Читать книгу Najstarszy - Christopher Paolini - Страница 10
Rada Starszych
ОглавлениеEragon ocknął się i przekręcił na skraju łóżka, wodząc wzrokiem po pokoju oświetlonym słabym blaskiem zasłoniętej lampy. Usiadł, patrząc na śpiącą Saphirę. Jej umięśnione boki unosiły się i opadały, gdy wielkie miechy płuc wciągały powietrze przez łuskowate nozdrza. Pomyślał o szalejącym ognistym piekle, jakie umiała teraz przywoływać i wyrzucać z paszczy. Był to doprawdy niesamowity widok: płomienie dość gorące, by stopić metal, spływające bez szkody po języku i między potężnymi zębami. Odkąd pierwszy raz zionęła ogniem – podczas walki z Durzą, gdy opadała ku niemu ze szczytu Tronjheimu – Saphira wciąż przechwalała się swym nowym talentem. Często wypuszczała z paszczy niewielkie strużki ognia i korzystała z każdej sposobności, by coś podpalić.
Po strzaskaniu Isidar Mithrimu, Eragon i Saphira nie mogli już pozostać dłużej w smoczej twierdzy. Krasnoludy znalazły im kwaterę w starej strażnicy na najniższym poziomie Tronjheimu. Było to duże pomieszczenie, miało jednak niski sufit i ciemne ściany.
Eragon przypomniał sobie z bólem serca wydarzenia poprzedniego dnia. Do oczu napłynęły mu łzy i ściekły po policzkach. Chwycił jedną w dłoń. Arya dopiero późnym wieczorem dała znak życia. Wynurzyła się wtedy z tunelu zmęczona, stąpając ciężko na obolałych stopach. Mimo wszelkich wysiłków – wspartych dodatkowo magią – urgale zdołały jej uciec.
– Znalazłam to – oznajmiła i pokazała im jedną z fioletowych szat Bliźniaków, podartą i zakrwawioną, oraz tunikę Murtagha i jego skórzane rękawice. – Leżały rozrzucone na skraju czarnej otchłani, której dna nie sięga żaden tunel. Urgale musiały ukraść ich zbroje i broń, a potem cisnąć ciała w przepaść. Próbowałam postrzegać Murtagha i Bliźniaków, ujrzałam jednak tylko cienie w głębi ziemi. – Spojrzała na Eragona. – Przykro mi, ale oni nie żyją.
Teraz, w bezpiecznym schronieniu umysłu, Eragon opłakiwał Murtagha. Straszliwe, przejmujące poczucie straty i zgrozy pogarszał jeszcze fakt, że przez ostatnie miesiące poznał je aż za dobrze.
Gdy tak wpatrywał się w maleńką lśniącą kopułkę łzy na swej dłoni, postanowił, że sam spróbuje postrzec trzech mężczyzn. Wiedział, że to rozpaczliwa, bezsensowna próba, ale musiał to zrobić, by przekonać samego siebie, że Murtagh naprawdę odszedł. Z drugiej strony nie był pewien, czy chce, by powiodło mu się tam, gdzie Arya poniosła klęskę. Czy poczuje się lepiej, widząc strzaskane ciało Murtagha leżące u podstawy urwiska głęboko pod Farthen Dûrem?
– Draumr kópa – wyszeptał.
Przejrzysty płyn pociemniał gwałtownie; przypominał teraz kroplę nocy leżącą na srebrzystej dłoni. Coś się w niej poruszyło, niczym ptak przelatujący na tle zasnutej chmurami tarczy księżyca... ale po chwili ów ruch zamarł.
Kolejna łza dołączyła do pierwszej.
Eragon odetchnął głęboko, odchylił się i pozwolił, by ogarnął go spokój. Odkąd ocknął się uleczony z zadanej przez Durzę rany, pojął upokarzającą prawdę, że do tej pory zwyciężał dzięki czystemu szczęściu. Jeśli jeszcze kiedyś stawię czoło innemu Cieniowi, Ra’zacom lub Galbatorixowi, muszę być silniejszy, o ile chcę wygrać. Brom mógł nauczyć mnie więcej, wiem, że mógł. Ale bez niego pozostaje mi tylko jedno wyjście: elfy.
