Читать книгу Uziemieni - Tanya Byrne - Страница 16

ROK DRUGI
DAWSON

Оглавление

Nie zdawałem sobie sprawy, że w ciągu ostatniej godziny Kaitlyn pisała do mnie cztery razy, a raz nawet próbowała się dodzwonić. Dopiero wróciłem z garderoby i sprawdziłem telefon. Josh też pisał, co automatycznie wywołało u mnie szeroki uśmiech, gdy tylko zobaczyłem jego imię… ale najpierw odpowiedziałem Kaitlyn, zostawiając sobie wiadomość od Josha na deser.

„Nie mogę gadać. Jestem na planie”, odpowiedziałem Kaitlyn i od razu tego pożałowałem. „Na planie” mówiło, że dzieje się coś wyjątkowego, lecz moja obecna praca była daleka od wszelkiej wyjątkowości. Ledwo zdążyłem otworzyć wiadomość od Josha, gdy nadeszła odpowiedź wyskakująca na górze ekranu:

„OK. Pogadamy później x”.

A chwilkę później:

„Połamania nóg x”.

Gdyby tylko wiedziała, jak mało rozmija się z prawdą…

Josh pytał, czy potwierdzam nasze plany na później. Odpowiedziałem, że nie mogę się doczekać i zastanawiałem się, czy powinienem zakończyć wiadomość pocałunkiem. Z jednej strony spotykamy się od prawie dwóch miesięcy. Dotykałem jego penisa osiem razy, a on dwukrotnie dotykał mojego, więc pocałunek wcale nie jest poza zasięgiem. Ale na razie nasza relacja jest bardzo towarzyska i nie odbyliśmy jeszcze tej rozmowy. Poza tym on nie dodał buziaka. Czy on czeka, żebym ja to zrobił? Czy powinienem wyguglować: „kiedy dodawać buziaka do wiadomości”? Nie, nie chcę mieć tego w historii wyszukiwania, na wypadek gdybym umarł w drodze do pubu lub ktoś ukradł mój telefon. Dzisiejszy dzień jest wystarczająco tragiczny.

Od podjęcia decyzji wybawiła mnie Nita, asystentka reżysera, która zjawiła się z wieścią, że jestem poszukiwany. Wysłałem więc wiadomość bez kisski i poszedłem za Nitą na coś, co na wyrost nazywa się tu „planem”. Ten „plan” to faktycznie korytarz domu szeregowego w Eccles, którego właścicielką jest mama reżysera. Alun nazywał go „autentycznym”.

Ja wolałem nazwę „tani”. Cały dom pachniał kotami i mięsem.

– Ach, Dawson, wróciłeś – powiedział Alun, kiedy schodziłem po schodach, jakbym był gdzieś poza pokojem jego mamy. – Nie schodź na dół. Zrobimy wszystko jeszcze raz, już ostatni. Marty, idziesz zaraz za nim.

Marty, który był zdecydowanie największym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek widziałem, i który nie powiedział ani słowa przez cały dzień, wszedł po schodach i stanął za mną.

– OK, Dawson, startujesz z samej góry. Pamiętasz, co masz robić?

Robiliśmy to ósmy raz tego popołudnia.

– Jasne, że tak, Alun! – Spojrzałem na niego, a on puścił mi oczko, które sprawiło, że z jednej strony poczułem jego aprobatę, z drugiej zrobiło mi się nieco dziwnie.

– Gotowi… i… akcja! – oznajmił Alun.

Zrobiłem trzy kroki, po czym poślizgnąłem się na wykończonym wykładziną schodku. W tym momencie Marty złapał mnie w pasie, a ja pozwoliłem sobie upaść na plecy, podwijając obie nogi, jakbyśmy razem z Martym byli w najgłupszym balecie świata. Kiedy znów stanąłem, Marty puścił mnie z uścisku, a ja zszedłem schodami i przysiadłem, wyobrażając sobie, jak Hugo Delaney ogląda ukończoną już reklamę. Rozcierałem kostkę do chwili, gdy Alun krzyknął:

– Cięcie!

Uśmiechnął się do mnie.

– To było świetne, Dawson. Jak do tej pory najlepszy dubel. Twoja twarz była jak z obrazu. Prawie uwierzyłem, że naprawdę poważnie cię boli. Myślę, że mamy to. Jedyne, co nam zostało, to nagranie kaskadera w scenie prawdziwego upadku.

– Dziękuję, Alun – powiedziałem, wstając. Nita zdradziła mi wcześniej, że to Alun jest kaskaderem. – I… kiedy to się pojawi? Wiadomo coś? – zapytałem. – I gdzie?

