjść z aresztu.

– Z pewnością.

– Posłuchaj…

– Niewiarygodne – przerwał jej, unosząc wzrok. – Znów będziemy wałkować to samo?

Powinna była się tego spodziewać. W podobnej sprawie już kiedyś poszedł im na rękę, a Chyłka miała coraz większy problem ze zliczeniem wszystkich przypadków, kiedy okazał się bardziej pomocny, niż wymagały tego od niego przepisy.

– Co wy sobie wyobrażacie? – dodał Olgierd.

– Cóż… – zaczął Oryński.

– Że te przysługi, które wam wyświadczyłem, nic mnie nie kosztowały? Że przełożeni nie patrzyli na mnie krzywo za ułatwianie wam roboty? I za bratanie się z wrogiem?

– Naszym jedynym i wspólnym wrogiem jest czas, Padre – odparła Joanna.

– Wręcz przeciwnie. Dla wymiaru sprawiedliwości jest przyjacielem.

– Dopóki się nie skończy.

– Z mojego punktu widzenia jest go aż nadto.

Te tańce z Paderbornem były bez sensu. Chyłka jeszcze raz skontrolowała godzinę. Minuty zdawały się uciekać szybciej niż zwykle, a ona nie mogła opędzić się od wrażenia, że z każdą chwilą tempo będzie wzrastało. Uporczywie odpychała od siebie myśli o grożącym Darii niebezpieczeństwie i starała się skupić na tym, by jak najszybciej je zażegnać. Porywacz z pewnością nie rzucał słów na wiatr, a fakt, że nie doprecyzował swojej groźby, sprawiał, że Joanna wyobrażała sobie najgorsze scenariusze.

Okaleczenie fizyczne. Rysy na psychice, które nie zagoją się do końca życia. Znała te rzeczy z autopsji i gotowa była położyć na szali własne życie, byleby siostrzenica nie musiała przez to przechodzić.

Honor, godność czy poczucie własnej wartości były teraz jeszcze mniej znaczące.

– Błagam cię, Pader, zaufaj mi – odezwała się.

Olgierd popatrzył na nią z niedowierzaniem.

– Ta dziewczyna musi jak najszybciej opuścić areszt.

Dopiero teraz na twarzy Paderborna pojawiła się właściwa powaga.

– Dlaczego? – zapytał.

– Dowiesz się w swoim czasie, obiecuję.

– W takim razie…

– Nie prosiłabym cię o to, gdyby to nie było ważne.

– Już to kiedyś słyszałem. I pamiętasz, jak to się dla mnie skończyło?

– Teraz to inna sprawa.

– W jakim sensie? – spytał, zbliżając się do niej.

Joanna wypuściła dym w bok, a Oryński wziął od niej paczkę i sam zapalił. Kątem oka dostrzegła, jak nerwowo się zaciąga. Czas uciekał, a oni nie zbliżyli się ani o krok do wyciągnięcia Klary z aresztu.

Na Boga, jakim cudem mieli tego dokonać w mniej niż czterdzieści minut? Nawet gdyby teraz przyłożyła Paderbornowi pistolet do głowy, potrzebowałby przynajmniej pół godziny, by dopełnić wszystkich formalności.

– No? – dopomniał się o uwagę Olgierd. – W jakim sensie ta sprawa jest inna? Co takiego jest na szali, że jesteś gotowa…

– Błagać?

Skinął głową, mrużąc oczy.

– Wyjaśnię ci wszystko, jak tylko będę mogła. Teraz po prostu pozwól Kabelis odpowiadać z wolnej stopy.

Paderborn przyglądał jej się o moment za długo. Wiedziała już, co to oznacza – dopatrywał się jakiejś manipulacji, próby ogrania prokuratury już podczas pierwszego rozdania.

Pobłażliwy uśmiech, który zarysował się na jego twarzy, tylko to potwierdzał. Chyłka wiedziała, że musi zareagować jak najszybciej, zanim w głowie Paderborna powstanie cały szereg niekorzystnych dla niej wniosków.

