Читать книгу Odwet - Vincent V. Severski - Страница 12

| 11 |

Оглавление

Szef Hafner zadzwonił do majora Wacława Sokolnika, naczelnika Wydziału XVII, i zapowiedział wizytę pułkownika Leskiego, polecając jednocześnie, by udzielił mu wszystkich informacji na temat zdarzenia w Algierze.

Roman wyszedł z gabinetu szefa i od razu zjechał na drugie piętro.

Podpułkownik Sokolnik, zwany Oko, czekał już w swoim sekretariacie, przestępując z nogi na nogę w butach za tysiąc złotych. Zawsze chodził w granatowym garniturze z poszetką, białej koszuli i z bordowym krawatem ze spinką w kształcie czołgu. Wysportowany, wypachniony dobrą wodą kolońską i modnie przystrzyżony starał się wyglądać jak prawdziwy handlarz bronią. Tak przynajmniej wydawało mu się na podstawie obserwacji środowiska, w którym się obracał. Sokolnik miał o sobie wysokie mniemanie, co podkreślał, mówiąc: „Mam na to oko”.

To była pierwsza wizyta Leskiego w Wydziale XVII, odkąd Sokolnik został naczelnikiem, i od razu w tak dramatycznych okolicznościach. Dlatego nawet Oko, który chciał uchodzić za prawdziwego twardziela, musiał zmięknąć. W końcu Wareg był też jego przyjacielem. Ale już samo to, że szef zapowiedział wizytę Leskiego tak wcześnie, wróżyło dodatkowe kłopoty i Oko zaniepokoił się jeszcze bardziej.

Oficjalnie Wydział XVII zabezpieczał operacyjnie interesy polskiego przemysłu zbrojeniowego za granicą i śledził poczynania obcych koncernów w Polsce. W rzeczywistości oficerowie w Centrali i firmach przykryciowych realizowali wszystko to, co nie mieściło się w normach biznesowych i było poza prawem. Handel bronią, technologiami wojskowymi, dual-use’ami był najdroższym biznesem świata i najbardziej niebezpiecznym, bo wbrew pozorom nie było w nim żadnej ideologii, obowiązywały tylko bezwzględne zasady prawa i pięści. Nie wchodziły w grę żadne normy etyczne, przyjaźń ani litość. Liczył się tylko interes kraju, pojmowany czasem bardzo osobiście.

Roman znał zasady, bo z tej mętnej wody czasami musiał wyławiać skołowane płotki, które natychmiast zastępowano nowymi, ale tak było wszędzie na świecie.

– Zapraszam, panie pułkowniku. – Sokolnik szerokim, nieco teatralnym gestem wskazał otwarte drzwi do swojego gabinetu. – Kawy? – zapytał, ale Leski pokręcił głową. – Straszna sprawa – oznajmił, zanim usiedli. – Jestem załamany. Waldek był moim przyjacielem. Jak to możliwe?

– Oficer polskiego wywiadu zginął za granicą – zaczął Roman, kiedy tylko usiadł. – Mamy sytuację nadzwyczajną. Nieprawdaż? Co pan na to?

– Co ja na to? – powtórzył zaskoczony Sokolnik. – Nie rozumiem.

– Dlaczego zginął? Nie podejrzewa pan czegoś?

– Według depeszy Tuarega to wygląda na robotę Al-Kaidy. Oni mają jeden powód, by zabijać chrześcijan. Co tu filozofować? Zresztą zajmie się tym nasz WBW i policja algierska, wtedy wszystko będziemy wiedzieć. Potrzebne jest normalne śledztwo.

– Czy Waldemar Zenonik zajmował się korumpowaniem miejscowych decydentów? – zapytał Leski wprost.

– Wie pan, pułkowniku, my tak tego nie określamy. My to nazywamy prowizją. Wspieramy polski biznes i nasz przemysł, dostosowując się do lokalnych warunków i konkurencji. To czasami wymaga działań niestandardowych, ale wszystko jest robione za zgodą naszych władz.

