Читать книгу Nóż. Harry Hole. Tom 12 - Ю Несбё - Страница 8

CZĘŚĆ I
7

Оглавление

Harry zważył komórkę w ręku. Dystans ośmiu przyciśnięć klawiszy. O cztery mniej niż wtedy, kiedy mieszkał w Chungking Mansion w Hongkongu, czterech szarych budynkach stanowiących osobną społeczność, ze schroniskami dla imigranckich pracowników z Afryki i Filipin, z restauracjami, pokojami modlitw, pracowniami krawieckimi, kantorami wymiany walut, izbą porodową i zakładem pogrzebowym. Pokój Harry’ego mieścił się na piętrze w bloku C. Cztery metry kwadratowe nagiego betonu z miejscem na brudny materac i popielniczkę, gdzie sekundy odliczało kapanie z klimatyzacji, a on sam stracił rachubę dni i tygodni, to zanurzając się, to wypływając z zamroczenia opium, które decydowało o tym, kiedy stamtąd wychodził i kiedy wracał. W końcu pojawiła się Kaja Solness z Wydziału Zabójstw i zabrała go do domu. Ale wcześniej znalazł swój rytm. I codziennie po zjedzeniu porcji szklistego makaronu u Li Yuana albo po wyjściu na Nathan Road i Melden Row oraz kupieniu grudki opium w butelce ze smoczkiem wracał, stawał przy windzie w Chungking Mansion i patrzył na automat telefoniczny wiszący obok na ścianie.

Uciekł wtedy od wszystkiego. Od pracy śledczego specjalizującego się w sprawach zabójstw, ponieważ niszczyła jego duszę. Od siebie samego, ponieważ stał się destrukcyjną siłą zabijającą wszystko dookoła. Ale przede wszystkim od Rakel i Olega, ponieważ nie chciał ich skrzywdzić. Nie bardziej, niż już to zrobił.

Mimo wszystko codziennie, czekając na windę, wpatrywał się w automat telefoniczny. Dotykał drobnych, które miał w kieszeni.

Dwanaście przyciśnięć guzików, aby usłyszeć jej głos. Upewnić się, czy ona i Oleg dobrze się czują.

Ale dopóki nie zadzwonił, nie mógł tego wiedzieć.

W ich życiu panował chaos i po jego wyjeździe wszystko było możliwe. Rakel i Oleg mogli dać się wciągnąć w wiodący ku otchłani wir, jaki powstał po sprawie Bałwana. Rakel była silna, lecz Harry przy okazji innych zabójstw widział, jak również ci, którym udało się przeżyć, stają się ofiarami.

Dopóki jednak nie dzwonił, oni tam byli. W jego głowie, w automacie telefonicznym, gdzieś na świecie. Dopóki nie wiedział, ciągle mógł sobie wyobrażać, jak w październiku spacerują ścieżkami po lasach Nordmarka. Tam gdzie wcześniej chodzili we troje. Chłopiec biegł przed nimi, radosny, próbując łapać spadające liście. Sucha, ciepła dłoń Rakel w ręce Harry’ego. Jej roześmiany głos pytający, dlaczego Harry się uśmiecha, on kręcący głową, kiedy zrozumiał, że rzeczywiście tak jest. Dlatego nigdy nie tknął tego telefonu. Dopóki powstrzymywał się przed naciśnięciem tych dwunastu klawiszy, ciągle był w stanie sobie wyobrażać, że to może wydarzyć się znowu.

Teraz wcisnął ostatni z ośmiu.

Telefon zadzwonił trzy razy, zanim po drugiej stronie ktoś odebrał.

– Harry? – Pierwsza z dwóch wypowiedzianych sylab zawierała zaskoczenie i radość, ta druga wciąż zaskoczenie, ale pomieszane z lekkim niepokojem. Harry i Oleg rzadko do siebie dzwonili i zawsze kontaktowali się wieczorem, a nie w środku dnia pracy. Na ogół po to, by omówić jakieś sprawy praktyczne. Oczywiście czasami były one jedynie wymówką, lecz ani Oleg, ani Harry nie bardzo lubili rozmawiać przez telefon, więc nawet wtedy, gdy dzwonili właściwie po to, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku, zazwyczaj się streszczali. Nie zmieniło się to, kiedy Oleg wraz ze swoją dziewczyną Helgą przenieśli się na północ do Lakselv w regionie Finnmark, gdzie Olega skierowano na roczną praktykę przed ukończeniem studiów w Wyższej Szkole Policyjnej.