Oddech Saphiry przyśpieszył, a potem otworzyła oczy i ziewnęła szeroko.
Dzień dobry, mój mały.
Naprawdę dobry? Spuścił wzrok i oparł się na rękach, przygniatając siennik. Raczej straszny... Murtagh i Ajihad... Czemu wartownicy w tunelach nie ostrzegli nas przed urgalami? Nie powinny móc niepostrzeżenie podążać tropem oddziału Ajihada. Arya miała rację, to nie ma sensu.
Być może nigdy nie poznamy prawdy – odparła łagodnie Saphira. Wstała, muskając skrzydłami sufit. Musisz coś zjeść, a potem dowiemy się, co planują Vardeni. Nie powinniśmy tracić czasu. Za kilka godzin mogą już wybrać nowego przywódcę.
Eragon zgodził się z nią. Przypomniał sobie, jak wczoraj rozstali się ze wszystkimi: Orik odbiegł, by przekazać wieści królowi Hrothgarowi, Jörmundur zabrał ciało Ajihada w miejsce, gdzie miało spocząć do czasu pogrzebu, a Arya stała samotnie, odprowadzając wzrokiem ich wszystkich.
Wstał, przypiął do pasa Zar’roca, na plecy zarzucił łuk, potem pochylił się i podniósł siodło Śnieżnego Płomienia. Nagle jego tułów przeszyła szpila palącego bólu, który powalił go na posadzkę, gdzie Eragon zwijał się, sięgając niezgrabnie do tyłu. Miał wrażenie, jakby ktoś próbował rozpiłować go na pół. Saphira warknęła, gdy dotarło do niej echo bólu. Próbowała ukoić go własnym umysłem, nie zdołała jednak zmniejszyć cierpienia swego Jeźdźca. Jej ogon uniósł się instynktownie, jak do walki.
Atak skończył się po kilku minutach. Ostatnia fala bólu zniknęła. Eragon leżał na ziemi zdyszany, z twarzą mokrą od potu. Włosy lepiły mu się do czaszki, w uszach dzwoniło. Sięgnął do tyłu i ostrożnie przesunął palcami po szczycie blizny. Była gorąca, opuchnięta i wrażliwa. Saphira opuściła pysk i dotknęła jego ramienia.
Och, mój mały...
Tym razem było gorzej – odparł, dźwigając się chwiejnie na nogi. Pozwoliła mu oprzeć się o siebie, gdy wycierał pot kawałkiem czystego materiału. Potem ostrożnie ruszył do drzwi.
Jesteś dość silny, by iść?
Musimy. Jako smok i Jeździec mamy obowiązek udzielić publicznego wsparcia nowo wybranemu przywódcy Vardenów, a może nawet wpłynąć na ów wybór. Nie zamierzam lekceważyć znaczenia naszej pozycji. Cieszymy się teraz wśród Vardenów wielkim autorytetem. Przynajmniej nie ma tu Bliźniaków, którzy sami próbowaliby przechwycić przywództwo. To jedyna dobra strona obecnej sytuacji.
No dobrze, ale Durza powinien cierpieć tysiąc lat tortur za to, co ci zrobił.
Eragon odchrząknął.
Trzymaj się blisko mnie.
Ruszyli przez Tronjheim w stronę najbliższej kuchni. Napotykani w korytarzach i przejściach ludzie zatrzymywali się i skłaniali głowy, mamrocząc „Argetlam” bądź „Cieniobójca”. Pozdrawiały ich nawet krasnoludy, choć nie tak często. Eragona uderzyły poważne udręczone miny ludzi i ciemne stroje, które przywdziali, by okazać smutek. Wiele kobiet ubrało się w czerń, ich twarze przesłaniały koronkowe welony.