– Ona musi wyjść – dodała, chwytając jego rękę.

Spojrzał na nią jak na wariatkę.

– Tu nie chodzi ani o mnie, ani o ciebie.

– Masz rację – odparł, cofając dłoń. – Tu chodzi o dwie ofiary tej kobiety. I o to, że ktoś musi wystąpić w ich imieniu, bo one już nie mogą tego zrobić.

Chyłka ze wściekłością wyrzuciła papierosa. Robiła wszystko, by utrzymać nerwy na wodzy, ale czuła, że za moment straci nad sobą kontrolę.

– Daj spokój – powiedziała. – Dobrze wiesz, że zarzuty są dęte. Cała trójka była w górach, doszło do sytuacji ekstremalnej, a Kabelis miała takie samo prawo do ratowania swojego życia, jak dwóch jej kumpli.

Olgierd się nie odzywał.

– Nic im nie zrobiła. A gdyby tam z nimi została, zginęłyby nie dwie, ale trzy osoby.

– I nie jest pierwszym ani ostatnim człowiekiem, który w takiej sytuacji próbował się ratować – dodał Kordian. – Zarzuty, które chcecie jej stawiać, są absurdalne.

– Zastanów się, Pader. Przegracie tę sprawę z hukiem, bo ostatecznie…

– Ostatecznie żadne z was nie ma pojęcia o materiale dowodowym – wszedł jej w słowo Olgierd, a jego uśmiech stał się jeszcze wyraźniejszy.

– Znamy materiał dowodowy – odparła Chyłka.

Prokurator prychnął i rozłożył ręce.

– Bzdura – ocenił. – Gdybyście choćby rzucili okiem na to, co zebraliśmy, nigdy nie wzięlibyście tej sprawy.

– W takim razie chyba nie mówimy o tych samych dowodach.

– Nie, chyba nie.

Joanna czuła, że traci grunt pod nogami.

– Materiał, który widziałam, o niczym nie świadczy – spróbowała, choć tak naprawdę jedynie improwizowała, nie mając pojęcia, o czym mowa.

Wciąż nie udało im się ustalić, do czego dotarli śledczy. I trudno było sobie wyobrazić, jakie dowody mogłyby okazać się na tyle mocne, by tak szybko zdecydowano o aresztowaniu Kabelis.

Gdyby do zdarzenia doszło w jednej z nepalskich wiosek, na górskiej drodze czy w jakimkolwiek ogólnodostępnym miejscu, Chyłka potrafiłaby mnożyć potencjalne rozwiązania. Klarę oskarżano jednak za coś, co zdarzyło się w odizolowanym od świata, nieosiągalnym dla większości ludzi miejscu.

– Szkoda czasu – rzucił Olgierd. – Niczego ze mnie nie wyciągniecie. A w tym celu się ze mną spotkaliście, jak widzę.

– Nie.

Paderborn zignorował próbę zaprzeczenia.

– Nie możecie zobaczyć się z klientką i nie macie dostępu do materiału dowodowego, więc uznaliście, że wydębicie wszystkie informacje ode mnie. I dlatego zaczęłaś od niedorzecznej prośby o zwolnienie Kabelis.

Mówił z tak głębokim przekonaniem, że nawet gdyby porywacz dał jej trzykrotnie więcej czasu, nie zdołałaby w porę osiągnąć celu.

– Jak nazywasz tę taktykę? – kontynuował Olgierd. – Pięścią w ryj?

Chyłka nie wiedziała, co odpowiedzieć. Każde posunięcie zdawało się prowadzić jedynie do pogorszenia sytuacji.

– Po wszystkim, co dla was zrobiłem, moglibyście chociaż postarać się o coś więcej.

Obrońcy spojrzeli na siebie z bezsilnością, jakby jedno czekało, aż drugie wpadnie na jakiś genialny sposób poradzenia sobie z sytuacją.

– Jesteście aż tak zdesperowani? – ciągnął Paderborn.

