Читать книгу Nóż. Harry Hole. Tom 12 - Ю Несбё - Страница 15

CZĘŚĆ I
14

Оглавление

Na Lyder Sagens gate ptaki śpiewały ze szczęścia.

Może dlatego, że była dziewiąta rano i nic jeszcze nie zdążyło zepsuć tego dnia. Może dlatego, że świeciło słońce, zapowiadając idealny początek weekendu, na który prognozowano ładną pogodę. A może dlatego, że na Lyder Sagens gate nawet ptaki były szczęśliwsze niż gdzie indziej na świecie. Bo nawet w kraju, który regularnie trafiał na szczyt listy najszczęśliwszych krajów na świecie, ta niezbyt imponująca ulica, której nadano imię pewnego nauczyciela z Bergen, stanowiła wyjątkowy szczyt szczęścia. Czterysta siedemdziesiąt metrów szczęścia uwolnionego nie tylko od trosk finansowych, lecz również od wyścigu nieposkromionego materializmu, ze starymi, niezbyt wyrafinowanymi, pozbawionymi ekstrawaganckich ozdób willami i wielkimi, nieprzesadnie zadbanymi ogrodami, w których dziecięce zabawki leżały rozrzucone w odpowiednio czarujący sposób, aby nikt nie miał wątpliwości co do priorytetów mieszkających tu rodzin. W stylu bohemy, ale z nowym audi, chociaż nie takim, które za bardzo rzuca się w oczy, w garażu pełnym starych, ciężkich i cudownie niepraktycznych mebli ogrodowych z bejcowanego drewna. Lyder Sagens gate była prawdopodobnie jedną z najdroższych ulic w kraju, lecz tutaj za ideał uchodził artysta, który odziedziczył dom po babci, w każdym razie mieszkańcy na ogół prezentowali się jako dobrzy socjaldemokraci, wierzący w zrównoważony rozwój i wartości równie solidne jak przesadnej wielkości drewniane belki, które tu i ówdzie wystawały z willi w stylu szwajcarskim.

Harry pchnął furtkę, której jęk zabrzmiał niczym echo z przeszłości. Wszystko było jak dawniej. Trzeszczenie drewnianych schodów prowadzących do drzwi, dzwonek bez tabliczki z nazwiskiem. Męskie buty w rozmiarze czterdzieści sześć, które Kaja Solness wystawiała na zewnątrz, aby zniechęcić włamywaczy i innych nieproszonych gości.

Otworzyła i odgarnęła z twarzy wybielone słońcem pasemko włosów.

Nawet okrywający skrzyżowane na piersi ręce za duży wełniany sweter i dziurawe filcowe kapcie były te same.

– Harry – odezwała się.

– Ponieważ mieszkasz w odległości spaceru od mojego mieszkania, pomyślałem, że zajrzę, zamiast dzwonić.

– Co? – Przechyliła głowę.

– Tak powiedziałem, kiedy pierwszy raz dzwoniłem do tych drzwi.

– Jak możesz to pamiętać?

Ponieważ długo się zastanawiałem nad tymi słowami i długo je ćwiczyłem, pomyślał Harry, a z uśmiechem powiedział:

– Mam mózg, do którego wszystko się przykleja. Mogę wejść?

Dostrzegł w jej oczach trwające zaledwie moment wahanie i uświadomił sobie, że nawet nie przyszło mu do głowy, że ona może kogoś mieć. Partnera. Kochanka. Albo jakiś inny powód, aby zatrzymać go po właściwej stronie progu.

– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.

– Nie, nie, tylko… tylko że to tak nagle.

– Mogę wrócić trochę później.

– Nie. Boże, przecież mówiłam, że możesz przyjść. – Otworzyła drzwi i odsunęła się na bok.


Kaja postawiła na stole przed Harrym kubek parującej herbaty, a sama usiadła na kanapie, podwijając długie nogi pod siebie. Harry zawiesił wzrok na książce leżącej grzbietem do góry. Dziwne losy Jane Eyre Charlotte Brontë. Przypominał sobie coś o młodej kobiecie, która zakochuje się w ponurym rozwiedzionym samotniku, po czym okazuje się, że facet ciągle przetrzymuje żonę w zamknięciu.

– Nie pozwalają mi prowadzić śledztwa w sprawie tego zabójstwa – powiedział. – Chociaż wyeliminowali mnie z kręgu podejrzanych.

– To chyba zwykła procedura w takich wypadkach.

– Nie wiem, czy są jakieś procedury obowiązujące śledczych, których żony zostały zabite. A ja wiem, kto to zrobił.

