Читать книгу „Zibi”. Biografia Zbigniewa Bońka - Roman Kołtoń - Страница 8

Dziewczyny go uwielbiały

Оглавление

W liceum Zbyszek Boniek trafił na fajną klasę i kapitalnego wychowawcę, Ryszarda Ciężkiego. Nauczyciel był niewiele straszy od swoich uczniów. Też uwielbiał sport, do dziś jest działaczem siatkarskim. Ciężki wita mnie z uśmiechem na twarzy, ale zarazem z pewną dozą nieufności.

— Wie pan, dziennikarze to często szukają sensacji — komunikuje na wstępie. — Chcieliby tylko kogoś oczernić. A taki człowiek jak Zbigniew Boniek nie zasługuje na oczernianie, a na pochwały. Nie mówię, że był łatwym uczniem, co to to nie… Proszę jednak wziąć pod uwagę, na kogo wyrósł.

Nie gonię za sensacją, ale Ciężki sensację ma przed sobą na biurku. Dziennik klasy Zbigniewa Bońka. Z ocenami i autentycznymi uwagami. Boniek? „Czytał gazety na lekcjach” — czytam po latach na marginesie.

— Boniek był osobą całkowicie pochłoniętą przez piłkę nożną — przyznaje Ciężki. — Piłka nożna powodowała, że często go brakowało na zajęciach. Wiadomo, treningi, wyjazdy, z czasem powołania do reprezentacji juniorów…

— To jak radził sobie z lekcjami?

— Był niesłychanie zdolny, w mig potrafił nadrobić materiał, choć wielu nauczycieli miało świadomość, że zeszyty prowadziły mu koleżanki. Byłem przekonany, że Zbyszek poradzi sobie w życiu.

— Futbol to jednak wielka niewiadoma…

— Wie pan, Zbyszek miał to coś. I gdyby nie wyszło mu w piłce nożnej, to zrobiłby karierę w piłce ręcznej.

— Przykładowo rzecz ujmując.

— Właśnie, że nie! Boniek był niesłychanie zdolny w ręczną, kapitalnie grał na bramce.

W szkołach znalazło się pokolenie wyżu demograficznego. Klasa licealna była niezwykle liczna: osiemnastu chłopaków i dwadzieścia cztery dziewczyny. Wydawali własną gazetkę: „Fakty i Bzdury”.

— Dziewczyny uwielbiały Bońka, czasami udawałem, że nie słyszę, jak mu podpowiadają — uśmiecha się Ciężki.

Boniek zaczął liceum w roku 1971, powtarzał klasę, więc nie zdążył napisać matury w Bydgoszczy, a dopiero w Łodzi w roku 1976. Ciężki przyznaje:

— Byli nauczyciele, którzy nie rozumieli takich uczniów jak Zbyszek. Osobiście miałem inne podejście — byłem instruktorem harcerskim, prowadziłem szkołę pod żaglami, więc ten chłopak, który przychodził do szkoły zawsze z workiem, a w nim były trampkokorki, bardzo mi się podobał. A że czasami musiałem porozmawiać z jego rodzicami? Proszę mi wierzyć, każdemu życzę takich rodziców, jakich miał Zbyszek. Oni go autentycznie kochali, współpraca z nimi była wzorowa, bo przy tej miłości ani mama, ani tata na siłę go nigdy nie usprawiedliwiali. Muszę jeszcze wymienić jedno nazwisko: Wojciecha Kępińskiego, dyrektora szkoły, bo to był Zbyszka sojusznik, człowiek, który tego trochę niesfornego, ale niesłychanie zdolnego chłopaka po prostu rozumiał.

Kilka godzin po spotkaniu z wychowawcą Zbyszka w liceum siadam w centrum Bydgoszczy do rozmowy ze znanym dziennikarzem, Jackiem Deptułą.


Jadwiga i Józef Bońkowie.

Archiwum ZbigniewA Bońka


„Czekano na córkę, ale drugi syn też został powitany z radością”.

Archiwum Wiesławy Boniek


W Nakle — u dziadków — motocyklem dowodził Roman Boniek (rocznik 1954). Młodszy o dwa lata brat Zbyszek, podobnie jak kuzynka Jola, w rolach wożonych…

Archiwum Romana Bońka


„Zbyszek, trzeba wypłynąć na szerokie wody!” Józef Boniek sam był ligowym obrońcą w Zawiszy i Polonii Bydgoszcz.