W kuchni Eragon zaniósł kamienny talerz z jedzeniem na jeden z niskich stołów. Saphira obserwowała go uważnie, na wypadek gdyby atak się powtórzył. Kilka osób próbowało podejść, ona jednak uniosła górną wargę i warknęła, tak że rozpierzchli się w popłochu. Eragon skubał jedzenie, udając, że niczego nie dostrzega. W końcu, próbując odwrócić myśli od Murtagha, spytał:
Jak myślisz, kto może teraz kontrolować Vardenów, skoro nie ma już Ajihada i Bliźniaków?
Smoczyca zawahała się.
Może ty, jeśli ostatnie słowa Ajihada zinterpretujemy jako błogosławieństwo dla nowego wodza. Prawie nikt by się nie sprzeciwił. Nie uważam jednak, żeby to było najmądrzejsze wyjście. Wiedzie wyłącznie ku kłopotom – odpowiedziała.
Zgadzam się. Poza tym Arya by tego nie zaakceptowała, a nie chciałbym sobie robić z niej wroga. Elfy nie mogą kłamać w pradawnej mowie, w naszej jednak nie znają podobnych ograniczeń. Gdyby służyło to jej celom, mogłaby zaprzeczyć, że Ajihad powiedział cokolwiek. Nie, nie chcę tego stanowiska... Co powiesz na Jörmundura?
Ajihad nazywał go swoją prawą ręką. Niestety, niewiele o nim wiemy, podobnie jak o innych wodzach Vardenów. Tak niewiele czasu minęło od dnia, gdy tu przybyliśmy. Będziemy musieli ocenić ich sami, ufając naszemu osądowi, przeczuciom i wrażeniom. Nie znając przeszłości.
Eragon przesuwał po talerzu kawałek ryby wokół stosu gniecionych bulw.
Nie zapominaj o Hrothgarze i klanach krasnoludzkich. Nie będą przecież milczeć. Poza Aryą elfy nie będą miały nic do powiedzenia o sukcesji – nim dotrą do nich wieści, decyzja dawno zdąży zapaść. Ale krasnoludów nie można i nie należy lekceważyć. Hrothgar łaskawie patrzy na Vardenów, jeśli jednak zbyt wiele klanów mu się sprzeciwi, mogą go wymanewrować i zmusić do poparcia kogoś nie nadającego się na dowódcę.
Kogóż takiego?
Osoby, którą łatwo manipulować. Zamknął oczy i wyprostował się. To może być każdy w Farthen Dûrze. Ktokolwiek.
Długą chwilę oboje rozmyślali nad najnowszymi problemami. Saphira odezwała się pierwsza: Eragonie, ktoś chce się z tobą widzieć. Nie mogę go przepłoszyć.
Hę? Szybko uniósł powieki i zmrużył oczy, czekając, by przywykły do światła. Przy stole stał bardzo blady młodzik. Czujnie obserwował Saphirę, jakby się bał, że smoczyca zechce go pożreć.
– O co chodzi? – spytał uprzejmie Eragon.
Chłopak wzdrygnął się, zarumienił i skłonił głowę.
– Argetlamie, zostałeś wezwany przed oblicze Rady Starszych.
– Co takiego?
Pytanie jeszcze bardziej zamąciło chłopcu w głowie.
– Ra-rada to... to... ludzie, których my, to znaczy Vardeni, wybraliśmy, by w naszym imieniu przemawiali do Ajihada. Byli jego zaufanymi doradcami. Teraz chcą cię widzieć. To wielki zaszczyt – zakończył z szerokim uśmiechem.
– A ty mnie do nich zaprowadzisz?
– Tak.
Saphira spojrzała pytająco na Eragona, który wzruszył ramionami i wstał, pozostawiając niedojedzony posiłek. Gestem polecił chłopcu, by pokazał im drogę. Podczas marszu chłopak podziwiał ze lśniącymi oczami Zar’roca, potem nieśmiało spuścił wzrok.
– Jak masz na imię? – spytał Eragon.