– Jak widzisz – odparła Joanna.

Wiedziała, że wystarczyłoby zająknąć się na temat porwania, a Olgierd zrobiłby wszystko, by Kabelis natychmiast opuściła areszt śledczy. Zapewne zdążyłby doprowadzić do tego jeszcze przed wyznaczoną godziną.

Tyle że oznaczałoby to prawdopodobnie także śmierć Darii.

A może nie? Może warto było zaryzykować?

Joanna spodziewała się, że prędzej czy później takie myśli nadejdą. Musiały się pojawić, bo im dłużej nie potrafiła znaleźć drogi ucieczki, tym szybciej rosło prawdopodobieństwo, że nawet najbardziej lekkomyślny scenariusz stanie się kuszący.

– Pader… – zaczęła.

Zanim zdążyła powiedzieć coś więcej, dostrzegła poruszenie kilkadziesiąt metrów dalej przy Spacerowej. Zebrała się tam kilkuosobowa grupa, wyraźnie zainteresowana rozmową prowadzoną przy jednej z ławek.

Kiedy jeden z gapiów wyciągnął telefon i wymierzył obiektyw w Chyłkę, prawniczka zrozumiała, że ktoś ich rozpoznał. Zarówno ona i Oryński, jak i Paderborn byli w Warszawie znani. Nieraz występowali w mediach, a o Olgierdzie zrobiło się szczególnie głośno jakiś czas temu, gdy przejął śledztwo w sprawie wydarzeń w Tatrach.

Po chwili kolejna osoba zaczęła robić zdjęcia, a inna kręcić filmik, zbliżając się do nich.

– To jakaś ustawka? – rzucił Paderborn. – Niewiarygodne…

– Nie mamy z tym nic wspólnego – zastrzegł Kordian.

– A więc ci ludzie są tu przypadkiem?

Olgierd nie dał im szansy na odpowiedź. Machnął ręką, gwałtownie się odwrócił i ruszył z powrotem w kierunku siedziby prokuratury. Chyłka powiodła za nim wzrokiem, a potem spojrzała na gapiów.

– Kurwa mać… – jęknęła.

– Co robimy?

Potarła nerwowo czoło, dopiero teraz uświadamiając sobie, że wszystkie zrobione im zdjęcia albo od razu trafiły do internetu, albo zaraz tak się stanie. Filmiki z pewnością kręcono na żywo.

Jak dużo czasu minie, zanim porywacz to zobaczy? I jak to będzie wyglądało?

Nie najlepiej, skwitowała w duchu. Mudżahid z pewnością założy, że spotkali się z Paderbornem, by złożyć doniesienie.

– Chyłka…

– Czekaj, daj mi się zastanowić.

– Nie mamy czasu.

– Wiem, ale… moment. Muszę zebrać myśli.

Gdy rozległ się krótki gitarowy riff, wiedziała już, że nie zdoła tego robić. Szybko wyciągnęła telefon z torebki i odwróciła się od grupy obserwatorów. Nie musiała sprawdzać nadawcy, by wiedzieć, że wiadomość została wysłana z zagranicznej bramki.

– Co pisze? – odezwał się Kordian.

– Że to ostatni raz, kiedy spotykamy się z jakimkolwiek prokuratorem poza sądem.

Oryński zaklął cicho, a potem położył dłoń na plecach Chyłki i poprowadził ją w stronę zaparkowanej nieopodal iks piątki.

– Co jeszcze? – zapytał.

Joanna nie odpowiadała.

– Dodał coś?

– Tak – wydusiła w końcu. – Ale…

– Co? Co napisał?

– Że gratuluje nam wyciągnięcia Kabelis – odpowiedziała z niedowierzaniem Joanna.

– Co takiego?

Zatrzymali się przed samochodem i popatrzyli na siebie z konsternacją.

– Chce, żebyśmy odebrali ją za pół godziny spod aresztu – dodała Chyłka.

Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8

Подняться наверх