Читать книгу Nóż. Harry Hole. Tom 12 - Ю Несбё - Страница 14

CZĘŚĆ I
13

Оглавление

Altocumulusy rozpostarły się na niebie nad kościołem Voksen jak szydełkowy obrus.

– Moje kondolencje – powiedział Mikael Bellman pełnym przejęcia głosem i z wyćwiczoną miną. Dawniej młody komendant okręgowy policji, a obecnie dość młody minister sprawiedliwości uścisnął dłoń Harry’ego prawą ręką, dokładając jeszcze lewą, jakby chciał przypieczętować uścisk. Podkreślić, że naprawdę współczuje. Albo upewnić się, że Harry nie cofnie ręki, zanim fotoreporterzy – którym nie pozwolono na robienie zdjęć w kościele – dostaną swoje. Po sesji zatytułowanej „Minister-sprawiedliwości-poświęca-czas-na-uczestniczenie-w-pogrzebach-żon-dawnych-kolegów-z-policji” Bellman odszedł do czekającego SUV-a. Przypuszczalnie wcześniej sprawdził, czy Hole jest poza wszelkimi podejrzeniami.

Harry i Oleg dalej ściskali dłonie i kiwali głowami przesuwającym się przed nimi twarzom, w większości kolegom z pracy i przyjaciołom Rakel. Kilkorgu sąsiadom. Oprócz Olega Rakel nie miała żadnych bliskich krewnych, a mimo to wielki kościół zapełnił się bardziej niż w połowie. Pracownik zakładu pogrzebowego stwierdził, że gdyby wstrzymali się z uroczystościami do następnego tygodnia, to jeszcze więcej osób zdołałoby przeorganizować swoje kalendarze. Harry cieszył się, że Oleg poprosił o nieurządzanie dużej imprezy po pogrzebie. Żaden z nich nie znał zbyt dobrze kolegów Rakel z pracy ani nie miał ochoty rozmawiać z sąsiadami. To, co należało powiedzieć o Rakel, Oleg, Harry i dwie przyjaciółki z dzieciństwa powiedzieli już w kościele i tyle musiało wystarczyć. Nawet pastor pojął, że ma się ograniczyć do psalmów, modlitwy i czynności nakazywanych przez ceremoniał.

– Cholera. – Øystein Eikeland, jeden z dwóch przyjaciół Harry’ego z dzieciństwa, z mokrymi od łez oczami ciężko położył dłonie na ramionach Harry’ego i dmuchnął mu w twarz świeżym alkoholowym oddechem. Może nie tylko wygląd kazał Harry’emu myśleć o Øysteinie za każdym razem, kiedy ktoś rzucił dowcip o Keicie Richardsie. Z każdym wypalonym papierosem Bóg odbiera ci godzinę życia… i przekazuje ją Keithowi Richardsowi. Harry zobaczył, że kumpel wyjątkowo się skupia, zanim wreszcie otworzył usta z brązowymi pieńkami zębów i powtórzył, tylko z większą intensywnością: – Cholera.

– Dzięki – powiedział Harry.

– Drewniak nie mógł przyjść – dodał Øystein, nie puszczając Harry’ego. – On przecież wpada w panikę, kiedy znajdzie się w większej grupie… większej niż dwuosobowa. Ale pozdrawia cię i mówi – Øystein zmrużył jedno oko od popołudniowego słońca – „cholera”.

– Zbieramy się w kilka osób U Schrødera.

– Darmowe piwo?

– Maksymalnie trzy.

– Okej.

– Roar Bohr, byłem przełożonym Rakel. – Harry spojrzał w szare jak łupek oczy mężczyzny o piętnaście centymetrów niższego, a jednak sprawiającego wrażenie dość wysokiego. Było coś w jego sylwetce, co w połączeniu z nieco archaicznym określeniem „przełożony” skojarzyło się Harry’emu z oficerem wojska. Uścisk dłoni miał mocny, a spojrzenie zdecydowane i bezpośrednie, ale tkwiła w nim również wrażliwość, a może nawet delikatność. Zapewne ze względu na sytuację. – Rakel była moją najlepszą współpracownicą, fantastyczną osobą. To wielka strata dla Narodowego Instytutu Praw Człowieka i dla nas wszystkich, którzy tam pracujemy, w szczególności dla mnie, ponieważ tak blisko współdziałaliśmy.

