Читать книгу Odwet - Vincent V. Severski - Страница 6
| 5 |
ОглавлениеZebrali się o osiemnastej w nowym lokalu na ulicy Litewskiej. Podobnie jak poprzedni, w alei Wyzwolenia, spełniał wszystkie wymogi lokalu konspiracyjnego. Był nawet lepszy, bo miał trzy duże pokoje i drugie wyjście na klatkę schodową w budynku obok. Dzięki temu mogli zwiększyć swoje bezpieczeństwo. Witek unowocześnił monitoring, zainstalował niezależny internet, zasilanie awaryjne i nowy system alarmowy, a Ela wyposażyła jeden pokój tak, by mógł służyć za safe house. Monika zadbała o miły i nowoczesny wystrój. „Można się tu ukrywać przez kilka miesięcy” – powiedział Roman na uroczystym otwarciu. Lubili się tam spotykać.
Roman przyszedł już o szesnastej. Przyniósł ze sobą teczkę personalną Olgierda Rubeckiego. Przejrzał ją jeszcze raz i w swoim żółtym kołonotatniku zrobił drobne zapiski. Nie było ich wiele.
Rubecki miał wzorowy życiorys oficera wywiadu i trudno było znaleźć w nim coś konkretnego, co mogłoby wzbudzać podejrzenia. Nie był synem żadnego polityka, dziennikarza ani dzieckiem resortowym. Był jedynym potomkiem znanego biznesmena z branży budowlanej, a do wywiadu został zwerbowany, gdy kończył w Poznaniu prawo.
Roman wiedział jednak, że teczkę personalną trzeba umieć czytać. Najważniejsza była weryfikacja oficjalnych opinii kadrowca, psychologa i przełożonych w zestawieniu z donosami, które też się tam znajdowały.
Ostatnia zjawiła się Monika. Spóźniła się ponad kwadrans, ale nawet nie przeprosiła, tylko rzuciła torbę na kanapę i poszła do kuchni. Od razu zauważyli, że przyniosła ze sobą złą aurę. Po chwili wróciła z zieloną butelką napoju aloesowego i zasiadła w fotelu naprzeciwko Dimy, który czytał teczkę Rubeckiego.
– Co? – rzuciła, widząc jego ironiczne spojrzenie.
– Nic – odparł i znów zajął się lekturą.
– No więc o co chodzi? Co tak patrzysz? Co się dzieje, Roman? Jakaś robota?
– Niespecjalnie. Na polecenie szefa mamy przejrzeć życie Olgierda Rubeckiego.
– Rubeckiego? – niemal krzyknęła. – Tego Rubeckiego… bohatera narodowego i nadzieję wszystkich turbo-Polaków? – dodała z ironią. – Po co mamy go prześwietlać? To przecież już cywil, co on nas obchodzi? Przystojny i inteligentny, ale nie w moim typie…
– Planujemy wciągnąć go w pułapkę namiętności, pani kapitan Arent? – odezwał się Dima i z rogu pokoju dobiegł śmiech Witka i Eli.
– To miał być dowcip? – odparła hardo Monika. – Słaby.
– Jestem jeszcze tylko do końca tego tygodnia, jak wiecie, więc w tym czasie mamy zbadać temat, a ja muszę zdążyć napisać raport dla szefa. – Roman podniósł się, odszedł od biurka i przysiadł do Moniki. – Tak naprawdę… to jest polecenie premiera.
– Ja pierdolę! – oburzyła się Monika. – Roman… jak możesz pozwalać temu dyktatorkowi wciągać wywiad do wewnętrznych rozgrywek? Ja się nie zgadzam… rzucam wszystko i jadę w Bieszczady. – Spojrzała na Dimę, który kartkował teczkę. – A ty dlaczego milczysz? Powiedz coś!
