Читать книгу Odwet - Vincent V. Severski - Страница 20
| 19 |
ОглавлениеRobert czuł tępy ból z tyłu głowy i nudności. Był spocony i wydawało mu się, że wielki głaz leży mu na piersi, zupełnie jak wtedy, gdy miał pierwszy zawał. Spojrzał na zegar ścienny, ale przez chwilę musiał mrużyć oczy, bo wszystko mu się zlewało i nie mógł dostrzec wskazówek. Dochodziła dziewiąta.
Poderwał się i usiadł na brzegu tapczanu. Poruszył językiem i poczuł w ustach goryczkę niedojrzałego orzecha. Spróbował nawilżyć spierzchnięte wargi, ale tylko je podrażnił. W domu było duszno i sucho, bo klimatyzacja nie działała od dwóch dni.
Ale znajdował się w swoim domu, więc poczuł ulgę. Zupełnie nie pamiętał, kiedy i jak udało mu się wrócić.
Znaczy, że postępowałem racjonalnie – pomyślał i spojrzał z zadowoleniem na ubranie poprawnie ułożone na krześle.
Depesza! – dotarło nagle do niego.
Wyjął z szafki nocnej ciśnieniomierz i założył go na rękę. Miał sto trzydzieści na osiemdziesiąt sześć i mocne, miarowe tętno, więc się uspokoił.
Stanął na nogi, aż zakręciło mu się w głowie. Odczekał chwilę i wyszedł do salonu. Najpierw otworzył szerzej okno balkonowe. Do środka wpadło chłodniejsze powietrze o zapachu ropy. Rozejrzał się wokół i po chwili szybko przeszedł do przedpokoju.
O kurwa! – zaniepokoił się. Gdzie jest mój komputer? Giena? Ty, ty skur… Katastrofa!
Po chwili jednak dostrzegł torbę za szafką na buty. Uff! – odetchnął.
Przysiadł na krzesełku, wyjął i otworzył laptop. Wpisał hasło i odnalazł folder z wysłanymi depeszami.
Uff! – znów odetchnął, bo depesza z konferencji prezydenta wyszła o szesnastej dziesięć.
– Kurwa, nie pamiętam – powiedział na głos.
Ja pierdolę, co się wczoraj działo? Nic nie pamiętam. Jak to możliwe? Nigdy się tak nie upiłem. Coś jest nie w porządku. Giena? To twoja robota? – zaczynał myśleć coraz składniej.
Poszedł do łazienki. Puścił zimną wodę, zrzucił ubranie i wszedł do pustej jeszcze wanny. Ledwie usiadł, gdy z głębi mieszkania doleciał dźwięk telefonu. Robert przez chwilę się zastanawiał, czy odebrać, gdy dzwonienie ucichło. Mimo to wstał, bo pomyślał, że powinien przejrzeć telefon, a wtedy może uda mu się odświeżyć pamięć, o coś zaczepić, od czegoś zacząć.
To była po raz czwarty Magda. Według zapisu telefonował do niej wczoraj minutę po jedenastej, jak zawsze przez WhatsApp, i rozmawiali przez piętnaście minut. Zaraz potem Magda dzwoniła jeszcze trzy razy, co minutę, ale ani razu nie odebrał. Był też esemes od żony, że wraca jutro rano i prosi, by odebrał ją z lotniska.
Wygląda na to, że o coś poszło. Hm… Zerwałem z Magdą? Pokłóciliśmy się? – pomyślał zaskoczony, bo nigdy nie miał takiego zamiaru i poza seksem nic go z nią nie łączyło. Co się stało? Zadzwonić do Gieny… podpytać? – kombinował bez przekonania.
W wannie przybywało wody, chociaż z powodu upałów w Baku nie była wystarczająco zimna, więc przełączył na prysznic i puścił mocny strumień na głowę. Skulił się, podciągając nogi pod brodę, by woda objęła całe ciało, i od razu poczuł ulgę.