– Dziękuję. – Harry mu wierzył. Ale może wiarę tę wzbudziła po prostu ciepła dłoń osoby zajmującej się prawami człowieka. Harry odprowadził Roara Bohra wzrokiem, kiedy ten podchodził do dwóch kobiet na trawniku. Zwrócił przy tym uwagę, że Bohr patrzy, gdzie stawia stopy. Jak ktoś, kto odruchowo wypatruje min przeciwpiechotnych. Zauważył też coś znajomego w jednej z tych kobiet, chociaż stała tyłem. Bohr coś powiedział, najwyraźniej po cichu, bo kobieta musiała się do niego pochylić, a on wtedy lekko dotknął ręką jej pleców.

Wreszcie kolejka składających kondolencje się skończyła. Samochód zakładu pogrzebowego odjechał z trumną. Niektórzy już wyruszyli w drogę powrotną na zebrania i do normalnej codzienności. Harry zobaczył, że Truls Berntsen odchodzi sam, aby autobusem wrócić do komendy, przypuszczalnie po to, żeby dalej układać pasjanse. Inne osoby rozmawiały w grupkach. Komendant Gunnar Hagen i Anders Wyller, młody policjant, od którego Harry wynajmował mieszkanie, stali razem z Katrine i Bjørnem. Ci ostatni przyszli z dzieckiem. Dla niektórych odgłos płaczu niemowlęcia na pogrzebie stanowił zapewne pociechę, przypomnienie, że życie toczy się dalej. To znaczy dla ludzi pragnących, aby toczyło się dalej.

Tym, którzy zostali, Harry ogłosił, że będzie spotkanie U Schrødera. Podeszła do niego Sio, przyjechała aż z Kristiansand razem ze swoim narzeczonym. Długo i mocno ściskała Harry’ego i Olega, a potem oświadczyła, że muszą już ruszać z powrotem. Harry pokiwał głową i powiedział, że szkoda, ale rozumie. W głębi ducha poczuł jednak ulgę. Sio była oprócz Olega jedyną osobą, która mogłaby go skłonić do płakania publicznie.

Helga pojechała z Harrym i Olegiem do Schrødera. Nina przygotowała dla nich długi stół.

Pojawił się mniej więcej tuzin osób. Harry siedział pochylony nad kawą, słuchając rozmów, kiedy nagle ktoś położył mu rękę na plecach. Bjørn.

– Normalnie na pogrzebach nie wręcza się prezentów. – Podał Harry’emu płaski kwadratowy przedmiot, opakowany w ozdobny papier. – Ale mnie pomagało to w ciężkich chwilach.

– Dzięki, Bjørn. – Harry obrócił paczkę w palcach. Nietrudno było się domyślić, co jest w środku. – Przy okazji chciałem cię o coś spytać.

– Tak?

– Sung-min Larsen na przesłuchaniu nie zadał mi żadnego pytania o kamerę leśną. To znaczy, że nie wspomniałeś o niej w swoim zeznaniu.

– Bo nie pytał. Uznałem, że od ciebie zależy, czy o tym powiesz, jeśli będziesz uważał to za istotne.

– Czyli nie mówiłeś?

– Skoro i ty nic nie powiedziałeś, wychodzi mi, że to nie jest istotne.

– Nie mówiłeś nic, bo zrozumiałeś, że planuję ścigać Finnego, nie mieszając w to KRIPOS ani nikogo innego?

– Tego tutaj nie słyszałem. A nawet gdybym słyszał, to i tak bym nie zrozumiał, o czym gadasz.

– Dzięki, Bjørn. I jeszcze jedno. Co wiesz o Roarze Bohrze?

– O Bohrze? Tylko tyle, że jest szefem tej instytucji, w której pracowała Rakel. To coś z prawami człowieka, prawda?

– Narodowy Instytut Praw Człowieka.

– No właśnie. To Bohr zgłosił dyżurowi policyjnemu, że się niepokoją, bo Rakel nie przyszła do pracy.

– Mhm. – Harry spojrzał na otwierające się właśnie drzwi wejściowe i wszystkie ewentualne dodatkowe pytania, jakie miałby do Bjørna, natychmiast wyleciały mu z głowy.

To była ona, ta kobieta, która stojąc tyłem, rozmawiała z Bohrem. Teraz zatrzymała się i rozglądała ostrożnie. Niewiele się zmieniła. Twarz z mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi, kruczoczarne, wyraźnie zaznaczone brwi nad niemal po dziecinnemu wielkimi zielonymi oczami. Miodowozłote włosy, pełne wargi, dość szerokie usta.