Archiwum Romana Bońka


Dwunastoletni Boniek pierwszy od lewej — jak tu ich wszystkich przerosnąć…

Archiwum Romana Bońka


Kiedyś, żeby zobaczyć Lubańskiego, Boniek musiał urywać się na wagary. Teraz — ramię w ramię! — w „jedenastce stulecia” polskiego futbolu!

Archiwum Romana Kołtonia


Ryszard Ciężki, wychowawca z liceum Zbigniewa Bońka: „Niesłychanie zdolny, w mig potrafił nadrobić materiał, choć wielu nauczycieli miało świadomość, że zeszyty prowadziły mu koleżanki”. Szczególnie, że często uciekał z lekcji…

Archiwum Romana Kołtonia


Brzydkie kaczątko... Juniorzy Zawiszy w 1972 roku. Od lewej stoją: Ryszard Przygodzki, Cezary Piórkowski, Grzegorz Żybort, Bogdan Makowiecki, Krzysztof Dolny, Grzegorz Ibron, Sławomir Olechowski; u dołu od lewej: Andrzej Tecław, Zbigniew Boniek, Leszek Maciołek, Kazimierz Mikołajczak.

Archiwum Zenona Greinerta


Żonglerka już po dołączeniu do pierwszej drużyny Zawiszy! Zbigniew Boniek, a obok Andrzej Brończyk, Michał Woźniak i Andrzej Witkowski.

Archiwum Romana Bońka


Młody łabędź.

Archiwum Zenona Greinerta

— Chodziłem ze Zbychem do klasy — opowiada. — Cóż, obaj nie byliśmy wzorowymi uczniami. Jednak jakoś udało nam się ciekawie przejść przez życie. Zresztą jak i innemu wychowankowi VI Liceum im. Stanisława Staszica, Janowi Kulczykowi.

— Już sam budynek sprawia wrażenie nadzwyczaj poważne.

— Tak, w latach siedemdziesiątych XX wieku uczyli w tym liceum jeszcze przedwojenni belfrowie. Atmosfera była sztywna, a nauczyciele z reguły byli wymagający, a niektórzy nawet surowi. Nic dziwnego, że raczej miałem tróje, a i dwóje się zdarzały. Podobnie było ze Zbychem. Hm, myślę, że byłem jeszcze gorszy od Zbycha, bo sięgałem po piwo i papierosy. Zbychu wtedy nie palił, a przynajmniej nie pamiętam, żeby się wymykał z nami „na fajkę”. Zresztą szybko poznał Wiesię Rogowską, chyba już pod koniec pierwszej klasy liceum — choć głowy nie dam — zeszli się… Bardzo się do siebie zbliżyli. Wiesia była piękna — co drugi chłopak w budzie się w niej podkochiwał. Była jedną z najlepszych uczennic — szczególnie lubiła ją „madame” Gienia Sachs, nauczycielka francuskiego. Zaraziła ją francuskim — do tego stopnia, że Wiesia poszła na romanistykę do Poznania. Później chyba przeniosła się do Łodzi, gdy Zbychu tam wylądował. Wróćmy jednak do czasów licealnych — jakie my mieliśmy kłótnie z rusycystką… Zresztą z nauczycielem wychowania fizycznego, Kopczyńskim, też nie mieliśmy łatwo.

— Zbyszek, taki sportowiec, nie miał łatwo?

— Nie miał, choć w sporcie był niesamowity. Pamiętam, jak kiedyś oglądałem jego mecz w juniorach Zawiszy, gdy kropnął bramkę z 50 metrów. Szczęka mi opadła, jak to zobaczyłem. U Kopczyńskiego nie było jednak łatwo, bo to był przedwojenny belfer — a raczej pozował na takiego, bo chyba jednak nie zdążył nauczać w II Rzeczpospolitej. Miał bzika na punkcie wyciągniętych koszulek. Zajęcia zaczynały się od stania na baczność — rzecz jasna, w koszulkach wpuszczonych w spodenki. Myślę, że już za samą postawę Zbychu dostał parę pał…

„Zibi”. Biografia Zbigniewa Bońka

Подняться наверх