– Sądzę, że w ciągu najbliższych kilku tygodni. – Alun, myśląc, podrapał się po głowie; nie mam pojęcia, dlaczego ludzie tak robią. – Na pewno będzie w sieci. Próbują też wbić to do telewizji, w pakiety reklamowe po „Jeremym Kyle’u” i podobnych programach w najlepszym czasie antenowym.

– Brzmi świetnie, będę miał to na oku. – Zmuszam się do uśmiechu. – To ja zabieram swoje rzeczy…

Wróciłem do pokoju, mijając Marty’ego Ludzką Górę, który wciąż stał na schodach, i chwyciłem telefon i kurtkę. Josh nie odpowiedział, ale on zawsze trochę zwlekał z odpowiedzią, więc nie było o co się martwić. Zamiast tego postanowiłem zjawić się w pubie wcześniej, strzelić sobie drinka i sprawdzić serwis „The Stage”.

Pub był kompletnie pusty, z tylko jednym pracującym barmanem, i to jednorękim. Zamówiłem wódkę i colę zero, po czym znalazłem miejsce blisko gniazdka, do którego wpiąłem telefon. Josh nienawidzi, gdy zamawiam wódkę i colę (on woli browca, ale dla mnie piwo smakuje jak czysta gorycz życia), więc cieszyłem się, że mam trochę czasu na wypicie drinka, którego lubię. Może jeśli teraz wypiję dostatecznie dużo, potem nie będę musiał niczego więcej zamawiać. Moje buty przylgnęły do linoleum pod stołem i gdy przesunąłem stopy, musiałem zignorować nieprzyjemny dźwięk. Nigdy bym nie przypuszczał, że Joshowi spodoba się takie miejsce: powiedział mi, że to nieodkryty klejnot, a staroświeckopubowy styl jest obecnie bardzo na czasie.

Kiedy tak czekałem, odpisałem Kaitlyn, potwierdzając nasze jutrzejsze spotkanie przed barem Ślimak w Sałacie; mamy wpaść na drinka przed imprezą u Hugona. Znów odpisała tak szybko, że byłem pod wrażeniem: „Nie mogę się doczekać. Do zobaczenia jutro xx”.

Żołądek mi się skręcił, jakby także był świadomy wstydu, który mnie dręczył. Bo tak naprawdę tam nie pójdę. Napisałem tylko po to, by przestała ze mną pisać. Plan jest taki, że jutro rano napiszę do niej, że źle się czuję. Nie mam nic przeciwko Kaitlyn ani całej reszcie tego towarzystwa, ale nie widzę sensu w takich spotkaniach.

„Długo nad tym myślałem i doszedłem do wniosku, że powinniśmy jakoś uczcić pierwszą rocznicę śmierci Stephena. Nie wiem jak wy, ale ja myślę o nim całkiem często”.

Hugo wysłał tę wiadomość na grupie jakiś czas temu, proponując nam imprezę w mieszkaniu jego mamy w Manchesterze. Od jakiegoś czasu nikt z nas nie korzystał z tej grupy. Bezpośrednio po pogrzebie – tak, ale życie i inne sprawy, i jeszcze Josh (w moim przypadku) i grupa zamarła. Sasha nadal wysyłała parę razy w miesiącu jakieś słodkie zwierzaki i memy, ale to było wszystko. Do czasu wiadomości od Hugona.

„Wszystko w porządku u ciebie?”, napisała do mnie Kaitlyn. „Byłoby miło się spotkać, co?” Kilka minut później napisała znowu: „Pójdę, jak ty też pójdziesz. Nie czuję się dostatecznie swobodnie z resztą”. I kiedy zastanawiałem się, dlaczego ze mną czułaby się komfortowo, napisała ZNOWU. „Byłoby świetnie znowu się zobaczyć x”.

Wiem, że zachowam się jak siurek, ale jutro rano napiszę do niej, że jestem chory. Znów poczucie winy uderzyło mnie w żołądek. Skończyłem drinka i wróciłem do baru.

– Czy mogę prosić…

– Dwa razy stellę. – Usłyszałem zza ramienia, a gdy odwróciłem się, zobaczyłem Josha.

