Читать книгу Odwet - Vincent V. Severski - Страница 17

| 16 |

Оглавление

Monika i Dima przyszli na Litewską razem piętnaście minut przed czasem. Byli zmęczeni po całym dniu prowadzenia obserwacji w miejskim skwarze, więc Dima podkręcił klimatyzację i zaległ na kanapie. Po chwili dołączyła do niego Monika z butelką zimnego napoju aloesowego. Już dość się dziś nagadali, więc czekali w ciszy, aż wybije siedemnasta.

W końcu jednak Monika nie wytrzymała.

– Mógł go przyprowadzić wczoraj. Albo przynajmniej dzisiaj rano – wymruczała z głową odchyloną na oparcie. – Trzydzieści dwa stopnie. Zbrodnia.

– Pewnie przyjdzie w golfie szetlandzkim – rzucił Dima i oboje wybuchnęli śmiechem. – Tak mówił o nim Witek?

– Tak.

– Kompetencje i życiorys imponujący. Znaczy, że ma poukładane i powinien być z niego pożytek.

– Mnie to on zawsze będzie się kojarzył z odejściem Romana, jakby był jego epigonem. – Monika nieco się ożywiła i usiadła prosto. – Nie wiem, czy mam w sobie tyle dobrej woli, by go zaakceptować. – Pociągnęła łyk prosto z butelki. – Chciałabym się mylić.

– A ja mam dobre przeczucie. I podoba mi się to jego imię… Lutek, bo zupełnie nie pasuje do gromowika.

– Pleciesz! Co to ma do rzeczy? A Dimitrios to akurat pasuje do polskiego szpiega? Nie ma to jak… – Wyraźnie lepiej się poczuła i była lekko rozbawiona. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale urwała, bo z przedpokoju doszedł ich szczęk otwieranego zamka.

Po chwili wszedł spocony Roman w białej koszuli z krótkimi rękawami. Niósł teczkę. Za nim wkroczył Lutek.

Monika spodziewała się wygolonego na łyso mężczyzny z brodą, bicepsami i tricepsami jak melony, w ciemnych okularach, butach taktycznych, bojówkach i z wielkim zegarkiem na prawej ręce. Tymczasem wszedł szczupły, wysportowany mężczyzna średniego wzrostu. Krótko ostrzyżony szatyn z bródką goatee, w T-shircie z głową lwa, dżinsach i adidasach. Wyglądał na typowego spacerowicza z Monciaka. To właśnie najbardziej jej się spodobało. Takiego nam trzeba – pomyślała.

– To jest Lutek – rzucił Roman, odstawiając teczkę na biurko. – Monika i Dima – dodał i usiadł na foteliku. – Poznajcie się.

Lutek stanął na środku pokoju i przez chwilę lustrował pomieszczenie, zerkając na Monikę i Dimę, którzy stali kilka metrów dalej.

Ciszę przerwał Dima.

– Cześć! – Ruszył z wyciągniętą ręką. – Witamy w Sekcji.

Lutek nie zrobił kroku w przód, czekał, aż tamten podejdzie, i kiedy uścisnęli sobie dłonie, skinął głową, patrząc mu w oczy. Dopiero potem podszedł do Moniki i pierwszy podał jej rękę. Spodobało jej się to, bo nie lubiła farbowanych dżentelmenów i szanowała mężczyzn z obrączkami. Lutek robił coraz lepsze wrażenie. Uśmiechnęła się do niego tak miło, jak potrafiła, a on odpowiedział służbowym ściskiem policzków.

– Wiecie o sobie chyba wszystko – zaczął Roman, wycierając kark z potu. – Przynajmniej to, co powinniście wiedzieć. – Bardzo się cieszę, że dołączył do nas tak doświadczony oficer, i wiem, że teraz będziemy jeszcze sprawniejsi. Opowiadałem Lutkowi o aferze Wielkiego Zdrajcy. To się już nie powtórzy. Nie powinno.

Monika i Dima usiedli na swoich miejscach, a Lutek obszedł pokój, bezceremonialnie zaglądając do pozostałych pomieszczeń. Zbliżył się do okna, wyjrzał na zewnątrz i w końcu przysiadł na parapecie z rękami skrzyżowanymi na piersi. Zrobił dokładnie tak, jak zapowiadali Witek i Ela, więc nikogo to nie zdziwiło, podobnie jak i to, że się jeszcze nie odezwał.

– To co? Od czego zaczynamy, Roman? – odezwał się Dima, trochę zdezorientowany zachowaniem Lutka, po czym zwrócił się wprost do niego: – Wiesz, co teraz robimy? Czym się zajmujemy? Olgierd Rubecki. Znasz?

Lutek skinął głową.