To przez to powietrze z ropą… jakieś zatrucie czy co? A jeżeli to Giena? Przecież robią tak… jak się nazywa ten środek? Kurwa… no jak? Tylko dlaczego miałby to zrobić? W knajpie?
Nagle Robert się ożywił.
– Od tego trzeba zacząć! – rzucił na głos i poklepał się po mokrych plecach. – Trzeba to zbadać. Koniecznie, bo to może być dowód. – Zaczął rozglądać się po łazience. – Na wszelki wypadek… trzeba się zabezpieczyć.
Pomyślał, że powinien jak najszybciej pobrać próbkę swojej krwi. Obawiał się, że czas może zatrzeć ślady. Cokolwiek wczoraj się stało, zanieczyszczona jakimś środkiem chemicznym krew będzie wyśmienitym dowodem. Stężenie alkoholu zawsze da się wytłumaczyć. Spojrzał na szafkę, w której trzymał nożyki do golenia. Wyszedł z wanny, lecz znów zakręciło mu się w głowie i pociemniało w oczach, więc przysiadł na krawędzi. Nim podniósł powieki, znów zadzwonił telefon. Wiedział, że to Magda, ale na wszelki wypadek spojrzał na ekran. To była ona. Nie odebrał. Nie miał siły z nią rozmawiać, bo nie potrafiłby teraz zebrać myśli. Zresztą nie pamiętał, co się wczoraj stało, i nie miał przygotowanych odpowiedzi. Ale uporczywość Magdy zaczęła go denerwować a nawet lekko niepokoić. Na dodatek miał wrażenie, jakby telefon wibrował wewnątrz jego mózgu, drażniąc wszystkie zmysły.
Podszedł do szafki z lustrem i włożył telefon do szuflady między ręczniki. Spojrzał na swoje odbicie. Wyglądał, jakby nagle się postarzał o dwadzieścia lat. Wyszły wszystkie zmarszczki, wrażliwe naczynka i zaskórniki, które próbował ukryć, stosując rozmaite kremy i maseczki. Teraz doszły jeszcze worki pod oczami, opuchlizna i siwiejący zarost. Pokręcił z niesmakiem głową i splunął do umywalki.
Z paczki wyjął nowy nożyk do golenia. Teraz potrzebował pojemnika na krew. Wziął buteleczkę z próbką perfum Chanel i stwierdził, że w sam raz nada się na krew. Wyrwał dyspenser, perfumy wylał do zlewu i przepłukał flakonik ciepłą wodą.
Zaczął rozłamywać nożyk, by wyjąć ostrze. To nie było skomplikowane, ale teraz sprawiało mu sporą trudność. Po chwili prób zdenerwował się i rzucił golarką o zlew.
Spojrzał na swoją dłoń. Drżała. Uważnie obejrzał opuszki palców i pomyślał, że przecież może zrobić sobie rankę nożyczkami do paznokci, musi je tylko zdezynfekować. Butelka ze spirytusem salicylowym stała przed nim w szafce. Nożyczki znalazł w futerale Ewy z przyborami do manikiuru. Dotknął opuszkiem ostrza i uznał, że jest idealne do nakłucia.
Wziął plastikową buteleczkę ze spirytusem i potrząsnął. Była prawie pusta.
Może wystarczy – pomyślał i już miał polać nożyczki, kiedy znów zadzwonił telefon.
– Na litość boską! Nie teraz, Magda! – powiedział na głos i odczekał, aż sygnał zamilknie.
Zastanowił się, który palec powinien wybrać, i w końcu zdecydował się na środkowy, bo był największy. Odczekał kilka sekund. Wstrzymał powietrze, patrząc na swoje odbicie w lustrze, i nacisnął. Zasyczał, bo wbił zdezynfekowane ostrze głębiej, niż chciał. Zdziwił się, gdy dopiero po chwili pojawiła się na opuszku nieduża kropla. Przyłożył palec do otworu buteleczki. Skapnęły dwie krople. Uznał, że to za mało. Musiałby zrobić większą ranę, ale nie był na to gotowy. Nie lubił widoku krwi i nie znosił bólu.