Przez chwilę nie mogłem nic z siebie wydusić – działał tak na mnie za każdym razem. To nie tak, że Josh jest boski, ale jest w nim coś takiego, co każe zatrzymać się na chwilę i spojrzeć. Coś zniewalającego, to jest dobre słowo. Josh jest zniewalający. Jest całkowicie nie z mojej ligi; to tak, jakby blondas Douglas Booth zainteresował się wsobnym mutantem z filmu „Wzgórza mają oczy”. Właściwie to nie mogę uwierzyć, że mu się podobam. Nie mam pojęcia dlaczego. Powiedział mi, że nie oglądał „Liceum Dedmana”, więc to nawet nie jest tak, że jestem dla niego nową formą doświadczenia serialu.

– No cześć – powiedziałem, nachylając się do pocałunku.

– Spokojnie. – Podniósł rękę, a ja wywróciłem oczami. Josh miał dziwne opory przeciwko publicznemu okazywaniu uczuć.

Zapłaciłem za piwa i przyniosłem je do stolika. Wziąłem od Josha swój telefon, jako że teraz on podłączył swój do mojej ładowarki.

– Prawie padł – tłumaczy, po czym bierze duży łyk swojego piwa. – To twoje? – Wskazał na moją szklankę po wódce z colą.

– Nie – odpowiedziałem pewnie. – Była tutaj, gdy przyszedłem. – Aby to udowodnić, wziąłem ogromny łyk mojego piwa, dusząc w środku wrzask.

– Mój dzień był gówniany – rzucił.

– Chcesz o tym pogadać?

– Nie… nic nowego. Jakieś bzdety z egzaminami. Ale radzę sobie. – Wziął kolejny pokaźny łyk. – Szczęściarz z ciebie, że nie musisz chodzić do szkoły i robić praktyk.

– Właściwie mam szkołę domową – przypomniałem.

– Jak mówiłem: szczęściarz.

– Miałem zdjęcia – rzuciłem, gdy urwał wątek.

– Tak? Do czego? – Złapał swój telefon i spojrzał w niego.

– Taka tam reklamówka. – Wolałbym zachować milczenie. To zbyt tragiczne, by musieć mu o tym opowiadać.

– Jakiego typu?

– Nic dużego.

– Dlaczego jesteś taki nieśmiały? Co to za reklama?

Pochylił się do przodu. Jego błękitne oczy skupiły się na mnie, a wszelkie nadzieje oporu rozpadły się w proch.

– Taka tam. Dla firmy prawniczej.

– Jakiego typu? Dla takiej firmy, co obiecuje: „Miałeś wypadek w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat – może ci się należeć odszkodowanie”?

Zaśmiał się.

Ja nie.

– Ja pierdolę, Dawson. Nie możesz być aż tak zdesperowany! – Zaśmiał się ponownie i upił z kufla. – Wrócę za chwilę. Wszystko w porządku? – Wskazał na mój nadal pełny kufel, a ja przytaknąłem.

Właściwie to mogłem być aż tak zdesperowany. To była moja pierwsza praca od sześciu miesięcy. Dwa miesiące po pogrzebie miałem rolę głosową w teatrze radiowym, a potem małą rólkę w dramacie kostiumowym jako ofiara zarazy. Kimba praktycznie przestał odpowiadać na moje wiadomości. Dlatego kiedy tylko zjawił się Alun i zaproponował mi reklamówkę, nie mogłem się nie zgodzić.

Josh wrócił do stolika z nowym kuflem i paczką czipsów serowo-cebulowych.

– Co porabiasz jutro wieczorem? – zapytałem go. Jeśli nie pójdę do Hugona, to może będziemy mogli porobić coś razem.

– Okołoegzaminacyjne bzdety – powiedział, otwierając paczkę czipsów i ładując jednego do ust.

– Jakiego rodzaju?

– Impreza. – Gdy mówił te słowa, okruch czipsa wyleciał mu z ust i wylądował na stoliku.

Nigdy nie spotkałem żadnego z jego przyjaciół. Mówił mi, że to za wcześnie, ale minęło już siedem tygodni i dwa dni.

– O, a jestem wolny, jeślibyś potrzebował towarzystwa.

– To impreza dla przygotowujących się do egzaminów. Ja tam wszystkich znam.

– Tylko mówię, że jestem wolny. Jeśli chcesz, żebym przyszedł.

– Nie, dzięki. Nie zawracaj sobie głowy.

Nie mogłem wymyślić żadnej trafnej odpowiedzi, dlatego wypiłem swoje piwo, cały wielki kufel obrzydliwości, a on zrobił to samo ze swoim.

– Twoja kolejka – powiedział, gdy skończyliśmy, a ponieważ jestem idiotą, poszedłem po kolejne.