– Oleg – odezwał się Harry. Zdawał sobie sprawę, że mówi innym, niższym głosem. Za moment obleje Olega wrzątkiem, a blizny po oparzeniu pozostaną chłopakowi do końca życia. Harry wiedział o tym, bo sam miał wiele takich blizn.

– Coś się stało? – spytał Oleg.

– Chodzi o twoją matkę. – Harry urwał, bo po prostu nie był w stanie mówić dalej.

– Znów będziecie razem mieszkać? – W głosie Olega zadźwięczała nadzieja.

Harry zamknął oczy.

Oleg był wściekły, kiedy się dowiedział, że matka rozstała się z Harrym. A ponieważ oszczędzono mu uzasadnienia, jego złość odbiła się na Rakel, nie na Harrym, chociaż Harry nie potrafił zrozumieć, jak to możliwe, że stał się ojcem, który zasłużył na to, by trzymać jego stronę. Na początku, gdy Harry wszedł w ich życie, starał się nie wtrącać, ani jako wychowawca, ani pocieszyciel, bo wyraźnie było widać, że chłopiec nie potrzebuje żadnego zastępczego ojca. A on zdecydowanie nie potrzebował syna. Ale problem – jeśli tak się na to spojrzało – polegał na tym, że Harry zwyczajnie polubił tego poważnego, milkliwego chłopca. Z wzajemnością. Rakel zarzucała im, że są do siebie podobni – i chyba rzeczywiście coś w tym było. Po pewnym czasie – kiedy chłopiec był wyjątkowo zmęczony lub zdekoncentrowany – zdarzało się, że wyrywało mu się „tato” zamiast „Harry”, chociaż ustalili, że będzie się do niego zwracać po imieniu.

– Nie – odparł Harry. – Nie będziemy razem mieszkać, Oleg. Mam złą wiadomość.

Cisza. Harry zrozumiał, że Oleg wstrzymał oddech. Harry chlusnął wrzątkiem.

– Poinformowano mnie, że ona nie żyje, Oleg.

Minęły dwie sekundy.

– Możesz powtórzyć? – powiedział Oleg.

Harry nie wiedział, czy da radę. Dał.

– Jak to nie żyje? – W głosie Olega już można było wychwycić metaliczną desperację.

– Dziś rano została znaleziona w domu. To wygląda na zabójstwo.

– Wygląda?

– Sam się o tym dowiedziałem przed chwilą. Na miejscu są ludzie z dyżuru kryminalistycznego. Zaraz tam jadę.

– Jak…?

– Jeszcze nie wiem.

– Ale… – Oleg nie dodał nic więcej, a Harry wiedział, że to wszystko znaczące „ale” nie ma dalszego ciągu. To było tylko instynktowne zastrzeżenie. Samonarzucający się protest, zaprzeczenie odpychające możliwość, aby było tak, jak jest. Echo jego własnego „ale” w gabinecie Katrine Bratt dwadzieścia pięć minut temu.

Harry zaczekał, aż Oleg zwalczy płacz. Na następnych pięć pytań chłopaka odpowiedział tak samo: „Nie wiem, Oleg”. Usłyszał jego szloch i pomyślał, że dopóki Oleg płacze, on nie będzie płakał.

W końcu Oleg nie miał już łez. Zapadła cisza.

– Będę miał telefon włączony i zadzwonię, kiedy tylko dowiem się czegoś więcej – obiecał Harry. – Jest jakiś samolot…?

– Tak, przez Tromsø, o pierwszej. – Ciężki, z trudem łapany oddech Olega aż zatrzeszczał w mikrofonie.

– Dobrze.

– Zadzwoń najszybciej, jak tylko będziesz mógł, okej?

– Tak.

– I, tato…

– Słucham.

– Nie pozwól, żeby…

– Nie bój się – odparł Harry. Nie wiedział, skąd wie, co Oleg miał na myśli. To nie była żadna racjonalna myśl, po prostu się pojawiła. Odchrząknął. – Obiecuję, że nikt nie będzie jej oglądał bardziej, niż musi, żeby zrobić swoją robotę. Okej?

– Okej.

– Okej.

Cisza.

Harry szukał słów pociechy, ale nie znalazł żadnego, które nie brzmiałoby bezsensownie.

– Zadzwonię – powtórzył.

– Dobrze.

Rozłączyli się.

Nóż. Harry Hole. Tom 12

Подняться наверх