– Zenonik był w Algierze od niedawna, prawda?

– Od trzech miesięcy…

– A kto to jest Alibaba?

– To generał Al-Burgiba, szara eminencja reżimu. Wszystko może. Odpowiedzialny ze strony armii algierskiej za zakup naszych transporterów. Duży kontrakt…

– Czyli Wareg nie zdążył poinformować, jak i czy w ogóle to spotkanie się odbyło?

– No… tak… właśnie tak było. Dlatego rezydent się zaniepokoił.

– To było jakieś szczególne spotkanie z generałem czy rutyna?

– No… to było bardzo ważne spotkanie, bo mieliśmy się dowiedzieć, czy nasza oferta została ostatecznie zaakceptowana. Od miesięcy nad tym pracujemy. Poprzednik Waldka Piotr Korczyk był w kieszeni u Rosjan, którzy wystawili konkurencyjną ofertę i chcieli nas wyprzeć z rynku. To Waldek, jak jeszcze pracował w centrali PKZ, ustalił, że Korczyk jest nielojalny. Zresztą kontrwywiad ABW założył na niego sprawę i jest teraz rozpracowywany. Waldek miał dokończyć rozmowy z Algierczykami i zdobyć dowody na zdradę Korczyka.

– Czyli z tym spotkaniem wiązano duże nadzieje, czyż nie? – Roman wyraźnie się zainteresował. – Więc może śmierć naszego oficera nie ma związku z dżihadem.

– To odważne postawienie sprawy, panie pułkowniku – obruszył się Sokolnik. – Kogo pan podejrzewa? – zapytał z lekką ironią. – Rosjan, bandytów, algierskie służby? Kogo?

– Nie wiem, myślę na głos.

– Na tym spotkaniu Waldek miał dać generałowi pierwszą ratę prowizji… pięćdziesiąt tysięcy euro…

– Na razie nie wiemy, czy ją dał, tak? – dopytywał się Roman.

– No nie… ale to wyjdzie.

– A kto to jest ten Yacef?

– To kierowca i ochroniarz Waldka, zatrudniony jeszcze przez Korczyka. Mieszkał razem z nim i jego rodziną, potem został z Waldkiem. Porządny człowiek… podobno.

– A skąd się wziął? Ktoś go polecił? Dał mu rekomendacje? – dociekał Roman. – W końcu to praca u obcokrajowca zajmującego się handlem bronią. Musiał być ze służb.

– Oczywiście! – ożywił się Sokolnik. – Dokładnie teraz nie pamiętam, ale to były policjant z jakichś oddziałów specjalnych, walczył z GIA w latach dziewięćdziesiątych. Miał pozwolenie na broń. Waldek nie narzekał i rezydent też nie miał żadnych zastrzeżeń. Jak pan sobie wyobraża, że kogo mieliśmy zatrudnić… ochroniarza z BOR-u?

– Ależ skąd! – przyznał szczerze Roman. – Nie mam żadnych uwag, chcę się tylko zorientować, co się właściwie stało. Zginął nasz kolega.

– Mój przyjaciel – dodał natychmiast Sokolnik, ale nie zabrzmiało to przekonująco.

– Obraz zdarzenia jest nieco skomplikowany. Nie uważa pan?

– No wie pan, panie pułkowniku. Pracujemy w wywiadzie, i to na trudnym odcinku, więc nigdy nic nie jest proste, jednak w tym wypadku poczekajmy na jakieś bardziej szczegółowe informacje od policji algierskiej. Jestem przekonany, że z uwagi na ofiary zajmą się tym solidnie. Zobaczy pan, że rzeczywistość jest prostsza, niż na to wygląda.

– Możliwe, że ma pan rację. Nie przeczę. – Prawdę mówiąc, Roman też tak sądził. – Czy ktoś z pana wydziału będzie w komisji?

– Z pewnością, o ile szef taką powoła. Pewnie zaczeka na powrót zastępcy i Gerber ze Stanów.