– Jarsha, panie.
– To dobre imię. Doskonale przekazałeś wiadomość. Powinieneś być dumny.
Jarsha rozpromienił się i lekkim krokiem ruszył naprzód.
Szybko dotarli do pokrytych wypukłymi rzeźbami kamiennych drzwi. Jarsha pchnął je i ich oczom ukazała się okrągła komnata zwieńczona błękitną jak niebo kopułą, ozdobioną malunkami konstelacji. Okrągły marmurowy stół oznaczony godłem Dûrgrimst Ingeitum – pionowo ustawionym młotem w otoczeniu dwunastu gwiazd – stał pośrodku komnaty. Przy stole siedział Jörmundur i dwaj inni mężczyźni, jeden wysoki i jeden gruby, kobieta o zaciśniętych wargach, wąsko osadzonych oczach i starannie wymalowanych policzkach, i druga, nad której dobroduszną twarzą piętrzyła się kępa siwych włosów; wrażeniu łagodności zaprzeczała jednak rękojeść sztyletu wystająca spomiędzy jej szat.
– Możesz odejść – rzekł do Jarshy Jörmundur. Chłopak ukłonił się i szybko odszedł.
Świadom tego, że obserwują go wszystkie oczy w komnacie, Eragon rozejrzał się i usiadł na krześle stojącym w takim miejscu, by członkowie rady musieli odwrócić głowy, jeśli chcieli wciąż na niego patrzeć. Saphira przycupnęła tuż za nim; we włosach czuł gorący oddech smoczycy.
Jörmundur uniósł się z miejsca, skłonił lekko i znów usiadł.
– Dziękuję, że przybyłeś, Eragonie, choć także poniosłeś bolesną stratę. To jest Umérth – wysoki mężczyzna – Falberd – tęgi – oraz Sabrae i Elessari – kobiety.
Eragon skłonił głowę.
– A Bliźniacy? Czy także byli częścią tej rady? – zapytał, a Sabrae gwałtownie zaprzeczyła, postukując w stół długim paznokciem.
– Nie mieli z nami nic wspólnego. Byli jak mierzwa, nie, jeszcze gorzej: niczym pijawki działające zawsze wyłącznie dla własnej korzyści. Nie pragnęli służyć Vardenom, nie mieli zatem miejsca w tej radzie.
Eragon nawet z drugiej strony stołu czuł zapach jej perfum, ciężki i oleisty niczym woń gnijącego kwiatu. Z trudem powstrzymał się od uśmiechu na to skojarzenie.
– Wystarczy. Nie przyszliśmy tu po to, by rozmawiać o Bliźniakach – uciął Jörmundur. – Stoimy w obliczu kryzysu, który należy rozwiązać szybko i sprawnie. Jeśli my nie wybierzemy następcy Ajihada, zrobi to ktoś inny. Hrothgar przysłał nam już kondolencje. A choć zachował się niezwykle uprzejmie, to z pewnością, podczas gdy my tu rozmawiamy, on snuje własne plany. Musimy też mieć na względzie Du Vrangr Gata, znających magię. Większość z nich jest oddana Vardenom, lecz nawet w najlepszych okolicznościach trudno przewidzieć jak postąpią. Mogą zechcieć sprzeciwić się naszemu wyborowi, by poprawić własną pozycję. Dlatego właśnie potrzeba nam twego wsparcia i pomocy, Eragonie. Chcemy, żebyś swym autorytetem wsparł tego, kto zajmie miejsce Ajihada.
Falberd oparł na stole mięsiste dłonie i dźwignął się z krzesła.
– Cała nasza piątka podjęła już decyzję, kogo poprze. Nie mamy wątpliwości, że to właściwa osoba. Ale – uniósł gruby palec – nim ujawnimy ci kto to, musisz nam dać słowo honoru, że niezależnie, czy się z nami zgodzisz, czy nie, nic z tego, co usłyszysz, nie opuści tej komnaty.