Jej spojrzenie wreszcie odnalazło Harry’ego i widać było, jak cała się rozpromienia.

– Kaja! – zawołał w tej samej chwili Gunnar Hagen. – Chodź, siadaj!

Komendant już wysuwał krzesło.

Kobieta przy drzwiach uśmiechnęła się do niego i pokazała, że najpierw musi przywitać się z Harrym.

Skóra jej dłoni była tak miękka, jak ją zapamiętał.

– Moje kondolencje. Współczuję ci, Harry.

Głos także.

– Dziękuję. To jest Oleg. I jego dziewczyna, Helga. A to Kaja Solness, dawna koleżanka po fachu.

Uściski dłoni.

– A więc wróciłaś – stwierdził Harry.

– Na razie.

– Mhm. – Szukał czegoś do powiedzenia. Nie znalazł.

Dłonią lekką jak piórko dotknęła jego ramienia.

– Zajmij się najbliższymi. A ja pogadam chwilę z Gunnarem i resztą.

Harry kiwnął głową i patrzył, jak na długich nogach miękko przemyka między krzesłami na drugi koniec stołu.

Oleg nachylił się do niego.

– Kto to jest? Oprócz tego, że koleżanka?

– To długa historia.

– Zauważyłem. A skrócona wersja?

Harry wypił łyk kawy.

– Kiedyś zostawiłem ją dla twojej matki.


Była już trzecia i jako przedprzedostatni gość na stypie wstał Øystein. Błędnie zacytował Boba Dylana na pożegnanie i wyszedł.

Jedna z dwóch pozostałych osób przemieściła się na krzesło obok Harry’ego.

– Nie masz dziś pracy, do której musisz wracać? – spytała Kaja.

– Jutro też nie. Zawieszony do odwołania. A ty?

– Jestem na stand by w Czerwonym Krzyżu. To znaczy, że pobieram pensję, ale akurat teraz siedzę w domu i czekam, aż gdzieś w jakimś miejscu na świecie huknie.

– I tak się stanie?

– Na pewno. Pod tym względem przypomina to trochę pracę w Wydziale Zabójstw. Siedzisz i czekasz, w pewnym sensie z nadzieją, że stanie się coś okropnego.

– Mhm. Czerwony Krzyż. Niezły odskok od Wydziału Zabójstw.

– I tak, i nie. Jestem odpowiedzialna za bezpieczeństwo. Ostatni kontrakt to były dwa lata w Afganistanie.

– A wcześniej?

– Również dwa lata. W Afganistanie. – Uśmiechnęła się, odsłaniając małe ostre zęby, przez które jej twarz stawała się niedoskonała i jeszcze bardziej interesująca.

– A co takiego fajnego jest w Afganistanie?

Wzruszyła ramionami.

– Początkowo pewnie tylko to, że widzi się tam problemy tak wielkie, że twoje własne, prywatne, natychmiast maleją. I to, że naprawdę jest się tam potrzebnym. No i zaczynasz lubić ludzi, których poznajesz i z którymi pracujesz.

– Takich jak Roar Bohr?

– Tak. Mówił ci, że był w Afganistanie?

– Nie, ale zachowuje się jak żołnierz, który nie chce wejść na minę. Był w siłach specjalnych?

Kaja spojrzała na niego z uwagą. Źrenice otoczone zielonymi tęczówkami miała powiększone. U Schrødera nie marnowano światła.

– Tajne? – spytał Harry.

Wzruszyła ramionami.

– Bohr rzeczywiście był podpułkownikiem w siłach specjalnych. I jednym z tych wysłanych do Kabulu z listą poszukiwanych terrorystów talibskich, których ISAF chciały się pozbyć.

– Mhm. Generał zabiurkowy czy osobiście strzelał do dżihadystów?

– Spotykaliśmy się w ambasadzie norweskiej na zebraniach dotyczących bezpieczeństwa, ale nigdy nie poznałam szczegółów. Wiem tylko, że i Roar, i jego siostra mieli mistrzostwo w strzelaniu w regionie Vest-Agder.

– I uporał się z tą listą?

– Przypuszczam, że tak. Jesteście do siebie dość podobni, Bohr i ty. Nie poddacie się, dopóki nie dopadniecie tego, kogo macie dopaść.