– Dobra! – wtrąciła się Monika. – Wiemy, że jesteś małomówny, i wcale nam to nie przeszkadza, a może to nawet twoja zaleta, ale gdy się do kogoś przychodzi, to uprzejmie jest się przynajmniej odezwać i przedstawić – powiedziała twardo, spokojnym tonem. – My tu nie jesteśmy małostkowi, ale obowiązują zasady jak w rodzinie i trzeba się do nich dostosować. Chciałeś do nas dołączyć? Słyszeliśmy o Wydziale Q, ale my nie jesteśmy gorsi. Naszą bronią jest inteligencja, cień i cisza, a nie James Bond…

– Daj spokój! – przerwał jej Dima, bo wyraźnie się już nakręcała, jakby chciała za chwilę powiedzieć Lutkowi, że jest epigonem Romana.

– Mam na imię Lutek i wiem, kim jest Rubecki – przemówił w końcu Lutek z obojętną miną i spojrzał za okno. – Dowódca stawia zadania, ja realizuję.

– Nie chciałam być niegrzeczna. – Monika zmieniła ton. – Ale wiesz…

– Wiem – odparł Lutek. – Upał.

Uśmiechnęła się w duchu, bo Lutek wyjął jej to z ust. Właśnie chciała zrzucić wszystko na upał i zmęczenie. Poczuła, że zachowała się małostkowo, ale Lutek spodobał jej się jeszcze bardziej.

– Opracowujemy Olgierda Rubeckiego, naszego byłego kolegę, jak wiesz. Zaczął nowe życie i prze do polityki, chociaż nie jest w żadnej partii – kontynuował spokojnie Dima. – Ma jednak potężną wiedzę z czasów, kiedy był w służbie, liczne prywatne kontakty w Agencji i z partnerami zagranicznymi, ma też aktualne poświadczenie bezpieczeństwa do poziomu cosmic top secret. Realizujemy polecenie premiera, który chce wiedzieć, czy udział Rubeckiego w życiu publicznym nie jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa.

– Lutek już to wie – wtrącił się Roman – więc…

– Ale czy wie, jaki jest prawdziwy powód tego zlecenia? – Monika wstała z kanapy i podeszła do Lutka. – Wiesz? Wiesz, czego chce dyktatorek? Po co mu to?

Lutek przestał wyglądać przez okno i przeniósł spojrzenie na Monikę.

– Wiem – odparł z niemal ostentacyjną obojętnością.

Poczuła się, jakby chciał utrzeć jej nosa. Trochę się speszyła.

– To dobrze, że wiesz, bo nie mamy zamiaru ułatwiać dyktatorowi jego politycznych knowań. – Wróciła na swoje miejsce i pociągnęła łyk napoju aloesowego z butelki.

– Już dobrze – włączył się w końcu Roman. – Widzę, że prezentacja dobiegła końca. – Uśmiechnął się, jakby tę scenę zaplanował z premedytacją. – Wiecie już, kto jest kim. Widzę, że będzie wam się świetnie współpracowało. Prawda, Moniko? – Spojrzał w jej stronę, ale ona nawet nie podniosła wzroku.

Roman doskonale wiedział, że Monika próbuje odreagować na Lutku swoje emocje, ale w gruncie rzeczy jest on jej sojusznikiem i ona dobrze o tym wie. Chciała zademonstrować mu tylko, gdzie jest jej terytorium. W odróżnieniu od Dimy Lutek nigdy nie zagrozi jej wyłącznej sferze wpływów, nie wejdzie w świat abstrakcji i metafor ani nie będzie z nią walczył. Roman podejrzewał nawet, że będzie próbowała wykorzystać go do zbudowania paktu przeciw Dimie, który został wybrany na następnego szefa Sekcji. Nie wiedziała jednak jeszcze, że Lutkiem nie sposób manipulować, bo on słucha tylko rozkazów.

– W takim razie przedstawcie, co dzisiaj ustaliliście – zaczął Roman. – Wprowadzicie Lutka, który od jutra wejdzie do akcji.

– W sumie – odezwał się Dima – tylko dwa punkty o jakiejś wartości, dwa kontakty do rozpracowania. Kobieta, która spędziła noc u Rubeckiego, poruszająca się służbową czarną toyotą, i mężczyzna z wąsami, z którym przesiedział prawie dwie godziny w kawiarni Na Rozdrożu. O trzynastej był w Radiu FMN, potem u ojca, a teraz pojechał do NTV24. O osiemnastej będzie w programie Zaremby. Witek i Ela ciągną za nim.

– Według ustaleń Witka toyota, którą jeździ panienka, to samochód operacyjny którejś ze służb, ale słabo zabezpieczony – tłumaczyła Monika. – Czyli…

– Nie jest wykorzystywany do działań operacyjnych – wtrącił Lutek.

– To musi być samochód do wożenia czyjejś ważnej dupy – włączył się Dima.

– Czarna toyota? – zapytał Roman. – Mamy takie w Agencji…

– Tak? – Monika wzięła iPada i podeszła do Romana. – To może znasz i ją?

– Tak, znam.

– O! – niemal jednocześnie powiedzieli Monika i Dima. – Kto to?

– Dyrektor Edyta Polanowska, szefowa Biura Operacji Specjalnych. Dostała to stanowisko po Pańskim. – Roman zamyślił się i wszyscy czekali, co powie dalej.