– Wiesz?

– Jestem całkiem pewny.

– Jakieś dowody?

– Intuicja.

– Jak wszyscy inni, z którymi współpracowałeś, mam wielki szacunek dla twojej intuicji, Harry, ale czy jesteś pewien, że można jej ufać, kiedy chodzi o twoją żonę?

– To nie tylko kwestia intuicji. Wykluczyłem wszystkie inne ewentualności.

– Wszystkie? – Kaja obejmowała dłońmi kubek, ale nie piła, jakby zrobiła sobie herbatę głównie po to, by ogrzać ręce. – Chyba przypominam sobie, że miałam mentora o imieniu Harry, który mówił, że zawsze istnieją inne ewentualności, a wnioski oparte na dedukcji cieszą się niezasłużenie dobrą sławą.

– Rakel nie miała innych wrogów oprócz tego jednego. Który nie był też jej wrogiem, ale moim. Nazywa się Svein Finne. A znany jest również jako Narzeczony.

– Kto to jest?

– Gwałciciel i zabójca. Mówi się o nim Narzeczony, ponieważ zapładnia swoje ofiary i zabija je, jeśli nie donoszą jego potomstwa. Byłem młodym śledczym, pracowałem dzień i noc, żeby go złapać. To mój pierwszy. I śmiałem się z radości, kiedy zatrzaskiwałem mu kajdanki na rękach. – Harry spojrzał na własne dłonie. – To był prawdopodobnie ostatni raz, kiedy przy aresztowaniu czułem taką radość.

– Tak? Dlaczego?

Spojrzenie Harry’ego powędrowało po ślicznej starej tapecie w kwiatowy wzór.

– Zapewne z wielu powodów, a moja wiedza o samym sobie jest przecież ograniczona. Ale jedną z przyczyn może być zapewne to, że gdy tylko Finne odsiedział wyrok, zgwałcił dziewiętnastoletnią dziewczynę i zagroził, że ją zabije, jeśli podda się aborcji. Zrobiła to mimo wszystko. Tydzień później znaleziono ją leżącą na brzuchu w zagajniku w Linnerud. Dookoła była krew, więc wszyscy byli pewni, że już nie żyje. Ale kiedy ją odwrócili, usłyszeli jakiś dźwięk, dziecinny głos mówiący: „Mama”. Zabrano ją do szpitala, przeżyła. Okazało się jednak, że ten głosik nie był wcale głosem dziewczyny. Finne rozciął jej brzuch, wepchnął do niego mówiącą lalkę na baterie i zaszył.

Kaja jęknęła.

– Przepraszam – powiedziała. – Trochę wyszłam z wprawy.

Harry kiwnął głową.

– Więc znów go złapałem. Wykorzystałem przynętę. I złapałem go ze spuszczonymi spodniami. Dosłownie. Jest zdjęcie z tej akcji. Mocny flesz, trochę przeeksponowane. Oprócz tego upokorzenia osobiście zadbałem o to, aby Svein „Narzeczony” Finne spędził dwadzieścia ze swoich dobrze ponad siedemdziesięciu lat za kratami. Między innymi za zabójstwo, którego, jak twierdzi, nie popełnił. Masz więc motyw. Masz intuicję. Możemy wyjść na taras zapalić?

Poszli po kurtki i usiedli na dużym zadaszonym tarasie wychodzącym na ogród z nagimi jabłoniami. Harry spojrzał w okna na piętrze domu po drugiej stronie Lyder Sagens gate. Wszystkie pozamykane i zasłonięte.

– Twój sąsiad. – Harry wyjął papierosy. – Już cię nie pilnuje?

– Greger parę lat temu przekroczył dziewięćdziesiątkę, ale w zeszłym roku umarł.

– Więc teraz musisz pilnować się sama?

Wzruszyła ramionami. W tym ruchu był jakiś rytm, niczym w tańcu.

– Mam wrażenie, że stale ktoś się mną opiekuje.

– Zrobiłaś się religijna?

– Nie. Poczęstujesz mnie papierosem?

Harry spojrzał na nią. Wsunęła ręce pod uda, pamiętał, że miała taki zwyczaj, bo dłonie szybko jej marzły.

– Wiesz, że siedzieliśmy właśnie tutaj i robiliśmy dokładnie to samo całe lata temu? Ile? Siedem? Osiem lat temu?