Dlaczego tego żądają? – spytał Saphirę Eragon.
Nie wiem. Smoczyca prychnęła. To może być pułapka. Ale musisz zaryzykować. Pamiętaj też, że ode mnie nie wymagają słowa. W razie potrzeby mogę powtórzyć wszystko Aryi. To bardzo niemądrze z ich strony zapomnieć, że inteligencją dorównuję ludziom.
Ta myśl bardzo go ucieszyła.
– Zgoda. Macie moje słowo. A teraz mów, kto według was winien przewodzić Vardenom.
– Nasuada.
Zaskoczony Eragon spuścił wzrok, myśląc gorączkowo. Nie brał pod uwagę kandydatury Nasuady, z powodu jej młodego wieku – była zaledwie kilka lat starsza od niego. Oczywiście nie istniała żadna przyczyna, dla której nie mogłaby zostać przywódcą, ale dlaczego Rada Starszych wybrała właśnie ją? Co na tym zyskają? Przypomniał sobie wszystkie dobre rady Broma i próbował przyjrzeć się tej zagadce z każdej strony, wiedząc, że musi zdecydować szybko.
Nasuada ma w sobie siłę stali – zauważyła Saphira. Będzie taka jak ojciec.
Może, ale czemu to ją wybrali?
– Czemu nie ty, Jörmundurze? – spytał, usiłując zyskać na czasie. – Ajihad nazwał cię swoją prawą ręką. Czy to nie oznacza, że powinieneś zająć jego miejsce?
Wśród członków rady rozszedł się szmer niepokoju. Sabrae wyprostowała się jeszcze bardziej, splatając mocno dłonie, Umérth i Falberd spojrzeli po sobie posępnie, natomiast Elessari tylko się uśmiechnęła. Rękojeść sztyletu falowała na jej piersi.
– Ponieważ – odparł Jörmundur, starannie dobierając słowa – Ajihad mówił wówczas o sprawach wojskowych i o niczym więcej. Poza tym jestem członkiem tej rady, a nasza siła polega na wsparciu, jakiego sobie udzielamy. Niemądrze i niebezpiecznie byłoby, gdyby jedno z nas usiłowało wybić się ponad resztę.
Pozostali odprężyli się, gdy skończył. Elessari poklepała go lekko po przedramieniu.
Ha! – wykrzyknęła Saphira. Zapewne chętnie przejąłby władzę, gdyby zdołał zmusić pozostałych, żeby go poparli. Zauważ, jak na niego patrzą. Jest wśród nich niczym wilk.
Może wilk pośród stada szakali – zastanowił się Eragon.
– Czy Nasuada ma dość doświadczenia? – spytał głośno.
Elessari pochyliła się mocno, przyciśnięta do krawędzi stołu.
– Przebywałam tu już siedem lat, kiedy Ajihad dołączył do Vardenów. Na moich oczach Nasuada stała się z uroczej dziewczynki kobietą, którą jest dzisiaj: od czasu do czasu nieco lekkomyślną, lecz doskonałą, by poprowadzić Vardenów. Ludzie ją pokochają. Ja natomiast – poklepała się czule po gorsie – i moi przyjaciele wspomożemy ją w tych trudnych czasach. Zawsze będzie miała kogoś, kto wskaże jej właściwą drogę. Brak doświadczenia nie może przeszkodzić w tym, by zajęła przeznaczoną dla niej pozycję.
Eragon nagle wszystko zrozumiał.
Chcą mieć marionetkę!
– Pogrzeb Ajihada odbędzie się za dwa dni – wtrącił Umérth. – Tuż po nim zamierzamy ogłosić Nasuadę nową przywódczynią. Najpierw oczywiście musimy ją zapytać, ale z pewnością się zgodzi. Chcemy, żebyś był obecny podczas mianowania – wówczas nikt, nawet Hrothgar, nie będzie mógł się sprzeciwić – i żebyś złożył hołd Vardenom. To przywróci ludziom pewność, której pozbawiła ich śmierć Ajihada, i zniweczy wszelkie próby rozbicia naszej jedności.