– Mamy przedstawić raport dotyczący okresu, kiedy Ekiert był w służbie. Jest emerytowanym oficerem wywiadu, a właściwie rencistą z aktualnym dopuszczeniem do informacji niejawnych, poziom CS, więc mamy podstawy, by się nim zająć – odpowiedział spokojnie Roman. – I to jest zgodne z prawem, nie zajmujemy się jego poglądami politycznymi. Szef może nam zlecić taką robotę, ale wiemy, do czego może to być wykorzystane, jeżeli znajdziemy coś podejrzanego. Dlatego też dał to akurat nam, żeby sprawę utrzymać w tajemnicy. Ekiert, czyli Rubecki, ma mnóstwo przyjaciół na Miłobędzkiej i sprawa zaraz by wyciekła. Zgadzam się, to jest podejrzane etycznie, ale lepiej, żebyśmy zrobili to my niż jakaś inna służba. Potraktujmy to jako sprawę rodzinną.
– Najbardziej podejrzany etycznie to jest ten premier, dla którego mamy pracować – rzuciła Monika z emfazą. – Rzygać się chce. Właściwie to powinniśmy wesprzeć naszego byłego kolegę. Nie sądzicie? Jest o klasę lepszy od całej tej zgrai z przypadku i nieszczęścia. – Uśmiechnęła się ironicznie i znów rzuciła do Dimy: – Już coś tam wyczytałeś? Nasz Bonduś ma jakieś zdanie?
– Nawet gdybyśmy chcieli, trudno byłoby mu zaszkodzić – zaczął Dima. – Kawaler, bezdzietny, żadnych skandali. Piętnaście lat wzorowej służby i sporo donosów, a to o czymś świadczy. Jeśli dobrze wykonamy swoją pracę, tylko zrobimy mu przysługę. Może Olgierd Rubecki jest jakąś nadzieją dla tego kraju. A może pod maską patrioty kryje się zwykły fake, taki sam cwaniak jak inni, krętacz i manipulant. – Wszyscy zamilkli, jakby dotarła do nich prosta prawda. – Musimy to sprawdzić. Więc jaki masz plan, Roman?
– „Plan” to za duże słowo. Założymy mu obserwację na kilka dni. Pewnie się zorientuje, ale nie będziemy nad tym płakać… – Roman zdjął okulary i zaczął je przecierać chusteczką. – Zrozumie, że jest obrabiany przez Agencję…
– A może po prostu porozmawiać z nim i powiedzieć mu prawdę – wtrąciła Monika. – Po co takie dziecinne podchody? To naiwne.
– Nie możemy tego zrobić – odparł Roman, zakładając okulary na czoło. – Tak, Dima ma rację, Olgierd Rubecki to teraz polityk, więc musimy mieć do niego ograniczone zaufanie. Polityka zmienia ludzi, nawet takich jak on… i my. Niestety… mamy wiedzę i doświadczenie w tej kwestii. Ale możemy mu coś podpowiedzieć. – Opuścił okulary na nos i rozejrzał się po pokoju. – Robimy standardowo. Monika i Dima zajmą się obserwacją Olgierda: obejrzą sobie jego dzień powszedni w realu oraz poznają jego znajomych i przyjaciół… Wiecie, co macie robić. Ela i Witek będą was zmieniać i też zajmą się jego dniem powszednim, znajomymi i przyjaciółmi, tyle że w świecie wirtualnym.
– Dobrze, a co z materiałami dotyczącymi jego słynnej akcji w Iraku? Jaki to był kryptonim? – zapytał Dima, podając teczkę Monice.
– „Sindbad”… chyba – odezwała się Ela.
– Aaa… tak. To przecież kamień węgielny Olgierda jako polityka – ciągnął Dima. – W personalnej sprawie nic nie ma na temat tej operacji, a nie będziemy chyba opierać się na gazetach. Rzeczywistość wygląda inaczej niż przekaz medialny. Mylę się?
– Ani trochę – odpowiedział Roman. – Problem w tym, że teczka, z oczywistych powodów, jest w sejfie WBW. Pilnuje jej naczelniczka Gerber, ale teraz jest w delegacji, wraca w czwartek, a ja wolę, by nikt nie zauważył, że zajmujemy się Rubeckim. Dobrze… analiza materiałów to moja działka.