– Tak – odparła. – Pamiętam. – Wyswobodziła jedną rękę. Przytrzymała mocno papierosa między palcem wskazującym a środkowym, pozwalając, by Harry jej przypalił. Zaciągnęła się i wydmuchnęła chmurę szarego dymu. Radziła sobie z papierosem równie niezgrabnie jak wtedy. Harry poczuł słodkawy smak wspomnień. Rozmawiali wówczas o paleniu w filmie Now, Voyager, o monizmie materialistycznym, wolnej woli, Johnie Fantem i radości, jaką sprawia kradzież drobiazgów. Nagle, jakby w ramach kary za te bezbolesne sekundy, aż drgnął, gdy padło jej imię i nóż znów obrócono w ranie.

– Mówisz z taką pewnością, że Rakel nie miała innych wrogów oprócz tego Finnego, Harry, ale na jakiej podstawie uważasz, że wiesz o wszystkich szczegółach jej życia? Ludzie mogą mieszkać razem, spać w jednym łóżku, ale to wcale nie oznacza, że muszą znać wszystkie swoje tajemnice.

Harry chrząknął.

– Znałem ją, Kaju. Ona znała mnie. Znaliśmy się nawzajem. Nie mieliśmy żadnych taje…

Usłyszał drżenie we własnym głosie i urwał.

– W porządku, Harry. Ale nie wiem, kim mam dla ciebie być. Pocieszycielką czy zawodowcem?

– Zawodowcem.

– Okej. – Kaja odłożyła papierosa na brzeg drewnianego stołu. – Wobec tego przedstawię ci inną możliwość, tylko jako przykład. Rakel mogła nawiązać relację z jakimś mężczyzną. Ty może nie potrafisz sobie wyobrazić, że była w stanie cię oszukać, ale uwierz mi, kobiety są lepsze w ukrywaniu takich rzeczy niż mężczyźni, zwłaszcza gdy uważają, że mają dobry powód, a mężczyźni są gorsi w odkrywaniu zdrad niż kobiety.

Harry zamknął oczy.

– To brzmi jak grube…

– …uogólnienie. Oczywiście. I zaraz będzie następne. Kobiety zdradzają z innych powodów niż mężczyźni. Może Rakel wiedziała, że musi odejść od ciebie, ale potrzebowała katalizatora, odskoczni? Na przykład przypadkowego skoku w bok. A kiedy relacja spełniła już swoją funkcję i Rakel uwolniła się od ciebie, zerwała także z tym drugim mężczyzną. Pstryk i masz głęboko zakochanego i głęboko urażonego mężczyznę z motywem zbrodni.

– Okej – powiedział Harry. – Ale czy ty sama w to wierzysz?

– Nie. Ale to pokazuje, że mogą istnieć inne ewentualności. W każdym razie nie wierzę w motyw, który przypisujesz Finnemu.

– Nie?

– Miałby zabić Rakel tylko dlatego, że ty jako policjant wykonałeś pracę, która do ciebie należała? To, że cię nienawidzi, że ci groził, okej. Ale ludźmi takimi jak Finne kieruje popęd seksualny, a nie żądza zemsty. Przynajmniej nie bardziej niż innymi przestępcami. Nigdy nie czułam zagrożenia ze strony tych, których posłałam za kratki, bez względu na to, jak mocni byli w gębie. Od wyrzucenia z siebie taniej pogróżki do poniesienia ryzyka i kosztów zabójstwa jest daleka droga. Wydaje mi się, że Finne potrzebowałby o wiele silniejszego motywu, aby ryzykować spędzenie w pudle dwunastu lat, może już ostatnich w życiu.

Harry ze złością mocno zaciągał się dymem. Ze złością, ponieważ czuł, że wszystko w nim protestuje przeciwko temu, co powiedziała Kaja. Ze złością, ponieważ wiedział, że ona ma rację.

– A jaki motyw zemsty uważałabyś za dostatecznie silny?

Znów to roztańczone, niemal dziecinne wzruszenie ramion.

– Nie wiem. Coś osobistego. Coś współmiernego z tym, co spotkało ciebie.

– Przecież właśnie tak było. Odebrałem mu wolność, takie życie, jakie kochał. Więc on w rewanżu odebrał mi to, co kochałem najbardziej.

– Rakel. – Kaja wysunęła dolną wargę i kiwnęła głową. – Żebyś dalej musiał żyć z bólem.

– No właśnie. – Harry zorientował się, że z papierosa został już tylko filtr. – Ty wiele rozumiesz, Kaju. Właśnie dlatego tu przyszedłem.

– To znaczy?

