Читать книгу „Zibi”. Biografia Zbigniewa Bońka - Roman Kołtoń - Страница 14
1975 Grandziarz
ОглавлениеNa początku roku Zawisza Bydgoszcz jedzie na tradycyjny obóz do Szklarskiej Poręby.
— Mieszkaliśmy w willi zwanej willą Żymierskiego — wspomina Wacław Starzyński — bo tam często zatrzymywał się marszałek Michał Rola-Żymierski. Wówczas, zimą 1975 roku, sporo było z nami młodych. I trochę im odbiło. Śmiechy-chichy, wygłupy takie, że w pewnym momencie łóżko się zarwało. Boniek znajdował się wśród prowodyrów. I kierownictwo zdecydowało, że właśnie Zbyszek wyleci z obozu. Już się pakował, gdy my, starsi piłkarze, udaliśmy się do szefów. Mówię: „Panowie, więcej ludzi się wygłupiało. Ja sam się wygłupiałem, więc zostawcie Zbyszka”. I zmienili decyzję. Później okazało się, że młokos wszystko słuchał z drugiej strony drzwi. I podszedł do mnie wyraźnie rozpromieniony: „Wacek, dziękuję ci!”. Dla mnie nie było sprawy. Zbychu już taki był, że lubił sobie „pograndzić”.
— Pograndzić? — dopytuję, bo dziś to słowo wyszło już z użycia.
— Ale granda! — tak się mówiło. Stąd to moje „pograndzić”. To mog- ło być zakłócanie ciszy nocnej na obozie w Szklarskiej, ale równie dobrze zawiązane sznurowadła na amen w szatni Zawiszy.
Ryszard Harmata opowiada:
— Szklarska Poręba, tu się oddycha. Mieszkaliśmy w willi Żymierskiego, przy zakręcie śmierci. My tam znaliśmy każdy kamień, bo praktycznie co zimę przyjeżdżaliśmy. Chyba to się zaczęło na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku, gdy trenerem Zawiszy był Węgier Kristóf Scharle. Owszem, Boniek lubił psocić, ale jak zaczynał się trening, to pracował, że hej. Trzeba było wykonać sto powtórzeń, to wykonywał sto. Heniu Miłoszewicz, który nawet szybciej wszedł do drużyny od Bońka, nie miał charakteru. Trener się odwrócił, to już przestawał ćwiczyć. No leserek był taki, że pamiętam do dziś, jak siadał na piłce, zamiast wykonywać instrukcje trenera.
Harmata zna futbol od podszewki. W 1958 roku z Zawiszą był wicemistrzem Polski juniorów. Zadebiutował w zespole prowadzonym przez Scharlego w roku 1961. Zawisza spadł, aby w 1964 roku wywalczyć awans.
— Wie pan, nas cieszyły małe rzeczy — wspomina. — Za awans do ekstraklasy dostawało się biblioteczkę na książki albo maszynkę do golenia. I jeszcze 1500 złotych na zakupy w domu towarowym. Za to dzięki piłce nożnej zwiedziłem świat. Gdzie ja nie byłem?! Nawet przeciwko Messiemu grałem.
— Messiemu?!
— Messiemu tamtych czasów. Metreweli z Gruzji — wypisz wymaluj Messi. Też taki mały, trochę przygarbiony, z kapitalnym dryblingiem. Dynamo Tbilisi z szalejącym Metrewelim powiozło nas bodaj 5:1… Byliśmy w Bułgarii, a tu słynny piłkarz Asparuchow zajeżdża mercedesem. Za nim inni piłkarze też „merolami”. A u nas w latach sześćdziesiątych żaden z nas nie miał samochodu.
W lutym Bońka czeka niesamowicie atrakcyjny wyjazd z młodzieżówką, wówczas reprezentacją do lat dwudziestu trzech, do Iranu. Biało-Czerwoni uczestniczą w turnieju o Puchar Księcia Następcy Tronu. 15 lutego w Ahwaz niespodziewanie przegrywają z Koreą Południową 0:3, Boniek grał przez 90 minut. 17 maja, również w Ahwaz, z drugą reprezentacją Iranu pada remis 1:1. Boniek wystąpił od początku, ale w trakcie spotkania zastąpił go Andrzej Milczarski.
Wiosną 1975 roku Boniek zagrał w lidze w dziesięciu meczach z rzędu. W wielu z nich należał do najlepszych na boisku. Sprawozdawcy pisali, że mijał rywali „niczym slalomowe tyczki”. 21 maja — w pierwszym kluczowym meczu sezonu — na Widzewie, nie mógł jednak wystąpić za kartki.