– Rano po wyjściu od Rubeckiego wyraźnie się sprawdzała – przerwał ciszę Dima. – Ukrywa romans… mężatka?

– Tak. Jej mąż to ten nowy wiceminister obrony…

– Ten? – niemal krzyknęła Monika i podsunęła Romanowi iPada pod nos. – Wiedziałam, że skądś znam te wąsy!

W pokoju zaległa cisza. Wszyscy spoglądali na siebie zdziwieni tym odkryciem, tylko Lutek patrzył w okno. Największe zdumienie było jednak na twarzy Romana. Potrzebował chwili, żeby zrozumieć, co się właściwie stało. Czy to tylko sprawa obyczajowa, biurowy romans, czy też kryje się za tym coś więcej? W końcu wiceminister Marian Kwas od trzech miesięcy odpowiedzialny był w MON za zakupy sprzętu wojskowego. Roman doskonale pamiętał, że Edyta Polanowska wyszła za Kwasa pół roku temu i wszyscy w Agencji żartowali, zastanawiając się, czy weźmie jego nazwisko. Nie wzięła.

Ten romans nie był zwykłą sprawą obyczajową i coś jednak musiało za nim stać. Rubecki był kawalerem i jeśli się kochali, mogli spokojnie się pobrać. Polanowska poślubiła jednak Kwasa, który jako mężczyzna nie dorastał Rubeckiemu do pięt. Był za to dobrze podwiązany pod premiera Boleckiego i uchodził za jego wiernego zausznika. W Agencji plotkowało się, że nie ma robić zakupów dla armii, tylko przygotować wysadzenie ministra Masłowicza po wyborach prezydenckich.

– No to mamy trójkąt polityczny – podsumował Dima. – I to nie jest trójkąt równoramienny.

– Ale numer! – dodała Monika, wyraźnie poruszona. – I co teraz? Natychmiast poinformować premiera, że mu w służbach miłość kwitnie? Ciekawe, co z tym zrobisz, Roman. – Uśmiechnęła się złośliwie. – Czy ten romans to sprawa osobista Olgierda, czy wydarzenie polityczne? Kurwa, czym my się zajmujemy! – Spojrzała pytająco w stronę szefa.

Ale Roman nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Nie tego oczekiwał. Sytuacja bardzo się skomplikowała i nagle dotarło do niego, że polecenie Boleckiego w sprawie ustalenia, czy Rubecki postępuje zgodnie z prawem, może mieć zupełnie inne motywy. Ale też zachowanie Rubeckiego jest co najmniej podejrzane. I jaką rolę odgrywa podpułkownik Edyta Polanowska? Co łączy Rubeckiego z Kwasem? I to wszystko podlane emocjami, może miłością, może zdradą. Roman nie radził sobie zbyt dobrze w świecie uczuć, bo sam kochał tylko raz. Od tamtej pory nic się nie zmieniło i niczego się nie nauczył, bo nie chciał. Mimo to miał przeczucie, że Polanowska skrywa jakąś tajemnicę, ale odkryć ją powinien Dima. Monika nie będzie obiektywna, bo zbyt wiele w niej sympatii dla Rubeckiego.

– No tak, mamy problem, i to całkiem poważny – podsumował Roman. – Czuję wyraźny smrodek, który wydobywa się ze szpar tej sprawy.

– Co ty, Roman?! – obruszyła się Monika. – Przecież to romans, jakich wokół pełno. Ja bym się tym tak nie przejmowała. Wiecie, w jakich karkołomnych związkach tkwią ludzie i co się dzieje za zamkniętymi drzwiami? – Zorientowała się, że mogła dotknąć Romana, który był jedynym tutaj samotnym mężczyzną, więc spuściła z tonu. – To są skomplikowane sytuacje, trudne albo nawet niemożliwe do rozwikłania. Prawda, Dima?

– Prawda – dorzucił ochoczo Dima, który sam ciągle miał kłopoty z ułożeniem sobie życia uczuciowego. Od razu jednak pomyślał, że kluczem do rozwikłania sprawy jest Polanowska. – Myślę jednak, że musimy ustalić…

– To może zlećmy sprawę jakiemuś detektywowi – wtrąciła ostro Monika. – Są specjaliści od zaglądania ludziom pod kołdrę i robienia intymnych fotek. Po co angażować wywiad? Bolecki będzie w siódmym niebie, może nawet zajara się w nocy. Polanowska to atrakcyjna kobieta.

– Musimy ustalić, co się za tym kryje – ciągnął Dima – i jeżeli nie będzie żadnych podejrzanych sytuacji czy informacji, w raporcie dla premiera pominiemy ten fragment z życia Polanowskiej i Rubeckiego. Gdyby nie było na scenie Kwasa, to od razu bym to olał, ale tak…

– Za pięć szósta! – przerwała mu Monika. – Za chwilę Rubecki będzie u Zaremby. – Włączyła pilotem telewizor, a Roman usiadł obok niej na kanapie.

Odwet

Подняться наверх