– Skoro Bohr był taki świetny w tej robocie, to z jakiego powodu ją rzucił i zajął się prawami człowieka?

Kaja uniosła brew, jakby chciała spytać, dlaczego Harry tak się interesuje Bohrem. Najwyraźniej doszła jednak do wniosku, że Harry po prostu potrzebuje rozmowy o czymś innym, o czymkolwiek, byle nie o Rakel, o sobie i obecnej sytuacji.

– ISAF zostały zastąpione przez Resolute Support, a wówczas nastąpiło przejście od tak zwanej misji stabilizacyjnej do szkoleniowej. Nie mogli już strzelać. Poza tym żona chciała, żeby wreszcie wrócił do domu. Nie miała siły dłużej siedzieć sama. Norweski oficer z ambicjami generalskimi musi w praktyce spędzić przynajmniej jedną zmianę w Afganistanie, więc Roar, ubiegając się o zwolnienie, miał świadomość, że rezygnuje z kariery. Wtedy pobyt tam przestał go bawić. A poza tym ludzie z takim doświadczeniem w dowodzeniu są poszukiwani w innych branżach.

– Ale od strzelania do ludzi do praw człowieka?

– A myślisz, że o co walczył w Afganistanie?

– Mhm. Czyli idealista i przykładny mąż.

– Roar to mężczyzna, który wierzy w różne rzeczy. I jest gotów coś poświęcić dla tych, których kocha. Tak jak ty. – Skrzywiła się. To był przelotny, bolesny uśmiech. Zapięła płaszcz. – To godne szacunku, Harry.

– Mhm. Uważasz, że coś wtedy poświęciłem?

– Wszyscy uważamy się za działających racjonalnie, ale podporządkowujemy się temu, co nam dyktuje serce, prawda? – Sięgnęła do torebki i wyjęła z niej wizytówkę, którą położyła na stole. – Mieszkam tam, gdzie wtedy. Gdybyś potrzebował rozmowy, to wiem co nieco o stracie i tęsknocie.


Słońce skryło się za pasmem wzgórz, barwiąc niebo nad nim na pomarańczowo, kiedy Harry otwierał kluczem drzwi do domu z ciemnych bali. Oleg był już w drodze do Lakselv i oddał mu klucze, żeby Harry mógł w przyszłym tygodniu wpuścić agenta nieruchomości. Harry prosił Olega, by się zastanowił, czy naprawdę chce sprzedać dom, czy nie chciałby do niego wrócić po zakończeniu roku praktyki. Może byłby odpowiednim miejscem dla niego i dla Helgi. Oleg obiecał, że się zastanowi, ale wyglądało na to, że już podjął decyzję.

Technicy uporali się ze swoją robotą i posprzątali po sobie, to znaczy usunęli krew, ale zostawili klasyczny rysunek kredą pokazujący ułożenie ciała ofiary. Harry wyobraził już sobie, jak agent nieruchomości, przejęty i rozpaczliwie taktowny, sugeruje usunięcie kredowych linii przed pokazywaniem domu ewentualnym nabywcom.

Harry stanął przy kuchennym oknie i patrzył, jak niebo blaknie, jak znika żar. Zastępowała go ciemność. Był trzeźwy od dwudziestu ośmiu godzin, a Rakel nie żyła od co najmniej stu czterdziestu jeden.

Wyszedł na środek, stanął nad rysunkiem. Klęknął. Powiódł palcem po szorstkiej drewnianej podłodze. Położył się, wczołgał w obrys, skulił w pozycji płodu, próbując się zmieścić w obrębie białych kresek.

I wreszcie wezbrał w nim płacz. Jeśli to w ogóle był płacz, bo nie popłynęły żadne łzy, a jedynie ochrypły krzyk, który zaczynał się w piersi, narastał i musiał wydostać się przez zbyt ściśnięte gardło, nim wreszcie wypełnił pomieszczenie, brzmiący jak krzyk człowieka, który walczy ze śmiercią. Kiedy Harry przestał krzyczeć, odwrócił się na plecy, żeby oddychać. Dopiero wtedy przyszły łzy. A przez łzy zobaczył tuż nad sobą rozmyty jak we śnie kryształowy żyrandol. Kryształki układały się w kształt litery S.

Nóż. Harry Hole. Tom 12

Подняться наверх