Читать книгу Uziemieni - Tanya Byrne - Страница 17

ROK DRUGI
KAITLYN

Оглавление

W mojej głowie toczyła się rozmowa. Jedna z tych najbardziej irytujących. Takich, przy których normalnie założyłabym słuchawki, by jej nie słyszeć.

„Będzie świetnie!”

„Nie, będzie okropnie”

„To zmieni moje życie!”

„Nie, to będzie straszne. Czekaj, nawet gorsze niż straszne. To będzie rozczarowanie życia”.

Stałam przed barem Ślimak w Sałacie, tak jak się umówiliśmy, i czekałam na Dawsona. Dawson… Uśmiech rozpromienił mi twarz, a ręka mocniej ścisnęła telefon, na który co chwila zerkałam z nadzieją, że nie dostanę wiadomości odwołującej spotkanie. To byłaby TRAGEDIA.

Ale taka wiadomość nie nadeszła. Właściwie to nie doczekałam się żadnej wiadomości od niego, ale to nic takiego. Umówiliśmy się, więc po co niby miałby do mnie jeszcze pisać? Odblokowałam telefon, otworzyłam WhatsApp, wpisałam: „Jesteś w drodze? :)”, po czym rozmyśliłam się i skasowałam. Przecież to jasne, że jest. Kaitlyn, weź wyluzuj.

Uważam jednak, że mogłam sobie pozwolić na niewielkie spięcie. Przecież to Dawson Sharman. Nadal nie wierzyłam, że jesteśmy przyjaciółmi, którzy mogą spotkać się sam na sam na drinku, zanim pójdą na legendarną domówkę. (Właściwie to tylko przypuszczam, że będzie legendarna, ale musi taka być, prawda? Hugo nie wydawał się być jednym z tych kolesi, którzy robią coś na pół gwizdka).

Byłam przekonana, że po pogrzebie nie będę już się więcej spotykała z ludźmi z windy. Cała ta historia była taka depresyjna, taka smutna, że wydawało mi się, że wszyscy będą chcieli po prostu o niej zapomnieć. Ale wtedy raptem zaczęli wymieniać się numerami, a ja nie chciałam być niemiła i okazać się jedyną, która tego nie zrobiła. I ta grupowa rozmowa, która na początku była całkiem fajna, zwłaszcza latem, kiedy nie chodziłam do szkoły. Naprawdę miło było rozmawiać z ludźmi, którzy mnie nie znają, nie wiedzą o moich problemach ze wzrokiem i w ogóle nie wiedzą o mnie nic ponad to, że mam na imię Kaitlyn i jestem dziewczyną z windy. Co prawda rozmowa wygasła jakiś czas temu, ale nadal ktoś, najczęściej Sasha, odzywał się od czasu do czasu, by upewnić się, że u reszty wszystko jest OK.

Nie zmienia to faktu, że Dawson był dla mnie jedyną osobą z tej grupy, z którą czułam jakąkolwiek więź. Mam na myśli taką prawdziwą więź, a nie takie przypadkowe połączenie, wynikające z tego, że byliśmy w tej samej windzie, jak ten koleś umierał. Właściwie to nie wiem, skąd to się wzięło, bo przecież nikt z pozostałych nie był jakoś szczególnie odpychający. Po prostu w Dawsonie było coś innego. Coś w nas wzajemnie na siebie działało. Jakbyśmy mieli takie poczucie, że…

– Kaitlyn? – Zauważyłam rękę, machającą mi przed nosem. – Eee… Kait?

– Cześć! – powiedziałam, a właściwie wrzasnęłam w twarz Dawsona, podświadomie maskując wcześniejszy brak reakcji. – Sorry! Cześć!

Na jego twarzy pojawił się uśmiech.

– Cześć – powiedział, jakby chciał się roześmiać, dlatego zmusiłam się do opanowania i mówienia ciszej.

– A gdzie tiara i pióra? – zapytałam.

Spojrzał na mnie zmieszany i oblał się rumieńcem. Oczywiście, że nie mógł pamiętać głupiego żartu napisanego wczoraj.

– Pamiętasz? Napisałeś, że założysz… nieważne.

– Nie, nie, tiara – powiedział, kiwając głową. – Zapomniałem wziąć z domu, noż kurde.

Staliśmy tak naprzeciw siebie, kiwając głowami.

– Wejdziemy? – zasugerował.

– Jasne. – Otworzyłam drzwi i wskazałam gestem, żeby wszedł przede mną. – Co u ciebie?

Wzruszył ramionami.

– W porządku. A u ciebie?

– Super. W sensie jakoś idzie. Cały czas przeżywam egzaminy, które dopiero co się skończyły, i czekam, aż w końcu poczuję się od nich wolna. Wiesz, jak to jest. – Dawson skierował się prosto do baru, a ja za nim, zastanawiając się, jak powinnam (i czy powinnam w ogóle) przypomnieć mu, że mam szesnaście lat, więc najbezpieczniej byłoby, gdyby kupił mi tylko colę. – Czekałam na tę chwilę tak długo, że teraz, kiedy nadeszła, jest jakoś dziwnie. Też tak miałeś po egzaminach? – Kiedy tylko to powiedziałam, przypomniałam sobie, że Dawson miał edukację domową, więc zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, dodałam: – Pewnie dla ciebie było to trochę inne doświadczenie. Ale nadal przecież takie ważne.

Kuźwa.

Byłam tak zajęta próbami dojrzenia jego twarzy, że idąc, zaczepiłam o krzesło i, o cholera, poleciałam do przodu. Przetoczyłam się przez krzesło. To była katastrofa. Jakiś koszmar. To było… aua.

– O kurde – usłyszałam Dawsona, a to jedno „kurde” miało w sobie dużo treści. To było takie „Kurde – co z nią jest nie tak?” i „Kurde – nie powinienem tu przychodzić” oraz „Kurde – jak można przewrócić się przez krzesło?”, a także „Kurde – jakie to żenujące, mam nadzieję, że nikt mnie nie widzi!”, w końcu „Kurde – mam nadzieję, że nie zrobiła sobie krzywdy”.

Wstając na nogi, pociągnęłam za sobą krzesło i przysunęłam je do stolika. Pomyślałam, że to ostatnie znaczenie „kurde” było lepsze niż nic.

– W porządku? – zapytał Dawson głosem, który zdradzał więcej ostrożności niż zaniepokojenia.

– Tak – odpowiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał beztrosko. Chciałam rzucić jakiś żarcik, ale nie mogłam przestać myśleć o jednym. Nie mogłam znieść tego, jak na mnie patrzył, musiałam powiedzieć coś, cokolwiek, aby zmienić wyraz jego spojrzenia, powiedzieć wszystko, tylko nie…

– Mam problemy ze wzrokiem – wyrzuciłam z siebie. Dobry Boże. Boże, nie, Kaitlyn, dlaczego?!

– O – powiedział, przybierając minę królika oślepionego światłami na autostradzie. – Aaa… OK.

Ale przecież nie z tego powodu weszłam na to durne krzesło! Weszłam na nie, bo gapiłam się na jego twarz! Dlaczego zaczęłam gadać o moim wzroku! Dlaczegoooooooo?????

Staliśmy tak w nieznośnie niezręcznym milczeniu przez dobrą minutę, aż w końcu powiedział:

Uziemieni

Подняться наверх