Hołd!
Saphira szybko dotknęła umysłu Eragona.
Zauważ, że nie chcą, byś przysiągł Nasuadzie, tylko Vardenom.
Tak, i zamierzają sami mianować Nasuadę, co pokaże wyraźnie, że rada ma większą władzę niż ona. Mogliby poprosić Aryę, żeby to zrobiła, ale oznaczałoby to uznanie, że stoi ponad Vardenami. W ten sposób pokażą swą przewagę nad Nasuadą, zyskają kontrolę nad nami poprzez hołd, a publiczne uznanie przez Jeźdźca przywództwa Nasuady zwiększy ich autorytet.
– Co się stanie – spytał – jeśli nie przyjmę waszej oferty?
– Oferty? – Falberd sprawiał wrażenie szczerze zaskoczonego. – Ależ oczywiście nic. Tyle że twoja nieobecność podczas wyboru Nasuady stałaby się wielką obrazą. Jeśli bohater bitwy o Farthen Dûr ją zlekceważy, Nasuada z pewnością pomyśli, że Jeździec gardzi nią i uważa Vardenów za niegodnych służby. Czy zdoła znieść podobne poniżenie?
Znaczenie tych słów było całkiem jasne. Eragon ścisnął pod stołem rękojeść Zar’roca. Miał ochotę krzyczeć, że nie trzeba zmuszać go do poparcia Vardenów, że i tak by to zrobił. Teraz jednak instynktownie pragnął się sprzeciwić, uniknąć kajdan, w które próbowali go zakuć.
– Skoro Jeźdźcy cieszą się tak znamienitą opinią, mógłbym uznać, że najlepiej będzie, jeśli sam poprowadzę Vardenów.
Nastrój w komnacie pogorszył się gwałtownie.
– To nie byłoby mądre – oznajmiła Sabrae.
Eragon zastanawiał się, rozpaczliwie próbując znaleźć jakieś wyjście.
Po śmierci Ajihada – rzekła Saphira – być może nie zdołamy pozostać niezależni od wszystkich, tak jak pragnął. Nie możemy narazić się na gniew Vardenów. Jeśli ta rada ma przejąć nad nimi kontrolę po mianowaniu Nasuady, musimy ich ugłaskać. Pamiętaj, podobnie jak my, oni także muszą myśleć o sobie.
Ale kiedy chwycą nas w garść, czego sobie zażyczą? Czy uszanują pakt wiążący Vardenów z elfami i wyślą nas do Ellesméry na szkolenie, czy też wydadzą inny rozkaz? Jörmundur wydaje mi się człowiekiem honoru, lecz pozostali? Nie potrafię orzec.
Saphira musnęła krańcem szczęki czubek jego głowy.
Zgódź się przyjść na ceremonię mianowania Nasuady. Uważam, że to musimy zrobić. Co do hołdu, zobacz, czy uda ci się uniknąć zgody. Może do tego czasu wydarzy się coś, co odmieni naszą pozycję. Może Arya znajdzie rozwiązanie.
Eragon skinął głową.
– Jak sobie życzycie. Przybędę na mianowanie Nasuady.
Jörmundur odetchnął z ulgą.
– To dobrze. Pozostało nam zatem do załatwienia tylko jedno – zgoda Nasuady. Skoro wszyscy już tu jesteśmy, nie ma co zwlekać. Natychmiast po nią poślę. Poproszę też Aryę. Przed publicznym ogłoszeniem decyzji potrzebna nam zgoda elfów. Nie powinno być trudno ją uzyskać; Arya nie może sprzeciwić się woli rady i twojej, Eragonie. Będzie musiała zgodzić się z naszym osądem.
– Zaczekaj. – Oczy Elessari błysnęły groźnie. – Twoje słowo, Jeźdźcze. Czy podczas ceremonii złożysz hołd?