– Wiesz, że nie mogę działać. – Harry próbował się uśmiechnąć. – Stałem się swoim własnym najgorszym przykładem kierującego się uczuciami śledczego, który zaczyna od wniosku, a dopiero potem szuka pytań, żeby odpowiedź na nie potwierdziła konkluzję. Właśnie dlatego cię potrzebuję, Kaju.

– Nie nadążam.

– Jestem zawieszony i nie wolno mi pracować z innymi z wydziału. Będąc śledczymi, potrzebujemy kogoś, z kim moglibyśmy poprzerzucać się piłką. Potrzebujemy oporu. Nowych pomysłów. A ty jesteś byłą śledczą i nie masz czym zapełnić sobie dni.

– Nie, nie, Harry.

– Posłuchaj mnie. – Harry się pochylił. – Wiem, że nic mi nie jesteś winna. Wiem, że cię wtedy zostawiłem. To, że pękło mi serce, to wytłumaczenie, ale nie usprawiedliwienie złamania twojego serca. Wiedziałem, co robię, i zrobiłbym to samo jeszcze raz. Ponieważ musiałem. Ponieważ kochałem Rakel. Wiem, że to, o co cię proszę, to zbyt wiele. Ale proszę i tak. Popadam w obłęd, Kaju. Muszę coś robić. A jedyne, co potrafię, to ścigać zabójców. I pić. Mogę się zapić na śmierć, jeśli będę musiał.

Zobaczył, że Kaja drgnęła.

– Mówię, jak jest. Nie musisz odpowiadać. Proszę cię tylko, żebyś się nad tym zastanowiła. Mój numer znasz. A teraz zostawię cię w spokoju.

Wstał.

Włożył buty, wyszedł za bramę i ruszył w stronę Suhms gate, w dół Norabakken, minął kościół Fagerborg, udało mu się przejść obok dwóch otwartych knajp, pełnych stałych wyznawców tłoczących się przy barach, zobaczył wejście na stadion Bislett, który niegdyś też miał swoich wiernych wyznawców, ale teraz przypominał raczej więzienie, spojrzał w bezsensownie pogodne niebo i przechodząc na drugą stronę ulicy, w momencie oślepienia dostrzegł w pulsującym słońcu drżące S. A kiedy zawyły hamulce tramwaju, zabrzmiało to jak echo jego własnego krzyku, gdy podnosił się z jakiejś podłogi, a jego but poślizgnął się we krwi.


Truls Berntsen siedział przed komputerem i oglądał trzeci odcinek pierwszego sezonu Świata gliniarzy. Obejrzał już całą serię dwa razy, a teraz znów zaczął od początku. Z serialami telewizyjnymi było bowiem tak jak z pornosami: te stare, pierwotne, pozostawały najlepsze. Poza tym Truls był Vikiem Mackeyem. No dobrze, nie w pełni, ale Vic w każdym razie był taki, jaki Truls Berntsen miał ochotę być: na wskroś skorumpowany, ale trzymający się zasad moralnych, które sprawiały, że nie dało się temu nic zarzucić. Właśnie to było świetne. Że można być takim bad, ale mimo wszystko w porządku, ponieważ ocena zależy tylko od tego, jak się na to patrzy. Z jakiego punktu widzenia. Naziści i komuniści też robili filmy wojenne i przekonywali ludzi do kibicowania świniom. Nic nie było do końca prawdą i nic nie było czystym kłamstwem. Punkt widzenia. Tylko to się liczy. Punkt widzenia.

Zadzwonił telefon.

Wywołało to jego niepokój.

To Hagen zdecydował, że Wydział Zabójstw ma być obsadzony również w weekendy. Wprawdzie tylko przez jedną osobę, ale Truls nie miał nic przeciwko temu, brał też sporo dyżurów za innych. Po pierwsze, i tak nie miał nic do roboty, a po drugie, potrzebował i pieniędzy, i dodatkowych wolnych dni na jesienny wyjazd do Pattai. A po trzecie, nie musiał wtedy nic robić, ponieważ odbieraniem zgłoszeń zajmował się dyżur policyjny. Truls w zasadzie wątpił, by ktokolwiek tam wiedział, że w Wydziale Zabójstw dyżuruje ktoś w weekendy, a sam nie miał zamiaru nikogo o tym informować.

Właśnie dlatego ten telefon go zaniepokoił, bo numer na wyświetlaczu świadczył o tym, że jednak dzwonią z dyżuru policyjnego.

Po pięciu dzwonkach Truls zaklął cicho, przyciszył dźwięk Świata gliniarzy, ale filmu nie wyłączył, i podniósł słuchawkę.