– Późno – wtrąciła się Monika. – Zdążysz? Wątpię.
– Zależy, co tam jest i ile tego jest – uściślił Dima. – Przypuszczam, że sprawa musi być opasła. To nie była pierwsza lepsza operacja, tylko akcja dekady albo i wszech czasów. I sporo ludzi w niej uczestniczyło. Więc…
Roman pomyślał, że Dima ma rację, ale od razu do niego dotarło, że musiałby wtedy odwołać wyjazd w Bieszczady, a to nie wchodziło w grę i nie było takiej sprawy w Agencji, która mogłaby temu przeszkodzić. Zawsze wyjeżdżali z Bronkiem, żeby nie być w Warszawie w rocznicę wypadku Hani ani w dniu jej śmierci, czyli przez te dwa tygodnie, kiedy trwali przy jej łóżku. Hania była żoną Romana i siostrą Bronka, więc łączyła ich więź nie tylko dzieciństwa, ale też miłości i śmierci. Nie mogło być silniejszego związku, przynajmniej dla nich, ale o tym nikt nie wiedział i oni sami też nigdy na ten temat nie rozmawiali.
– Kiedy wyjeżdżasz do Aten? – Leski zwrócił się do Dimy. – Nie pamiętam.
– Bo nie mówiłem – odparł Dima. – Planuję w sierpniu – dodał. – Rozumiem, o co ci chodzi. Jeżeli sprawa się przeciągnie, poprowadzimy ją przecież sami. Możesz spokojnie jechać na urlop.
– Oczywiście! – włączyła się Monika. – Co to za sprawa tego Rubeckiego? – Zrobiła zdegustowaną minę. – Porwanie Henryka, Pański… to była ostra jazda. A poza tym są telefony, internet… nie?
Zauważyła, że Roman od jakiegoś czasu wierci się w fotelu i odpływa gdzieś myślami. Miała wrażenie, że chce coś powiedzieć, ale szuka właściwych słów i czegoś się obawia. To było dziwne, bo nigdy się tak nie zachowywał. Monika ufała jednak swojemu trzeciemu oku i patrzyła na niego z mieszaniną niepokoju i zaskoczenia. Czuła jednak, że to nie może być nic złego.
– Chcesz nam coś powiedzieć, Roman? – Nie wytrzymała. – Coś się stało?
– Nie, nic… nic takiego – odparł niepewnie. – A właściwie to tak. Mam wam coś ważnego do zakomunikowania. – Zdjął okulary i zaczął je przecierać.
Wszyscy wiedzieli już, że Roman jest naprawdę przejęty.
– No więc… – odezwał się zaniepokojony Dima.
– No więc… – powtórzył Roman – no więc tak, nasz zespół się rozrasta… no i… – Założył okulary i spojrzał na cztery wpatrzone w niego twarze.
– No i co? – dopytał Dima.
– Ktoś do nas dołączy? – dorzuciła Monika.
– Tak.
– Rany boskie, Roman! Wyduś to w końcu z siebie – zaniepokoił się Dima. – Ktoś do nas dołączy, i dobrze! W czym masz problem? My się cieszymy… prawda? – Uśmiechnął się do Moniki, która jednak nie zareagowała i wyglądała na szczerze zaskoczoną.
– Tak, po sprawie Pańskiego doszedłem do wniosku, że Sekcja jest zbyt słaba, wystawiona na niebezpieczeństwo nawet na własnym terenie, a przecież to nie koniec naszego funkcjonowania i zawsze może być gorzej. Na świecie coraz goręcej, i to nie z powodu ocieplenia. – Roman spróbował zażartować, ale tylko Dima wciąż się uśmiechał. Witek i Ela słuchali go w skupieniu. – Widzicie, co się dzieje, a politycy są coraz bardziej ogłupiali, coraz słabsi, znerwicowani, klaun prezydentem USA, w Rosji monarchia dziedziczna, a u nas…
– Roman, na litość… daruj! – przerwała mu Monika. – My to wszystko wiemy. Kto do nas przychodzi?