– Dobrze – rzucił krótko Leski i podniósł się z fotela. – W razie potrzeby jestem do dyspozycji. Chętnie pomogę, chociaż w poniedziałek zaczynam urlop i wyjeżdżam.

– Będę pamiętał, panie pułkowniku – zapewnił Sokolnik, odprowadzając Leskiego do drzwi.

Roman opuścił Wydział XVII i zszedł na parter. W dyżurce ochrony, wpatrując się w monitory, siedział Staszek. Natychmiast zorientował się, że w holu stoi Roman i czeka na niego. Wyszedł na zewnątrz. Stanęli za filarem, niewidoczni dla przechodniów, chociaż wokół i tak nie było nikogo.

– Muszę się dostać dzisiaj do pokoju Gerber, ale nikt nie może mnie tam zobaczyć… a jakiś pracownik jej wydziału może się niespodziewanie pojawić – zaczął Leski. – Ile pokoi jest w śluzie?

– Osiem – odparł zdecydowanie Staszek. – Ciężka sprawa, bo ktoś może siedzieć po godzinach, chociaż po jedenastej… – wydął usta – mało prawdopodobne. Oni tam nie robią nadgodzin za frajer. – Przerwał na chwilę i dodał: – Dobrze. Zrobimy tak. Najpierw sprawdzę, czy ktoś nie siedzi po godzinach. Na dziesięć minut zablokuję śluzy przeciwpożarowe, żeby nikt nie wszedł. Czasem same się włączają. – Puścił oko do Romana. – Coś szwankuje w systemie…

– Przynajmniej na dwadzieścia minut – wtrącił Roman.

– Trochę długo. – Staszek się skrzywił. – Zwykle odblokowujemy w ciągu pięciu, więc… zostanie ślad i ochrona… – Spojrzał na Romana, który bez słowa i z delikatnym uśmiechem wpatrywał mu się w twarz. – Piętnaście minut i ani chwili dłużej.

– Zgoda. – Roman podał mu dłoń. – I nie zapomnij o kamerach. Kto ma dzisiaj dyżur na dole?

– Olek. Będzie dobrze. Biorę go na siebie.

– To jesteśmy w kontakcie. – Roman klepnął Staszka w ramię i ruszył korytarzem w stronę windy.

Kiedy wrócił do swojego pokoju, dochodziła dziesiąta.

Usiadł w fotelu i zaczął się zastanawiać, czym powinien się teraz zająć, co powinien zrobić w pierwszej kolejności, o czym pomyśleć. Świadomość zbliżającego się wyjazdu w Bieszczady powodowała, że był trochę podenerwowany, więc nie mógł się wystarczająco skupić. Nawet śmierć oficera w Algierze nie przykuła jego uwagi tak, jak powinna. Aż sam się zdumiał. To było dziwne, bo rozmowa z Sokolnikiem, chociaż krótka, jednak była ciekawa, a właściwie niepokojąca – pomyślał. Może rzeczywiście sprawa jest prozaicznie prosta, ale ta śmierć ma tyle dwuznacznych konotacji. Jakby tkwiła w niej jakaś tajemnica.

Obrócił się w fotelu i spojrzał na Ambasadorów.

– Mam się tym zająć? – zapytał na głos. – Ale przecież nie zdążę zrobić tego do wyjazdu… no i raport w sprawie Rubeckiego na piątek. – Wstał i podszedł do obrazu. – A jednak coś mi się w tym wszystkim nie podoba. – Spojrzał najpierw na Georges’a, po chwili przeniósł wzrok na Jeana, uśmiechnął się do nich, a oni do niego. Przeciągnął palcem po ramie. Zebrał kurz i strzepnął go na ziemię. – Je vous remercie infiniment, Excellences!

Więc co? Agencja poradzi sobie beze mnie, prawda? Sprawę na pewno poprowadzi Maria Gerber, pomoże jej naczelnik Sokolnik i powinno być dobrze. W końcu oboje to doświadczeni oficerowie, a to wystarczająca rekomendacja.

Odwet

Подняться наверх