– O tak, musisz to zrobić – zawtórował jej Falberd. – Musisz to zrobić. Vardeni byliby zhańbieni, gdybyś uznał, że nie zdołamy zapewnić ci wszelkiej możliwej opieki.
Nieźle to ujął!
Warto było spróbować – mruknęła Saphira. Lękam się, że nie masz innego wyjścia.
Nie ośmielą się na skrzywdzić, jeśli odmówię.
Nie, ale mogą nam bardzo uprzykrzyć życie. Nie mówię, żebyś zgodził się dla mnie, lecz dla twego dobra. Istnieje wiele niebezpieczeństw, przed którymi nie mogę cię chronić, Eragonie. Galbatorix chce nas zniszczyć, trzeba zatem, by otaczali cię sprzymierzeńcy, nie wrogowie. Nie możemy sobie pozwolić na walkę ani z imperium, ani z Vardenami.
– Złożę hołd – odparł po dłuższej przerwie Eragon.
Członkowie Rady Starszych wyraźnie się odprężyli. Umérth wręcz odetchnął z ulgą i nieudolnie usiłował to zamaskować.
Oni się nas boją!
I powinni – warknęła Saphira.
Jörmundur wezwał Jarshę i przemówił do niego krótko. Chłopak natychmiast pobiegł po Nasuadę i Aryę. Podczas jego nieobecności w komnacie zapadła niezręczna cisza. Eragon całkowicie ignorował członków rady, szukając rozpaczliwie wyjścia z pułapki. Żadnego nie znalazł.
Gdy drzwi otwarły się ponownie, wszyscy wyczekująco unieśli głowy. Pierwsza przekroczyła próg Nasuada, spoglądając ze spokojem na obecnych w komnacie. Haftowana suknia miała odcień najgłębszej czerni, głębszej nawet niż jej skóra, rozjaśnionej tylko szarfą barwy królewskiej purpury, sięgającą od ramienia po biodro. Za nią kroczyła Arya, stąpając gibko i gładko jak kotka, oraz wyraźnie oszołomiony Jarsha.
Jörmundur odprawił chłopaka, po czym przysunął krzesło Nasuadzie. Eragon pośpieszył, by uczynić to samo dla Aryi, elfka jednak zignorowała podsunięte krzesło i zatrzymała się parę kroków od stołu.
Saphiro – rzekł – powtórz jej wszystko, co się tu stało. Mam przeczucie, że członkowie rady nie powiadomią jej, że zmusili mnie do przysięgi wierności wobec Vardenów.
– Aryo. – Jörmundur pozdrowił ją skinieniem głowy, po czym skupił wzrok na Nasuadzie. – Nasuado, córko Ajihada, Rada Starszych pragnie oficjalnie złożyć ci najszczersze kondolencje z powodu straty, która dotknęła cię bardziej niż kogokolwiek... – Zniżając głos, dodał: – Bardzo ci współczujemy. Wszyscy wiemy, jak to jest stracić kogoś z rodziny w walce z imperium.
– Dziękuję – mruknęła Nasuada, mrużąc migdałowe oczy.
Siedziała tam, nieśmiała i skromna, i sprawiała wrażenie tak bezbronnej, że Eragon zapragnął ją pocieszyć. Jakże teraz różniła się od energicznej młodej kobiety, która odwiedziła jego i Saphirę w Smoczej Twierdzy przed bitwą.
– Choć mamy teraz czas żałoby, pozostała kwestia, którą musisz rozstrzygnąć. Nasza rada nie może przewodzić Vardenom. Po pogrzebie ktoś musi zastąpić twojego ojca. Prosimy, byś przyjęła to stanowisko. Należy ci się prawnie jako jego dziedziczce. Vardeni oczekują tego po tobie.
Nasuada skłoniła głowę, jej oczy lśniły. W końcu przemówiła pełnym bólu głosem.
– Nigdy nie przypuszczałam, że w tak młodym wieku będę musiała zająć miejsce mego ojca. Jednakże... skoro twierdzicie, że to mój obowiązek... przyjmę go.