Krew jest za gęsta, pewnie jestem odwodniony – skonstatował i od razu poczuł pragnienie. Trzeba pobrać z żyły, tylko jak? Zadzwonię po pielęgniarkę albo podjadę do przychodni. Tak! Podjadę do przychodni.
Opłukał palec pod wodą i zacisnął rankę kciukiem.
Muszę zadzwonić do Gieny! To jest klucz, ale najpierw…
Poszedł nago do salonu. Otworzył okno, wyjął z barku butelkę i nalał sobie dawkę whisky, którą uzupełnił odrobiną ciepłej coli. Wypił haustem i poczekał na nieuchronny wstrząs. Ten nadszedł szybciej, niż się spodziewał, i był potężniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Zebrało mu się na wymioty. Zakrył twarz dłonią, ale tylko mu się odbiło i nosem poszedł kwas. Kilka razy wciągnął i wypuścił powietrze. Po chwili zrobiło mu się lepiej.
– Zatrucie chemią! To już pewne! Ale szklaneczka whisky to jedyny sposób, by odkazić pamięć i jakoś wrócić do wczorajszych wydarzeń – powiedział na głos i puścił kciuk, którym dociskał rankę na drugim palcu. – Tak, byliśmy przecież w Çay Bağı i śledził mnie jakiś typ! – oznajmił gromkim głosem, zaskoczony swoim odkryciem. – Tak… tak… od tego się wszystko zaczęło! Giena… ty skurwysynu!
Wlał sobie drugą porcję whisky i postanowił zabrać ją do łazienki.
Obraz przed oczyma zaczął mu niebezpiecznie falować, więc niosąc szklaneczkę w jednej ręce, a drugą przytrzymując się mebli i ścian, nie bez problemów dotarł do łazienki.
Z zadowoleniem jednak stwierdził, że alkohol spełnił swoje zadanie. Powoli zaczynał sobie przypominać, co się zdarzyło poprzedniego dnia. Znów wszedł do wanny. Skierował strumień deszczownicy na twarz i usiadł. Woda była ledwie letnia.
Pierdolony upał – pomyślał i zrobiło mu się miło. Powoli zaczął odpływać. Zdrzemnę się chwilkę i zaraz…
Postawił szklankę na podłodze.
Czuł, że za chwilę zaśnie. Z oddali doleciał cichy sygnał telefonu, ale on nawet nie otworzył oczu.
Magda… znów ta Magda…
Pomyślał, że powinien odebrać, ale nie miał siły się podnieść. Było mu teraz tak dobrze, a poza tym musiał sobie jeszcze przypomnieć, o co się z nią pokłócił. Postanowił zostawić to sobie na później. Teraz najważniejsze było ustalenie początku: o co Gienie chodziło z tym facetem na ławce?
– O kurwa! – Ocknął się nagle w wannie pełnej wody. – Miałem odebrać Ewę z lotniska…
Chyba zasnął.
Po chwili poszukiwań odnalazł telefon na półce z ręcznikami. Na wyświetlaczu była dziesiąta pięć. Nie było żadnego nowego łączenia ani wiadomości od Magdy.
Nagle poczuł, że nie jest sam. Miał wrażenie, że ktoś czai się w łazience. Stoi za nim. Powoli zakręcił wodę i zrobiło się cicho. Nagle zdał sobie sprawę, że siedzi w napełnionej wannie, a przecież nie zatykał odpływu. Nie mógł się odwrócić. Jakby sparaliżował go strach.
Może jednak to Ewa?! – przeleciało mu przez myśl, ale absurdalność tego przypuszczenia przeraziła go jeszcze bardziej. Usłyszał za sobą cichy głęboki miarowy oddech mężczyzny. Kiedy poczuł woń jego potu, wiedział już, co się stanie za chwilę. Zamknął oczy, bo nie wierzył, że to dzieje się naprawdę. Wstrzymał oddech i wtedy jego ciałem szarpnął potężny wstrząs.