– Tak – powiedział, starając się nadać tej jednej pozytywnej sylabie brzmienie świadczące o pełnym odrzuceniu.

– Dyżur policyjny. Mamy tu kobietę, która potrzebuje pomocy. Chce obejrzeć zdjęcia gwałcicieli.

– To działka obyczajówki.

– Wy macie te same zdjęcia, a u nich nie ma dyżuru weekendowego.

– Lepiej, żeby przyszła w poniedziałek.

– Lepiej, żeby zobaczyła te zdjęcia już teraz, dopóki pamięta twarze. Macie dyżur weekendowy czy nie?

– No dobra – warknął Truls Berntsen. – Przyprowadźcie ją tutaj.

– My tu mamy urwanie głowy, więc może sam byś po nią przyszedł.

– Urwanie głowy mam i ja. – Truls zaczekał, ale nie dostał odpowiedzi. – Okej, przyjdę – westchnął.

– Świetnie. I wiesz co, to już od jakiegoś czasu nie nazywa się obyczajówka. Teraz to Wydział Przestępstw na tle Seksualnym.

– Fuck you too – mruknął Truls tak cicho, że raczej nikt tego nie usłyszał. Odłożył słuchawkę i wcisnął pauzę. Świat gliniarzy zatrzymał się akurat przed jedną z jego ulubionych scen: tą, w której Vic likwiduje innego policjanta, Terry’ego, swego kolegę, kulką trafiającą tuż poniżej lewego oka.


– A więc nie była pani narażona na gwałt, tylko uważa pani, że coś takiego widziała? – Truls Berntsen przyciągnął do swojego biurka dodatkowe krzesło. – Jest pani pewna, że to był gwałt?

– Nie – odparła kobieta, która przedstawiła się jako Dagny Jensen. – Ale jeśli rozpoznam któregoś z gwałcicieli z waszego archiwum, to będę tego pewna.

Truls podrapał się po wysuniętym jak u frankensteina czole.

– Nie chce pani złożyć zawiadomienia, dopóki nie rozpozna pani sprawcy?

– Otóż to.

– Zazwyczaj nie tak się to odbywa – stwierdził Truls. – Ale powiedzmy, że zrobię pani dziesięciominutowy pokaz slajdów na komputerze, a całą resztę, zawiadomienie o przestępstwie i zeznania, załatwi pani z dyżurem policyjnym. Jestem sam i mam roboty po uszy, rozumie pani? Umawiamy się tak?

– Dobrze.

– No to zaczynamy. Przypuszczalny wiek gwałciciela?

Już po trzech minutach Dagny Jensen wskazała zdjęcie na ekranie.

– Kto to jest?

Truls wyczuł, że kobieta walczy z drżeniem w głosie.

– To sam Svein Finne – wyjaśnił Truls. – Jego pani widziała?

– Co on zrobił?

– Należałoby raczej spytać, czego nie zrobił. Zaraz zobaczymy. – Truls postukał w klawiaturę, wcisnął Enter i na monitorze pojawił się szczegółowy wyciąg z Rejestru Karnego.

Widział wzrok Dagny Jensen przesuwający się w dół strony i rosnące przerażenie na jej twarzy, w miarę jak z suchego języka policyjnego coraz wyraźniej wyłaniał się potwór.

– On zabijał – szepnęła. – Kobiety, które zaszły z nim w ciążę.

– Uszkodzenie ciała i zabójstwo – poprawił ją Truls. – Odsiedział już wyrok. Ale jeśli jest ktoś, przeciwko komu chętnie przyjmiemy nowe zawiadomienie, to właśnie Finne.

– Czy… jesteście pewni, że dacie radę go złapać?

– O, z pewnością, jeśli wystosujemy list gończy – odparł Truls. – Zupełnie inną sprawą jest rzecz jasna to, czy uda się go skazać. W sprawach o gwałt często bywa słowo przeciwko słowu, a wtedy możemy być zmuszeni znów go wypuścić. Ale naturalnie w sytuacji, kiedy jest świadek, taki jak pani, to będą dwa świadectwa przeciwko jednemu. Trzeba więc mieć nadzieję.

Dagny Jensen kilkakrotnie przełknęła ślinę.

Truls ziewnął i spojrzał na zegarek.

– No to skoro już pani zobaczyła to zdjęcie, proszę zejść na dół do dyżurnego i wziąć się do papierkowej roboty, dobrze?

– Tak – powiedziała kobieta, nie odrywając oczu od ekranu. – Tak, oczywiście.

Nóż. Harry Hole. Tom 12

Подняться наверх