Читать книгу „Zibi”. Biografia Zbigniewa Bońka - Roman Kołtoń - Страница 13
Na boisku była rzeźnia
ОглавлениеSwój wielki dzień w Bydgoszczy przeżywa 1 czerwca. Wchodzi na boisko w przerwie za Witkowskiego. I w 90. minucie strzela gola głową. Zwycięskiego! Zawisza wygrywa z Bałtykiem 1:0. To może po tym meczu starsi koledzy zabierają młodego Bońka na dansing do słynnego w Bydgoszczy Zodiaka. Boniek wspomina:
— To był prawdziwy nocny klub z alkoholem i tańcami skąpo ubranych pań. Raczej nie było to miejsce dla nastolatka. Pech chciał, że była tam moja nauczycielka biologii. Nic nie powiedziała, ale później odpytywała mnie na każdej lekcji.
Starszy o sześć lat Zbigniew Stefaniak dodaje:
— Pewnie, że pamiętam Zodiak. Jednak Zbyszek był z nami może raz, może dwa razy. Bardzo bał się ojca! Jeszcze jak razem studiowaliśmy na warszawskim AWF-ie kilka lat później, to powtarzał: „Józefowi nic nie mów”.
Stefaniak wychodził wówczas obok Bońka w drugiej linii Zawiszy.
— Od początku było widać, że stać Zbyszka na wiele — opowiada. — Wie pan, ja całe życie spędziłem przy piłce. Jako gracz, a później trener. Gdy patrzę na zawodnika, to zwracam uwagę na cztery czynniki — na motorykę, technikę, psychikę i kreatywność. Motoryka u Bońka — na plus. Technika — na plus. Psychika — na plus. Kreatywność — na plus! Naprawdę mało jest graczy, którzy to wszystko łączą w sobie. Czasami gdzieś Zbyszek ginął w meczu, ale jak się już pojawiał, to spektakularnie! I jeszcze jedno dorzuciłbym do tych cech — waleczność. Boniek od początku widział, co znaczy walka. Taka obrona Fiodorow — Harmata — Starzyński — Zgoda. Piłka miała prawo przejść, ale rywal już nie. Zna pan takie nazwisko — Jarosik?
— Pewnie, słynny skrzydłowy Zagłębia Sosnowiec, powoływany do reprezentacji przez Ryszarda Koncewicza, a także przez Kazimierza Górskiego… — odpowiadam od razu.
— Słynny, ale jak Harmata się na niego uwziął, to Jarosik uciekał po bieżni wokół murawy. Bo na boisku to była rzeźnia. Nie że chamskie granie, tylko ostre, takie naprawdę twarde. I Boniek dorastał w tym klimacie.
Potwierdza to Andrzej Witkowski:
— Dokładnie, specjalnością Ryśka Harmaty były gonitwy napastników rywali po bieżni. — Śmieje się od ucha do ucha. — Rychu i Jurek Fiodorow to byli obrońcy pełną gębą. Grać przeciwko nim to było zawsze wyzwanie, nawet jak przyjeżdżali słynni napastnicy.
Zawisza w grupie północnej drugiej ligi zajmuje piąte miejsce, gromadząc 34 punkty w trzydziestu meczach (przy regulaminie — dwa punkty za wygraną, punkt za remis). Pierwszy sezon Bońka wśród seniorów to piętnaście meczów i dwa gole. Same liczby to już coś, ale zarazem to za mało, aby oddać fakt, że chłopak wypłynął na szerokie wody. Gra w Zawiszy od razu owocuje reprezentacją Polski do lat osiemnastu.
W pierwszej rundzie kolejnego sezonu — 1974/75 — Boniek jest już podstawowym piłkarzem Zawiszy. Wystąpił w aż trzynastu z piętnastu meczów. Niezwykłe było, że w spotkaniu 27 października 1974 roku, Lechii z Zawiszą przy Traugutta w Gdańsku, zjawiło się aż 25 tysięcy widzów. I to mimo ulewy. Lider drugiej ligi grupy północnej grał z czwartym zespołem w tabeli. Padł remis 1:1, co było pierwszą stratą punktów w sezonie dla gdańszczan na własnym boisku. Boniek wyróżniał się w kontratakach. Ostatecznie runda jesienna przyniosła Zawiszy piąte miejsce, ale w tabeli panował niesłychany ścisk: 1. Widzew Łódź — 19 punktów; 2. Motor Lublin — 19; 3. Lechia — 18; 4. Stoczniowiec Gdańsk — 18; 5. Zawisza — 18.