– Uznałem, że potrzebny jest nam specjalista od broni, walki, obserwacji, ktoś doświadczony. Chciałbym, żebyście bardziej się skupili na analizach… rozpracowaniu…
– Dajemy radę, ale na pewno ktoś taki nam się przyda – przerwał mu Dima. – Prawda? – Przebiegł wzrokiem po zebranych, wyraźnie dając znać, że mają Romana poprzeć i pokazać mu, że cieszą się z jego decyzji.
– Pewnie, szefie! I to bardzo! – odezwał się Witek z niepewnym entuzjazmem, a Ela pokiwała głową.
Tylko Monika milczała. Zrobiło jej się smutno. Domyśliła się, że Roman powiększa Sekcję, bo przygotowuje się do odejścia. Powoli będzie wtajemniczał Dimę w swoje kompetencje, wyciągnie go z cienia Sekcji, wprowadzi do centrali Agencji, w świat szefów i polityki. I nic już nie będzie takie jak kiedyś. Dima zostanie szefem, a Roman zniknie z jej życia. Poczuła ucisk w dołku i pomyślała, że jeśli zaraz nie wyjdzie, to rozpłacze się na oczach wszystkich. Podniosła się i z ostentacyjną obojętnością poszła do łazienki.
Wszyscy czuli, że coś się dzieje, ale tylko Monika wiedziała co i dlaczego. Nie myliła się. Roman zaczynał się zastanawiać nad swoim odejściem. Miał to być główny temat ich rozmów w Bieszczadach, bo Bronek nosił się z takim samym zamiarem. Dawno już sobie obiecali, że żaden nie zostanie w służbie dłużej niż miesiąc po odejściu pierwszego. Potem kupią sobie domek w Solinie i zamieszkają w nim na stałe.
Roman od początku zakładał, że Monika natychmiast się połapie, dlaczego postanowił przyjąć nową osobę do Sekcji, ale nie był pewien, jak zareaguje. Nie chciał jej sprawiać bólu. I nie wiedział, czy postępuje słusznie, bo może powinien powiedzieć im to wprost, od razu. Dlatego był tak zdenerwowany. Ale musiał zrobić ten pierwszy krok bardzo delikatnie.
Wiedział, że poszła do łazienki wytrzeć oczy i nos. Musiał na nią zaczekać, jeśli miał im powiedzieć prawdę. Nie mógł już dłużej ukrywać swojej decyzji, którą dopiero planował podjąć. Ale bez ich zgody nie mógł tego zrobić i chciał im to wytłumaczyć.
Monika wróciła po minucie. Tylko Roman zauważył jej delikatnie zaczerwieniony koniec nosa. Usiadła na swoim miejscu z wyraźnym fochem.
– Naszym nowym kolegą będzie… – Roman spojrzał w stronę Witka i Eli – wasz kolega z Wydziału Q, Lutek.
Z rogu pokoju rozległ się przeciągły gwizd i głośny okrzyk radości Eli.
Dima i Monika spojrzeli na siebie zaskoczeni. Nie wiedzieli, kim jest Lutek, ale uśmiechnęli się do siebie, widząc tak spontaniczną reakcję młodych.
– Rozumiemy, że to dobry wybór – odezwał się Dima. – Wydział Q… świetna rekomendacja.
– Zaraz wam o nim opowiem, a jak coś pokręcę, to Witek i Ela mnie poprawią. – Roman umościł się w fotelu i spoważniał. – Wcześniej jednak muszę o czymś was poinformować. Nie podjąłem jeszcze decyzji, kiedy dokładnie… – spuścił wzrok – ale zamierzam przejść na emeryturę i powinniśmy powoli zacząć się na to przygotowywać. Nasza Sekcja będzie pracować dalej.