Dwa piwa później jego kolano zaczęło pod stołem uciskać moje. Po kolejnym jego dłoń opadła na moje udo, tocząc leniwe kółka. Mój krwiobieg przeniknął jakby wstrząs elektryczny. Wiedziałem, co to oznacza. Wiedziałem, co robić. Lekko wstawiony i napalony wstałem, schowałem telefon do kieszeni i skierowałem się w stronę drzwi, prosto w gorące letnie powietrze.

Chwilę później Josh złapał mnie za rękę i zaciągnął w wąską alejkę za pubem. Wcisnął mnie za kosze, we wnękę obok beczek, którą lubiłem nazywać „naszą miejscówką”. Nadal było jasno, słońce zmieniało włosy Josha w czyste złoto. Wyraźnie słyszałem ludzi idących ulicą, rozmawiających i śmiejących się. Nie mieli pojęcia, że tu jesteśmy. Miał na mnie taką ochotę, o tak, poczułem to, gdy w końcu mnie pocałował i pchnął na ścianę. Jego usta łapczywie tarły o moje, gdy grzebał przy moim pasku. Robiłem to samo, manewrując przy jego rozporku i owijając palce wokół jego krocza. Jęknął mi prosto w usta, a ja mogę przysiąc, że była to najgorętsza rzecz, jakiej w życiu doświadczyłem. Kiedy pchnął mnie w dół, na kolana, nie myślałem o niczym innym.

– Przypuszczam, że masz ochotę na jeszcze jedno piwo – powiedział po wszystkim z szelmowskim uśmieszkiem. Był taki… był taki zadowolony z siebie, że to wręcz z niego promieniowało: ten uśmieszek, który nie schodził mu z ust, ten chwiejny krok, gdy podążałem za nim do baru…

To prawda, miałem ochotę na kolejnego drinka. Czułem się naprawdę dziwnie. Kiedy skończyłem, chciałem go pocałować, lecz on odepchnął mnie, mówiąc, że to jest „chore”. Sam nie próbował mnie dotknąć.

– Przyniosę – powiedział, a w jego głosie zabrzmiało coś, co spowodowało, że poczułem się tani. Nie spodobało mi się to. – Podłączysz go z powrotem do ładowarki? – zapytał, podając mi swój telefon, zanim odszedł w stronę baru.

Ale ze mnie głupek, zostawiłem ładowarkę w gniazdku. Podłączyłem do niej telefon, a jego wyświetlacz się zaświecił, ukazując mnóstwo powiadomień.

Jedno z nich było od kogoś zapisanego jako „Stacey Sexy Morda”.

„Przyjdź dziś w nocy. Moi rodzice wychodzą, a ty jesteś mi winien…”.

Stacey? Kim jest ten Stacey? Przeciągnąłem palcem po ekranie, by przeczytać całą wiadomość – by przeczytać cały wątek – ale nie znałem PIN-u. Spróbowałem wpisać datę jego urodzin, ale zauważyłem, że wraca, więc odłożyłem telefon, sięgnąłem po kufel, który przede mną postawił, i upiłem spory łyk. Patrzyłem w ciszy, jak bierze telefon do ręki i sprawdza wiadomości. Widziałem, jak lekkim ruchem jego usta rozszerzyły się w pełnym uśmiechu. Potem podniósł kufel i wypił go prawie jednym tchem.

– Muszę lecieć – powiedział, wstając i zarzucając kurtkę. – Mama potrzebuje mnie w domu. Odezwę się, co?

A potem wyszedł. Po prostu wyszedł. Po tym, jak ja…

Ale ze mnie idiota.

Moja twarz płonęła, a ja nie czułem się dobrze. Było mi głupio. I wtedy zaświecił się mój telefon. Nic na to nie poradzę, odruchowo pomyślałem, że zmienił zdanie odnośnie do jutrzejszej imprezy i…

To była Kaitlyn, chciała wiedzieć, w co się ubiorę do Hugona… a ja przez moment byłem bliski napisania jej, by spierdalała. Szczerze myślałem, by powiedzieć do WSZYSTKICH, by spierdalali, a sam odszedłbym w dal i umarł w ciszy.

Ale wtedy spłynął na mnie dziwny spokój.

„Pewnie w jakąś tiarę i pióra”, odpisałem. „Coś takiego na pewno pasowałoby na spotkanie w Zamku Delaneyów”.

Odpowiedziała rzędem emotikon płaczących ze śmiechu.

Dobra, pójdę na imprezę do Hugona Delaneya. Nie będę siedział w domu jak jakiś przegryw. A jeśli Josh zapyta… Jeśli Josh zapyta…

Josh nie zapyta. Kogo ja oszukuję?

Uziemieni

Подняться наверх