Читать книгу „Zibi”. Biografia Zbigniewa Bońka - Roman Kołtoń - Страница 16
Ubliżyć w komunie oficerowi LWP?!
ОглавлениеKrzyszkowiaka nie sposób było udobruchać ani na gorąco, ani po dłuższym czasie. „Gazeta Pomorska” zamieściła kilka dni po meczu informację z tytułem Pele podpisał kontrakt. Czytamy, że „najsłynniejszy piłkarz wszech czasów — Brazylijczyk Pele — 18 czerwca znowu wystąpi na boisku! W Nowym Jorku Pele podpisał zawodowy kontrakt z drużyną amerykańską Cosmosu. Za dwa i pół roku występów w jedenastce Cosmosu zapłacono Pelemu 7 milionów dolarów. Jeśli Pele nie dozna kontuzji, to rozegra w tym okresie 85 meczów”. Mało kto pamięta, że Pele jesienią 1974 roku zakończył karierę. Jednak fatalnie zainwestował pieniądze w jakieś dziwne przedsięwzięcia na rynku nieruchomości. Za chwilę miał na głowie 2 miliony dolarów długów! Stąd kontrakt z Cosmosem był wybawieniem.
Zapewne Boniek z zapartym tchem pochłaniał teksty o Pele czy innych wybitnych piłkarzach tamtych czasów, ale tym razem informacja o słynnym Brazylijczyku i jego kontrakcie w USA znalazła się w cieniu komentarza o… młodym Zbyszku z Bydgoszczy.
Tekst jest pryncypialny. Opatrzony aż dwoma tytułami: Jak długo jeszcze…?, a także Gdzie są granice pobłażliwości.
Autor zaczął z grubej rury: „Nie od dzisiaj obserwujemy podczas występu II-ligowego Zawiszy niesportowe zachowanie się młodego człowieka ubranego w piłkarski trykot o nazwisku Boniek. Ten młody człowiek najwidoczniej zapomniał o etyce sportowej. Nieźle nawet grając w piłkę nożną, zatracił poczucie rzeczywistości. Wydaje mu się, że świat, koledzy z drużyny, działacze, sędziowie i trenerzy, nie mówiąc o kibicach, są po to, aby tolerować jego, Bońka, chamskie zachowanie się, ordynarne wyzwiska i epitety, których nie sposób powtórzyć. W czasie meczu ten młody człowiek zgłasza stale pretensje pod adresem współgraczy, dodajmy pretensje nie zawsze słuszne, bo sam Boniek, jak to w piłce bywa, też knoci. Nie podobają się też temu, jeszcze nie w pełni piłkarzowi, a już primabalerinie, decyzje sędziów”. Następnie pojawia się pryncypialny opis zdarzenia na linii Boniek — Krzyszkowiak. Oto ten fragment: „A jak się pan Boniek zachowuje poza boiskiem? Po spotkaniu z Lechią obrzucił najpierw wyzwiskami kibiców, a potem interweniującemu mistrzowi olimpijskiemu z Rzymu, Zasłużonemu Mistrzowi Sportu, starszemu koledze klubowemu, majorowi Zdzisławowi Krzyszkowiakowi, nie tylko odpowiedział w podobny sposób, ale zagroził, że go publicznie pobije!!!”. Na koniec pada apel: „Co na to działacze sekcji piłkarskiej Zawiszy? Co na to zarząd klubu? Czy będą pobłażliwi dla tego rodzaju ekscesów? Czy będziemy przymykać oczy w imię »wyższych interesów«, którym na imię punkty i bramki?”.
Pokazuję ten tekst Bronisławowi Waligórze. Kiwa głową i mówi:
— Pan wie, co to znaczy w komunie ubliżyć oficerowi Ludowego Wojska Polskiego?! Zrobiła się chryja. A Krzyszkowiak pisał też do kuratorium oświaty. Chciał za wszelką cenę zaszkodzić Bońkowi. Niechętnie o tym opowiadam…
— To jednak część historii Zbyszka… — zachęcam, jak mogę.
— Niewątpliwie, i to część, która przybrała niezwykły obrót. Boniek już w Zawiszy grać nie mógł. Nie wystawiałem go do końca sezonu. Uznałem, że musi odpocząć. Kiedy Jezierski mnie pytał, czy jestem gotowy oddać go do Widzewa, powiedziałem, że tak… Nie chciałem stawać na drodze rozwoju młodego chłopaka, któremu w Bydgoszczy trudno było nie tylko grać w piłkę, ale i trudno byłoby zdać maturę w okolicznościach, które zaszły. Nie wiem czy ludzie z pańskiego pokolenia będą wiedzieć, co to znaczy „ubliżyć oficerowi Ludowego Wojska Polskiego”.
Wacław Starzyński mówi:
— Mieliśmy poczucie, że Krzyszkowiak przesadza. Z epizodu, epizodziku, zrobił wielką epopeję. Widziałem, jak Zbychu to przeżywał, widziałem, że czuł się źle. Publicznie zrobiono z niego chuligana. A to był po prostu młody człowiek, pełen werwy. Widziałem, że mocno to przeżywał, bo obawiał się, jak to przyjmą przyszli teściowie. Chyba nawet mi się zwierzył, że teściowie po artykule Zbigniewa Urbanyiego inaczej na niego patrzyli…
— A czy mecze były ustawiane?
— Trochę tych meczów ustawionych było — przyznaje Starzyński. Bo mecze ustawiano, ustawia się i będzie się ustawiać. Jednak spotkanie z Lechią na pewno nie było sprzedane. Chcieliśmy wygrać. Prześladował nas jednak wyjątkowy pech…
Ostatecznie awans wywalczył Widzew (42 punkty), a kolejne miejsca w tabeli Grupy Północnej drugiej ligi zajęły zespoły Lechii (40), Motoru (36), Zagłębia Wałbrzych (34) i Zawiszy (34).
20 czerwca na łamach „Gazety Pomorskiej” ukazał się list Zbigniewa Bońka z przeprosinami skierowanymi pod adresem Zdzisława Krzyszkowiaka. „Winowajcy” podyktowano następujące słowa: „Zdenerwowany przegraną i docinkami obraziłem starszego kolegę klubowego, majora Wojska Polskiego, Zdzisława Krzyszkowiaka, który zwrócił mi uwagę na niewłaściwe moje zachowanie. Zdaję sobie sprawę, że w stosunku do majora Krzyszkowiaka postąpiłem źle, że nie tak powinienem przyjąć jego uwagi i dlatego na łamach »Gazety Pomorskiej« chciałbym go publicznie przeprosić”.
— Wie pan, właściwie to nie powinienem tego panu mówić — kryguje się Bronisław Waligóra. Zaczyna raz, drugi, trzeci… Wreszcie opowiada: — Znałem Bońka już z meczów trampkarzy. Chodziłem na te mecze regularnie. I raz byłem świadkiem niesamowitej historii. Dwunastoletni Boniek był tak rozżalony na sędziego, że kopnął go w dupę! Jak słowo daję. Kamiński natychmiast go schował do szatni. Jezus Maria, ale była chryja, jakby młodzież powiedziała. Zbyszka Bońka zawsze rozpierała ambicja. I miał taki temperament, że trudno było nad nim zapanować.